Kelven uśmiechnął się lekko widząc niezadowoloną minę oberżysty, który najwyraźniej zaczął liczyć, ile straci na zmianie zamówienia. Jednak woda pojawiła się na stole dość szybko i w dodatku była dość dobra. A sądząc z tego, co malowało się na twarzach kompanów - z pewnością była lepsza niż piwo.
Pewnie połowa z mojego dzbanka znalazła się w ich kuflach - pomyślał z przekąsem.
Jakość piwa to była rzecz która niezbyt go obchodziła. W końcu piwa nie lubił, a pijał je w ostateczności. Do obiadu nie pogardziłby sokiem albo dobrym winem, ale jakoś nie sądził, by w tej karczmie można było zdobyć coś, co smakiem przewyższałoby zwykły ocet. A na to raczej nie miał ochoty.
Pieczeń była nienajgorsza. Może głód był lepszą przyprawą, ale i tak Kelven, choć jadał już dużo lepsze rzeczy, nie narzekał. Gorsze rzeczy też już jadał, a ziemniaki i sos były całkiem niezłe.
Gdy skończył jeść zamyślił się przez moment.
Ciekawe, jakie szanse ma MazFaz. Złym łucznikiem z pewnością nie był. Nieraz demonstrował celne oko, ale czy to starczy, by wygra?
Uśmiech przewinął się przez jego twarz.
Kto nie ryzykuje... - przemknęło mu przez głowę.
Spojrzał na Majobiego. Miał nadzieję, że nie wpakują się w jakieś kłopoty z powodu różnych ciekawych skłonności niziołka. I ciekaw był, kto tak naprawdę najwięcej zarobi na tym turnieju...
Wreszcie oderwał się od swoich myśli.
- Skoro słońce już tak nie pali, to możemy się ruszyć.
- Gospodarzu - powiedział głośniej.
Gdy karczmarz, niezbyt szybko, podszedł do ich stołu Kelven powiedział:
- Rachunek poproszę. Ile płacimy - poprawił się, widząc brak zrozumienia na twarzy karczmarza. - I jeszcze coś na drogę, żebyśmy mogli sobie zrobić podwieczorek. Jakiś chleb, byle świeży, ser, owoce. Może być pieczony kurczak - dodał. |