Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-09-2008, 22:01   #39
mataichi
 
mataichi's Avatar
 
Reputacja: 1 mataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie coś
Gelimycetes, Chatka Pana Kapelusznika, 1 dzień do osiągnięcia pełnego wzrostu.

Dagata, Lorelei, Thimoty


Kapelusznikowi spodobała się najwyraźniej dociekliwość Lorelei, gdyż teraz już wpatrywał się jedynie w Obdarzoną uśmiechając się przy tym radośnie. Zwlekał jednak z odpowiedzią na jej pytania, a jego milczenie wreszcie przełamało pytanie Wiedźmy.

- No, no proszę nie zwracaj się tak formalnie. – mrugnął do kobiety porozumiewawczo. – Odpowiedź na twoje niemiłe pytanie jest prostsza niż myślisz. Istoty podobne do mnie mogłyby za pomocą takich przedmiotów poważnie namieszać w równowadze między światami i zwyczajnie posiąść za dużą moc. Jest to, więc niejako system zabezpieczeń, aby nikogo nie kusiła taka potęga. Nie mam pojęcia na ile mogę się do nich zbliżyć, same światy, w którym znajdują się te przedmioty zostały zablokowane dla Opiekunów.

Pozbierał resztę naczyń i ułożył je starannie na tacce nie śpiesząc się przy tym specjalnie. Robił to tak pieczołowicie nie zwracając uwagi na nic innego, że cierpliwość zebranych została wystawiona na największą próbę. Gdy ostatnia filiżanka znalazła się na swoim miejscu podniósł wreszcie wzrok na zebranych i uśmiechnął się ponownie, najwyraźniej zadowolony ze swojego wielkiego osiągnięcia.

- Karolinko jak możesz to zanieść naczynka do kuchni proszę. – zwrócił się do dziewczynki nawet na nią nie zerkając.

- Musze teraz?

- Karolinko, tak teraz. – powiedział dobitniej i tym razem odprowadził wzrokiem jedną z bliźniaczych kopii niosącą tacę aż do drzwi chatki.

- Moja panno nie zapomniałaś czegoś zrobić? – udając zirytowanie zwrócił się do drugiej dziewczynki.

- Oczywiście, ja nic nie muszę wiedzieć. – naburmuszona zerwała się z krzesełka i z pochyloną główką, iście pogrzebowym marszem podreptała do domku. Zanim przekroczyła próg w drzwiach obróciła się na pięcie i pokazała język Kapelusznikowi za jego plecami.

- Dobrze wracając do pytanek, widzisz moja droga Różo to nie ja was wybrałem, więc wieczorka zapoznawczego niestety nie będzie. Nawet pojęcia nie miałem do wczoraj, że gdzieś tam istniejecie a dzisiaj jestem od was uzależniony. Cóż za zrządzenie lodu! Ha Ha Ha…ekhm. – widząc, ze znów jego kawał nie przypadł nikomu do gustu zdusił śmiech i przybrał nieco poważniejszą minę. – Ten noo…aha, jeśli chodzi o wasz wybór to dokonały go istoty dość dziwne aczkolwiek niezwykle przydatne. Zwą ich Pustogłowymi, jeżeli spotkacie kiedyś jakiegoś to możecie go zapytać, czemu na was padło. Według mnie to kwestia waszych umiejętności i możliwości użycia boskich przedmiotów. Lecz to są wyłącznie moje domysły. A listę z waszymi nazwiskami wykradła im Karolinka. – jedno mu trzeba było przyznać, walił prosto z mostu.

Zrobił dłuższą pauzę zerkając jeszcze przez ramie. Wyglądało to tak, jakby bał się czy przypadkiem ciekawska dziewczynka nie kręci się w pobliżu.
-A jeśli chodzi o Karolinkę to wybacz, ale to dopiero dziecko a moc ma istotnie większą…od nas wszystkich razem wziętych. Nie zdaję sobie z tego sprawy i nie zawszę potrafi jej właściwie użyć. – mówiąc te słowa, wyraźnie zasępił się przez chwile.

- Będzie ona podróżować z wami, jednakże powiem wprost. Lepiej niech nie używa swoich zdolności za często, ponieważ ściąga tym samym uwagę różnych niemiłych istot prawda Thimoty? – pytanie wywołało w Rangersa niemiłe wspomnienia przerażającego monstrualnego robota i szaleńczej ucieczki.

