Lewis wyprostował się. No to mamy sabotaż, bez dwóch zdań. I to dość precyzyjnie zaplanowany. Zbadam to jak bedziemy mieli więcej czasy, pewnie i tak sabotażysta nie ucieknie, trzeba będzie zabezpieczyć teren w okolicy, cholera wie ile będziemy tu siedzieć.
Wszystko powiedział jakby do siebie, nadal był w lekkim szoku po wybuchy i w ogóle, miną godziny zanim zacznie kojarzyć co naprawdę się stało. Usiadł na trapie prowadzącym do wnętrza, tak by nie utrudniać komunikacji. Abner, powiedz mi proszę... Widzisz jakieś wyjście z tej jakże kijowej sytuacji? Co o tym sądzisz? Podoba ci się tu? Rękami pokazał na okolicę rozposcierając je szeroko? Chcesz tu zostać? Czy u nas było ci lepiej? Hehehe.
Zaśmiał się nieco sarkastycznie. Te wszystkie przeżycia ostatnich lat odcisnęły na nim swoje piętno, stacał się powola, acz nieubładanie w szpony obłędu. Wyciągnął piersiówkę z nogawki. Odkręcił i łyknął głęboko. Abner, wiesz, przede wszystkim nie można się poddać, ani zwariować, więc zamiast szamotać się powoli ruszymy do przodu, trzeba założyć przyczółek, nie wiemy jakie są tu wahania temperatur i jakie anomalia pogodowe, zatem... Przejdę się na rekonesans, a ty jeśli możesz, zaplanuj obóz, przedstawisz mi go za godzinę. Skonsultujemy z tym co pozostało z kadry oficerskiej i zaczniemy działać.
Powiedziawszy to ruszył wolnym krokiem do koła okrętu. |