Terry przytaknął nieznacznie, nabierając powietrza głęboko w płuca. Najzwyczajniej w świecie nie dowiedział się wszystkiego, czego chciał. Więc zamierzał drążyć dalej. Jak wyjątkowo uparty, chory psychicznie kornik, ukryty w trzewiach starego drzewa. - Dwudziestu mówisz…znaczy się minus ten skasowany przez mojego przyjaciela frajer i ty? Tak? Powiedz mi chłopcze złoty, czy dobrze rozumuję.
Kiedy bandyta przytaknął głową, kanonada niewyjaśnionych problemów trwała dalej. - Ten cały wasz szef…„Świrus”, czy jak się tam wabi.. Ja nie mogę, taki pseudonim artystyczny mógłby w dzisiejszych czasach nosić co drugi obywatel ZSA. Dobra. Co mi możesz o nim powiedzieć? Opisz go. Tylko dokładnie.
Palce prawicy zabębniły o ścianę, która pamiętała zdecydowanie lepsze dni. - Zaś co do skrzynki…jakoś ci kurwa nie wierzę. Podobno kilka dni temu podiwaniliście paczkę wysłaną kurierem do Vegas. Nie wiem co z nim zrobiliście, prawdę mówiąc obchodzi mnie to tyle co radioaktywny deszcz z zeszłego kwartału. Chodzi o pakunek. Coście z nim zrobili? Gdzie jest teraz? Lepiej zacznij śpiewać, bo już obstawiłem które kolano.
Wybrał lewe. Było w nim coś…charakterystycznego. Ale żeby się dowiedzieć co dokładnie, będzie musiał zobaczyć je wywalone na ścianie. Wycelował dokładnie, dając gangerowi troszkę więcej czasu na lepsze przypomnienie sobie faktów. A nóż się uda? |