-Pierścienie…tak, dostaniecie dwa pierścionki. – zaczął obszukiwać kieszenie jeansów i po paru sekundach wreszcie znalazł obiecaną biżuterie, która nie prezentowała się specjalnie ładnie.




- Za ich pomocą będziecie mogli otwierać portale między światami. – widząc, iż przedmioty nie sprawiły dużego wrażenie na pozostałych dodał. - Choć wyglądają niepozornie, dostosowują się do swoich właścicieli i dają im dodatkowe moce. Zademonstruje może.

Ubrał jeden pierścień na swój serdeczny palec i błyskawicznie jego srebrna powierzchnia zafalowała i przybrała zupełnie inny kształt.



- Piękny prawda? Musicie jednak pamiętać o dwóch rzeczach używając ich. Pierwsza: to nigdy, przenigdy jedna osoba dwóch na raz nie może założyć…nie radzę próbować, wierzcie mi na słowo. – zrobił, mówiąc to, tak złośliwy uśmieszek, że nikt nie chciał dopytywać nawet jak się o tym przekonał. - Druga: jedna osoba nie może zbyt długo go nosić. Pierścień wtedy wraca do swojego normalnego wyglądu i trzeba przekazać go kolejnemu użytkownikowi. Taki nazwijmy odwyk od poprzedniego właściciela może trwać parę godzin a może kilka lat. Ciężko powiedzieć. – zdjął pośpiesznie pierścień, przywracając mu dawny kształt i wręczył go Lorelei. Drugi natomiast powędrował przed Dagatę.

- Ten tego, kończąc mój przydługi wywód, bo w gardziołku mi już zaschło a herbatka sobie poszła, dodam tylko, że z łatwością odnajdziecie miejsca, w których znajdują się przedmioty. Moja w tym rola, żeby teleportować was w ich pobliże. Kiedy będą w waszych rękach wrócicie tutaj, a o mnie się nie bójcie. Najwyżej będzie po mnie…a wtedy będzie niemiło, tak zdecydowanie niemiło. – Pan K lekko pobladł na samą myśl o tym, potrząsnął jednak głową dodając sobie tym samym animuszu.

- Dobra to czas na odpoczynek, dla was i dla mnie, bo się nie obijałem o nie. – uśmiechnął się do reszty i klasnął w dłonie. Ja na komendę słońce zaczęło chować się za horyzontem grzybowego lasu.

Karolinkooo! KAROLINKO! – krzyknął głośno a w drzwiach błyskawicznie pojawiły się dwie dziewczynki urządzając sobie najwyraźniej wyścig metą był Kapelusznik, którego o mało nie wywróciły.

- No już dobrze. Pomóżcie teraz pozostałym i zaprowadźcie ich do pokoików. Dobrze?

- A...a opowiesz nam potem bajkę? – oczka Karolinek zaszkliły się od łez. Obie wpatrywały się z wielką nadzieją w Pana K. Trzeba było być naprawdę wielkim okrutnikiem, żeby oprzeć się takiej prośbie.

- Opowiem. No już, już do pracy. – potarmosił dziewczynki po włoskach i przez moment wydawał się być zupełnie kimś innym. Nie było w tym żadnej sztuczności, a jego głos zabrzmiał wyjątkowo ciepło.

- Do zobaczenia na odprawie, ja zmykam do swojego pokoju. – Pomachał na pożegnanie i ulotnił się.

Ciekawe czym jeszcze potrafi zaskoczyć?


***


Niaa


Kocica niepomna wszelkich możliwych zagrożeń i gniewu gospodarza, na dobre zaczęła węszyć w jego chatce. Ta od środka okazała się być nie lada labiryntem. Parter wyglądał zwyczajnie i niepozornie, jednak wystarczyło otworzyć pierwsze lepsze drzwi w przedsionku, żeby znaleźć się w plątaninie pozawymiarowych korytarzy.

Przedpokoje różniły się od siebie diametralnie, jedne sprawiały wrażenie przytulnych inne z kolei sprawiały, że sierść jeżyła się na ciele Niaa. Kobieta początkowo z ciekawości otwierała każde drzwi, jakie napotkała na swej drodze a było ich sporo. Każdy pokój posiadał inny wystrój, jakby Kapelusznik, kolekcjonował je, a w zasadzie małe fragmenty z wielu światów. Na samą myśl o tym Kocica mimowolnie o mało co nie wybuchła śmiechem.

