Karczma Moszke samo południe
Żyd pojawił się jak spod ziemi wraz z wyrostkiem może dwanaście wiosen mającym i zastawił stół misami z kluskami ze słoniną, kapustą dobrze skwarkami przyprawioną i półgęskiem. Obok położył solidny bochen chleba.
-
Raczcie Panowie szczególnie owej gąski spróbować. Przepis to stary i wszyscy potrawę sobie chwalą...
- Przestań pleść parchu i miodu dawaj. MIODU rozumiesz ??? - Pogorzelski huknął na karczmarza.
Wyraźnie spłoszony Żyd pobiegł zaraz zamiatając połami niezbyt czystego chałata, takąż polepę gospody, bo nawet i podłogi z desek tu nie było, a jeno ziemia nogami nielicznych podróżnych ubitych słomą wymoszczono.
Wnet wrócił z dzbanem garncowym napitku i kilkoma kubkami. Rozlał trunek stawiając go przed każdym, w tym i przed ich
nowym znajomym. Ten spojrzał na niego z ledwo skrywana złością.
-
Czyś ty Żydzie oczadział ? Nie wiesz, że ja, pan Pogorzelski herbu Boża Wola, towarzysz pancerny tylko okowitę pija ? Migiem przynieś a mocną - po czym zwrócił się do Kompanii.
-
Pytacie waszmościowie czy panią Dębską znamy ? Nie, nie znamy, ale jego męża poznalezliśmy... dobrze... - krzywy uśmiech wypłynąl mu na twarz.
-
Poznalismy go jako człeka wielce honorowego i jako takiego szanowaliśmy go odpowiednio... - od stołu jego kompanów dobiegło kilka stłumionych parsknięć śmiechu.
-
Cisza tam !!! - huknął na swoich.
-
Uszanowali ... - powtórzył.
-
No waszmościowie - podniósł kubek cynowy, który
Moszke mu przyniósł i wzniósl w górę.
-
Za powodzenie !!! Pan Pogorzelski toast wznosi, nie można odmawiać - znów jego głos przybrał nieprzyjemnych tonów.
Pan Pogorzelski
Nie doszlo jednak do wychylenia trunku, bo nagle jak przysłowiowy grom z jasnego niebo huknęło jak z mozdzierza i momentalnie zrobilo sie ciemno.
To burza nie wiadomo skąd nagle się objawiła a chmury, ktore zda się znikąd zasnuły niebno i zakryły słonce spowiły i tak ciemną izbę jeszcze większym mrokiem.
-
Co do diaska ? - zdumiał się
Pogorzelski, bo i ulewa zaczęła bębnić o kryty słomą dach karczmy.
Jednocześnie zaskrzypiały odrzwia i w ciemnym prostokącie ukazały się dwie sylwetki, okryte opończami. Wszyscy spojrzeli w tamtą stronę.
Moszke tymczasem zawiesil parę bardziej kopcących niz świecących łuczyw w metalowych obejmkach na ścianie i w ich słabym blasku mogli wszyscy przypatrzyć się nowo przybyłym.
Pierwszy z nich był to szlachcic bardzo mlody, z twarzą skrytą pod kapturem i tylko końce olbrzymich wąsów wystawały spod niego. Szable miał wschodnią przy pasie, raczej zabawce podobna niz orężowi.
Bylo w jego postawie coś dziwnego, lekkiego, co zdawało się świadczyć o jego bardzo mlodym wieku.
Druga z postaci był to człowiek lat dobrze juz czterdziestu, w polskim ubiorze, z kołpakiem na oczy nasuniętym. J
ednak o jego cudzoziemskim pochodzeniu zdawała sie świadczyć broda na hiszpańską modę przycieta i rapier długi, do boku przypaszony.
W ogóle Panom Braciom dziwnie te postaci znajome się wydały, osobliwie ów starszy, ale w słabym świetle, gdy szli przez izbę do stołu szczegółów wiecej się dojrzeć nie dało.
Ów szlachcic czterdziestoletni
Pogorzelski, który bacznie przypatrywał się gościom teraz obrocił się ku Kompanii.
-
Napijmy się waszmościowie ! Miód zacny ten Żyd ma...
Upił nieco okowity i patrzył na Panów Braci w milczeniu jakby zachęcając do wypicia.
-
Tedy powiadacie, że pani Dębska na jarmarku byla ? Tedy pewnie moc specjałów wiezie i dobra wszelakiego, bo majetna to niewiasta ?
- A co tam waszmościowie w szerokim swiecie słychać - dorzucil jakby chcąc załagodzic natrectwo pierwszego pytania.