Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-10-2008, 21:24   #22
alathriel
 
alathriel's Avatar
 
Reputacja: 1 alathriel nie jest za bardzo znanyalathriel nie jest za bardzo znanyalathriel nie jest za bardzo znanyalathriel nie jest za bardzo znanyalathriel nie jest za bardzo znany
Miałaś jeszcze większą ochotę, żeby uciec, kiedy uprzytomniłaś sobie o poleceniach swojego zwierzchnika. Nowego, robaczywego i wrednego zwierzchnika. Lena Tedous kazała ci złożyć relację. Dzisiejszy dzień należał do tych, które pozostawiają wiele do życzenia. Wspaniale!

Z wolna podążyłaś do willi Tedous. Jak na ścięcie. Może nie będzie tak źle. Cicho przekroczyłaś próg. Majordomus jednak od razu cię dostrzegł.
- Pani czeka. - powiedział zginając się przed tobą w ukłonie.
Jeszcze ostatni rzut oka na portret i nogi same poniosły cię do gabinetu madame. Majordomus zaanonsował cię i przepuścił przodem, zamykając za sobą drzwi.
Madame Lena nawet nie uraczyła cię spojrzeniem.
- Tak? - zamaszyście się pod czymś podpisała. - Czego chce od nas Signor Balzac?
To "NAS" zmroziło ci krew w żyłach.

Dziewczyna skłoniła się i w takiej pozycji już pozostała. Z niewiadomych przyczyn w obecności madame Leny czuła się jak zagubiona, mała dziewczynka która lada chwila ma zostać zbesztana za niepoprawne zachowanie. Kobieta nie należała do tych, którym ktokolwiek chciałaby podpaść, nic więc dziwnego że Maike, paranoicznie wręcz, bała się jej urazić. Na wszelki wypadek zachowywała się niemal jak oddana służka, w końcu nigdy nic nie wiadomo. Wychodziła z założenia że lepiej być przesadnie uprzejmym niż popełnić jakiś błąd w przeciwnym kierunku. Z pokornie opuszczonym wzrokiem postanowiła wreszcie zdać relację. Przez chwilę zastanawiała sie jak ująć w słowa to, co przekazał jej Caspaian aby skutecznie ominąć to nieszczęsne "NAS" które narzuciła wcześniej słuchaczka. Forma bezosobowa powinna załatwić sprawę.
- Signor Balzac, - zaczęła delikatnie przerażonym i łamiącym się głosem, ale natychmiast to skorygowała - wyraził pragnienie, aby członek stowarzyszenia odkrywców towarzyszył w organizowanej przez niego wyprawie na wyspę Therę. W ekspedycji będzie uczestniczył kawaler Sept Torus z Montagine, który zjawił się również na spotkaniu, Signior Luca Luccini z Voddacce, oraz ktoś z cyganerii - Maike starała się mówić spokojnie i w miarę chłodno mimo że w środku cała dygotała. Prawdopodobnie nie tylko w środku.
- Celem wyprawy ma być skatalogowanie i przywiezienie wszystkich artefaktów jakie uda się tam pozyskać. Reszta informacji zostanie przekazana jutro po przedstawieniu w Cyrku.
Dziewczyna skończyła recytować, wyprostowała się i czekała, z jakichś powodów nie podniosła jednak wzroku.

Na słowo "Thera", Lena spojrzała na ciebie badawczo.
- Jakiś list? - rzuciła mroźnym tonem. Widząc, że nie zrozumiałaś, poirytowana dodała - Nie trzęś się jak kura na grzędzie. Pytam, czy jakiś list dostałaś?

Podniosła głowę i spojrzała szczerze zdziwiona na kobietę.
- nie - odparła krótko ale uprzejmie. Nadal się trzęsła, choć próbowała za wszelką cenę to opanować - żadnego listu nie dostałam - dokończyła zgodnie z prawdą - możliwe że jutro coś otrzymamy - to mówiąc lekko skłoniła głowę

Lena rzuciła coś pod nosem. Wyrażała zapewne swoje niezadowolenie w dość nieprzyzwoitych słowach. - Dobrze, na dziś już jesteś wolna. Przyjdź do mnie natychmiast, kiedy wrócisz z Cyrku. - rzuciła już nie spoglądając w twoją stronę i machnęła ręką, co zapewne miało oznaczać "Odjedź i nie przeszkadzaj!"

