Rudiger wydał z siebie coś między westchnięciem a charkotem. Odruchowo złapał się za bok, by poczuć między rozczapierzonymi palcami gorącą krew. Niemal wypuścił miecz z ręki. Nie, żeby nie nawykł do takich skaleczeń - podczas akcji nie raz zdarzyło mu się oberwać bełtem albo sztyletem, a w mordę też oberwał parokrotnie. Teraz jednak niepokojący nastrój tego miejsca pomieszał się z bólem. Syknął i wycofał się do tyłu, przepychając się obok Berga. Z tunelu wypadł z drżącą szczęką.
- Do diabła! - warknął. - Tam są jakieś potworne mutanty! Nie dam sobie rady sam. Ani ja, ani wielkolud. Pomóżcie! |