Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-10-2008, 14:32   #40
Lilith
 
Lilith's Avatar
 
Reputacja: 1 Lilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie coś
Mimo swoich podejrzeń Wiedźma uważnie wsłuchiwała się w wywody Kapelusznika. Słuchała obserwując, jak z namaszczeniem odkłada naczynia po herbacie na tacę. Było w tym coś dziwnego. Coś, co drażniło ją swoją wymową, jakby każdy jego ruch wymagał skupienia. Wyprowadzało z równowagi, niemal hipnotyzowało. Może właśnie na tym mu zależało? Otrząsnęła się, każąc swoim myślom skupić się na słowach Pana K.

Jakże musiał być zdesperowany, skoro zdawał się na grupę wybranych według niepewnych kryteriów, istot. Jakie miejsce zajmowała w tym wszystkim Siostrzyczka? Kim dla niego była? A właściwie, biorąc pod uwagę jej oddanie dla Kapelusznika, kim on był dla niej?

Najwyraźniej nie chciał, aby usłyszała zbyt wiele. Obawiał się czegoś w związku z nią. Dagata nie miała pojęcia, jakiego rodzaju były to obawy. Czy aby na pewno K. martwił się o Karolinkę, czy też przeciwnie, bał się JEJ. Nie miała wątpliwości, ze naraził ją na wielkie niebezpieczeństwo wysyłając ją po nich zupełnie samą. A może prawdziwe było to pierwsze wrażenie, które naszło Wiedźmę jeszcze tam w jarze? Może Dziewczynce naprawdę nic nie groziło? Może K. mówił prawdę o tym, iż to dziecko posiada potężną moc, z której nawet jeszcze nie zdaje sobie sprawy. Dlaczego jednak Kapelusznik ukrywa to przed nią?

Gubiła się w domysłach. Prześladowało ją przejmujące wrażenie nieufności, które wzrosło jeszcze bardziej po tym, kiedy K. przyznał otwarcie, że potrzebni mu są tylko do wydobycia poszukiwanych przedmiotów z niedostępnego dla niego miejsca. Kto przewidzi, do czego użyje ich mocy, jeśli posiądzie je wszystkie?

- Pierścienie… tak dostaniecie dwa pierścienie – na dłoni Kapelusznika zalśniły dwie srebrzyste obręcze. Zaprezentował ich właściwości. Jedną z nich podsunął Obdarzonej. Druga, ku zaskoczeniu Dagaty spoczęła przed nią. Patrzyła na nią wilkiem, jakby bała się jej dotknąć.

-… z łatwością odnajdziecie miejsca, w których znajdują się przedmioty. Moja w tym rola, żeby teleportować was w ich pobliże. Kiedy będą w waszych rękach wrócicie tutaj, a o mnie się nie bójcie. Najwyżej będzie po mnie… -Wiedźma przeniosła wzrok z obrączki na oblicze Kapelusznika. Zdawał się być przez chwilę jakby nieobecny. Pobladł, a jego źrenice rozszerzyły się gwałtownie -… a wtedy będzie niemiło, tak zdecydowanie niemiło – przymknął powieki i potrząsnął głową, jakby chciał się w ten sposób pozbyć niechcianych myśli.

Wiedźma niemal podskoczyła z wrażenia, wyrwana z zadumy głośnym klaśnięciem. Rozejrzała się zaskoczona. Ściemniało się. Nad światem Kapelusznika szybko zapadała noc, zasnuwając wszystko upiorną fioletową mgiełką. Nie miała wątpliwości, że powinni tę noc spędzić pod dachem. Karolinki przywołane przez K. szybko ich tam powiodły.

„Zastanawiające” – myślała Dagata, widząc czułe, naturalne odruchy Kapelusznika wobec Karolinki. Czyżby jednak był zdolny do ludzkich uczuć? Jego zachowanie drażniło Dagatę, tak stanowczo ją drażniło. Zacisnęła zęby i pokręciła głową z oczywistą dezaprobatą, odprowadzając ponurym wzrokiem odchodzącego Kapelusznika.

