Pomoc przyszła ze zgoła nieoczekiwanej strony i w nie mniej niezwykłej formie. Diego zamarł w bezruchu przyglądając się jak Marianna dosłownie tratuje woźnicę swym jędrnym biustem.
Wyglądało na to, że i woźnica jest nie mniej zaskoczony, bo powalony z głową między jej piersiami leżał spokojnie, jakby się zastanawiając, czy warto się w ogóle ruszać. A może był po prostu ogłuszony ?
Estalijczyk nie miał czasu dociekać jego motywacji. Najważniejsze, ze dostał swoją szansę. Przeturlał się w pobliże leżącej pary i wyrwał zza paska woźnicy nóż.
Dwoma szybkimi cięciami pozbył się krępujących mu nogi sznurów i już po chwili stał wreszcie na nogach spoglądając wściekle na uzbrojonego w miecz strażnika.
Diego dyszał bardziej z nerwów niż z wysiłku. Złe błyski w jego oczach powoli przygasały kryjąc się w głębi jego duszy. Miał nóż przeciw mieczowi musiał być rozsądny. - Raczej nie wykonasz swojego zadania muchacho. – zwrócił się do strażnika, a jego głos ociekał jadem. - Twój woźnica leży, a ja jestem wolny. Mogę Ci po prostu uciec. Będziesz mnie gonił po całym Brionne ? Nie sądzę. Weź swego kumpla i rozstańmy się bez żalu.
Szermierz uzbrojony tym razem tylko w nóż zrobił krok do tyłu, jakby dając do zrozumienia, że jest gotów w każdej chwili uciec. Nawet porzucając swoją wybawicielkę, ale czy rzeczywiście mówił prawdę ? |