Maike skłoniła się nisko i szybkim krokiem (w każdym razie na tyle żwawym żeby niezwłocznie opuścić pomieszczenie i na tyle wolnym aby nie został uznany za obrazę), opuściła budynek. Kiedy znalazła się na zewnątrz poczuła że stres powoli znika. Wzięła głęboki oddech i radośnie ruszyła przed siebie.
Miała do dyspozycji jeszcze pół dnia i nie chciała go zmarnować.

Po piętnastu minutach zaczęła się zastanawiać czy może nie powinna była dłużej zostać w chłodnej willi zamiast tak lekkomyślnie pchać się do miasta. Powoli dochodziło południe i z sekundy na sekundę skwar stawał się coraz bardziej nieznośny. Doszła jednak do wniosku że jednak dobrze zrobiła. Na zewnątrz najwyżej się zagotuje i straci trochę na wadze, natomiast w tamtej rezydencji jej serce prawdopodobnie zastrajkowałoby przeciwko takiej dawce stresu i zwyczajnie wyzionęłaby ducha. To już wolała się prażyć na słońcu. Było wybitnie duszno. Jakby Theus na złość jej zamelinował gdzieś cały wiatr. "Zupełnie niesympatyczne zjawisko" - pomyślała w duchu. W mieście portowym nie było praktycznie żadnych ruchów powietrza. Dopiero po chwili Maike przypomniała sobie że przecież dzisiaj rano jakaś przekupa opchnęła jej wachlarz. Pospiesznie przewaliła zawartość torby i po dłuższej chwili udało jej się wygrzebać upragniony przedmiot. Otworzyła go i zaczęła się intensywnie wachlować. Na jej obliczu zakwitł wyraz niewyobrażalnego zadowolenia. To było to . Słonce co prawda wciąż grzało jak szalone ale teraz przynajmniej miała czym oddychać.

Chłodny wietrzyk najwyraźniej przywrócił jej zdolność logicznego myślenia, bo nagle uświadomiła sobie jak skromnymi funduszami dysponuje na chwilę obecną. "pięć gildierów" - przeleciało jej przez myśl kiedy spojrzała w błękitne, całkowicie bezchmurne niebo - "nie jest najlepiej.. - Maike poczuła skurcz w żołądku. Doskonale zdawała sobie sprawę że normalnemu człowiekowi wystarczyłoby to spokojnie do przeżycia mniej więcej tygodnia, ale nie JEJ. Jeśli nie daj Theusie ONA się obudzi, zwłaszcza w mieście portowym gdzie hazard kwitnie w najlepsze, zdoła to upłynnić w niecałe dwie godziny! Z przerażenia dziewczyna aż się zatrzymała. "Musze jakoś szybko zarobić, i schować to tak żeby nie znalazła. o pięciu gildierach wie, ale jeśli dobrze pójdzie to o nowych przychodach nie będzie miała pojęcia. Nowy pomysł który zagościł w głowie dziewczyny zaczął głośno żądać realizacji. A skoro tak usilnie się tego domagał, nie mogła go przecież tak zwyczajnie zignorować. Postanowiła więc ustąpić i posłusznie skierowała się w stronę nadbrzeża.
Całe życie mieszkała w mieście portowym, i z doświadczenia wiedziała że nie było lepszego miejsca na znalezienie szybkiej pracy (zwłaszcza w jej profesji).