* * *

Karolinki poprowadziły ich wprost do frontowych drzwi chaty. Wyglądała schludnie, czysto i niepozornie. Niepozornie tylko z zewnątrz. Jak odbicie swego właściciela. Kiedy tylko przebyli jej próg, wkroczyli w plątaninę drzwi i korytarzy, jak z surrealistycznego snu. Nie dane im jednak było zagłębić się w ich pozawymiarowej otchłani. Dziewczynki powiodły milczącą, rozglądającą się niepewnie, lecz z zainteresowaniem czwórkę schodami na górę. Pietro wydawało się solidniej osadzone na obowiązujących w rzeczywistości prawach fizyki. Przed nimi ciągnął się głęboki dobrze oświetlony korytarz. Jasny, ale obcy poczuciu estetyki Wiedźmy, przejmujący wrażeniem chłodu, prawie sterylny.

Rozlokowały ich po kolei. Najpierw Żołnierza, potem ją, Nigela i Lorelei. Nigdzie nie było widać Kocicy, ani Świetlistej Kuli. Nie zastanawiała się jednak długo nad tym, gdzie się podzieli. Pokój Nigela sąsiadował bezpośrednio z jej pokojem. Rzuciła jeszcze raz spojrzenie na korytarz, notując w pamięci rozkład pomieszczeń, w których zakwaterowali się już nowi lokatorzy.

Nigel ze spuszczoną głową stał jeszcze chwilę przed drzwiami z dłonią na klamce. Otworzywszy wreszcie drzwi spojrzał na nią. Miał w oczach smutek i coś, jakby nieme pytanie, prośbę? Domyślała się, co mógł teraz czuć. Nie znalazł się tu przecież z własnej woli. Nie był jednym z wybranych. Wahała się przez chwilę, a potem wyciągnęła do niego dłoń uśmiechając się lekko.
Wszedł za nią do pokoju i stanął rozglądając się ciekawie, kiedy zamknęła za nim drzwi.

Z ulgą zrzuciła z siebie swój ekwipunek i ułożyła tak, by w razie czego mieć wszystko pod ręką. Podeszła do okna i otworzyła je, z zadowoleniem przyjmując lekki wilgotny i chłodny powiew wieczoru. Zwróciła się z powrotem do wnętrza. Nie mogła spojrzeć mu w oczy. Podeszła ze wzrokiem wbitym w deski podłogi.

- To ja Cię w to wciągnęłam. Bezmyślnie i niepotrzebnie –potrząsnęła z żalem głową. - Karolinka dopisała Twoje imię do listy. Pozwoliłam jej na to. Nikt oprócz nas wydaje się jednak o tym nie wiedzieć.

- Wiem. Nie powinno mnie tu być. Ale to przecież nie Twoja wina. Sam w to wdepnąłem. Nie mam pojęcia, jak to się stało… Wszystko przez moją głupią ciekawość i wścibstwo… taka choroba zawodowa – zaśmiał się, tyle że jakoś tak nie bardzo wesoło i przetarł twarz dłonią. Wyglądał na zmęczonego.

- Nie mogłam Cię tam zostawić samego, a teraz nie mam pewności, co dalej z tym robić. Czy powiedzieć prawdę, czy dalej ukrywać to przed nimi? –mimo wysiłków nie mogła powstrzymać drżenia głosu.

- Cokolwiek się stanie, nie będę miał żalu. Zrobiłaś już dla mnie wystarczająco dużo... Gdyby nie Ty, już by mnie nie było. Zginąłbym tam, tak czy inaczej… To wiem na pewno.

- Gdybym miała pewność, że nic Ci nie grozi z rąk K. powiedziałabym mu, ale boję się, że skrzywdziłby Cię, jeśli by się dowiedział prawdy. Boję się też o Karolinkę. Nie wiadomo, do czego jest zdolny.

- Słuchaj! Zależy mi na uratowaniu mojego świata równie mocno jak Tobie na twoim. Jak każdemu z… tamtych. Może nie mogę równać się z wami. Nie mam żadnej mocy, o której bym wiedział, ale zrobię co będę mógł. Jeśli już tu jestem, chcę być użyteczny. Ryzykuję tak samo jak wy.

