Naprawdę bogowie naigrawali się z niego. A wszystko tak dobrze się zapowiadało... Diego był pod ręką. Powóz czekał gotowy do drogi... Mogli wsiąść, pogadać...
I nagle nadeszła to ulewa. Jakby sam Mannan przechylił cebrzyk pełen wody. I na dodatek dmuchnął z całej siły...
Czegoś takiego Eryk jeszcze nie widział. Nigdy. I, prawdę mówiąc, chyba nawet o czymś takim nie słyszał.
Czuł się tak, jakby stanął u stóp wodospadu, a lecąca z góry woda zalewała go nieprzerwanym strumieniem. W sekundę przemókł prawie do suchej nitki, a woda zalewała mu oczy i uszy. Miał wrażenie, że tuż obok niego coś przemknęło. Chyba powóz, ale równie dobrze mógł to być oddział straży miejskiej czy zabłąkany olbrzym. Lejący się z nieba deszcz był tak mocny, że na wyciągnięcie ręki trudno było coś dokładnie zobaczyć, a oprócz plusku wody i szumu wiatru niewiele było słychać.
Chcąc usunąć się z drogi ewentualnym następcom powozu/strażników/olbrzyma skoczył w stronę ściany. Jednak poślizgnął się i na coś wpadł. To, na co trafił, z pewnością ścianą nie było, choć powstrzymało go przed upadkiem... Ściany zwykle nie są tak ciekawie zbudowane...
Pamięć podsunęła Erykowi obraz woźnicy... Leżącego bezradnie na ziemi... Powalonego ciosem... hmmmm... podwójnego tarana...
- O, przepraszam... - powiedział. |