Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-10-2008, 12:44   #520
Milly
 
Milly's Avatar
 
Reputacja: 1 Milly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputację
Góry Szare - polana wypełniona diabołami (popołudnie)

Zaskoczony, młody samiec czmychnął na dźwięk przeraźliwego głosu Wyszemira. Wystąpienie staruszka spowodowało więcej wrzawy, niż było tego warte. Gdy połajanki jego współtowarzyszy się skończyły, drużyna zdecydowała się wreszcie ruszyć w górę. Nikt nie wiedział co teraz może ich czekać i jak stworzenia będą do nich nastawione. Ostrożnie wspięli się do krawędzi płaskowyżu i zbadali okolicę.


Stworzenia nie były już skupione wokół swych zwierzęcych ofiar. Te – ogołocone niemal doszczętnie z mięsa i wnętrzności – leżały porzucone, śmierdzące, zdeformowane i świecące gołymi kościami, wycelowanymi prosto w niebo. Istniała więc nadzieja, że najedzone nie będą atakować z głodu.


Młode stworzeń rozbiegły się po polanie, a samice przeczuwając niebezpieczeństwo, próbowały zagonić je w jedno miejsce. Samce zaś skierowane były ku krawędzi płaskowyżu, węsząc w powietrzu i powarkując. Największy z nich, zapewne przywódca stada, przybrał pozę bojową i jako pierwszy dostrzegł naszych bohaterów, wyłaniających się zza krawędzi. Odległość, jaka dzieliła obie grupy, wciąż wynosiła kilkadziesiąt metrów. Ciekawskie młode przestały brykać, przyglądając się z zainteresowaniem nowo przybyłym istotom. Przez chwilę wszyscy ostrożnie przyglądali się sobie nawzajem.




Przywódca diabołów


- Spróbujmy pertraktacji, tak jak mówił Johann. - szepnęła Ven do pozostałych. - Nie wyglądają aż tak groźnie.


- Głupcy! - rzucił wściekle Hektor. - Żadne durne stworzenia nie będą nas zatrzymywać! Dość już trwonienia czasu! Czas przejść do czynów!


Kapłan odrzucił na boki poły swojego płaszcza, a w jego dłoni błysnął długi sztylet. Błyskawicznie ruszył w stronę stworzeń, aż pęd wiatru zrzucił z jego głowy kaptur, ukazując pełne zawzięcia i wściekłości oblicze. Oblicze fanatycznego wyznawcy, który z imieniem swej bogini na ustach gotowy jest zamordować każdego, kto stanie na jego drodze. Bez względu na wszystko.


- O wielka Aion! Prowadź mnie do zwycięstwa!


- Co on wyprawia do jasnej cholery?! - krzyknęła Venefica, lecz za późno już było na zatrzymanie kapłana. Biegł prosto na coraz bardziej zdenerwowanych przeciwników.


Sztylet w dłoni Hektora zalśnił błękitnawym światłem. Stworzenia wydały z siebie wściekłe odgłosy - kwiki i porykiwania – i również ruszyły przed siebie. Ich przywódca biegł na czele, a jego oczy zapaliły się czerwienią. W powietrzu dało się wyczuć zapach siarki i dziwną, odurzającą zwierzęcą woń, która przywodziła na myśl niebezpieczeństwo. Gdy Hektor dopadł przywódcy, ciął na oślep sztyletem. Stworzenie zawyło, a na ziemię spadło kilka kropel cuchnącej, parującej juchy. To jeszcze bardziej rozwścieczyło przeciwników. Wokół ostrych pazurów przywódcy zaczęły pojawiać się iskry, a zapach siarki przybrał na sile. Kłapiąc potężnymi zębami szykował się do ataku – cięcia łapą. Miał nad Hektorem przewagę masy i siły, kapłan zaś był zwinniejszy.


Reszta samców z równą wściekłością podążyła w stronę drużyny, mając widocznie pewność, że ich przywódca poradzi sobie z niewielkim człowiekiem. Walki nie sposób było już uniknąć, więc wszyscy przygotowali się na atak. Jedynie Mishka, nieco wystraszona i zdezorientowana, postanowiła taktycznie wycofać się do najbliższego zagajnika, otaczającego polanę. Biegła tak szybko, że chyba niemal zapomniała o swoich odciskach i ogromnym zmęczeniu. W tym wypadku jej strach i ucieczka były nawet reszcie na rękę. Nikt przecież nie będzie się o nią troszczył podczas starcia. Gorzej, jeśli któreś stworzenie zechce ją gonić – wtedy może ją czekać pewna śmierć.


Samice stworzeń również wpadły w bojowy nastrój, jednak nie odstępowały młodych, strasząc jedynie potencjalnych przeciwników syczeniem, kłapaniem zębiskami i przeraźliwymi dźwiękami. Młode zaś, częściowo przestraszone, częściowo podjudzone zbliżającą się walką, nie dały się łatwo zgromadzić w jednym miejscu i zgodzić na ucieczkę. Nie były to już dzieci, lecz podrostki, które próbowały wkroczyć w dorosłe życie, zająć miejsce starszych. Wśród nich był młody samiec, który wcześniej uciekł przestraszony przez Wyszemira. Z ciekawością obserwował grupę przybyszy, zwracając wielką uwagę na każdy ich krok...
 
Milly jest offline