Zaiste, Grom klął. Klął na szlachciców pokrzykujących jak jakieś zasrane kacapy z balkonów, klął na diuków, markizów, królów, właściwie na ich wszystkich. Prawda była taka, że w bretoni warstwy wyższe miały niższe gdzieś. Można było przenieś tę dzielnicę, można było zbudować wał przeciwpowodziowy, zbiorniki odprowadzające wode z przypływu. Tutaj jednak dla urodzonych liczyło się tylko by płacono podatki, teraz to zrozumiał. Rycerze byli w większości chorobą na zdrowym (w przenośni, bo na zbyt zdrowy to lud nie wyglądał) ciele tego ludu.
Całe szczęście, że krasnolud się nie utopił. Wóz udało się przestawić. Jednak plugastwo w mieście bardzo go zmartwiło. Odpowiedział jeszcze przed Hektorem. -Na moją brodę! Pewnie, że zamierzamy. Tymczasem nasza wspólna walka o przetrwanie będzie związana z panem Hektorem, bo przecież to w jego pracy będziem uczestniczyć. Skoro nas nie opuści to i pewnie historię swą zdąży opowiedzieć.
Krasnolud rozejrzał się - wokoło nie było już nikogo, a jednak on trzymał już topó w ręku. Tak na wszelki wypadek. -Niech tylko woda opadnie... |