Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-09-2008, 12:15   #700
rasgan
 
rasgan's Avatar
 
Reputacja: 1 rasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwu
- Auu – jęknął elf powoli wstając z ziemi. Bolał go każdy kawałeczek ciała. Rasgan czuł piekący ból mięśni i tępe rwanie w każdym stawie z osobna i we wszystkich razem. Powoli, nie kryjąc grymasu bólu, strzepnął z ubrania kurz i rozejrzał się dookoła. - Co u diabła się tutaj dzieje – powiedział ściszając głos gdy zauważył walczące w przestworzach bestie. Przykucnął. Znów mięśnie zaprotestowały powodując ból. Elf może i był nieśmiertelny, może i jego tkanki regenerowały się z szybkością błyskawicy, ale cierpiał i czuł jak każda inna istota. W dodatku regeneracja takiej ilości obrażeń jaką właśnie zafundował sobie spadając z nieba na dach zużywała straszne ilości energii.

- Ładnie się wpakowałem. Nie ma nic lepszego niż spaść z nieba na dach i mieć jeszcze ze dwa metry w dół. - Rasgan niemalże na kolanach podszedł do krawędzi dachu na którym „wylądował”. Popatrzył jeszcze raz w górę, a następnie w dół. Powoli, oszczędzając siły, usiadł na krawędzi dachu spuszczając nogi. Spojrzał na dach. Nie zostało już nic co należało do niego. Na dole też nie dostrzegał nic, co mogło by zagrozić jego życiu. Skoczył.

Choć odległość z dachu do ziemi była niewielka skok sprawił mu wiele trudności. Elf upadł ciężko na ziemię niemalże tracą równowagę. By się nie przewrócić przyklęknął i podparł się rękami. W tej pozycji trwał nie wiedzieć jak długo. Wyglądało to jakby się modlił do Matki Ziemi, lecz doświadczony obserwator mógł dostrzec jak ciężko dyszał. Z jakim trudem wciągał powietrze nosem i wypuszczał ustami starając się by jego komórki dostały jak najwięcej tlenu. W końcu udało mu się wstać.

Podwojona dawka tlenu spowodowała zawroty głowy. Zachwiał się lekko, lecz ustał. Powoli, stawiając krok za krokiem, jak dziecko uczące się chodzić w końcu ruszył w jedyne znane mu bezpieczne miejsce – do domu Turama. Teraz potrzebował jedzenia, wody i kilku godzin snu by dojść do siebie, by pozwolić jego przekleństwu działać i uzdrowić ciało do końca. Przecież już niedługo będzie potrzebny wszystkim w pełni sprawny.

Te kilka minut marszu wydawały się elfowi wiecznością. Sam nie wiedział jakim cudem udało mu się dojść do rezydencji krasnoludzkiego inżyniera. Gdy już doczłapał się do środka od razu skierował się ku dzbanowi wina. Nalał sobie pełny kielich i wypił jednym haustem. Dopiero po napełnieniu go drugi raz usiadł i powoli popijając rozejrzał się po pokoju.

- Możecie mi powiedzieć co się dzieje?
 
__________________
Szczęścia w mrokach...
rasgan jest offline