Krzysztof Bursztyński
Impreza zaczynała się rozkręcać. Poszły w ruch butelki i kieliszki, rozbrzmiały pierwsze toasty. Krzysiek lekko zrobiony łowił oliwkę, która wysmyrgnęła mu się z palców w dekolt Adrianny.
Pod podestem orkiestry stanęła Arletta. Miała na sobie wiktoriańską suknię z dekoltem zakrytym koronką, ściśnięta gorsetem wydawała się jeszcze szczuplejsza. Włosy upięła wysoko sznurem sztucznych pereł, twarz i szyję miała idealnie białe.
Z głośników popłynęła melodia, cicha i spokojna, przywodząca na myśl te ze starych pozytywek.
Arletta uniosła ramiona w górę, stanęła n czubkach palców i powoli zaczęła okręcać się wokół własnej osi. W jej ruchach i spokojnej, wręcz beznamiętnej twarzy nie było znać ani śladu po wybuchu dzikiej furii. Każdy oszczędny ruch był wyważony i łagodny.
Przed przechodzącym obok niej kelnerem, który zmierzał w stronę sprzętu grającego dygnęła z godnością. Suknie zamiotły posadzkę. Podała oszołomionemu chłopakowi żółtą różę o poszarpanych płatkach, którą wyciągnęła zza pleców. Niezła sztuczka.
Do stolika Krzyśka dosiadł się Michał, pan młody. Uścisnął rękę swojego "kuzyna", po czym nachylił się do niego i nagle krzyknął uradowany:
- O w mordę! Ty jesteś Krzysiek, ten, jak tam dalej... - kontynuował już ciszej - no Chris z zespołu Segowia. Widziałem materiały z waszego koncertu w Jeleniej Górze. Bracie, jesteś za-je-bi-sty. Musisz zaśpiewać!
Michał mówił dość cicho, ale nie na tyle, by jego słów nie mogła usłyszeć Adrianna.
- Ojejku!!! Od początku wydałeś mi się jakiś taki znajomy - wykrzyknęła podniecona. - Tak, tak! zaśpiewaj, kotku. - Jeden z tipsów z gracją wsadziła do czerwonych ust, i uśmiechnęła się w ten znany Chrisowi sposób.
Po karczemnej kłótni miłość smakuje lepiej. To co z tego, że nie z osobą, z którą się pokłóciło. W tym przypadku, chyba to nawet lepiej.
Ostatnio edytowane przez Asenat : 29-09-2008 o 19:22.
|