Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-10-2008, 22:36   #213
Latilen
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze
Margot uśmiechnęła się pod nosem i zaczęła podwijać rękawy.
- Jesteś śpiąca? - rzuciła do ciebie. - Bo jeśli tak, to zaczniemy od jutra. A jeśli nie, to możemy zacząć załatwiać sprawy od razu. Rękawy zawinęła w równe grube paseczki trzymające sie na jej bicepsach. Ściągnęła rękawiczki. Na jej dłoniach, nawet w tak słabym świetle, widoczne były jasne, wypukłe żyłki. Jakby włożyła je niechcący w pajęczą sieć.
Taką samą widziałaś u Celestina. Tylko o wiele rozleglejszą.

Byłam zmęczona jak diabli (w końcu od ostatniego wypoczynku minęło już jakieś dwie doby, nie wspominając nawet o tym jak intensywne były to dni) ale za żadne skarby nie chciałam iść spać. Prawdopodobnie niedługo pojawią mi się sińce pod oczami, o ile już się tam nie zadomowiły. Ale nie będę spała. Nie teraz. czas nie stoi po naszej stronie. Przy okazji nie byłam do końca pewna czy nie wywinie jakiegoś numeru i nie spróbuje wszystkiego załatwić na własną rękę.
Wstałam z pokładu i otrzepałam nieistniejący kurz. Odetchnęłam płytko. Starałam się nawet nie myśleć o zmęczeniu. Po prostu ignorowałam je.
- nie ma czasu, zaczynajmy jak najszybciej - spojrzałam z determinacją na białowłosą.

- Jak tam chcesz. - rzuciła rozradowana, choć starała się to ukryć. - Trzymaj.
Wepchnęła ci lustro. Rękawiczki schowała za pas i kazała ci się objąć w pasie.
- Trzymaj mocno, bo nie zamierzam po ciebie wracać. - rzuciła irytującym tonem, jakby była od ciebie o wiele lepsza i zaczęła drzeć rzeczywistość.
Coś strasznego. Słyszałaś ten dźwięk po raz drugi i zdawał ci się jeszcze bardziej przerażający. I te zawodzenia, kiedy już przekroczyłyście portal.
- Już, możesz patrzeć.
Rozejrzałaś się.



- No to ja się muszę zdrzemnąć. - i Margot bezczelnie rzuciła się na piach, obróciła na bok i poszła spać, zupełnie nie zwracając na twoje protesty.

Zamurowało mnie. Ona naprawdę zasnęła. I to jak kamień! Nie mogłam w to uwierzyć. Z jednej strony to dobrze, bo wyglądała jak zmora i odpoczynek był dla niej wskazany, ale... no właśnie co z czasem? Przecież nie miałyśmy go zbyt dużo, właściwie to nie miałyśmy go wcale. Skrzywiłam się. Mimo iż było wcześnie, słońce grzało porządnie. Jak na mój gust aż zbyt.
- Świetnie, a niech sobie dostanie udaru! - Rzuciłam w powietrze. Zacisnęłam pięści, w każdym razie u tej ręki, w której nie trzymałam szklanego odłamka. Zrobiłam trzy okrążenia o tak nie wielkim promieniu, że praktycznie okręciłam się wokół własnej osi i uniosłam ręce ku górze. Wydałam z siebie odgłos na kształt warknięcia i wykonałam dłońmi est jakbym dusiła niewidzialną osobę.
-nie wytrzymam! - Warknęłam wściekła i odłożyłam na chwilę lustro. Podeszłam do nieprzytomnej Margot, wzięłam ją pod pachy i zacisnęłam o kilka metrów dalej, w stronę drzew. Pocieszyłam się, że nabieram wprawy w transportowaniu zwłok, ale jakoś nie bardzo poprawiło mi to humor. Po kilkuminutowej szarpaninie dotarłam do cienia. Dziewczyna w ogóle nie zareagowała, nie przebudziła się nawet na sekundę. Na chwilę oecną przepadła dla świata. Odetchnęłam kilka razy i wróciłam po lusterko.

