Alexandrę aż zatkało przez chwilę. Na szczęście los tyle razy sprawiał jej psikusy, że wyrobiła sobie pewna odporność na niespodziewane sytuacje. Takie jak ta.
Oczywiście, nikt dotąd nie próbował z wychowanki łowcy czarownic robić podejrzanej w sprawie prowadzonej przez Oficjum. Zarówno, gdy tropiła i chwytała wyjętych spod prawa przestępców, jak i gdy próbowała niszczyć plugawe stwory Chaosu.
"Nie, to niemożliwe" - pomyślała. "To JA jestem po tej właściwej stronie! Komuś się coś najwyraźniej zdrowo we łbie pomieszało".
Alexandra szybko zlustrowała intruzów, szczególnie zapamiętując pozycje tych z kuszami. Nagle wpadła jej do głowy pewna myśl. Nie odwracając wzroku od zbirów rzuciła do towarzyszy z Małego Szwadronu.
- Sygryd, Nathaniel - w co wy rzeście nas wpakowali? Byliście dzisiaj w świątyni Sigmara... - początkowo chciała wyjaśnić sytuację, jednak zmieniła zdanie. "Mogli zatrzymać ich jeszcze w świątyni. Skoro przyszli teraz, to musi chodzić o coś innego, albo nie mają nic wspólnego z Inkwizycją. Tak, czy inaczej sprawa robi się mało ciekawa" - myślała gorączkowo, próbując znaleźć dobre rozwiązanie.
Tamci nie wyglądali na najlepsze towarzystwo do przyjaznej pogawędki. Miała przeczucie, że spodziewają się oporu i będą zawiedzeni, jeśli nic się nie stanie. Zresztą, zgodnie ze słowami tego na zewnątrz, wyrok został wydany. Ale za cholerę nie miała zamiaru robić tego, co nakazali. "Raz się żyje..." - zdecydowała w końcu i powiedziała głośno:
- Mało mnie interesuje powód waszego wtargnięcia. Nie miałam z wami nic wspólnego i chcę, żeby tak zostało... Pierwszy, który zrobi coś głupiego - zginie! - warknęła podnosząc jednocześnie kuszę na wysokość biodra. Trochę zmodyfikowana wersja samopowtarzalnej kuszy mieściła sześć bełtów w magazynku, które wprawny strzelec mógł wystrzelić naprawdę bardzo szybko. Dużo szybciej, niż oni zdołaliby się zbliżyć. A sześć bełtów dawało sporą szansę na unieszkodliwienie nawet kilku z nich.
Zwilżyła językiem suche ze zdenerwowania usta. "Tak, znowu jak za dobrych czasów Mały Szwadron idzie w bój!" - pomyślała, widząc determinację w postawach żołnierzy.
Czekała na rozwój sytuacji, trzymając broń gotową do użycia. Taki los żołnierza, którym ostatnio się stała - Albo my ich, albo oni nas. Miała nadzieję, że nie zgnuśnieli zbytnio przez ostatni czas, kiedy siedzieli na tyłkach w karczmie. "Cóż, przekonamy się niebawem" - nieświadomie uśmiechnęła się lekko, nie przestając śledzić uważnie ruchów ludzi stojących w wejściu. "Niech się tylko który ruszy..."
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |