Nie zdążył nawet jęknąć. Siła zderzenia ze straganem wyrwała mu całe powietrze z płuc i solidnie zamroczyła. Po chwili zrozumiał, że jest przywiązany. Warknął i targnął się niczym wściekłe zwierze. Potem drugi i trzeci. Zamroczenie, wściekłość i adrenalina sprawiły, że momentalnie zobojętniał na ból. Trochę się uspokoił. Stanął na nogach, twarzą do Magnusa i począł mocować się dłońmi ze sznurem. Szarpnął nim ponownie. Nie miał zamiaru rezygnować, choćby miał wyłamać sobie przy tym barki ze stawów i poprzetrącać dłonie. Rozpaczliwy wdech i jeszcze raz. I raz. Sznur niemiłosiernie wrzynał się w ręce i znaczył je krwawą pręgą. Belehezi napiął wszystkie mięśnie. I raz. Ryknął, uwalniając z siebie resztki sił i całym ciężarem ciała rzucił się na ziemię w ostatniej, desperackiej próbie… |