Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-09-2008, 17:15   #51
 
Mical von Mivalsten's Avatar
 
Reputacja: 1 Mical von Mivalsten nie jest za bardzo znany
Zapadła cisza. Marek zapalił kolejnego papierosa, poprzedni został starannie położony na ziemi, zagaszony w kałuży i przydepnięty bosą piętą. Chłopak rozglądał się, czekając, aż pan Stanisław powie coś jeszcze. Chwila nie nadchodziła.
- Bo właściwie - zaczął - to ja mam numer z którego dzwoniły te duchy. I ta krzycząca kobieta. Może by spróbować oddzwonić? Albo spróbuję się dowiedzieć, skąd dzwonili? Co pan o tym myśli? - Może i miał dużo dobrych pomysłów, ale tego, co potrzebował, to aprobata dorosłego. "Tak, idź i zrób to tak, jak uważasz za stosowne" albo "nie, nie rób tego, to bez sensu bo...". Czekając na odpowiedź, spróbował puścić kółko z dymu. Nie udało mu się, jak zwykle.
 
Mical von Mivalsten jest offline  
Stary 26-09-2008, 17:30   #52
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Paweł Rodecki

Paweł chwilę wpatrywał się w ekran. Po czym jego palce, prawie bez udziału jaźni, wystukały:

Kim jesteś?

I wysłał wiadomość. Pomimo iż pole nadawcy było puste, wiadomość poszybowała w przestrzeń wirtualną.
Dziwne. Wręcz niespotykane.

Jeszcze raz przeczytał wiadomość. Teraz dopiero skojarzył, że znał tę formułkę ze szkoły średniej . Rachunek prawdopodobieństwa przysparza uczniom szczególnie dużo problemów.

Rodecki jeszcze raz najechał kursorem na pole „Reply”.

Jaka jest wartość C??

W miejsce kursora pojawiła się klepsydra. Maszyneria rzęziła, myślała. Po dłuższej chwili wiadomość została wysłana. Program do obsługi poczty elektronicznej ściągnął z serwera kolejną wiadomość. Też bez nadawcy.


Zdarzen...obieństwa - Wikipedia, wolna encyklopedia


Paweł Rodecki <Paweł.Rodecki@o2.pl>
01.07.200…

An < >
Kopie

Thema
Antwort: Re:

Kim jesteś??

----- Original Message -----
From:
To: Paweł Rodecki
Cc:
Sent: Subject: Antwort: Re:


Rodecki kliknął na podany link. Otworzyła się strona Wikipedii.



Kolejna matematyczna formułka. Lecz tym razem o wiele bardziej skomplikowana.
Pawłowi zajęło sporo czasu przeczytanie całej zawartości strony. Późna godzina sprawiła iż niewiele zrozumiał z jej treści.

Jakieś Zdarzenie Losowe do mnie pisze? To chyba jakieś głupie żarty. Paweł podrapał się po głowie. Już miał pójść spać gdy komputer ponownie zarzęził i pojawiła się kolejna wiadomość. Ponownie link do jakiejś strony na Wikipedii.

Ktoś miał dziwne poczucie humoru. Bardzo dziwne

Iloczyn zdarzeń – w rachunku prawdopodobieństwa zdarzenie losowe polegające na tym, że kilka zdarzeń losowych zaszło równocześnie.
W rachunku prawdopodobieństwa zdarzenia są formalnie zbiorami, a zatem iloczyn zdarzeń jest zwyczajnym iloczynem zbiorów.
Przykład: rozważmy rzut kostką i niech zdarzenie A oznacza wyrzucenie parzystej liczby oczek, a zdarzenie B wyrzucenie liczby oczek, która jest liczbą pierwszą. Iloczynem zdarzeń A i B jest zdarzenie polegające na wyrzuceniu parzystej liczby oczek, która jednocześnie jest liczbą pierwszą, a więc sprowadza się ono do zdarzenia polegającego na wyrzuceniu dwóch oczek.

Rodecki znowu prawie bezwiednie kliknął, aby odpowiedzieć.

Jakie są potencjalne wyniki eksperymentu?

Odpowiedź przyszła szybciej niż Paweł się spodziewał.

Ponownie był to link. Ale tym razem fragment tekstu był nienaturalnie wytłuszczony

Najprostszym przykładem procesu stochastycznego jest wielokrotny rzut monetą: dziedziną funkcji jest zbiór liczb naturalnych (liczba rzutów), natomiast wartością funkcji dla danej liczby jest jeden z dwóch możliwych stanów losowania (zdarzenie), orzeł lub reszka

Ewidentnie musi to być jakiś matematyk. Zaświtało w głowie Pawła. Gdy chciał ponownie odpowiedzieć na mejla ekran komputera zgasł.

Rodecki z opuszczanymi bokserkami drzemał słodko w świątyni dumania. A przed oczami latały mu całki i przestrzenie nieskończeniewymiarowe.

Zaiste musiał pisać do niego jakiś matematyk…
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny

Ostatnio edytowane przez Efcia : 26-09-2008 o 22:10.
Efcia jest offline  
Stary 26-09-2008, 20:12   #53
 
echidna's Avatar
 
Reputacja: 1 echidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemu
Dagmara otworzyła oczy i jęknęła. Wciąż czuła na sobie lawinę robaków, jak pełzają po niej, a swoimi obślizgłymi ciałkami dotykają jej skóry powodując ciarki na plecach. Ale robaków już nie było, ani tego dziwnego mężczyzny o zmęczonej życiem twarzy. Wokół niej panował półmrok przesłaniający sprzęty w domu Rodeckiego. Ale ona ich nie widziała. Wciąż otępiała z przerażenia wpatrywała się w ścianę naprzeciw siebie, jakby miała tam znaleźć zbawienie. Nie zauważyła też Marka, który trzymał w ręku telefon, ani tego, że zadał jej pytanie, na które ona nie odpowiedziała.
Po chwili do pomieszczenia wszedł Staszek. Chłopak zrezygnował z dalszych prób porozumienia się z nią i zaczął rozmowę z mężczyzną. Dopiero po dłuższej chwili Dagmara wróciła do rzeczywistości. Spostrzegła obu mężczyzn i z niepewnym uśmiechem zapytała:
- Też mieliście te dziwne sny?
 
