Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-10-2008, 01:32   #12
Kagonesti ZW
 
Kagonesti ZW's Avatar
 
Reputacja: 1 Kagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłość
Dolinow&Fare:

Ingorancja Fare'a wobec wyższego stopnia nigdy nie wychodziła mu na dobre. Nie było teraz inaczej. Masywna dłoń Gruzina chwyciła kark technika. Mało brakowało, a Fare zawisłby w powietrzu, ale i tak w był unieruchomiony. Nie było to przyjemne, podobnie jak i ton kapitana. Wykrzyczane niemalże do ucha słowa, niczym dzwon uderzyły w głowę Fare'a, budząc go z melancholii dnia porannego. Oszołomienie minęło dopiero po chwili. Wszelką kontrreakcję stłumiło jednak niespodziewane pojawienie się pułkownika, który wyszedł z sąsiedniego pokoju. Jego mina była poważna, ale też bez wyrazu jakiejś emocji. Ton jego głosu wskazywał, że może być zmęczony, ale kto znał Jeffersona, ten wiedział że tak po prostu mówił, gdy się go spotykało w korytarzu czy w biurze. Krzyczał tylko na poligonie.


płk. Jefferson:

- Co to za krzyki, o tej porze dnia pod moim biurem? - pułkownik przyjrzał się parze żołnierzy - I co do cholery robisz tutaj z tym g*wnem synu? - skomentował widok taszczącego torbę technika - Kapitan Dolimow i starszy sierżant Fare jak mniemam? Trochę wczas, ale wejdźcie - Jefferson odwrócił się na pięcie w stronę drzwi swego pokoju, po czym pewnie wszedł do środka, znów zostawiając was samych.

Markovich:

Z trudem udało Ci się wygramolić z łóżka, przez chwilę próbowałeś znaleźć punkt odniesienia i był to właśnie wychodzący "Święty". Odprowadziłeś wzrokiem "Psycho", a następnie udałeś się do swej szafki. W szafce panował bałagan, jednak na całe szczęście nikt z wyższych stopniem jeszcze się go nie doczepił. Gdy zbliżyłeś dłoń do jednej z półek, ta odczytała Twój zamiar, a automatyczny mechanizm obniżył ją i wydłużył tak iż miałeś wszystko przed oczami. Sięgnąłeś po mały futerał z polimerów, w którym kryły się kapsułkowe pamięci podręczne. Wyciągnąłeś tą, która Cię interesowała. Miała czerwoną obwódkę i mrugała zieloną mikrodiodą. Choć była stworzona z materiału szorstkiego, przez chwilę nieuwagi o mały włos, a spadła by na ziemię i wturlała się gdzieś. Cholerna miniaturyzacja. Na całe szczęście udało Ci się ją złapać w porę między dwa palce. Po włożeniu jej do slotu terminalu, pozmieniałeś w niej kilka ustawień. Chwilę potem rozbrzmiał w Twym komunikatorze głos kapitana Dolimowa: "Uwaga, ważny komunikat. Wszyscy meldujecie się za dziewięć minut przed gabinetem pułkownika Jeffersona. Powtarzam, za dziewięć minut wszyscy meldujecie się pod drzwiami gabinetu pułkownika Jeffersona."

Bishop:

Ku zdumieniu Twoim, drzwi które o tej porze powinny być otwarte, były zamknięte. Plazmhologramowy i cienki jak papier ekran, wtopiony w stalowe drzwi wyświetlił twarz Angeli, a ukryty głośniczek wygenerował trzy sentencje jej głosu, przerywane minimalnymi przeskokami obrazu: "Hej Michael... Przepraszam, musiałam na chwilę wyjść, będę za... dziesięć minut". Lecz dosłownie zaraz potem, usłyszałeś z prawej kroki i znajomy głos. Kątem oka dojrzałeś jej sylwetkę.


Angela:

Hej... Michael? Co Ty tu robisz? - Angela była zdumiona Twoim widokiem - Myślałam, że jesteś u Jeffersona. Dolimow i Fare są pod jego gabinetem, więc myślałam że macie jakieś zebranie... - mówiąc te słowa, podeszła do Ciebie i wtuliła się, jednak bardzo krótko i jakby niezdecydowanie - ... cieszę, się że Cię widzę, Michael - w jej głosie była jakaś dziwna nuta niepewności. Serce zabiło Ci mocniej. Szybko jednak Twoja uwaga została odwrócona, bowiem usłyszałeś w swym mikrokomunikatorze głos kapitana Dolimowa: "Uwaga, ważny komunikat. Wszyscy meldujecie się za dziewięć minut przed gabinetem pułkownika Jeffersona. Powtarzam, za dziewięć minut wszyscy meldujecie się pod drzwiami gabinetu pułkownika Jeffersona." Na dodatek, na horyzoncie pojawiła się sylwetka Blaine'a. Widać było jego dziwny uśmieszek na twarzy, co nie wróżyło niczego dobrego.

Blaine:

Widocznie zabawa z nożami była zbyt nudna, ale odwiedziny "Świętego" i Angeli? To może być ciekawe spotkanie, może jakiś trójkącik? Trójkąty są ciekawe! Kątem oka dojrzałeś też "Cwaniaka", który męczył się z własną półką, a gdy wyszedłeś widziałeś jak "Nieznany" z torbą idzie za "Groźnym" jak gdyby nigdy nic. Twój cel był niedaleko. Gdy wszedłeś w odpowiedni korytarz, dojrzałeś jak "Święty" przytula się do Angeli na korytarzu. Jego wzrok dojrzał Cię szybko. Każdy inny dostawałby właśnie szału, albo uciekał gdzie pieprz rośnie. Lecz nie "Święty". Można było powiedzieć, że jako jedyny potrafił znosić Twe wybryki. Dla wszystkich był oazą spokoju, a dla Ciebie idealną ofiarą. Poczułeś się pewien siebie, ruszając im na spotkanie.
 
__________________
"You can have power over people as long as you don't take everything away from them. But when you've robbed a man of everything, he's no longer in your power." Aleksandr I. Solzhenitsyn.

Ostatnio edytowane przez Kagonesti ZW : 06-10-2008 o 18:25.
Kagonesti ZW jest offline