Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-10-2008, 09:17   #56
Efcia
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Grzegorz Głodniok

*
Lonely day

Wrocław, mieszkanie Głodnioków na Biskupinie, 31 lipca, godz. 20

Grzesiek kroił kapustę. Przez otwarte okno dobiegały z boiska odgłosy osiedlowego mundialu. Krzyki podpitych, dopingujących pociechy tatusiów wwiercały się w czaszkę.
Grzesiek wrzucił kapustę do gara, podkręcił gaz i zabrał się za klopsy.
- ... nieee, jak to będzie, zaraz, nie ruszy wtedy! - wysoki głos Halinki przedarł się przez okrzyki "gol, gol". Jego siostra zaprosiła do siebie "koleżankę z fundacji". Koleżanka okazała się 25-letnią blondynką o nogach do samej szyi, i wkroczyła do mieszkania Głodnioków z wyjątkowym brakiem wyczucia chwili. Grzesiek rozebrany do bokserek z powodu upału właśnie prasował w przedpokoju kolorowe bluzki swojej siostry. A teraz już trzecią godzinę siedziały w pokoju Halinki, wołając co jakiś czas o herbatę. Grzesiek donosząc kolejne dzbanki oglądał "koleżankę" coraz bardziej sfrustrowany. Siostra usunęła go poza nawias, z tą absolutną bezwzględnością, właściwą młodszym siostrom.
Urządziły sobie telekonferencję z jakimś eterytą z polibudy. Eteryta przygotowywał wózek dla jego siostry. "Koleżanka", Magdalena Sośnicka, miała zająć się oprogramowaniem. Z pokoju co jakiś czas dobiegały arcymądre wynurzenia na temat funkcjonalności, styków, możliwości technicznych i ich obchodzenia.

To dobrze, że Hala ma znajomych, że gdzieś wychodzi. Przecież nie będę się na nią złościł, że...
...że ma życie towarzyskie, jakiego ja nie mam?

Halinka wyglądała na zabiedzoną nastolatkę, ale miała 21 lat. I to normalne, że...

Dwie świnki morskie, Konrad i Wallenrod, zajmujące skrzynkę pod oknem zapiszczały i stanęły na tylnych łapkach, opierając się o krawędź skrzynki.



Z futrzatych pyszczków dobyło się przenikliwe piszczenie.
- Co, grubasy? Poszłyście w odstawkę do kuchni. Jedziemy na tym samym wózku. Ale nie płaczcie tak, chłopaki. Przynajmniej do żarcia mamy blisko. Nawet jak o nas całkiem zapomni, nie umrzemy z głodu.
Cisnął prosiakom po kapuścianym głąbie. Skrzynka rozbrzmiała radosnym piskiem, a potem miarowym chrupaniem.

Hala musiała oliwić wózek. Nawet nie usłyszał, jak wjechała do kuchni.
- Ze świniami gadasz? Oj, Grzesiu, Grzesiu...
Wyciągnęła rękę i poklepała go po brzuchu.
- Zaraz wychodzimy. Idziemy z Magdą do Wieży, to za Halą Targową.
- Tylko...
Hala uniosła palec do pokrytych błyszczykiem ust.
- A! Tylko co? Jesteśmy obydwie dużymi dziewczynkami. I obiecuję ci, Grzesiu, że jak Madzia się skuje i zacznie się przystawiać do obcych facetów, z całą stanowczością jej przypomnę, że jest zajęta.
Grzesiek spojrzał w zieloniutkie oczy siostry, jedyne, co było ładne w jej drobnej twarzy, i zabrakło mu słów. Nachylił się i pocałował siostrę w policzek. Zapach pudru uderzył go w nozdrza i nie chciał się od niego odkleić.
- Dobrze, tylko wróć...
- Jako duża dziewczynka postaram się wyrobić na pornole o północy. Widziałeś moją bluzkę? Taką fioletową, wiązaną w pasie?
- W twojej szafie, druga półka od dołu.
Zadzwonił telefon. Halinka szarpnęła koła i tyłem podtoczyła się do telefonu, capnęła słuchawkę.
- Haloo? - zapytała cienkim głosem bezradnej małej dziewczynki, puszczając bratu perskie oko. Jej twarz nagle ściągnęła się w wyrazie bezbrzeżnej odrazy. - A nie wiem, czy jest. Zaraz sprawdzę.
Zakryła słuchawkę.
- TW "Diabeł" na linii - wyszeptała.
Janusz Stadnicki. "Z tych Stadnickich", jak zwykł się przedstawiać. Szef fundacji. Halinka widziała go tylko raz, i z podziwu godną bystrością obdarzyła go świetnie pasującym pseudonimem. Nie wiedziała tylko jednego. Stadnicki nie był TW. On TW kaptował.
- Daj. Idź, zrób się na bóstwo. Grzegorz Głodniok.
- Przecież wiem, chyba do twojego mieszkania dzwonię, hę? - burknął Stadnicki. - Ja pierdolę, dlaczego ja mam takich idiotów pod komendą? Przestań bawić się w dom, zdejmuj gary z gazu i przywoź tu swoją dupę.
- Gdzie?
- No chyba kurwa, powiedziałem, że do mnie! - wrzasnął Stadnicki, aż coś trzasnęło w słuchawce, po czym się rozłączył. Nawet nie przyszło mu do głowy wskazać precyzyjnie miejsce, w którym obecnie przebywa.
Grzesiek westchnął i wyciągnął komórkę, po czym wybrał numer asystentki Stadnickiego, Renaty. Renata nie była magiem, za to miała kilka niezwykłych przymiotów. Po pierwsze, była absolutnie i całkowicie dyskretna i lojalna. A po drugie, i bardziej dla członków fundacji istotne, doskonale znała Stadnickiego. Dzięki temu często lepiej niż on sam wiedziała, czego Diabeł chce. A na pewno lepiej umiała to wyrazić. Jej królestwem był mały pokoik w Urzędzie Skarbowym na Sztabowej, z którego prowadziło przejście do siedziby fundacji. Była najlepsza. Krążyła plotka, że przed Cerberem Renatką swego czasu skapitulował nawet przywódca kultystów Kamil Świeczko, a jego urok osobisty otwierał wszystkie drzwi we Wrocławiu.
- A witam, panie Grzegorzu - w słuchawce rozległ się wyprany do białości z emocji głos Renaty - właśnie czekałam na pana telefon.
- Tak - Grzegorz nawet nie przedstawiał sprawy. Wiedział, że Renata i tak wie swoje. Nastawił się na odbiór.
- Szef oczekuje pana na Sztabowej. Niezwłocznie. Ponieważ szef jest zajęty, niezwłocznie oznacza w tym przypadku nieprzekraczalny termin za godzinę.
- Pani Renato?
- Nie, nie powiem, o co chodzi. Ale będzie też pan Birula. Do zobaczenia.
Karol Birula, pseudo Niegrzeczny Karolek. Gość o bicepsach jak piłki do koszykówki i mózgu o średnicy pinezki. Dres i kibol. Ulubiony pies szefa. Cudownie. Grzesiek nachylił się nad skrzynką ze świnkami.
- I widzicie, sierściuchy? Kuchnia nie jest taka zła. Cieszcie się, pozwalam wam zostać.