__________________
W każdej kobiecie drzemie wiedźma, trzeba ją tylko w sobie odkryć.

Ostatnio edytowane przez echidna : 07-10-2008 o 20:23.
echidna jest offline  
Stary 27-09-2008, 06:46   #54
 
Vincent's Avatar
 
Reputacja: 1 Vincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodze
Chyba zależało jej na tym węźle… a może na uznaniu ojca? Nie, chyba na węźle… A Kamil wybrał mnie. Dlaczego? Przecież nie prosiłem ani się tym zbytnio nie interesowałem. I chyba się nie nadaję. Chociaż z drugiej strony patrząc na Arlettę i niektórych z naszej branży… – rozmyślał Chris w ciszy przerywanej grzmotami piorunów i zakłócanej coraz głośniejszym bębnieniem deszczu po blachach auta.

- Na twoim miejscu bym odpuścił. Ona jest chora, nie zawsze... panuje nad sobą. Baw się. Kamil pewnie niedługo przyjedzie. – powiedział chłopak Arletty, po czym zostawił Chrisa samego. I właśnie to mam zamiar zrobić – pomyślał biegnąc do zamku. Gdy dobiegł był trochę przemoczony, a to, że jest w zwykłych jeansach i koszuli, a nie w garniturze, wcale nie poprawiało mu samopoczucia. Jednak nie zrezygnował ze swojego postanowienia. Omiótł wzrokiem salę. Wyglądała wspaniale – pomieszczenie było wysokie, stoły były przykryte białymi obrusami i przyozdobione gałązkami bzu, ustawione przy ścianach przystrojonych srebrnymi świecznikami. Po środku był duży parkiet a po lewej – miejsce dla zespołu muzycznego. Puste. Pewnie z powodu burzy nie dotarli na czas. Ludzie byli trochę przygaszeni, może pogodą a może brakiem muzyki… Chris otrzepał włosy z deszczu tak, jak to robi zmoczony pies ze swoją sierścią, po czym poszedł do toalety je poprawić. Potem dołączył do młodej grupki osób, siedzącej przy prawym stole, w rogu. Było to pięciu chłopaków i cztery dziewczyny, wszyscy około 20 lat. Wyglądali na najmniej znużonych z całego towarzystwa.

- Cześć, można?
- Tak… - odpowiedziała dziewczyna mierząc Chrisa wzrokiem. Chris jest przystojny, jednak strojem trochę odstawał od reszty towarzystwa. – Od strony pana młodego?
- Emm… Tak.
- Rodzina czy znajomy? – zapytał ktoś inny, a Chris chwilkę się zamyślił.
- Kuzyn. Jestem jego kuzynem. Upuściłem swój garnitur prosto w błoto. – zełgał czując na sobie spojrzenia nowych znajomych. – Proponuję jakiś toast na początek.
- Za tych, co na morzu? – podsunął jeden z chłopaków, gdy Chris napełniał kieliszki.
- Niee, to mało oryginalne. Wypijmy za coś podniosłego. Wypijmy za… polepszenie stosunków międzynarodowych między Polską a Gruzją! – wykrzyknął entuzjastycznie, po czym wszyscy w uśmiechu wypili.
- A kto jest ich ministrem do spraw międzynarodowych, bo nie pamiętam? – zapytała jedna dziewczyna, a jej koleżanka aż się zachłysnęła popitką.
- On żartował idiotko… – zganiła ją, gdy odzyskała głos. – Tyle lat się znamy, a ty ciągle mnie zaskakujesz…
- Łał, masz czerwone tipsy! – wykrzyknął Chris widząc palce Adrianny, dziewczyny, która właśnie ochrzaniła swoją przyjaciółkę.
- Podobają ci się?
- Strasznie… Uwielbiam tipsy. Świetnie wyglądają i tak fajnie drapią… inaczej niż zwykłe paznokcie. Możesz podrapać mnie po ręce? – zapytał podciągając rękaw i nadstawiając wytatuowaną dłoń. Dziewczyna przeciągnęła po niej delikatnie swoimi szponami a Chris zaczął lekko mruczeć, jednak na tyle głośno, żeby ona to usłyszała. Adrianna zaczęła się śmiać.
- Wspaniałe uczucie. Wypijmy za tipsy!
- Dopiero co wypiliśmy…
- Co? Niee… Tylko ci się wydawało, pierwszy się nie liczy. Poza tym siedzimy przy najmłodszym stoliku, nie licząc tego dla dzieci. Ludzie oczekują po nas, że będziemy dużo pić, głośno gadać, ciągle się śmiać i tańczyć, więc nie możemy zawieść ich oczekiwań. Prawda?
- Za moje tipsy! – krzyknęła zadowolona blondynka wychylając kieliszek. Pierwsza butelka była pusta, więc Chris krzyknął na długowłosego chłopaka z obsługi, który snuł się bez celu po sali:
- Hej!
- Witam. Mogę w czymś pomóc?
- Tak, mamy problem… Butelka się popsuła?
- Jak to się popsuła?
- No… sam zobacz – powiedział przechylając butelkę nad kieliszkiem – nie leci. Możesz dać nam taką, z której leci?
- Jasne, zaraz przyniosę – odpowiedział rozbawiony.
- A co z muzyką? Możecie coś puścić?
- Tak, zaraz puścimy coś z płyty. Miał być zespół, ale jeszcze nie dotarł. Parszywa pogoda…
 

Ostatnio edytowane przez Vincent : 29-09-2008 o 15:51.
Vincent jest offline  
Stary 29-09-2008, 18:30   #55
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Krzysztof Bursztyński

Impreza zaczynała się rozkręcać. Poszły w ruch butelki i kieliszki, rozbrzmiały pierwsze toasty. Krzysiek lekko zrobiony łowił oliwkę, która wysmyrgnęła mu się z palców w dekolt Adrianny.
Pod podestem orkiestry stanęła Arletta. Miała na sobie wiktoriańską suknię z dekoltem zakrytym koronką, ściśnięta gorsetem wydawała się jeszcze szczuplejsza. Włosy upięła wysoko sznurem sztucznych pereł, twarz i szyję miała idealnie białe.
Z głośników popłynęła melodia, cicha i spokojna, przywodząca na myśl te ze starych pozytywek.
Arletta uniosła ramiona w górę, stanęła n czubkach palców i powoli zaczęła okręcać się wokół własnej osi. W jej ruchach i spokojnej, wręcz beznamiętnej twarzy nie było znać ani śladu po wybuchu dzikiej furii. Każdy oszczędny ruch był wyważony i łagodny.
Przed przechodzącym obok niej kelnerem, który zmierzał w stronę sprzętu grającego dygnęła z godnością. Suknie zamiotły posadzkę. Podała oszołomionemu chłopakowi żółtą różę o poszarpanych płatkach, którą wyciągnęła zza pleców.
Niezła sztuczka.
Do stolika Krzyśka dosiadł się Michał, pan młody. Uścisnął rękę swojego "kuzyna", po czym nachylił się do niego i nagle krzyknął uradowany:
- O w mordę! Ty jesteś Krzysiek, ten, jak tam dalej... - kontynuował już ciszej - no Chris z zespołu Segowia. Widziałem materiały z waszego koncertu w Jeleniej Górze. Bracie, jesteś za-je-bi-sty. Musisz zaśpiewać!
Michał mówił dość cicho, ale nie na tyle, by jego słów nie mogła usłyszeć Adrianna.
- Ojejku!!! Od początku wydałeś mi się jakiś taki znajomy - wykrzyknęła podniecona. - Tak, tak! zaśpiewaj, kotku. - Jeden z tipsów z gracją wsadziła do czerwonych ust, i uśmiechnęła się w ten znany Chrisowi sposób.

Po karczemnej kłótni miłość smakuje lepiej. To co z tego, że nie z osobą, z którą się pokłóciło. W tym przypadku, chyba to nawet lepiej.
 

Ostatnio edytowane przez Asenat : 29-09-2008 o 19:22.
Asenat jest offline  
Stary 01-10-2008, 09:17   #56
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Grzegorz Głodniok

*
Lonely day

Wrocław, mieszkanie Głodnioków na Biskupinie, 31 lipca, godz. 20

Grzesiek kroił kapustę. Przez otwarte okno dobiegały z boiska odgłosy osiedlowego mundialu. Krzyki podpitych, dopingujących pociechy tatusiów wwiercały się w czaszkę.
Grzesiek wrzucił kapustę do gara, podkręcił gaz i zabrał się za klopsy.
- ... nieee, jak to będzie, zaraz, nie ruszy wtedy! - wysoki głos Halinki przedarł się przez okrzyki "gol, gol". Jego siostra zaprosiła do siebie "koleżankę z fundacji". Koleżanka okazała się 25-letnią blondynką o nogach do samej szyi, i wkroczyła do mieszkania Głodnioków z wyjątkowym brakiem wyczucia chwili. Grzesiek rozebrany do bokserek z powodu upału właśnie prasował w przedpokoju kolorowe bluzki swojej siostry. A teraz już trzecią godzinę siedziały w pokoju Halinki, wołając co jakiś czas o herbatę. Grzesiek donosząc kolejne dzbanki oglądał "koleżankę" coraz bardziej sfrustrowany. Siostra usunęła go poza nawias, z tą absolutną bezwzględnością, właściwą młodszym siostrom.
Urządziły sobie telekonferencję z jakimś eterytą z polibudy. Eteryta przygotowywał wózek dla jego siostry. "Koleżanka", Magdalena Sośnicka, miała zająć się oprogramowaniem. Z pokoju co jakiś czas dobiegały arcymądre wynurzenia na temat funkcjonalności, styków, możliwości technicznych i ich obchodzenia.

To dobrze, że Hala ma znajomych, że gdzieś wychodzi. Przecież nie będę się na nią złościł, że...
...że ma życie towarzyskie, jakiego ja nie mam?

Halinka wyglądała na zabiedzoną nastolatkę, ale miała 21 lat. I to normalne, że...

Dwie świnki morskie, Konrad i Wallenrod, zajmujące skrzynkę pod oknem zapiszczały i stanęły na tylnych łapkach, opierając się o krawędź skrzynki.



Z futrzatych pyszczków dobyło się przenikliwe piszczenie.
- Co, grubasy? Poszłyście w odstawkę do kuchni. Jedziemy na tym samym wózku. Ale nie płaczcie tak, chłopaki. Przynajmniej do żarcia mamy blisko. Nawet jak o nas całkiem zapomni, nie umrzemy z głodu.
Cisnął prosiakom po kapuścianym głąbie. Skrzynka rozbrzmiała radosnym piskiem, a potem miarowym chrupaniem.

Hala musiała oliwić wózek. Nawet nie usłyszał, jak wjechała do kuchni.
- Ze świniami gadasz? Oj, Grzesiu, Grzesiu...
Wyciągnęła rękę i poklepała go po brzuchu.
- Zaraz wychodzimy. Idziemy z Magdą do Wieży, to za Halą Targową.
- Tylko...
Hala uniosła palec do pokrytych błyszczykiem ust.
- A! Tylko co? Jesteśmy obydwie dużymi dziewczynkami. I obiecuję ci, Grzesiu, że jak Madzia się skuje i zacznie się przystawiać do obcych facetów, z całą stanowczością jej przypomnę, że jest zajęta.
Grzesiek spojrzał w zieloniutkie oczy siostry, jedyne, co było ładne w jej drobnej twarzy, i zabrakło mu słów. Nachylił się i pocałował siostrę w policzek. Zapach pudru uderzył go w nozdrza i nie chciał się od niego odkleić.
- Dobrze, tylko wróć...
- Jako duża dziewczynka postaram się wyrobić na pornole o północy. Widziałeś moją bluzkę? Taką fioletową, wiązaną w pasie?
- W twojej szafie, druga półka od dołu.
Zadzwonił telefon. Halinka szarpnęła koła i tyłem podtoczyła się do telefonu, capnęła słuchawkę.
- Haloo? - zapytała cienkim głosem bezradnej małej dziewczynki, puszczając bratu perskie oko. Jej twarz nagle ściągnęła się w wyrazie bezbrzeżnej odrazy. - A nie wiem, czy jest. Zaraz sprawdzę.
Zakryła słuchawkę.
- TW "Diabeł" na linii - wyszeptała.
Janusz Stadnicki. "Z tych Stadnickich", jak zwykł się przedstawiać. Szef fundacji. Halinka widziała go tylko raz, i z podziwu godną bystrością obdarzyła go świetnie pasującym pseudonimem. Nie wiedziała tylko jednego. Stadnicki nie był TW. On TW kaptował.
- Daj. Idź, zrób się na bóstwo. Grzegorz Głodniok.
- Przecież wiem, chyba do twojego mieszkania dzwonię, hę? - burknął Stadnicki. - Ja pierdolę, dlaczego ja mam takich idiotów pod komendą? Przestań bawić się w dom, zdejmuj gary z gazu i przywoź tu swoją dupę.
- Gdzie?
- No chyba kurwa, powiedziałem, że do mnie! - wrzasnął Stadnicki, aż coś trzasnęło w słuchawce, po czym się rozłączył. Nawet nie przyszło mu do głowy wskazać precyzyjnie miejsce, w którym obecnie przebywa.
Grzesiek westchnął i wyciągnął komórkę, po czym wybrał numer asystentki Stadnickiego, Renaty. Renata nie była magiem, za to miała kilka niezwykłych przymiotów. Po pierwsze, była absolutnie i całkowicie dyskretna i lojalna. A po drugie, i bardziej dla członków fundacji istotne, doskonale znała Stadnickiego. Dzięki temu często lepiej niż on sam wiedziała, czego Diabeł chce. A na pewno lepiej umiała to wyrazić. Jej królestwem był mały pokoik w Urzędzie Skarbowym na Sztabowej, z którego prowadziło przejście do siedziby fundacji. Była najlepsza. Krążyła plotka, że przed Cerberem Renatką swego czasu skapitulował nawet przywódca kultystów Kamil Świeczko, a jego urok osobisty otwierał wszystkie drzwi we Wrocławiu.
- A witam, panie Grzegorzu - w słuchawce rozległ się wyprany do białości z emocji głos Renaty - właśnie czekałam na pana telefon.
- Tak - Grzegorz nawet nie przedstawiał sprawy. Wiedział, że Renata i tak wie swoje. Nastawił się na odbiór.
- Szef oczekuje pana na Sztabowej. Niezwłocznie. Ponieważ szef jest zajęty, niezwłocznie oznacza w tym przypadku nieprzekraczalny termin za godzinę.
- Pani Renato?
- Nie, nie powiem, o co chodzi. Ale będzie też pan Birula. Do zobaczenia.
Karol Birula, pseudo Niegrzeczny Karolek. Gość o bicepsach jak piłki do koszykówki i mózgu o średnicy pinezki. Dres i kibol. Ulubiony pies szefa. Cudownie. Grzesiek nachylił się nad skrzynką ze świnkami.
- I widzicie, sierściuchy? Kuchnia nie jest taka zła. Cieszcie się, pozwalam wam zostać.

*
Wrocław, 31 lipca, 15 minut później

Grzesiek jechał tramwajem linii numer 16, z twarzą przytuloną do szyby przyglądał się kamienicom.



Pojazd ruszył z przystanku na krzyżówce Traugutta i Pułaskiego, ale, o dziwo, zamiast skręcić w prawo w Kazimierza Pułaskiego, pojechał prosto.
Grzesiek wysiadł na pierwszym przystanku i wrócił na skrzyżowanie. Miał pecha, gdy stał na światłach, z przystanku właśnie odjeżdżała „dziewiątka”, którą również mógłby dojechać na miejsce. Następny tramwaj miał być za pół godziny. W tym czasie, to ja zdążę na piechotę dojść. Spojrzał na zegarek. Był spóźniony.
Cholerna komunikacja miejska.
Ciepły lipcowy wieczór sprzyjał spacerom. Nie było jeszcze zbyt ciemno. Grzesiek ruszył ulicą Pułaskiego.



Z obu stron spoglądały na niego poobdrapywane, obwieszone talerzami anten mury XIX-wiecznych kamienic.



Nierówny bruk ulicy, przykryty gdzie niegdzie płatami kiepskiej jakości asfaltu, pamiętał zapewne defilady Wehrmachtu.



Ale szło się mimo wszystko przyjemnie. Gdzieś na wysokości Kościuszki zadzwonił telefon.
- Tak? Słucham?
- No kurwa, chłopie!!! Gdzie ty, kurwa, jesteś?? – Karol, z właściwą sobie wyszukaną kurtuazją przywitał swojego rozmówcę.
- Cześć, Karol. Tramwaj nawalił. Właśnie idę do was.
- Jak to, kurwa, idziesz??? - na chwilę zamilkł, ze słuchawki doleciało stłumione "wszystko pod kontrolą, panie szefie".
- Spokojnie jestem na Pułaskiego, koło Kościuszki. Niedługo dotrę na miejsce. – Grzegorz właśnie mijał nową zieloną plombę, nader nieumiejętnie wkomponowaną w kamienice.
- Nie ruszaj się, kurwa, stamtąd na krok. Zaraz będę po ciebie.

Grzegorz usłyszał za sobą głośne śmiechy i męskie głosy. Kopali jakąś puszkę po piwie, sądząc po odgłosach, i klnęli przy tym niesamowicie. To mogło oznaczać tylko kłopoty. Odwrócił się powoli.

- Myto, cipo – rzucił jeden ze skinów. – Wyskakuj z kasy i komórki.

- Co się tam… - zdołał tylko usłyszeć Karola, gdyż jeden z napastników wyrwał mu telefon.

Otoczyło go siedmiu skinheadów.



