Thorgrim zatrzymał się wraz z pozostałymi członkami drużyny. Faktycznie, trudno byłoby nie zauważyć tak charakterystycznej zgrai, w szczególności wyczulonym na wszystko strażom.
Krasnolud, słysząc strażników miejskich, odrzekł: -Hola panowie, chyba macie dziś dobry dzień, a raczej udany wieczór. Dawno żem nie słyszał tak kwiecistej przemowy, nawet przekleństw sobie podarowałeś panie kapitanie. Na pewno nos mnie nie zawodzi i wedle jego kalkulacji broń ręczną przy pasie można nosić? - tu krasnolud sięgnął po swój młot, jednak szybko schował go z powrotem za pas, by nie zostać źle odebranym przez celujących w grupę ochotników i nie dawać im tej złudnej satysfakcji.
Dorzucił jeszcze do grupy: -No chłopaki, słyszeliśta, co mocarz nakazał. Łuki póki co nie będą przydatne, a sterczenie tutaj znowu opóźnia nasz marsz. W tym tempie pomrzemy z głodu, nim nawet zdążymy się dowiedzieć, za co Wallendorf płaci.
Thorgrim rozejrzał się jeszcze dość nerwowo, po czym dostrzegł Bagrlina: -A tu jesteś kompanie. Jużem myślał, żeś ostał tam w tej zapadającej się gospodzie. Chodźmy zatem żwawo! |