- Jesteś pewny? - Wiedźmą targały sprzeczne emocje.

- Byłbym, ale boję się, że nie dotrzymam wam kroku -westchnął ciężko, znowu bezradnie opuszczając ramiona. -Nie chciałbym przyczynić się do Waszego niepowodzenia. Po prostu nie przejmuj się mną –dodał energiczniej. -Poradzę sobie. Nie z takich problemów się wychodziło –mrugnął, uśmiechając się zaczepnie. –Nie myśl już o tym. Musimy odpocząć. Może to ostatnia okazja.

Ruszył do drzwi. Zatrzymał się tuż przed nimi ze ściśniętym sercem. Zawrócił. Podszedł znowu, chwycił delikatnie jej twarz w swoje dłonie i pochylił się nad nią.

- Nie wiem, kim jesteś. Nie wiem, co mi zrobiłaś, ale przyrzekam, zawsze będę po twojej stronie –patrzył na nią w ten szczególny sposób.

- Już się mnie nie boisz? –uśmiechnęła się przekornie.

- Może trochę –odwzajemnił uśmiech, a potem lekko dotknął ustami jej czoła. –Śpij spokojnie moja Mała Czarownico.

Jeszcze długo po jego wyjściu stała nieruchomo po środku swojego pokoju, uśmiechając się do siebie. Nie myślała o śnie i odpoczynku. Pochyliła się nad drewnianą balią wpatrując się w swoje odbicie w wodzie. Opłukała najpierw twarz. Zsunęła suknię z ramion i maczając w wodzie kawałek czystej szmatki pieszczotliwie gładziła skórę, dokładnie zmywając z siebie nieczystości minionego dnia.

* * *

Drobna bosa postać w krótkiej białej koszulce z płaszczem zarzuconym na ramiona, cicho zamknęła drzwi swojego pokoju i na palcach przemknęła przez korytarz, zatrzymując się pod drzwiami Lorelei. W ręku trzymała nóż i małe zawiniątko. Cicho zaskrobała, czekając na odzew. Wejście uchyliło się. Wiedźma przytknęła palec do ust. Jasnowłosa kobieta spojrzawszy pytająco, cofnęła się w głąb swojego pokoju, wpuszczając ją do środka.

-Wybacz, że nachodzę Cię w nocy Pani.

- Wejdź proszę. Cieszy mnie Twa wizyta, sama również chciałam z Tobą porozmawiać, Dagato. Mogę się tak do Ciebie zwracać?

- Nikomu prócz ciebie nie potrafię tu zaufać. Wiem, że leży Ci na sercu dobro Twego ludu. Wierzę, że równie mocno jak i ja chcesz ocalić swój świat. Boję się jednak, że K. nie jest z nami całkiem szczery.

- Co masz na myśli? - Lorelei była zaskoczona takim wyznaniem. Zaprowadziła swego gościa do niewielkiego stolika z dwoma wygodnymi fotelami i poczekała, aż Dagata usiądzie.

- Dręczy mnie przeczucie, iż chce nas użyć jedynie do wydobycia wspomnianych artefaktów z niedostępnych dla siebie miejsc, a potem zatrzymać je do własnych celów. Jestem przekonana, że byłoby to dla niego tak łatwe jak odebranie zabawki dziecku. Boję się, że kiedy będzie miał w ręku poszukiwane przedmioty pozbędzie się nas w jakiś nieprzyjemny sposób. Może to tylko płonne obawy, ale muszę się nimi podzielić z Tobą Pani.

Lorelei zamyśliła się i spojrzała poważnie na wiedźmę. Do tej pory w jej głowie nie zrodziły się takie obawy. Martwiła się o wiele innych rzeczy, ale nie o szczerość intencji Kapelusznika.