* * - autorstwa Asenat
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny

Ostatnio edytowane przez Efcia : 01-10-2008 o 09:25.
Efcia jest offline  
Stary 04-10-2008, 12:16   #57
 
Mical von Mivalsten's Avatar
 
Reputacja: 1 Mical von Mivalsten nie jest za bardzo znany
- Mhm - Przytaknął Marek na pytanie Dagmary. Dupowy wieczór. Wszyscy go ignorowali i odpowiadali na co drugie pytanie. Dorośli. Z drugiej strony, przecież nie mogli mu powiedzieć "tak, idź złamać prawo". Marek prychnął pod nosem i rozcierając nagie ramiona wrócił do przyjemnego ciepła mieszkania. Z torby wyjął etui na płyty i poczłapał w kierunku komputera swojego mentora. Zapisał aktualnie uruchomioną sesję by następnie wyłączyć komputer i uruchomić przygotowaną dla niego przez znajomego z Warszawy dystrybucję linuxa. Marek mógłby to zrobić sam, to fakt, ale Buzz znał się na tym lepiej, miał większe doświadczenie i był gozu* w informatyce.

Zamiast śliczniusiego dźwięku uruchamiającego się windowsa i cukierkowego ekranu powitalnego Marka przywitała surowa linia komend. Zalogował się i wpisał do terminalu parę komend. Na ekranie pojawiła się tekstowa wersja komunikatora.

Duster: Knock, knock.
Duster: uder?
Buzz: Czego dusza pragnie?
Duster: Potrzebuję namierzyć jeden numer. Fizycznie.
Buzz: Korespondencja?
Duster: Wolę nie. Tu jest strasznie słaba rękawica, już miałem dzisiaj wizytę duchów.
Buzz: Co za numer?
Duster: Orange. To może być jakaś gruba sprawa, mam go od duchów.
Buzz: A odpowiada w ogóle?
Duster: Nie wiem.
Duster: Nie chce na razie sprawdzać.
Buzz: To ten...
Buzz: Jak sobie chcesz, młody.
Buzz: Nieźle cię nastraszyły, co?
Buzz: Jeśli chcesz znaleźć fizyczne położenie komórki, musisz znać odległość od minimum trzech punktów dostępowych. Orange udostępnia taką opcję, wiec wystarczy, że włamiesz im się do sieci.
Duster: Trochę.
Buzz: Ale jeśli będzie na jakimś zadupiu, to zlokalizujesz miejsce z dokładnością do, bo ja wiem, kilometra, dwóch.
Buzz: Poradzisz sobie dalej?
Duster: Chyba tak. Jakby co, odezwę się jeszcze.
Buzz: To już nie do mnie, idę spać. I tak mnie w ostatniej chwili złapałeś.
Duster: kk, dzięki. Trzymaj się.
Buzz: Powodzenia. Użyj warszawskiego TORu, coby Cię nie wykryli.


Marek zamknął komunikator i zabrał się do roboty. Do tej pory włamywał się do takich dużych sieci tylko na symulacjach w R2.0. Ale, o ile trudniejsze może to być na żywo?

*(kor.) wysoka ręka, określenie profesjonalisty, używane głównie przez grających w StarCrafta.
 
Mical von Mivalsten jest offline  
Stary 06-10-2008, 17:55   #58
 
Kaworu's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputację
Paweł położył się spać z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony był bardzo naburmuszony. Zachowanie Darii zbulwersowało go na wielu płaszczyznach. Nie miała prawa mówić mu, kim ma by ć, co robić i ile zarabiać. Każdy żył swoim życiem i nie wolno nikomu niczego narzucać. Każdy był inny. Tak mówiła mama. Miała rację.

Z drugiej strony, było mu smutno. Tak długo, jak był z Mirkiem, było mu dobrze. Mógł się do niego przytulać, miał kogoś, z kim mógłby porozmawiać jak równy z równym i w obecności którego nie musiał się z niczym kryć. Ale kiedy położył się spać, smutek powrócił.

Ostatni raz przytulił się do mamy, dobre kilka lat temu. Na chwilę przed tym, jak odeszła…

Rodecki do tej pory nie rozumiał, w jaki sposób to się wydarzyło. Do tej pory nie mógł zrozumieć, czemu dobrzy ludzie muszą odchodzić, w czasie gdy zło dalej trwa w niezmienionej formie. Czemu zawsze to ci dobrzy giną, a gwałciciele i mordercy chodzą sobie po mieście w biały dzień.

Od tak dawna był sam. Zawsze gdzieś w tle przewijali się jacyś inni ludzie, chcący pomóc, dodać otuchy lub po prostu uraczyć ciepłym spojrzeniem. Ale to nigdy nie był ten ktoś szczególny. Nawet w Fundacji, gdzie wszyscy myśleli podobnie, Paweł był wyrzutkiem, gapą, roztrzepańcem. Nie miał nikogo bliskiego.

Aż do teraz. Ale przecież Mirek zostanie tylko na miesiąc…

~*~

Rodecki został zbudzony przez naglącą potrzebę. Jego nabrzmiały pęcherz domagał się opróżnienia. NATYCHMIAST! Niewiele myśląc, Eteryta poderwał się na nogi i ruszył w stronę łazienki tak szybko, jak mu na to pozwoliło zaspane ciało i sklejone powieki. Po drodze minął się z Szymonem. O Boże, wyprzedzi mnie! przeszło mu przez umysł. Nie mógł pozwolić, by tak się stało. Jego potrzeba była naprawdę WIELKA! Sflaczałe nogi przyspieszyły, jakimś cudem wyprzedzając rosłego mężczyznę.

- Echhh…- odetchnął z ulgą, doznając boskiego uczucia ulgi. Po umyciu rąk w ciepłej wodzie wyszedł z łazienki, chcąc udać się na spoczynek. Zanim jednak położył się na podłodze, zauważył włączony komputer.

Nowy mail? O tej porze?

Cała sytuacja była dziwna. O ile pamiętał, wyłączył komputer. Przecież pamiętał! Choć… może to było wczoraj? Ale dziś przecież nawet nie włączył sprzętu. Prawda…?