Musiała szybko znaleźć to właściwe pomieszczenie. Używając swoich wewnętrznych instynktów, dreptała żwawo nie kłopocząc się rzędami wejść. To jedno musiało być wyjątkowe. Nie pomyliła się…
Choć drzwi wyglądały niepozornie widniała na nich dziwna sentencja, którą mógł sklecić wyłącznie Pan K.


„CZY BOISZ SIĘ SZALONEGO KAPELUSZNIKA?”


Mogło to oznaczać cokolwiek i być pułapką lub zwykłym drogowskazem dla samego gospodarza, który przy takiej mnogości pokoi zapewne sam się gubił.

Niaa obwąchała drzwi i nie wyczuwając zagrożenia z trudem, zważywszy na budowę jej łapek, pociągnęła za klamkę i otworzyła wejście do pokoju Kapelusznika. Ten okazał się być niezwykle wielki i zaniedbany.



Jedynym meblem patrząc z korytarza było niewielkie biurko. Kocica, choć żądna wiedzy to jednak z lekką obawą przekroczyła próg i dopiero wtedy dostrzegła również spore łóżko w prawym kącie pokoju. Było idealnie zaścielone i zupełnie nie pasowało do całej reszty.

Niaa zaciekawiło jednak biurko, wykonała parę zwinnych susów i już była przy nim…

Było brutalne w swojej prostocie, wykonane jedynie z kiepskiej jakości drewna i stali. Na jego powierzchni leżały sporej wielkości karty zawierające tajemnicze transkrypcję. Kobieta musiała wyostrzyć swoje wewnętrzne zmysły żeby pojąc, czym są te skrawki papieru. Otworzyła szeroko oczy i cofnęła się automatycznie zaskoczona w głąb siebie. Postanowiła dłużej nie zagłębiać się w ich treść dla własnego bezpieczeństwa.

Teraz przyszła kolej na większą szufladę. Podniecona odsunęła ją szybkim ruchem, a jej oczom ukazały się pierścienie, dziesiątki jak nie setki pierścieni. Miały różne kształty, jednak łączyła je jedna wspólna rzecz. Wszystkie były poczerniałe i popękane, a co więcej, unosił się z nich paskudny odór…odór czegoś okropnego i plugawego.

Kocica pośpiesznie zamknęła szufladę, coraz bardziej tracąc nadzieje, na znalezienie czegoś o wiele dla niej cenniejszego niż informację. Została ostatnia skrytka. Drżącą łapką powoli uchyliła półeczkę i zamarła. Na jej dnie w czarnym przejrzystym futerale leżał malutki starannie zwinięty pukiel srebrzystych włosów a obok niego znajdowała się biała karteczka. Nie chcąc zostawić po sobie śladów, wolała nie wyjmować jej, choć nie miało to znaczenia, bowiem znajdowała się na niej tylko jedna linijka tekstu, którą dało się bez problemu odczytać.


"Żałuje, że nie możesz zobaczyć co razem stworzyliśmy."


Nagle Niaa zrobiło się niedobrze, zapragnęła stąd odejść jak najszybciej. Trzasnęła szufladą i…

- Ciekawe… – głos Kapelusznika doszedł gdzieś za pleców Kocicy. Niaa zdrętwiała przerażona. Z trudem odwróciła głowę, ale gospodarz nie stał tuż za jej ramieniem, tylko siedział na swoim łóżku i spoglądał na kotołaka.

- Ciekawe, bo widzisz, niewiele istot byłoby w stanie przejść przez te drzwi a tobie się jakimś cudem udało. – mówił spokojnie, nie podnosząc głosu ani nie robiąc z siebie błazna tym razem. – Nie wiem kim jesteś, ale zrób proszę dobry uczynek i…- w tym momencie dostrzegł wciąż lekko uchyloną skrytkę.

- WYNOŚ SIĘ STĄD! – krzyknął niespodziewanie i wskazał ręką na drzwi.

– NA CO CZEKASZ, PRECZ!

W oczach mężczyzny Kocica dostrzegła szaleństwo i rozpacz, nie chcąc zwracać na siebie dłużej jego uwagi wymknęła się czym prędzej z pokoju. Zanim zatrzasnęły się za nią drzwi usłyszała jak Pana K dopada potworny kaszel. Najwyraźniej nie zamierzał jej zatrzymywać.

Tylko jak długo ją obserwował? Ile się dowiedział? Co się właściwie przed chwilą stało?

