Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-10-2008, 22:00   #205
Zapatashura
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
do Nessy z Thanedd i Francesci De Riue

czerwiec, okolice miasta Asenerg, Aedirn

Kentan kolejny raz został zbity z tropu pytaniem Nessy. Spojrzał we wskazanym przez nią kierunku i po chwili odparł.


-Cóż, tam znajduje się właśnie dworek.- Najwyraźniej była to jedyna odpowiedź, jaka przyszła mu na myśl. Zresztą pytanie czarodziejki i tak było nieprecyzyjne.
-Zbiorę tylko drewno i możemy ruszać panno Nesso i panno Francesco- mówiąc to Grand zbierał porąbane szczapy i układał je sobie na przedramieniu. Gdy uzbierał już tyle, że nie mógłby więcej unieść skierował się na północny skraj polanki. -Proszę ze mną, to niedaleko.

Mężczyzna poruszał się z całkiem sporą dozą gracji jak na ciężar, który niósł na rękach. Do tego jeszcze zabawiał towarzyszące mu kobiety rozmową:
-Asenerg nie jest najciekawszym miastem w okolicy. Jak mniemam, są tutaj panny jedynie przejazdem?
-Nie wnikam gdzie panny jadą, ale nie ukrywam, że intryguje mnie skąd zainteresowanie moją osobą? Nawet jeśli wynikające z plotek.
-Przyjaciel elfów? Szczerze mówiąc słyszałem o sobie raczej mniej pochlebne opinie- elfi bękart, chociażby. Myślę, że ocenzurowały panny epitet jakim obdarzono mnie w Asenergu? No i najwyraźniej nie słyszałyście o kolejnym steku bzdur jaki się o mnie tam wygaduje- przy ostatniej uwadze zaśmiał się.
-A oto i mój dom- rzekł nie bez dumy, gdy cała trójka wyszła z lasu, a ich oczom ukazała się przepiękna posiadłość.


Dworek, a raczej dwór!, z miejsca uderzał w oczy elfią architekturą. Rzadko widywało się takie budowle. Naturalnie nie trzeba było być architektem, aby odgadnąć, że jest to jedynie replika prawdziwej elfickiej budowli, nie mniej jednak oddana z dużą pieczołowitością. Smukłe kolumny podtrzymujące taras, wąskie okna, ściany z białego kamienia. Ten dom musiał kosztować spory majątek. Kogoś tak młodego jak Kentan raczej nie byłoby nań stać.
"Drwal" bezceremonialnie podszedł do drzwi, po drodze zrzucając drewno na ziemię. Otworzył skrzydło odrzwi ku wnętrzu, skłonił się dwornie i gestem ręki zaprosił Nessę i Francescę do środka.
-Zapraszam miłe panie w moje skromne progi.- Och, skromne, to one na pewno nie były!

Gdy tylko towarzyszki przekroczyły prób, Grand zakrzyknął do wnętrza. -Yuki! Bądź tak łaskawa i przyjdź tutaj. Mamy gości.
Nim jednak owa Yuki zdążyła przyjść, czarodziejka i wampirzyca mogły obejrzeć hall dworku. A trzeba przyznać, że był on również bardzo ładny. Na podestach wzdłuż ścian stały wazony z kwiatami, nad nimi wisiały cztery pejzaże: jeden przedstawiający góry, drugi plażę i morze, trzeci łąkę, czwarty zaś jezioro.

Zawołana osoba przybyła nad wyraz szybko i od razu przykuła wzrok przyjaciółek. Owszem, była kobietą, a jako taka nie interesowała ich jak przystojny gospodarz, lecz jej egzotyka przykuwała wzrok. Była bardzo drobna, można rzec filigranowa, o żółtawej cerze, dziwnych, skośnych oczach i długich czarnych włosach. Miała też proporcjonalnie bardzo duże piersi, Nessa zaczynała się powoli zastanawiać czy to nie jest jakaś nowa moda w Aedirn.


Ponadto nietypowy był też krój sukni dziewczyny- jednoczęściowa, ciasno przylegająca do ciała, w jednolitej czerwonej barwie, choć urozmaicona kwiatowym motywem ze srebrnej nici. Miała rozcięcie do połowy uda po jednej stronie, ale dla kontrastu pozbawiona była dekoltu. Mało tego, miała kołnierz zakrywający całą szyję.
Egzotyczna dziewczyna na widok Nessy i de Riue ukłoniła się, choć to też zrobiła nietypowo. Strasznie sztywnie.

-Yuki, to panny Nessa z Thanedd i Francesca de Riue- poinformował ją Kentan.-Pragną zamienić ze mną parę słów, czy byłabyś tak miła i zaprowadziła je do salonu, kiedy ja się przebiorę?

Służąca, gdyż najwyraźniej nią właśnie była, skinęła jedynie głową na znak zgody. Uśmiechnęła się do towarzyszek i gestem rąk poprosiła, by za nią podążyły. Grand tymczasem szybkim krokiem skierował się w górę korytarza do widocznych na jego końcu schodów. -Bardzo proszę o cierpliwość, postaram się wrócić do pań jak najszybciej.

Ciekawska czarodziejka nie omieszkała nie skorzystać z okazji do sprawdzenia raz jeszcze skąd wyczuła magiczną aurę. W sumie nawet nie zdziwiło jej, gdy wyczuła źródło bardzo niedaleko- na piętrze dworku.
Francesca jednak skupiła się na licznych bogactwach jakie znajdowały się w posiadłości. Obrazy, czy wazony to jedno. Ale dywan, zdobione podpory dachu, wszystko wydawało się cenne.