Monitor zafalował, gdy wiadomość została wyświetlona. Zawsze tak robił. Rodecki potrzebował naprawdę niewiele do szczęścia. Cały pecet miał dobre kilka lat i parę domowych napraw na koncie. Ale właścicielowi to nie przeszkadzało. I tak uważał technologię informacyjną za niepotrzebny zbytek. Owszem, bywała przydatna- za pomocą komputerów można było wykonać skomplikowane obliczenia, porozmawiać z ludźmi mieszkającymi za oceanem i zapisać sobie w kalendarzyku ważne spotkania. Ale czy świat naprawdę nie miał innych problemów niż „Inter Duo wypiera z rynku konkurencję”? Stanowczo zbyt wiele dzieci spędzało wakacje przed monitorem, a zbyt mało ludzi świadomie unikało niebezpiecznych treści.
Afrykańczycy byli wykorzystywani, a ci sobie czatowali!

Odpowiedzi otrzymywane od tajemniczego rozmówcy były zwykłym bełkotem. Może za dnia Rodecki wyciągnąłby z danych jakiś wniosek, ale teraz widział w tym tylko oderwane od kontekstu prawa wyższej matematyki.

Chyba że… ludzie z Fundacji kiedyś ostrzegali Pawła przed niebezpiecznymi naukowcami. Twierdzili, że zbytnie zapatrzenie w swoją pracę i trzymanie się teorii naukowych mimo ich niedorzeczności może doprowadzić do obłędu. Tacy naukowcy sabotowali wszelkie projekty naukowe, ograniczając rozwój ludzkości. Byli niebezpieczni i pod żadnym pozorem nie można się było z nimi zadawać.

Dla bezpieczeństwa Paweł wyłączył komputer. Nie wiadomo, do czego mogłaby doprowadzić ta rozmowa. Zresztą, miał jutro obowiązki. Powinien się położyć i przespać choć parę godzin.
 
Kaworu jest offline  
Stary 06-10-2008, 19:13   #59
 
Vincent's Avatar
 
Reputacja: 1 Vincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodze
Muzyka, która leciała była całkiem niezła do tańczenia. Puszczali między innymi "Twista" i sporo dance hitów z lat osiemdziesiątych, jednak, oczywiście, nie umywało się to do muzyki na żywo.

- Chris, to za co teraz wypijemy?
- Wiecie… Kobieta dla mężczyzny jest tym, czym kotwica dla statku. Wypijmy za krążownik Aurora, który miał cztery kotwice! – Krzyknął Chris i wszyscy wychylili kieliszki. Przy następnym toaście Chris zrobił poważną minę, ściszył trochę głos, żeby zainteresować zebranych i zaczął deklamować:
- Pewien wędkarz, idąc przez szuwary zobaczył żabę. Żaba odezwała się do niego ludzkim głosem prosząc, aby jej nie rozdeptywał, tylko zabrał ze sobą. Wędkarz zlitował się nad żabką, zabrał ją do domu, nakarmił i napoił. Gdy położył się spać, żabka wskoczyła za nim do łóżka, a kiedy go dotknęła zamieniła się w młodą, nagą dziewczynę. – Chris mówił intonując tak, jakby czytał wersety Pana Tadeusza - Wtedy do domu wróciła żona wędkarza i gdy zobaczyła tę sytuację była solidnie wkurwiona…. – chłopacy parsknęli śmiechem, a Krzysiek zrobił małą przerwę, żeby ucichli - Ale gdy wędkarz opowiedział jej, co się stało, uspokoiła się. Wypijmy za wszystkie wspaniałe kobiety, wierzące w bajki, które im opowiadamy! – Powiedział, a gdy miał już przechylić kieliszek Adrianna, zatrzymała jego rękę.
- Hej, ale my tu nadal jesteśmy! – Obruszyła się pół – żartem, pół – serio.
- Oh, racja… - Chris spojrzał na nią zakłopotany. – Wypijemy za coś innego… W Kazachstanie jest taki zwyczaj, że gdy rodzi się dziewczynka, jej ojciec sadzi drzewo. – Powiedział patrząc na Adriannę, ale zaraz przeniósł wzrok gdzieś dalej, po czym kontynuował. – Kiedy ta dziewczynka traci cnotę, ojciec ścina drzewo. Dlatego wypijmy za bezkresne stepy Kazachstanu!
- Jesteś beznadziejny… - powiedziała Adrianna, lecz jej oczy mówiły zupełnie co innego.
- Popieram - zawtórowała jej Gołębica. Siedziała na stole, prawie naprzeciwko Chrisa. - Jak to możliwe, że one na to lecą? - zapytała, zakładając nogę na nogę.
- Odczep się, widocznie są głupsze od niego. - zgasiła ją Czarnopióra, stojąca za Chrisem i piłująca pilniczkiem swoje długie szpony.
- Ale wszystkie, które wybiera?
- No tak. Pewnie, że tak. Przecież wybiera tylko te ładne. A ta w dodatku jest blondynką - powiedziała patrząc to na włosy Adrianny, to na Gołębicy.
- Jesteście siebie warci... - Powiedziała Gołębica, solidnie naburmuszona. - Nie będę tego słuchać. Idę do toalety, może wróci wam rozum w międzyczasie.


Chris ocknął się, znów wszystko było w normie. Jego avatar odszedł.
- Jesteś beznadziejny… - Chris usłyszał głos Adrianny. "Chyba to już słyszałem..."
- Ale dobrze tańczę i jestem przystojny, więc można to wybaczyć – odpowiedział, po czym pociągnął dziewczynę na parkiet. Zatańczyli kilka utworów, a Chris nie krępował się dotykać jej włosów, szyi, ani bioder. Kilkakrotnie też przeciągnął dłońmi po jej rękach w górę, dochodząc do ramion i ściskając je delikatnie. Później zeszli z parkietu, żeby odpocząć i napić się czegoś. Rozmawiali i śmiali się. Chris łowił oliwkę, którą nie do końca przypadkiem upuścił w dekolt Adrianny, a ona, z lekko rozwartymi ustami i w ogromnym napięciu przyglądała się jego wyczynom. Trochę później, gdy Adrianna wisiała na ramieniu Krzyśka, do stolika dosiadł się pan młody..
- O w mordę! Ty jesteś Krzysiek, ten, jak tam dalej... - kontynuował już ciszej - no Chris z zespołu Segowia. Widziałem materiały z waszego koncertu w Jeleniej Górze. Bracie, jesteś za-je-bi-sty. Musisz zaśpiewać!
- Eeee… No nie wiem…
- Ojejku!!! Od początku wydałeś mi się jakiś taki znajomy. Tak, tak! zaśpiewaj, kotku. – wykrzyknęła Adrianna, która usłyszała słowa Michała.
- Tak! Tak! - Zakrzyczała Czarnopióra - Jeee!! Za-śpie-waj, za-śpie-waj!- zaczęła sylabizować i skakać parodiując cheerliderki, co, oczywiście, wcale to do niej nie pasowało. Chciała wyglądać głupio, ale miała w sobie jakiś taki wrodzony wdzięk, przez który nie do końca osiągnęła zamierzony efekt. Chris roześmiał się widząc równolegle te sceny, po czym powiedział do Michała:

