Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-09-2008, 18:03   #8
Arcagnon
 
Arcagnon's Avatar
 
Reputacja: 1 Arcagnon ma z czego być dumnyArcagnon ma z czego być dumnyArcagnon ma z czego być dumnyArcagnon ma z czego być dumnyArcagnon ma z czego być dumnyArcagnon ma z czego być dumnyArcagnon ma z czego być dumnyArcagnon ma z czego być dumnyArcagnon ma z czego być dumnyArcagnon ma z czego być dumnyArcagnon ma z czego być dumny
Lysy, ale mlody mezczyzna gladko ogolony, siedzial obok wiecznie notujacego osobnika. Byl ubrany w brazowy, skorzany kaftan. Na rekach mial czarne rekawice siegajace polowy ramion. Buty, zapinane na klamry tez byly wysokie, podobne do tych, ktore nosza rybacy. Poza tym mial czerwona huste zakrywajaca usta i czesc nosa. Przygladal sie towarzystwu siedzacemu przy dlugim stole. "Pewnie nikt nikogo nie zna... Splukani jak ja... - myslal czarodziej - Cholera, ze tez zmienil sie mistrz Kolegium! Mialem nadzieje, ze chociaz mi jakos pomoze. Jakis datek na kontynuacje badan... Takie plotki powinny sie rozchodzic szybciej. I dalej. A teraz? Z trudem przebywam pol swiata, zeby dostac sie do Altdorfu. I czego sie dowiaduje tuz przed bramami? Mistrz zginal w walce z "Mocami Ciemnosci". Nic z tego. Mnie takiej bajki nie wcisna. Na pewno to jakas nowa palacowa intryga... A w Kolegium Plomienia jest taki zwyczaj, ze przywodca zmienia sie co... Rok? Dwa? Nieistotne. Teraz jestem tu i musze zarobic, bo jak nie to przyjda zle czasy... Ale to wszystko wina tych wiejskich dupkow! Starasz sie, pomagasz, chronisz, leczysz... A tu co? Nie dosc, ze nie placa, to jeszcze probuja okrasc i zabic. A juz najlepiej spalic na stosie!"

Zaczal sie przygladac poszczegolnym "towarzyszom niedoli". Obok, siedzial chyba ktos bardziej wyedukowany. Pewnie skryba. Naprzeciwko byla kobieta. Ale co ona mogla robic w takim towarzystwie. Skupil sie, aby sprawdzic aure miejsca i wiatry Chaosu. "Wiedzmi wzrok... Eh... - zasmial sie w duchu". Sprawdzal tylko ogolnie - nawyk zawodowy.

Po chwili, gdy jakby odplynal, spojrzal na sasiedni stol. Siedzieli przy nim... Najemnicy. Typowe chojraki, sikajace ze strachu na widok magicznych swiatelek. Mag ogladal ich popisy i toasty ze znudzeniem. Zazenowany, znow wrocil myslami do swojego stolu. I wtedy do karczmy wszedl herold. Cos sie zaczynalo dziac. Po skonczonej przemowie, odezwal sie dowodca najemnikow. Jego slowa bardzo zdenerowaly czarownika, ale wolal sie nie wtracac. "Hmm... Wielmozny Zygfryd Wallendorf... To chyba bedzie dobry pracodawca. Pewnie szlachetnie urodzony... Tacy zawsze placa. Ale i prace sa niebezpieczne... Nie ma co, trzeba bedzie zaryzykowac. Ciekawe ktora klepsydra? Moglbym sie wybrac do najblizszego posterunku strazy miejskiej..."

Zaraz tez zaczal mowic "samotny bard". Po jego potoku slow cos pomruczal jeden z krasnoludow. Arcagnon skrzywil sie na patrzac na mine elfa. W sumie sam niezbyt przyjaznil sie z nimi. Ta cala ich duma i arogancja... Pewnie to ich spiczaste uszka robia z nich takich chamow. Pozniej wysluchal innych powtarzajac w duchu "Bla, bla bla... Mowia ciagle to samo..." Odprowadzil wzrokiem wychodzacego mezczyzne. Dalej przysluchiwal sie "rozmowom".
 
Arcagnon jest offline