- Muszę przyznać, że nie pomyślałam o tym. Może wydam Ci się zbyt lekkomyślna, ale nie podejrzewam, by tak było. Wszak sam Kapelusznik powiedział, że te przedmioty są w jakiś sposób zabezpieczone przed istotami takimi jak on. Nie mógłby się do nich zbliżyć, więc wydaje mi się, że nie będzie mógł ich nam zabrać. Również owo serce wszechświata jest dla niego niedostępne, dlatego my mamy się tam wybrać. Ale jeśli Twoje obawy co do intencji pana K. są słuszne, to wydaje mi się, że jego podstęp może polegać na czymś zgoła innym. Może nas jedynie wykorzystać do zrobienia czegoś innego przy pomocy tych przedmiotów. Może nie być z nami do końca szczery i pod przykrywką ratowania świata zrobić coś innego. Nie mam pojęcia co to może być, nikt z nas chyba się nie orientuje w tych sprawach, istotach wyższych i całym tym zamieszaniu. Jednak zaniepokoiło mnie to, że to nie on nas wybrał, tylko jakieś inne istoty, a Karolinka wykradła im nasze dane. To może wskazywać na to, że nie on miał nas zebrać i nie dla niego mieliśmy wykonać to zadanie. Chyba nie mamy za bardzo wyjścia, musimy zagrać w tą grę. Ale nie bądźmy tylko biernymi graczami. Możemy się uczyć, słuchać i dowiadywać ile się da. Będziemy mieć przy sobie Karolinkę. Choć to zaledwie dziecko, posiada wielką moc i z pewnością o wiele większą wiedzę niż my. Nie chcę jej wykorzystywać do niczego, ale może gdy nam całkiem zaufa, podzieli się z nami swoimi informacjami. Myślę, że na razie nie możemy się przejmować ewentualnym oszustwem Kapelusznika, ale możemy mieć to na uwadze.


-Chcę spróbować spojrzeć poza to, co fizyczne. Może uda mi się dostrzec coś, co pomoże nam trzeźwiej ocenic sytuację. Potrzebuję Twojej pomocy Lorelei. Wprowadzę się w trans, zajrzę w przeszłość i przyszłośc. Będę bezbronna, nieświadoma, zdana tylko na Ciebie. Patrz i słuchaj. Nie pozwól mi zrobić czegoś nierozsądnego. Zatrzymaj mnie, jeśli będę chciała odejść.

Lorelei zgodziła się na propozycję Dagaty. Ciekawa była jaką mocą dysponuje wiedźma i co też odkryje w takim transie. Wykonywała wszystko, o co poprosiła ją towarzyszka.

Usiadły razem na ogromnym łożu. Naprzeciwko siebie. Wiedźma rozsupłała zawiniątko. Na rozłożonej na łóżku chuście spoczął nóż, mała fiolka z ciemnobrunatną cieczą i pudełeczko z czymś, co przypominało zagnieciony w formie sporych pigułek ziołowy proszek.

- Otwórz fiolkę, Lorelei i przytrzymaj mi ją proszę.

Wzięła do ust jedną z pigułek i przytrzymała ją między zębami. Lekko nacięła nożem skórę na przedramieniu, a potem umoczyła czubek ostrza w brunatnym płynie z fiolki i wpuściła do ranki ciężką kroplę. Syknęła i zacisnęła powieki. Zioła na języku powoli rozpuszczały się wypełniając usta cierpko gorzkim smakiem. Wargi i język powoli drętwiały. To samo działo się z resztą jej członków. Bolało. Odrzuciła głowę w tył, wyginając się w łuk i skomląc cicho przez zęby. Potem nagle straciła czucie.

