Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-09-2008, 09:38   #14
Van der Vill
 
Van der Vill's Avatar
 
Reputacja: 1 Van der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumny
Dyskusja potrwała chwilę. Wyglądało to tak, że każdy - znaczny czy mniej znaczny - członek Szwadronu głosował, a niektórzy nawet na chwilę wstawali, by wygłosić swoją opinię na ten temat. Nadzwyczaj kulturalne towarzystwo. Bezpośrednio do Rotmistrza zwróciły się dwie kontrowersyjne postaci: Rycerz Pantery i kobieta-wojownik. Stary dowódca skrzywił twarz, musząc słuchać ich narzekań.

- Zaświadczam oficjalnie, że Twój pomysł nie będzie możliwy do zrealizowania, przyjacielu. - powiedział spokojnie Sygrydowi. - Złożyłem służbę u elektora, tak, jak planowałem zrobić to od początku. Tylko na czas wojny mogliśmy brudzić nasze ręce ku chwale rządzących. Dosyć.

Weteran zniósł też bezczelną gadaninę Alexandry, kpiąco się przy tym uśmiechając. Właśnie miał wygłosić jakąś odpowiedź, gdy przerwał mu głośny śmiech Nathaniela. Wszyscy spojrzeli na niego dławiącym wzrokiem.

- Co z wami ludzie, patrzycie się wszyscy tak jakoś niemrawo i nudno się robi. - odpowiedział na spojrzenia. Atmosfera nieco się rozluźniła. - Rotmistrzu co dalej, kompania zostaje w całości więc jakie plany, podzielam zdanie towarzyszy że kolejnych dni nie wytrzymamy w tym brudnym mieście. Jesteśmy wojownikami i naszym obowiązkiem jest zginąć w ogniu walki... a wiec, Rotmistrzu, słuchamy.

Zanim jednak starzec zdążył otworzyć usta, z miejsca wstał, przewracając krzesło, kapitan Szwadronu, Artur Valgeir. Wyraz zaciekłości na jego twarzy zdradzał ogromny gniew, jakie musiały w nim wywołać jakieś słowa Nathaniela, na jakie nikt inny nie zwrócił uwagi. Zamachnął się w stronę tamtego, pewien, że przymłóci w pysk bezczelnego szeregowca. Już widział jego ciało, uderzające o ziemię - dopiero po chwili dotarło do niego, co się tak naprawdę stało.

Jego dłoń w przegubie złapał mężczyzna o głowę od niego niższy. Valgeir od razu rozpoznał siwą czuprynę i przymknięte prawe oko. Drugi z ocalałych kapitanów Szwadronu, Volf Krugel, odepchnął wielkoluda tak, że tamten przysiadł na krzesło. Przez chwilę mierzyli się wzrokiem. Potem wtrącił się Rotmistrz, nachylając się i szepcząc do Artura parę słów. Zaraz wyprostował się i kontynuował przerwaną mowę. Sytuacja uspokoiła się, choć napięcie trwało. Stary dowódca nie zwracał już na to uwagi.

- Teraz wszyscy zawrzyjcie już gęby. Skoro już jesteś Volf, zapewne...

Krugel skinął krótko głową i wycofał się w stronę schodów. Przechodząc obok Nathaniela, klepnął go w ramię i warknął coś. Za to z przeciwległego końca sali usłyszeliście nowy głos. Odwracając się w jego stronę, zobaczyliście, że na kanapie, na której Rotmistrz zabraniał siadać każdemu z was, rozłożony jest spokojnie elegancki, młody tileańczyk.



Rotmistrz na jego widok założył ręce na klatkę piersiową. Chyba czekał, aż tamten się odezwie. Paraliżowało was jego milczenie.
W końcu, przybyły wstał.

- Mały Szwadron. Więc jeszcze istnieje. Brawo! "Bravissimo", rzekłbym, gdyby było to zrozumiałe dla wszystkich w tej sali. - gość przeszedł parę kroków i uniósł do ust czareczkę z winem, stojącą przed Buggiem. Za chwilę zachłysnął się i spojrzał na dziada z szacunkiem. - Hmm, to nie jest wino. Cóż... nieważne. Przybyłem tutaj, ponieważ potrzebuję ochrony. Długo zastanawiałem się nad wyborem ochroniarzy, ale nie spodziewałem się, że trafię aż tak dobrze. Szanownego pana Krugel zapoznałem już ze szczegółami... wam mogę chyba wyjaśnić, że chodzi o pilnowanie ważnych dla mojego pana pamiątek, przynajmniej tę jedną noc. Ostatnimi czasy napady, by wyszarpnąć z rąk wielmoży, wszystko, co cenne, są coraz częstsze. Również u nas. Chcę zapobiec temu przynajmniej dziś. Zapłata, którą omówiłem z panem Krugelem, zostanie dostarczona od razu, z rana. Miejsce również jest mu już znane. Co wy na to?

Rotmistrz zastanawiał się przez chwilę. Jeden moment obejrzał się w stronę schodów, na które wszedł już Volf. Żaden z was, choćby najbardziej pogardzający dowódcą, nie był w stanie się odezwać - szacunek, bijący od starca zamykał wam usta. W końcu, Rotmistrz odpowiedział.

- Zgoda. Za dwie godziny przy wskazanym przez ciebie miejscu, pojawi się odpowiednia ilość moich ludzi.

To było wszystko, ale - jak widać - tileańczykowi całkiem wystarczyło. wzruszył ramionami i prędkim krokiem opuścił lokal. Rotmistrz nie marnował czasu.

- Skoro tak kwapiliście się do pyskówki, dostaniecie robotę w ręce. Dwie grupy. Prowadzona przez Valgeira, złożona z... - rozejrzał się po sali i zmarszczył brwi. - ...z Mordimera, Abri oraz Bugga. Druga, prowadzona przez Holssendera, złożona z d'Angersa, Nathaniela i panny Abendroth. Macie współpracować, zrozumiano? Volf! Mały gnoju, chodźże tutaj!

Rotmistrz zaczął wracać do starej formy, wydając rozkazy i rozporządzenia, zaś wy rozejrzeliście się, z kim od teraz przyjdzie wam pracować. Jakkolwiek nierozsądne czy oburzające wydało się zachowanie starego dowódcy, wiedzieliście, że wasze uwagi niczemu nie posłużą. Za dwie godziny zaś nadchodził czas wymarszu...
 
Van der Vill jest offline