Milczący dotąd Johann zaoponował
- A dokąd niby ? Tam skąd przyszliśmy ? I dlaczego maja nas zaatakować ? Jak będą chciały i tak nas dogonią, to ich góry. Znają teren, a pospieszny odwrót będzie świadczył o naszej słabości.
Mamy broń, ścieżka daje nam lepszą pozycje do obrony niż im do ataku. Sa z nami przecież czarodzieje - ostatnie słowa wypowiedział z wyrazną niechęcią - niech pokażą jakieś fajerwerki, albo coś... Potem sporóbujmy sie z nimi porozumieć.
- Ucieczka nie zblizy nas ani o krok do celu...
- Posłuchaj starcze - zwrócil się do Wyszemira - to są góry stary... Tu sie nie krzyczy bez potrzeby na nikogo, bo możesz za chwile sobie krzyczc do woli, albo po kawałku pożerany, albo z pietami w żarze ogniska, w najlepszym wypadku zaś po prostu szybko zginiesz. Podobno byleś tu już, nie mogę temu zaprzeczyć, nie wiem, ale jeśli nie przestaniesz narażać nas na śmierć przywiążę Cię do pierwszego drzewa i zostawię.
Wargi jak wiesz uwielbiaja ludzkie mięso, lubią też je świeże, więc najpierw odgryzą Ci stopy, a potem zawloką do swych jaskiń.
- W górach i na szlaku szanują tylko silnych, słabi są ofiarami, wszak zwierzęta chetniej atakują uciekajacą, wystraszona zwierzynę.
Lpiej poszukajmy czegos, co mozemy im ofiarować i udawajmy, że Wyszemir chciał sie przywitać - pierwszy dał przykład pochylając się nad swym plecakiem - może byc cokolwiek, na przyklad chusta, byle kolorowa, są tam wszak samice, a dla ich wodza... - wyciagnął nóż, służący do krojenia żywności ozdobiony kościaną rączką z prostym wzorem - mam to, mi wystarczy sztylet... |