Lorelei przyglądała się temu wszystkiemu z zafascynowaniem, ale i z lekką nutką niepokoju. Nie znała tej magii. Nie wyczuwała w Dagacie Mocy obdarzonych, więc nie rozumiała do końca co się właśnie dzieje. Nie wiedziała jak w razie czego przerwać cały ten trans i co jest właściwą reakcją Wiedźmy, a co jest nie tak. Postanowiła jednak obserwować wszystko i nie dopuścić, by Dagacie coś się stało. Widziała jej żywą mimikę, złość, ból, strach, zdziwienie i delikatny uśmiech. Jej powieki drgały i gałki oczne poruszały się szybko, jak gdyby przed jej wzrokiem przemieszczały się szybko setki obrazów. Czasem jęknęła cicho, lub próbowała coś powiedzieć. Wizje trwały...
...
..
.
"Las… czy to mgła?... może zmierzch?... wzrok ją zawodził… zasnuwała go zamazująca wszystko wilgoć… to łzy… dlaczego płaczę?
Nie mogła unieść rąk, aby przetrzeć powieki. Próbowała mrugać, ale i to niewiele dało.
Coś poruszyło się w jej polu widzenia. Rozmazana ludzka sylwetka na skraju polany. Mężczyzna. Wysiliła wzrok. Kapelusznik? To na pewno był Kapelusznik. Wysoki cylinder na głowie nie pozostawiał wątpliwości, co do tożsamości tajemniczej postaci. Stał nieruchomo, wpatrując się w ciemną plamę materii niknąca w oddali. Zapragnęła zbliżyć się, by lepiej zobaczyć. Tkwiła w miejscu, lecz obraz wyostrzył się. Dostrzegła ją. Po środku ciemnej plamy. Jakaż była piękna. Wołała do niego ze środka ciemności… nie… to nie było wołanie… to krzyk przerażenia i rozpaczy… Wyciągała rozpaczliwie dłonie, błagając go o ratunek. Ciemnośc pochłaniała ją i zabierała z sobą. A on stał nieporuszony, obojętny na jej błagania. Odwrócił się plecami. Jak mógł? Dlaczegoooo?! Spojrzała w twarz mężczyzny.
Przykrywał ją cień rzucany przez rondo kapelusza. Chciała napluć mu w te obojętne ślepia. Bliżej, bliżej… podejdź bliżej draniu! Zaciśnięte usta drżały mu lekko. Spojrzała wyżej. Skąd te łzy w jego oczach? Ten ból? I zdecydowanie…. Obraz blakł, rozmywał się… nie, jeszcze nie…

Kapelusznik pochylał się nad dzieckiem. Małym, nagim, umorusanym dzieckiem. Przyklęknął i delikatnie pomógł wstać mu na nóżki. Odgarnął włoski z brudnej buźki. Zdjął marynarkę i okrył nią drżące maleństwo, a potem czule przytulił do piersi. Pochylił się jeszcze niżej i szeptał coś do uszka dziecka. Spokojnie oparło główkę na jego piersi i przymknęło oczka. Wsparło się na nim i powoli, ufnie osunęło się w ramiona mężczyzny. Wziął je na ręce i podniósł… spojrzała w twarzyczkę dziecka… Karolinka?! Obraz zawirował nagle i zniknął.

..
.
Tuman pyłu… wirująca wśród kurzu kotopodobna postać… Kocica, Niaa… a wokół niej zwijające się z bólu i jęczące kotołaki. Ktoś klaskał i wyraźnie zadowolonym głosem chwalił Kocicę. Coś jednak nie pasowało do tej sceny. Kobieta. Wydawała się znajoma… niepokojąco znajoma… otaczała ja dziwna aura… próbowała skupić się na niej, lecz to coś, co ją otaczało, jakaś tajemnicza moc, nie pozwalało jej się zbliżyć… krzyk wyrwał się z ust Wiedźmy… palący, przeszywający ból niczym smagniecie bicza odrzucił ją daleko od wizji…

..
.
Stała nad krawędzią przepaści… było tak strasznie zimno… dygotała od okropnego, przejmującego chłodu. Spojrzała w otchłań przepaści… mało nie zakrztusiła się własnym oddechem… Tysiące… tysiące poskręcanych upiornie, nieruchomych ciał najrozmaitszych, nieznanych jej stworzeń. Nie to jednak było najgorsze. Było coś jeszcze, co przejmowało ją przerażeniem. Naprzeciw niej… w oddali… tuz za krawędzią horyzontu biło… Serce… Wielkie pulsujące Serce Wszechświata. Przez całą jego długośc wiodła ogromna czarna rysa… śmiertelna rana, która zabijała powoli cały wszechświat.
- Nie zostało wiele czasu, pośpieszcie się –cichy ciepły głos w jej głowie. Delikatny jak dotyk motyla. Taki znajomy. Serce zadrżało w Dagacie. Zaszlochała. Tak bardzo przypominał głos Maa. Tuż przed nią zamajaczył obraz twarzy. Pogodnej twarzy staruszki…

