Jorge skwapliwie chwycił dłoń elfa. "Jest dobrze" - pomyślał - "Wiadomo przynajmniej, że spiczastouchy jest nastawiony na współpracę, że zadanie nie będzie przetaczało się przez ich kłótnie."
Rozmowę Lilawandera (carramba, cóż za dziwne imię!) i Eryka obserwował w ciszy. Elf był bardzo konkretny i nie pomijał żadnej przydatnej informacji. A Eryk... cóż, Eryk był jak zwykle. Nie wiadomo, co tu jeszcze skomentować. - Co wiadomo o tym potworze? Kogo, gdzie i jak zabił? Jacyś świadkowie, ślady?
Schade podparł brodę dłonią. Potwór? Cóż za potwór? Chyba zbyt wiele czasu spędził z daleka od ludzi. Wydawało mu się, że potwory to bajki. Skaveny, mutanci i inne dziwadła istniały, ale... potwór? W środku miasta, pełnego ludzi? - W czym jesteś dobry? Potrafisz walczyć? – elf spojrzał przeciągle w twarz estalijczyka. - Eyyy? - Jorge chyba się zamyślił. - Dobry? Będę idealnym sprzymierzeńcem, mości Lilaw... Lilwa... Lilu. Któż zaś w dzisiejszych czasach nie para się czasem praniem nieszczęsnych mord?
Duma szlachcica i szermierza dawno z niego zwietrzała. Nie należy dziś się chwalić umiejętnościami. Jeśli elf będzie chciał, dowie się tego i tak. - Mieszkam obok przybytku Shaylli , ale ta karczma jest dobrym miejscem spotkań, tym bardziej, że nie mieszkam u siebie. Mam jeszcze chwile nim udam się na spotkanie, ale myślę , że w przeciągu dóch klepsydr powinienem być z powrotem. Wówczas na spokojnie obgadamy co robić. - Niezbicie. - mruknął Jorge. - Ruszaj więc, przyjacielu. Ja poczekam tu spokojnie na ciebie.
Do powrotu Lilawandera, Jorge zamierza siedzieć w tej spokojnej gospodzie i sączyć piwo, cofając się do lat młodości.
Ostatnio edytowane przez Van der Vill : 01-10-2008 o 13:00.
|