- No dobra… to co nagrywam, to nie jest raczej muzyka weselna… Ale coś cudzego zaśpiewać mogę. Tylko muzykę trzeba skombinować, ale tutaj to chyba nie będzie problem. Prawda?
- Jasne, zaraz coś znajdziemy. Chodź ze mną.
- Chodź z nami - powiedział Chris do dziewczyny, która go w to wkręciła. W kwadrans skombinowali kilka trąbek, gitar, saksofon, skrzypce a nawet pianino. Chris próbował znaleźć też drugiego wokalistę chętnego do śpiewania. Gdy tylko miał jakieś przeczucie, że ktoś może się tego podjąć od razu pytał, czy nie chce dołączyć do zespołu i na szczęście udało mu się znaleźć zastępcę.

Chris wszedł na scenę i podszedł do pianistki.
- Jesteś gotowa?
- Tak.
- Król lew - rzucił do niej.
- Co takiego? - zapytała pianistka i obie zmory Chrisa równocześnie. Czarnopióra z niedowierzaniem, a Gołębica z zaciekawieniem.
- Elton John, „Can you feel the love tonight”… - wyjaśnił. – Znasz to, prawda? - Chris raczej stwierdził, niż zapytał.
- Tak.
- To zaczynaj – powiedział z uśmiechem, a gdy rozbrzmiały pierwsze dźwięki pianina zwrócił się do zebranych:
- Zapraszam wszystkie pary na parkiet. Ale wszystkie, te które są razem od dawna i te, co od trzech minut. I wy też! – wskazał ręką chłopaka i dziewczynę w rogu Sali – Was też widzę, chodźcie. – Chris zauważył, jak Adrianna spławia jakiegoś chłopaka. Uśmiechnął się lekko do siebie samego, po czym wyjął mikrofon ze stojaka i zaczął śpiewać.


Elton John - Can you Feel the love tonight


There's a calm surrender
To the rush of day,
When the heat of the rolling world
Can be turned away.
An enchanted moment
And it sees me through.



Mimo, że cały sprzęt muzyczny był ustawiony w jednym miejscu, słuchacze mogli poczuć otaczający ich głos Chrisa, który zaczął podobnie do pierwotnego wykonawcy. Kolejne wersy Chris zaśpiewał już trochę mocniej od Eltona, choć nadal pozostało to delikatne i romantyczne.



It's enough for this restless warrior
Just to be with you.

And can you feel the love tonight?




- Nieźle, całkiem nieźle - pochwaliła Gołębica, a brunetka popatrzyła z politowaniem na nią, a potem na Chrisa.


It is where we are.
It's enough for this wideeyed wanderer
That we got this far.
And can you feel the love tonight[…]





Gdy skończył, zaśpiewał jeszcze “Lornetkę” Golców z całym zespołem i podziękował publiczności, oddając mikrofon drugiemu wokaliście. Wrócił razem z Adrianną do swojego stolika, a gdy usiadł, ona natychmiast zajęła miejsce na jego kolanach, przodem do niego.
- Masz tu pokój? - zapytała kładąc dłoń na jego klatce piersiowej i zsuwając ją powoli w dół. Chris ujął ją lekko za szyję, pod włosami.
- Nie. - odpowiedział przyciągając jej głowę do siebie. Pocałował ją. Najpierw tylko ustami i tylko przez sekundę. Potem znowu, i znowu, coraz dłużej i namiętniej.
- Ale ja mam tu pokój. - wyszeptała mu do ucha po chwili, gdy odzyskała głos i opanowała trochę swój przyspieszony, ciężki oddech. - Mam łóżko, które wygląda na bardzo wygodne... i kilka innych mebli do przetestowania. Chodźmy już...
 

Ostatnio edytowane przez Vincent : 07-10-2008 o 20:08.
Vincent jest offline  
Stary 07-10-2008, 14:05   #60
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Marek Różogórski, Stanisław Rocki, Dagmara O'Sullivan

Dom Rodeckiego, między Brzezinką Średzką a Mrozowem, 1 sierpnia

No i dobra.
Marek zatarł ręce. Palce nastolatka zatańczyły po klawiaturze.

Zaraz, zaraz, jak to było.

Buzz mu opowiadał na papierosie, przed samym wyjazdem, więc pewnie administrator OTS nie znalazł jeszcze tej luki.
Puk, puk. Zastałem Jolkę?
Ekran pociemniał, tylko w lewym górnym rogu migał kursor.
Backdoor jak ta lala. Buzz, masz browar.
Marek zachichotał jak Gargamel, po czym z pasją pianisty wystukał na klawiaturze komendę:

{Pobierz numer TMSI dla...[numer telefonu]}

Odchylił się w krześle i zaplótł dłonie na brzuchu. To trochę potrwa. Ale jestem niezły. Idzie jak po maśle. A z numerem TMSI, to już jesteśmy w domu...

- Ta daaam – skomentował pojawienie się numeru. Podkleił numer do komendy.

{Żądanie raportu}

No to teraz czekamy...

Czekamy...

Czekamy...

I...

No?


CI:LAC:MCC:MNC TA RXLEV
40462:29102:260:03 0 33
40461:29102:260:03 -1 31
40464:29102:260:03 -1 33
29401:29102:260:03 -1 18
63383:29102:260:03 -1 11
29383:29102:260:03 -1 9


- Łahahahaha, jestem wielki!

