Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-09-2008, 15:36   #175
Eliasz
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Mariusz w pełni kontent był widząc karczmę do której zajechali. Trudy żołnierskiej tułaczki mogłyby być zażegnane przez jakikolwiek kawałek suchego miejsca, strawy i dachu nad głową – a karczma spełniała wszystkie te wymogi.

Mariusz pewnym żołnierskim krokiem ruszył do wnętrza, za kamratami. Sam nic jeszcze się nie odezwał bo i potrzeby nie było, prędcy w gadce towarzysze już zaczęli plan realizować.

Widok wnętrza nieco mu zapału pogasił. Marne zapijaczone mordy bywalców jeszcze bardziej na nerw mu wskoczyły. Dłoń mimowolnie powędrowała w kierunku szabli, druga sięgała za pazuchę po broń palną. Nim jednak obie spoczęły na broni, Mariusz podświadomą komendę im cofnął. Baczył jednak uważnie na obcych.

Uważnie też wsłuchiwał się w wymianę zdań między miejscowym szlachcicem a żydem. Zdziwiło go nieco tak dobre przyjęcie ich przez Pogorzelskiego, szlachcic nieznany a tak uprzejmy? Mariusz podejrzliwości nabrał dopiero gdy wymianę spojrzeń dostrzegł pomiędzy żydem a szlachcicem, taki sam wyraz twarzy, spojrzeń, widział nie raz u szubrawców którzy cichaczem w sądzie dogadać się próbowali. Spojrzenia potrafiły powiedzieć więcej niż słowa.
Zawołał więc zaraz za karczmarzem nim ten na dobre się oddalił
- przygotuj strawę Żydzie, bom głody a pić na pusty brzuch nie lubię.
Nigdy nie tłumaczył by się żydowi, jednak to była raczej wymówka dla Pogorzelskiego wyszykowana, niż do karczmarza.

- Mariusz Leszczyński herbu Belina. – przedstawił się Pogorzelskiemu, nic już więcej nie dodając.

Mariusz miał chwilę by się nad sprawą zastanowić, póki co rozmowę zostawił towarzyszom. Nie śpieszyło mu się do kosztowania trunku tak dziwnie im poleconego. Pamiętał wszakże, iż ludzie Rożyńskiego w okolicy przebywać muszą, a ten tu szlachcic na takiego wyglądał. Dla ludzi bez honoru uśpienie i obrabowanie szlachty niczym trudnym do wykonania nie było. Mariusz obeznany w sprawach sądowych nie raz usłyszał o róznych podłościach , szlachty niegodnych – a jednak przez szlachtę czynionych. Dlatego też poprawkę brać musiał na honor szlachecki, wiedząc, że nie każdy szlachcic oń dba.

Mariusz uważnie słuchał toczonej rozmowy. Nie zdziwiło go nawet natarczywe wypytywanie o Panią Dębską – w końcu potwierdzało to tylko jego wcześniejsze przypuszczenia. Sam przytakiwał zaś kamratom na każde ich słowo. Czasem oponował nawet, by odwrotnego efektu nie osiągnąć. Mogło się bowiem zdarzyć, że „okazja” na zbyt łatwą, przymilną i ustawioną zdać się mogła, jeśli nawet nie Pogorzelskiemu, to Rożyńskiemu – z relacji jakie usłyszy.

- Przesadzasz panie bracie, od kiedy kufrów mnogość wieziona przy sobie o jakiejś majętności świadczą? Pewnikiem ochronę większa by wzięła gdyby majętności wiozła, a to, że trasę wybrała która ją na jarmark wiodła czystym przypadkiem być musiało, lub z goła upodobaniem kobiecym.

- Jam już zresztą mówił, żebyście panowie bracia z umiarkowaniem wspominali o Pani Dębskiej, - zaraz potem dodał ciszej, tak że jedynie szlachta przy stoliku słyszeć mogła w tym i Pogorzeliski: – przecież prosiła Waszmościów – tu spojrzał już tylko na swych kamratów – byście nie wspominali o jej podróży, transakcję ważną zawarła i lepiej by bandziory jakieś się nią nie interesowały – tu rzucił przeciągłe spojrzenie w stronę gromadki szlachty, która wcześniej już w karczmie zasiadała i dobrych skojarzeń nie wzbudzała. Siedzącego przy nich Pogorzelskiego traktował w tym czasie jak swego, co rusz „ufne” spojrzenie mu śląc nie mniej niż towarzyszom swoim.

- Panie bracie
– zwrócił się wprost do Pogorzelskiego – mam ufność, że Waść zostawi ta wiedzę dla siebie. A wy miarkujcie trochę z głosem, bo słychać Was w całej karczmie.

Miał nadzieję, że wyrównał przesadzoną wręcz opowieść, która dla zbójców niczym bajka o złotej rybce zdać się mogła. Trudna do uwierzenia mogła to być pokusa, więc Mariusz celowo wtrącił się w rozmowę, aby to wrażenie zatrzeć. Czekając na dalszy rozwój wydarzeń spokojnie obserwował Pogorzelskiego, Żyda i resztę „szlachty” siedzącej w karczmie.
 
Eliasz jest offline