- Sacré bleu! – Jean-Pascal wrzasnął z grymasem niezadowolenia na twarzy widząc wdzierającą się do gospody wodę. - Nawet spokojnie nie dadzą człowiekowi zjeść obiadu. - pokręcił głową, po czym poderwał do góry sakwy ułożone tuż obok siedziska i położył na stoliku.
Spojrzał po nowych towarzyszach drogi – Hamirez i Grom wyglądali na tak samo przejętych sytuacją jak i on. Krasnolud nawet wybiegł na zewnątrz i Jean-Pascal uznał to za całkiem dobry pomysł, zwłaszcza że w stajni znajdował się jego wierny rumak Geremi. 'Co za paskudny świat... gdzie się nie ruszę zawsze muszę się w coś wpakować', stwierdził w myślach i zarzucając sakwy na plecy zaczął kierować się ku wyjściu. Karczmarz dyrygował swymi ludźmi wykrzykując jakieś komendy, a w sali panował niezły harmider. - Nie wiem jak wy panowie... – spojrzał po twarzach Estalijczyka i Hektora. - ale ja zamierzam sprawdzić co słychać w stajni. Za dużo zawdzięczam mojemu czworonożnemu przyjacielowi, bym pozwolił mu teraz zginąć w takich niegodnych okolicznościach. – powoli przesuwał się do wyjścia lawirując między kryjącymi się przed wodą ludźmi. Miał tylko nadzieję, że to chwilowy przypływ i za chwilę wszystko wróci do normy...
Geremi był mądrym karoszem i zapewne nie przestraszył się wody, jednak Jean-Pascal miał zamiar wyprowadzić go na w miarę suchy ląd (jeśli takowy się znajdował). Następnie rozejrzał się wokół, czy nikt z tubylców nie potrzebuje pomocy. |