Bugg usłyszał kolejne chałasy. Najwidoczniej jego towarzysze tłukli się po głowach. Dziada zaciekawiło coś innego. Po co? W każdym razie może powinien tam pójść i skopać stadko. Jęknął i poszedł w stronę schodów.
Kiedy wszedł na górę zobaczył trzy postacie stojące niedaleko takiej wielkiej dziury czymkolwiek ona była.
-Wasi przyjaciele? Ach jak dobrze niech staną na dole. Tylko dlaczego myślą że ich nie widzimy? Straszne. Okropne. Potworne.
Złodzieje zdiwili starca. Mogli by wejść drzwiami. Spojżał na skrzynię, a raczej to co z niej zostało.
-Tak, odbiło wam... -mruknął.
"-Jeden z nich ma zostać żywy. Ty Bugg zostajesz przy skrzyni. Pilnuj jej."-usłyszał.
Podszedł do drewnianych kawałków i ziewnął.
-To ja stanę sobie z boku i odwróce ich uwagę. Eee... odejdźcie bo zginiecie wy idioci. -dodał głośniej, potrząc na bandytów- w tej cholernej skrzynce są jakieś spruchniałe papiery, ojej nie nadają się nawet do podcierania w wygódce.
Nie szykował się do walki, reszta i tak poradziłaby sobie sama. Wyciągnął flaszkę i pociągnął z niej mały łyczek. Była prawie pełna... |