..
.
Obraz zmienił się. Był niewyraźny, zamazany jakby jej oczy zalewała krew. Pochylił się nad nią… podniosła ręce w obronnym geście… Żołnierz z podniesionym, błyskającym zimno ostrzem w dłoni… coś porwało ją z ziemi i podniosło w górę… Oczy… brązowe ciepłe spojrzenie przepełnione niepokojem i bólem… ciemność…

..
.
Spadała"…

* * *

PUK, PUK, PUK!
- Śniadanko podane! Czekamy na was w kuchni!

Zerwała się z łóżka. Rozejrzała się półprzytomnie. Była w pokoju Lorelei Obdarzona właśnie wyszła z łazienki, poprawiając swoje śnieżnobiałe ubranie i układając coś w torbie podróżnej. Wreszcie spojrzała na Dagatę i zauważając, że już nie śpi, uśmiechnęła się do niej serdecznie.

- Ułożyłam Cię w mym łożu, gdy skończyły się wizje. Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe? Byłaś wyczerpana i potrzebowałaś odpoczynku. Wszystko w porządku? Tam jest łazienka jeśli zechcesz się odświeżyć.

- Dziękuję.

- To było dla mnie niesamowite przeżycie. Pierwszy raz byłam świadkiem tak głębokiego transu. W moim świecie to raczej rzadkie zjawisko. Dziękuję Ci za zaufanie. - uśmiechnęła się ciepło do Wiedźmy. - Czy ze swojej wizji dowiedziałaś się czegoś? Może lepiej jeśli opowiesz mi o tym zanim zejdziemy na śniadanie.

Dagata pokrótce przedstawiła Obdarzonej to, co zobaczyła poprzedniej nocy.

- Przyznam, że niewiele z tego sama rozumiem. Nie posiadłam biegłości rozszyfrowania wizji. Ale chyba nie wynika z tego jasno, że Kapelusznik jest naszym wrogiem. Natomiast chyba powinniśmy się pospieszyć i postarać się jak najszybciej uratować serce wszechświata. A teraz chodźmy, bo już dawno nas wołali.

Obie kobiety zeszły do kuchni, gdzie czekało na nie pyszne, pachnące śniadanie. Nawet wytrzymały i mało wybredny żołądek Lorelei zaczął domagać się jedzenia, gdy jej nozdrza wciągnęły zapachy, zwiastujące ucztę dla podniebienia. Obdarzona przywitała się ze wszystkimi i zajęła się jedzeniem.

– To co drużynka mam nadzieje, ze jesteście gotowi na zadanka. Czas ustalić składy drużyn, lecz najpierw naturalnie śniadanko… - słowa Kapelusznika zwróciły uwagę czarodziejki.

- Składy drużyn? - zapytała. - Mamy się podzielić i działać w kilku drużynach? Czy to rozsądne i konieczne?

Lorelei pomyślała, że obawami w stosunku do Kapelusznika powinny podzielić się ze wszystkimi członkami drużyny. Gdy zaś drużyn będzie kilka, może się to okazać niemożliwe...


--------------------------------------------------------
*kolorem niebieskim oznaczono część stworzoną przez Milly
** tekst oznaczony kolorem zielonym utworzony na kanwie wizji podanych przez Mataichiego
 
__________________
"Niebo wisi na włosku. Kto wie czy nie na ostatnim. Kto ma oczy, niech patrzy. Kto ma uszy, niech słucha. Kto ma rozum, niech ucieka" (..?)

Ostatnio edytowane przez Lilith : 09-10-2008 o 23:41.
Lilith jest offline