Dagmara i Staszek ze zdziwieniem obserwowali, jak Marek zerwał się od komputera, aż krzesło wywróciło się na podłogę. Nastolatek wyskoczył w górę i strzelił bosymi stopami całkiem udatnego hołubca.


Krzysztof Bursztyński

Zamek na wodzie w Wojnowicach

- Ale ja mam tu pokój - wyszeptała mu do ucha po chwili, gdy odzyskała głos i Adrianna opanowała trochę swój przyspieszony, ciężki oddech. - Mam łóżko, które wygląda na bardzo wygodne... i kilka innych mebli do przetestowania. Chodźmy już...
- Cudnie, daj mi tylko chwilę.
- Niech to będzie naprawdę chwila...bo mogę się rozmyślić - Adrianna puściła mu oko i klepnęła figlarnie w pośladek.- Żartowałam.Wracaj szybko.
Chris pogwizdując radośnie skierował swe kroki w stronę toalet. Ale mi się trafiło... Uaaaa...
I oczywiście były tam. Gołębica oparta o ścianę oglądała swoje paznokcie. Czarnopióra przycupnęła na ogromnej beczce w pozie gargulca z katedry Notre Dame. Obie miały nietęgie miny.
- Co jest, moje panie? Jak się bawimy?
Twarz Gołębicy rozjaśnił promienny uśmiech.
- Jest tak pięknie. Zawsze lubiłam śluby... Powinieneś się ożenić, Krzysiu.
- Jak tylko znajdę taką, która choć w ułamku przypomina ciebie, nie zawaham się ani chwili.
Gołębica zarumieniła się, a Czarnopióra parsknęła krótkim, urągającym chichotem.
- Wazeliniarz. Tak sobie się bawimy. Czekamy w kolejce do kibla, chyba widać.
Potraktowany różnego rodzaju alkoholami mózg Krzyśka odnotował fakt, że jego awatar odczuwa potrzebę chodzenia do toalety. To pewnie dlatego, że są dwie. Chodzą sobie do kibelka pogadać, jak to baby.
- To czemu nie wchodzicie?
- Głupi jesteś, Krzysiu? Przecież zajęte. Ale ty się nie krępuj, męski wolny. Tylko zarzygany straszliwie i Gołębica brzydziła się wejść.
Aha. O nic już nie pytam, nic nie chcę wiedzieć.
Po umyciu rąk poświęcił chwilę na przygładzenie potarganej fryzury i wtedy usłyszał trudny do pomylenia z innym głos Arletty.
- To niemożliwe. Że tego śpiewaka za trzy grosze wybrał, to się nie dziwię. W końcu ojciec jest jego mentorem, chociaż wszyscy wiemy, jak mało Chris jest wart...
- Ekhm...
Głosy dobiegały z dziury pod sufitem, przez którą przebiegała rura. Chris zakręcił wodę i zamarł, wytężając słuch.
- Ale Jawornicka? Dlaczego? Co niby ma takiego, czego ja nie mam? Dlaczego ojciec chce ją włączyć do projektu? Czy oni... - dziewczyna zamilkła nagle, jakby oburzenie zaparło jej dech.
- Arletta, uspokój się - Chris rozpoznał drugą osobę. Kasia, 30-letnia flecistka z filharmonii o wyglądzie nastolatki i głosie anioła.- Żałuję, że ci powiedziałam, Arletta, poczekaj...
Szybkie kroki i trzaśnięcie drzwiami, po chwili kolejne.
Chris wymył ręce jeszcze raz, zapominając, że już to zrobił.
Jola jest w porządku. Miła, wesoła dziewczyna. Do tego zawsze zakasowywała Chrisa na spotkaniach we wrocławskiej siedzibie tradycji - klubie Kalambur - sypała celnymi opiniami jak z rękawa. I do tego śliczna.
Poczłapał do głównej sali. Na parkiecie pomiędzy tańczącymi parami kołysała się Czarnopióra. W ręku ściskała butelkę wódy i nawet z tej odległości Chris widział, że płacze. Obok niego wyrosła Gołębica. Upiła delikatny łyk kolorowego drinka z wysokiego kieliszka.
- Co jej? - wskazał na upadłą anielicę, pochlipującą na parkiecie.
- Wspomnienia. W końcu ją też odrzucił ojciec. Tyle mi powiedziała - Ojcze, czemu mnie opuściłeś. A potem się rozpłakała.
- To Jezus powiedział, nie diabeł. Czytałem.
- Czy upadły anioł nie jest tak samo dzieckiem Boga? Czy Bóg nie odrzucił Lucyfera, kiedy stworzył sobie nowe dzieci?
- Przecież ona nie jest naprawdę upadłym aniołem, nic takiego jej nie spotkało - odparł zniecierpliwiony Chris. Czekała na niego dziewczyna, a jego awatar nagle postanowił strzelać fochy. No, naprawdę...
- Co z tego. Ona to pamięta. I jej żal jest prawdziwy.
- A co ty powiesz?
- O tym, co się stało? Że jako człowiek masz wolną wolę. A niektóre decyzje trudno opatrzyć etykietką dobre albo złe. Zadbaj tylko, aby były twoje.
Wysuszyła kieliszek do dna i rzuciła z wdziękiem za siebie.
- Zdrowie państwa młodych!
Nachyliła się szybko i pocałowała Chrisa w policzek.
- Pamiętaj o tym, a wszystko będzie dobrze.
A potem tanecznym krokiem ruszyła na parkiet, wymijając tańczące pary. Stanęła przed Czarnopiórą, wyjęła jej butelkę z ręki i odrzuciła na bok, odsunęła z twarzy zwilgotniałe od łez ciemne włosy, przytuliła. A potem rozłożyła potężne, śnieżne skrzydła, i wzbiła się w powietrze, podnosząc za sobą Czarnopiórą. Pod powałą splecione w uścisku anielice tańczyły, biły powietrze na przemian białe i czarne skrzydła. A potem objęły się jeszcze ciaśniej i pocałowały. Nie jak siostry czy przyjaciółki. Jak kochanki.

 

Ostatnio edytowane przez Asenat : 10-10-2008 o 09:27.
Asenat jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:23.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172