Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-09-2008, 20:49   #5
Arango
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
Jacek Bończa herbu Bończa


Pan Jacek
patrzył lekko rozbawiony na Nuszyk. Zdawać się mogło, gdyby nie lico gładkie, że to Lipek jakiś, alboli hajduczek śladów szuka.
Właściwie to powinien się sam pofatygować z siodła, ale słonko grzało rozkosznie, a jemu za nic nie chciało się z z konia zleźć.

Powiódł wzrokiem po towarzyszach w wyprawie.

Pan Myslibór patrzył melancholijnie w studnie, pewnie wróży sobie z niej czy Tatarka mu rada - dumał, nie uszły bowiem jego uwagi spojrzenia jakimi obdarzał dziewczynę imć Taurusz.

Nie dla psa kiełbasa - pomyślał - raz, że Ostap Hohol zabrać sobie jej nie pozwoli, dwa że wiara inna.

Cmoknął i ścisnął kolanami boki wierzchowca. Ten posłuszny nakazowi, ruszył w kierunku żurawia. Tu pan Bończa zlazł z niego i przeciągnął się prostując zastałe podczas jazdy kości.





- Waść tak w studnie nie patrz, bo utopca Waszeć wypatrzysz - zwrócił się do Myśby.

- Duchy pomordowanych też może tu jeszcze są, przecie bez księdza zginęli, choć po prawdzie jeśli z rąk rezunów śmierć ich dosięgła to chyba w poczet męczenników powinni zostać wzięci ? - pozostawił pytanie bez odpowiedzi, bowiem jego ogier usiłować ugryźć w zad rumaka Nuszyk.

-
Spokój Belzebub - zgromił konia.

Po prawdzie to srokacz jaki dostał mu się w służbie pana miecznika podolskiego był godny swego imienia. Moskiewskiej rasy, nerwowy, złośliwy i kapryśny, w boju sprawował się nadzwyczajnie. Potrafił nawet przeciwnika zębami za twarz ułapić i na ziemię zrzucić. Dlatego też choć kłopotu miał z nim pan Jacek sporo by go do posłuchu i powolności przysposobić chwalił go sobie.





- Frater patrz źle się chyba dzieje na tym świecie, jak Belzebub Przeora kąsa - zawołał do przechadzającego się wśród zielska księdza. Ten jednak nie słyszał, bądź też słyszeć nie chciał, a może modlił się za dusze Kreczyńskiego, dość że nie odpowiedział.

Wzruszył tedy ramionami i skierował się w stronę Achmatowicz. Po prawdzie to Tatarów nie znosił, jako że z ich ręki ojciec jego w żałosnej cecorskiej potrzebie zaginał, czy tez zginął, ale cenił tę nacje za znajomość stepu i umiejętność tropienia śladów wszelakich, ludzkich czy zwierzęcych.

Jego sprawy miały się źle ostatnio i jedynie protekcja możnego pana, takiego jak wojewoda ruski mogły go od kłopotu wybawić. Księcia Wiśniowieckiego widział pod Ochmatowem i wielce rad by był pod takim wojennikiem służyć, przeto okazja jaką był uniwersał o karaniu zbrodniarzy - rezunów spadła mu jak ta gwiazdka z nieba.

Szedł przez łąkę krokiem pozornie leniwym, ale dłoń na rękojeści szabli miał opartą, a za pasem dobrze podsypaną krócicę. Szabla - prezent od ojca - była batorówką zacna z paluchem, jako, że jak większość żołnierzy wolał mieć pan Jacek kciuk mieć wyłamany, niż broń w pojedynku, czy potrzebie bitewnej stracić.





Był wzrostu średniego, szczupły, o rysach ściągniętych i jakby wiatrem Dzikich Pól wysmagane. Lat miał trzydzieści i pięć, choć zdawał się nieco starszym.

- I coś waćpanna nowego odkryła ? - spytał kucając obok Tatarki.
 

Ostatnio edytowane przez Arango : 23-09-2008 o 21:17.
Arango jest offline