Do portów przybijało codziennie mnóstwo statków, również pasażerskich ( w każdym razie w pewnym sensie). Taktykę miała opanowaną bezbłędnie.
Po około piętnastu minutach dotarła do zamierzonego celu. Teraz należało znaleźć sobie potencjalną ofiarę (tak w każdym razie nazywała ich Nathalie. Maike nigdy nie lubiła tego określenia, bądź co bądź pomagała tym nieszczęsnym ludziom, a to że brała za to wynagrodzenie niczego nie zmieniało. Nigdy nie przyszło jej do głowy że ta druga miała "na myśli ofiarę losu").
Starym zwyczajem zaczęła się powoli przechadzać po porcie. Nie minęło 10 minut kiedy szczęście się do niej uśmiechnęło, co ostatnio zdarzało się nieczęsto. Po środku podejścia do statku stał mężczyzna i krzyczał coś po usuryjsku, niestety z takiej odległości nie słyszała co dokładnie.
Był to starszy jegomość, około pięćdziesiątki, ubrany niewątpliwie jak usuryjczyk. Na chwilę obecną mężczyzna szarpał się właśnie z dwoma rosłymi młodzieńcami który chcieli mu odebrać bagaże i za wszelką cenę go uspokoić. Niestety mówili do niego po monteńsku. Faktem było ze montenczycy nie przykładali większej uwagi do innych języków poza swoim ojczystym, ewentualnie krajów sąsiadujących. Właśnie dlatego usuryjskiego praktycznie w ogóle się tutaj nie słyszało. Maike uśmiechnęła się do siebie i podeszła bliżej. Teraz już każde słowo słyszała wyraźnie.
Starszy pan desperacko krzyczał: "czego wy ode mnie chcecie, ratunku, złodzieje" , zdołał nawet jednemu z nich łupnąć pomniejszym bagażem. Z drugiej strony dwóch młodzików starało się grzecznie wytłumaczyć upartemu panu, że chcą tylko załadować jego bagaże na statek którym ma dzisiaj płynąć. I pełne niezrozumienie.
- przepraszam, może w czymś pomóc? - rzuciła perfekcyjnie czysto usuryjskim, dziewczyna po czym dygnęła i uśmiechnęła się przyjaźnie. Odwróciła sie i tym razem po monteńsku dodała - dzień dobry - do zdezorientowanych tragarzy. Jegomość puścił na chwilę pakunki i prawie ze łzami w oczach ryknął do zaskoczonej Maike.
-dziouszka, ty mnie życje ratujesz! - chwycił ją za ramiona i "przesunął" ustawiając przed przed strażnikami - czego oni ode mnje chcą?
Dziewczyna nawet nie musiała pytać, już od dawna znała powody młodzików. Nie mogła jednak przyznać że przysłuchiwała sie wcześniej rozmowie więc postanowiła mimo wszystko zadać pytanie. Po wysłuchaniu tego o czym i tak już wiedziała, przekazała usuryjczykowi iż panowie są tu aby przenieść bagaże na statek znajdujący się za jego plecami. Chcieli zadbać aby ten mógł swobodnie dysponować pozostałym czasem który dzielił go od wypłynięcia na morze. Dowiedziała się również że żaglowiec ma pewne opóźnienie i nie odbije z portu aż do późnego wieczora.
Mężczyzna przez chwilę stał jak wmurowany po czym nagle, ni z tego ni z owego, przybrał wielce wyniosłą pozę i machnął dwa razy nadgarstkiem jakby od niechcenia co miało oznaczać że tragarze mogli wreszcie zająć się swoją pracą.



Kiedy mężczyźni zniknęli z pola widzenia uśmiechnął się promiennie.
- Mam pomysł - klasnął w dłonie - ja mam dzisjaj cały dzjen i ty mnie budziesz tłumaczyc - rozradowany chwycił ją pod ramię i zaczął ciągnąć za sobą
-ale .. - zaczęła przestraszona Maike. Wiedziała że usuryjczycy potrafią być otwarci ale to przechodziło jej najśmielsze wyobrażenia. Kiedy mężczyzna
zauważył że dziewczyna się lekko opiera zatrzymał się na chwilę, spojrzał na nią i poklepał ją w wierzch dłoni.
-ty sje nic nie bój, ja tobje zapłacu, ale nie budiem tak o suchych pyskach gawarit, da? - uśmiechnął się szerzej i zaciągną ją do całkiem przyjemnie
wyglądającego baru. Przez chwilę jeszcze zastanawiała się czy faktycznie miała szczęście czy tylko los sobie z niej perfidnie zadrwił.

Podczas obfitego posiłku jaki zafundował jej nowy pracodawca, dowiedziała się ze jest tu przejazdem, że zmierza do voddace, że nazywa sie Aleksiej Fiodorowicz Fiodorow, że tłumacza i służbę owszem ma, niestety nikogo pochodzącego z Usurii o czym zapomniał poprzedniego wieczoru kiedy to rozradowany podarował im kilka Usuryjskich trunków. Dziwnym trafem wszyscy dzisiaj zaniemogli. Ogólnie Maike dowiedziała sie wielu rzeczy, o jegomościu ponieważ jak się okazało, lubił mówić. W normalnych warunkach prawdopodobnie ewakuowałaby się gdzieś przy najbliższej okazji ale ponieważ mężczyzna jej płacił, grzecznie wysłuchiwała wszystkiego co miał do powiedzenia.

