Wody. O tym myślał. Człowiek? Nieważne. A może właśnie ważne? Może powinien kochać człowieka mimo wszystko, dawać mu to, czego zapragnie nie bacząc na konsekwencje. Dać mu wszystko, a nawet więcej i w końcu zesłać śmierć.
Albo bawić się nim, kusić, obiecywać, ale nic nie dawać. Oszukiwać, wykpiwać, sprawdzać ciągle od nowa jego wiarę. I znów. I znów. I znów. Po czym, wielkodusznie zesłać śmierć.
Woda. Choćby łyk, wystarczy.
"Mógłbym jeszcze inaczej. Kochać go. Spróbować kochać go nad życie, nie dawać mu wszystkiego, ale podtrzymywać na duchu. Być przy nim. Nie kierować, a stać z boku. Pocieszać. Dodawać otuchy. " "Wszystko z miłości"
Słowa same układały się w lirykę wewnątrz głowy. Ha! Anioł, który tworzy!
"Szaleć z miłości.
Nienawidzić z miłości.
Płakać z miłości.
Z miłością wszystko jest łatwiejsze, prostsze
Szkoda tylko że tak trudno żyć z miłością
Umrę z miłości!
Będę miał spokój!"*
Ambu wstał i kątem oka rzucił na Morfa. Tak, Właśnie przez tą cholerną miłość teraz jest tutaj. Miłość mija pozostaje tylko gorycz. Lepiej wcale się nie wtrącać w to ich zasmarkane życie. Zostawić ich samym sobie, niech się zeżrą. Jakby Bogu zależało na człowieku, to nie dopuściłby do czegoś takiego. Ambu zlustrował pijaka.
- Który skrzywdziłeś człowieka prostego - zaczął szeptem, a potem słowa same popłynęły. Głos upadłego potężniał i potężniał.
- Åšmiechem nad krzywdÄ… jego wybuchajÄ…c,
Gromadę błaznów koło siebie mając
Na pomieszanie dobrego i złego,
- Choćby przed tobą wszyscy się kłonili - niby mówił do człowieka, niby do przestworów i drzew, niby do siebie samego.
- Cnotę i mądrość tobie przypisując,
Złote medale na twoją cześć kując,
Radzi że jeszcze dzień jeden przeżyli,
Nie bądź bezpieczny. Poeta pamięta. - recytował nie swoje słowa, które napłynęły skądś i same wychodziły na zewnątrz. One tego pragnęły, pragnęły być wypowiedziane. Ambu im to tylko umożliwił. Jednocześnie skierował kroki na wpół świadomie w stronę fontanny.
-
Możesz go zabić - narodzi się nowy.
Spisane będą czyny i rozmowy.
- Lepszy dla ciebie byłby świat zimowy
I sznur i gałąź pod ciężarem zgięta.**
Upadły dotarł do fontanny i opadł na jej krawędź zanurzając całą głowę w wodzie. Takie efekciarskie zakończenie wiersza. Przeraźliwy chłód na moment go poraził, po czym nadszedł brak powietrza. Jeszcze moment. Chwila. I wynurzył głowę, głośno nabierając powietrza.
Zaczął pić.
*autor::: Dest :::, źródło:
Wiersze, poezja, proza, debiuty oraz klasyka - POEMA.art.pl - Wszystko z mi³o¶ci
** Czesław Miłosz "Który skrzywdziłeś"