*
Wrocław, 31 lipca, 15 minut później

Grzesiek jechał tramwajem linii numer 16, z twarzą przytuloną do szyby przyglądał się kamienicom.



Pojazd ruszył z przystanku na krzyżówce Traugutta i Pułaskiego, ale, o dziwo, zamiast skręcić w prawo w Kazimierza Pułaskiego, pojechał prosto.
Grzesiek wysiadł na pierwszym przystanku i wrócił na skrzyżowanie. Miał pecha, gdy stał na światłach, z przystanku właśnie odjeżdżała „dziewiątka”, którą również mógłby dojechać na miejsce. Następny tramwaj miał być za pół godziny. W tym czasie, to ja zdążę na piechotę dojść. Spojrzał na zegarek. Był spóźniony.
Cholerna komunikacja miejska.
Ciepły lipcowy wieczór sprzyjał spacerom. Nie było jeszcze zbyt ciemno. Grzesiek ruszył ulicą Pułaskiego.



Z obu stron spoglądały na niego poobdrapywane, obwieszone talerzami anten mury XIX-wiecznych kamienic.



Nierówny bruk ulicy, przykryty gdzie niegdzie płatami kiepskiej jakości asfaltu, pamiętał zapewne defilady Wehrmachtu.



Ale szło się mimo wszystko przyjemnie. Gdzieś na wysokości Kościuszki zadzwonił telefon.
- Tak? Słucham?
- No kurwa, chłopie!!! Gdzie ty, kurwa, jesteś?? – Karol, z właściwą sobie wyszukaną kurtuazją przywitał swojego rozmówcę.
- Cześć, Karol. Tramwaj nawalił. Właśnie idę do was.
- Jak to, kurwa, idziesz??? - na chwilę zamilkł, ze słuchawki doleciało stłumione "wszystko pod kontrolą, panie szefie".
- Spokojnie jestem na Pułaskiego, koło Kościuszki. Niedługo dotrę na miejsce. – Grzegorz właśnie mijał nową zieloną plombę, nader nieumiejętnie wkomponowaną w kamienice.
- Nie ruszaj się, kurwa, stamtąd na krok. Zaraz będę po ciebie.

Grzegorz usłyszał za sobą głośne śmiechy i męskie głosy. Kopali jakąś puszkę po piwie, sądząc po odgłosach, i klnęli przy tym niesamowicie. To mogło oznaczać tylko kłopoty. Odwrócił się powoli.

- Myto, cipo – rzucił jeden ze skinów. – Wyskakuj z kasy i komórki.

- Co się tam… - zdołał tylko usłyszeć Karola, gdyż jeden z napastników wyrwał mu telefon.

Otoczyło go siedmiu skinheadów.



* * - autorstwa Asenat
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny

Ostatnio edytowane przez Efcia : 01-10-2008 o 09:25.
Efcia jest offline