A po chwili znajdowały się już w salonie. Był bardzo przestronny i wysoki. Podłoga wyłożona była posadzką w szachownicę. Ścianę naprzeciw wejścia zdobił rzeźbiony kominek, na prawo znajdowały się schody prowadzące na górę, tak jak te w korytarzu.


Na lewej ścianie zaś... cóż, na niej znajdowała się broń. Młoty, miecze, nadziaki, włócznie, łuki, kusze i mnóstwo innych- wszystkie zawieszone w równych odstępach, czyste, błyszczące i na oko wampirzyce: ostre.


Ale de Riue szybko zobaczyła okaz nad okazy. Znajdował się nad kominkiem: wspaniały miecz. Miecz to mało powiedziane: to był gnomi gwyhyr, wyrób jakiego nie widywało się często. Ba! Człowiek mógł się uznać za szczęśliwca, jeśli ujrzał gwyhyr choć raz w życiu, nawet jeśli we własnych trzewiach.


Kim był ten cały Kentan Grand?!

A to właśnie o wilku mowa- gospodarz bowiem schodził właśnie schodami do salonu. Faktycznie był przebrany- bufiaste spodnie były krojone zgodnie z aktualną temerską modą, błękitna koszula z haftami od razu podpowiedziała Nessie, że była robiona w Lyrii. Ten dwór po prostu tchnął przepychem!

do Derricka Talbitt

czerwiec, okolice wsi Psie Doły, Aedirn

-Ja stanę pierwsza, nie jestem jeszcze aż tak zmęczona- zaoferowała się półelfka. Pomysł był szczerze mówiąc taki sobie. Półelfy miały lepszy wzrok niż ludzie, tedy lepiej byłoby gdyby Liliel objęła wartę później, gdyż dojrzy coś w mroku w przeciwieństwie do Derricka.
I to właśnie medyk postanowił swojej towarzyszce powiedzieć. Ta trochę ociągała się z przyznaniem mu racji, z nieznanych mu zresztą powodów, lecz w końcu na to przystała.
-Tylko niech mnie pan obudzi za dwie godziny. Wyruszymy w środku nocy, wtedy chłopi będą już na pewno spać.

Co pozostało robić? Talbitt zgodził się i zaczął swoją wartę. Dziewczyna tymczasem poszła do swojego posłania. Medyk mógł usłyszeć jak ściąga z siebie kubrak, który skrzypiał przy tej czynności, zzuwa buty i kładzie się spać. Wkrótce potem półelfka leżała tak cichutko, że nie sposób jej było usłyszeć.

(...)

Warta, jak to zwykle bywa okazała się bardzo monotonna. Szczególnie, że w lesie nie było słychać niczego poza pohukiwaniem sów. Żadnego mrożącego krew w żyłach wycia wilków, nic nie szmerało w poszyciu, ani w krzakach. Jedynie wiatr cichutko gwizdał wśród liści. Od Psich Dołów też nie niosły się żadne hałasy, na pochrapywanie Liliel nie było co liczyć. Spała smacznie i zdrowo- Derrick mógł zacząć dochodzić do wniosku, że w jej krwi elfia część ma przewagę.

(...)

Kiedy medyk miał wrażenie, że umówione dwie godziny minęły odszedł do dziewczyny i potrząsnął ją delikatnie za ramię. Liliel obudziła się chyba od razu, nie marudząc, ani nie tracąc czasu opuściła swoje posłanie. Talbitt mógł narzekać na ciemność, gdyż ledwo dostrzegał roznegliżowaną sylwetkę dziewczyny. A że nie wypada się gapić sam poszedł ku swojemu posłaniu, pozostawiając Liliel pozostałą część warty.

(...)

Derrickowi obudzenie się zajęło więcej czasu. Ostatecznie po całodniowej jeździe, dwie godziny snu to zdecydowanie za mało. Ale trudno, będzie mógł odpocząć, gdy miną już wieś.
Prowizoryczne obozowisko zostało zwinięte dość szybko, konie obudzone. Zostało już tylko wyjść na trakt, minąć Psie Doły, odjechać z pół godziny od wsi i dalej już spokojnie dospać resztę nocy. Plan łatwy i zapewne skuteczny.

Ale życie byłoby zbyt proste, gdyby wszystkie plany kończyły się sukcesem. Gdy konni wjechali na wysokość pierwszych krzywych płotów, zza beczek podpierających jeden z przechylających się palików wyskoczył chłop. Było ciemno, ale medyk mół dostrzec trzymany przez niego sierp.

-Zbójeście, że jedzieta w nocy? Tłumaczyć się, albo zara wezwa melicję- mniejsza już o to, skąd kmiotek znał, a raczej kojarzył słowo "milicja". To przecież nie jest normalne, żeby na przejeżdżających przez wieś podróżnych wyskakiwał uzbrojony chłop. Nawet jeśli jechali nocą. Coś musiało wieśniaków zmusić do wzmożenia ochrony. Tylko co?
Cóż, na myślenie przyjdzie pora później. Teraz lepiej się wyłgać, nim "melicjant" zdoła rozpoznać w towarzyszce Talbitta nieludzia. Diabeł wie, co strzeliłoby wtedy kmiotowi do łba.
 
Zapatashura jest offline