Swoją drogą poza wrodzonym gadulstwem którego zapewne na co dzień nie mógł w takim stopniu praktykować, był sympatycznym człowiekiem i naprawdę nie chciała go urazić. Starszy pan okazał się również być bardzo aktywnym, jak na swój wiek i w ogóle jak na dość bogatą osobę. Po posiłku ciągał ją po mieście i kazał sobie tłumaczyć najgłupsze nawet tabliczki. Dzięki Theusowi Maike miała naprawdę nadludzką cierpliwość jeśli tylko dana osoba była choć trochę miła.
Powoli zapadał wieczór i jegomość stwierdził że czas najwyższy wracać do portu. Zaproponował jej jeszcze kolację, niestety musiała odmówić. Nie dawała tego po sobie poznać ale była naprawdę zmęczna. Skąd ten staruszek miał w sobie tyle wigoru? Odebrała zapłatę, która okazała się naprawdę sowita. Dwadzieścia gildierów to było naprawdę coś. Kiedy mężczyzna wręczał jej pieniądze mrugnął zaczepnie i dodał "za miłe towarzystwo, da" po czym uśmiechnął się i zniknął w czeluściach statku.
Morze szumiało monotonnie, na zewnątrz panował już zmrok. Nikt nie dostrzegł delikatnego rumieńca na twarzy dziewczyny.

Postanowiła nie wracać na noc do willi. Na samą myśl o spotkaniu madame Leny, dostawała gęsiej skórki. Teraz miała już za co przenocować, a zwiedzając miasto z nieporadnym Usuryjczykiem zdążyła nawet zlokalizować całkiem przyzwoicie wyglądającą gospodę. Wróciła w upatrzone miejsce i za niewielką opłatą wynajęła pokój. Nie zdążyła sie nawet porządnie rozebrać. Padła zmęczona i zasnęła na cudownie chłodnym łóżku.

Kiedy obudziła się następnego dnia było już wczesne przedpołudnie. Wstała cała zmięta i jakby nie do końca wypoczęta. Upał nie sprzyjał wstawaniu. Głowa ją bolała co również było wynikiem temperatury. Przeciągnęła się, ziewnęła i wciąż zaspana obejrzała pokój. Nie należał może do najpiękniejszych i najbardziej eleganckich ale przynajmniej był czysty! Z tego co zdążyła jeszcze wczoraj zauważyć zanim udała na górę i odpłynęła do krainy snów, to to, że gospodarz za niewielką opłatą udostępniał "łaźnię", a w każdym razie coś na jej kształt. Przetarła oczy ale wciąż nie chciały się porządnie otwierać. Poczuła przemożną chęć wykąpania się. O tak, w ten upalny poranek o niczym innym bardziej nie marzyła niż o zanurzeniu się w chłodnawej wodzie.
Wykąpana, ze świeżo umytymi włosami, poczuła że wreszcie jest odświeżona i zdatna do życia. Przeczesała włosy jednak postanowiła ich na razie nie związywać. Musiały wyschnąć, co przy takich warunkach pogodowych nie stanowiło najmniejszego problemu.
Ubrała się, podziękowała za nocleg i ruszyła w stronę rynku. Słońce prażyło piekielnie. Gdybyż tylko miała parasolkę. To marzenie było co prawda do spełnienia, jednak targ budził w niej niesympatyczne wspomnienia z dnia poprzedniego. Po przemyśleniu sprawy wolała się trochę pomęczyć niż narazić na kupowanie kolejnych niepotrzebnych jej do szczęścia bibelotów. Wyciągnęła wachlarz i zaczęła tworzyć sztuczny wiatr. Tak było o wiele przyjemniej. Bezchmurne niebo zdawało się już nawet nie błękitne, a prawie białe od panującego upału. Bezlitosne słońce grzało w najlepsze. Dotarła do placu głównego i jej oczom ukazała się piękna fontanna.



Dochodziło południe.
 
__________________
Pióro mocniejsze jest od miecza (...) wyłącznie jeśli miecz jest bardzo mały, a pióro bardzo ostre. - Terry Pratchett
alathriel jest offline