Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-09-2008, 09:14   #82
hija
 
hija's Avatar
 
Reputacja: 1 hija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodnie
- O... jest Sophie Gulia Torecci. Prawdopodobnie w Kongu od października ubiegłego roku ? Pani rodzice zapewne się ucieszą...
Słysząc padające z ust de Werve słowa, Sophie mimowolnie fuknęła. Rodzice. Owszem. Tylko, ze nie jej. Dałaby sobie rękę uciąć za to, że poszukiwanie na taką skalę wszczęli nie jej rodzice, a przeklęta rodzina Gerarda. On sam najprawdopodobniej od roku siedział z wyszorowanej przez służące na błysk kuchni swojej mamusi i żalił się, jak okropną okazała się być jego narzeczona. Że śmiała wybrać ucieczkę Bóg wie gdzie, niż szczęśliwe życie u jego boku. Niż rodzić mu co roku dziecko.
Pierwszy dzwonek alarmowy rozległ się w jej głowie, gdy Gerard zareagował niechęcią na propozycje pracy naukowej, którą złożono jej na uniwersytecie. Od tego czasu coś w Sophie zaczęło pękać. Na gładkiej fasadce idealnego związku pojawiła się siateczka pęknięć. Rok pędzony w objęciach twardej matki, jaką była kongijska dżungla, podarował dziewczynie możliwość spojrzenia na te sprawy z dystansem. Wyskoczyła z obowiązujących z Europie ram i norm wprost w dzicz, gdzie jedynym prawem było prawo silniejszego. A teraz – za przyczyną białych zbrojnych, za którymi nad jej dom nadciągnęły chmury grozy – wszystko to wróciło.

*

Zabrała się za łatanie rannych.
Przygryzając dolną wargę zabrała się za łatanie ręki mężczyzny, który przedstawił się jako Wilk. Na szczęście więcej było w tym krwi niż rzeczywistych obrażeń. Po oczyszczeniu okolic rany okazało się, że szczęśliwie ani jedna kość nie jest złamana i wystarczy tylko kilka szwów. Na jej propozycję znieczulenia go chloroformem mężczyzna zaprzeczająco potrząsnął głową. Młoda lekarka uśmiechnęła się – dobrze to rozumiała – gdyby wróg w tej właśnie chwili dotarł do misji, nim żołnierz by się obudził, wszyscy mogliby już nie żyć. Płynnym ruchem podała mężczyźnie drewnianą łyżkę. Wilk zagryzł na niej zęby, a Sophie założyła pierwszy szew.
Nim spostrzegł, panna Torecci przestała szyć. Gdy skończyła zakładać opatrunek, delikatnie, lecz pewnie ujęła dłoń zbrojnego. Nachyliła się tak, by słyszeć ją mógł tylko on i zwróciła doń czystą polszczyzną
- Musi mi Pan pomóc. Nie możemy zostawić tutaj ani dzieci, ani zakonnic. Proszę...

*

Pakowanie, zwłaszcza z dodatkową pomocą ze strony Anki, nie było szczególnie czasochłonnym zajęciem. Trochę prowiantu, Biblia, torba lekarska, pozostała w misji odrobina leków, broń. Lista posiadanych przez Sophie rzeczy osobistych była jeszcze krótsza.
Ogarniając wzrokiem misję w poszukiwaniu ostatnich zapomnianych drobiazgów, ciemnowłosa dziewczyna westchnęła. Mieszkała tu tylko rok, lecz mimo tego było to jedyne miejsce na ziemi, które mogła nazywać domem.
W oddali, w półmroku dostrzegła drugą kobiecą sylwetkę. Widać nie była jedyną, która potrzebowała chwili samotności. Kierując kroki do szopy z narzędziami, uśmiechała się smutno.
Miała wielką nadzieję, że przybyli okażą się bardziej ludźmi, niż maszynami do bezmyślnego wykonywania poleceń bez względu na koszty uboczne.
 
hija jest offline