Niedługo po tym znalazła ją Karolinka.

***


Wszyscy



Prędzej czy jak w przypadku Niaa później, Karolinki zaprowadziły wszystkich na pierwsze piętro. Tutaj korytarz był prosty i miał może ze sto metrów długości. Po jego obu stronach widniały rzędy różnorodnych drzwi. Dziewczynka trzymając w rękach kawałek papieru – który okazał się być odręczną mapką narysowaną kredkami – po kolei kwaterowała bohaterów.

- Panie Żołnierzyku, tu proszę. Typowy pokój lapoński…nie, lla…japoński! – poskoczyła aż z radości po udanym odczytaniu wyrazu. Thimoty był pod wrażeniem wystroju, wnętrze było pięknie urządzone i przestronne. Po prostu idealne. Niestety oddałby zapewne to wszystko za wygodne i miękkie własne łóżko.

- Siostrzyczko, ty tutaj. – Wskazała Dagacie drewniane wejście. To pomieszczenie przywodziło na myśl wnętrze gigantycznego drzewa. Nawet wszystkie meble i przyrządy były zrobione z drewna, oprócz mięciutkiej białej pierzynki. Nigel został umieszczony w pokoju tuż obok niej. Odkąd mogli już swobodnie porozmawiać stał się milczący, może przeczuwał, że nie jest częścią tego wszystkiego?

- Pani Róża. – Lorelei przypadła wielka sypialnia, gdzie na środku znajdowało się gigantyczne łoże z baldachimem. Nie licząc jego, wszelkie sprzęty zdawały się być żywcem wyciągnięte z jej świata i przez chwile przeszła przez jej głowę szalona myśl, iż w ogóle go nie opuściła.

- Pan Świetlik gdzieś się ukrył, Kotek go przestraszył i też zniknął. Czas na wielkie poszukiwania!
-Racja! – Dziewczynki przybiły sobie piątkę i podreptały na parter.

Acheonta jedna z Karolinek znalazła oczywiście w kuchni, pałaszował w najlepsze cały zapas herbatników i dopiero po jakimś czasie z wielkim trudem przekonała go do udania się wraz z nią. Dostał on dziwny pokój, gdzie coś takiego jak grawitacja zdawało się nie istnieć a meble wyglądały jak dziwne bryły o wielu kształtach.

Niaa jako ostatnia trafiła do swego pomieszczenia. Nie była specjalnie radosna, czym Karolinka się nie przejmowała i sama świergoliła przez całą drogę w najlepsze. Jej pokój był pomarańczowym pomieszczeniem z wielgachnym wiklinowym koszem, wypełnionym po brzegi kocami.


I tak minął wreszcie dzień pierwszy. Czy bohaterowie zasnęli czy może rozmyślali całą noc, a może robili coś zupełnie innego?

Ile trwała ta noc? Ciężko powiedzieć, ich poczucie upływu czasu zostało najwyraźniej zachwiane.



..
.

Gelimycetes, Chatka Pana Kapelusznika, dzień pełnego wzrostu.

PUK PUK PUK!

- Śniadanko podane, wstawać śpiochy! Czekamy na was w kuchni! – głos Karolinki niczym gong zwiastował rozpoczęcie kolejnego etapu w ich podróży, bardzo nierealnej podróży. Zza okien pokoi biła dziwna fioletowa aura, której nie dało się nie zauważyć. Całe niebo wypełniały malutkie drobinki szybujące swobodnie. Jedynym miejscem, które omijały była chatka Kapelusznika.

Gospodarz czekał już w kuchni. Był ubrany jedynie w granatowy szlafrok, na stopach miał brązowe wełniane kapcioszki a na jego głowie spoczywał oczywiście kapelusz. Gapił się zajadając tosta w fioletowe niebo.

- Piękne i zabójcze. Jeden łyk powietrza wystarczyłby, żeby uśmiercić każdą istotę. - mężczyzna dopiero, gdy pojawili się wszyscy odwrócił się i ze swoim rozbrajającym uśmiechem(po którym Thimoty miał ochotę zdrowo go pieprznąć) zapytał. – To co drużynka mam nadzieje, ze jesteście gotowi na zadanka. Czas ustalić składy drużyn, lecz najpierw naturalnie śniadanko…
 

Ostatnio edytowane przez mataichi : 29-09-2008 o 22:06.
mataichi jest offline