- przepraszam - rzuciłam odruchowo do Celestina. Tak jakbym miała za co...
Rozejrzałam się dookoła. Woda, piasek, trochę drzew. Typowa wysepka, tylko gdzie u licha leżał ten skrawek lądu!? Nie miałam zielnego pojęcia gdzie jestem. Upał bynajmniej mi nie pomagał. Schowałam się do cienia i usiadłam obok "zwłok" Marot opierając się o pień drzewa.
Westchnęłam ciężko. Mogłam nie spać, nie miałam z tym najmniejszego problemu, ale raczej wolałam żeby coś się działo. Bez żadnej dawki adrenaliny mogło być krucho. Chociaż nie, nawet gdybym mogła się położyć i zamknąć oczy i tak bym nie zasnęła. Nie było na to najmniejszych szans. A właśnie. Przypomniałam sobie
- i jak się czujesz? - spytałam lustra, za wszelką cenę starając się ukryć choćby najdrobniejsze oznaki zmęczenia.

Powierzchnia tafli zafalowała.


- Jestem zmęczony. - pojawił się Celestin i uśmiechnął się delikatnie. - I coraz bardziej szalony.

Spojrzał po polu złotych zbóż. Ojciec siedział tuż obok niego.
- To twoja kobieta?
- Nie. -
powtórzył to po raz dziesiąty. Krajobraz powoli zaczynał majaczyć. Pojawiały się jakieś cienie. Jeszcze nie groźne.
- Na pewno? Przydałaby ci się kobieta. - ojciec uśmiechnął się ironicznie. - Skoro mnie już znalazłeś.
- Daj temu spokój. -
rzucił, niecierpliwiąc się. - To, że masz dostęp do wszystkich moich wspomnień, marzeń i myśli nie znaczy, że mnie znasz.
- No już dobrze.
- poklepał syna po ramieniu, ale mina wyrażała, że i tak swoje wie. - Skoro mówisz, że to nie jest twoja kobieta...
- Nie jest!!


- Jeszcze trochę czasu spędzę z ojcem i zwariuję. Nie pamiętałem, że jest taki irytujący.

Zacisnęłam usta w linijkę. Wiem ze jestem najgorszą możliwą partią dla każdego mężczyzny, ale nie musiał aż tak ostro protestować. Nigdy wysoko się nie ceniłam, ale ten ostry sprzeciw jakoś dziwnie mnie ukuł.
Otrząsnęłam się. Dlaczego ja się właściwie tym przejmowałam? Przecież miał rację. Zresztą to nie było teraz ważne. Należało o stamtąd jak najszybciej wyciągnąć.
Faktycznie wyglądał na zmęczonego. Poczułam skurcz w żołądku. Byleby się teraz tylko nie poddał - przeleciało mi przez myśl. Nie po tym wszystkim. Postanowiłam jeszcze chwile z nim porozmawiać nawet, jeśli nie miałby na to ochoty. Gunrud podkreślała, że trzeba jak najwięcej mówić. Niech mnie znienawidzi za upierdliwość. Nie obchodziło mnie to. Niech sobie myśli co chce byle cały, zdrowy i po odpowiedniej stronie lustra.
- Może w ten sposób próbuje jakoś mizernie okazać ci swoją troskę? - uśmiechnęłam się smutno. Mój ojciec nawet nie próbował. A kiedy wyznaczyłam sobie w życiu drogę, którą chciałam podążać, nałożył na mnie klątwę... Znowu się otrząsnęłam. To nie był ani czas, ani miejsce na takie wspomnienia. Zresztą nie ja się teraz liczyłam.
- A rany? Boli cię coś - spytałam naprawdę zmartwiona..

Celestin od razu zauważył twój smutek.
- Obraziłem cię? Nie chciałem. - zasłonił swoją twarz dłonią. - Naprawdę nie chciałem. - spojrzał na ciebie tak bezgranicznie smutnym wzrokiem. - Myślę, że powinnaś się przespać. Musisz mieć dużo sił.
Jego głos nagle zdawał się tak daleko. Zresztą jakby to nie był jego głos. Lustro zamajaczyło i Celestin zniknął.
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein
Latilen jest offline