Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-10-2008, 08:01   #206
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Ja stanę pierwsza, nie jestem jeszcze aż tak zmęczona - usłyszał Derrick, gdy zjedli kolację.

- Może jednak lepiej, gdybym to ja był pierwszy. Elfy zdecydowanie lepiej widzą w ciemności. - powiedział.

Liliel skrzywiła się nieco. Jakby niezbyt zadowolona z takiego postawienia sprawy powiedziała:

-Tylko niech mnie pan obudzi za dwie godziny. Wyruszymy w środku nocy, wtedy chłopi będą już na pewno spać.



Warta, jak to najczęściej i na szczęście bywa, okazała się zwykłą stratą czasu. Las najlepiej oglądać przy świetle dziennym, zaś gwiazdy, rzecz jasna widoczne tylko w nocy, przyjemniej obserwuje się siedząc na ławeczce w przydomowym ogrodzie.

Derrick przez moment wsłuchiwał się w spokojny oddech Liliel. Najwyraźniej półelka miała coś, co nazywają spokojnym sumieniem, bo zasnęła chyba natychmiast.
Derrick przeszedł kilka kroków w stronę otaczających polankę drzew. Dokoła panowała cisza. Cisza i spokój. Najwyraźniej nikt się nie skradał, żaden zwierz nie czaił się w mroku.
Ognisko, i tak niewielkie, przygasało powoli. Podszedł i dołożył dwie grube gałęzie. By podtrzymać ogień i by nagle płomienie nie strzeliły na metr w górę. Potem znów stanął na skraju polany i wtopił się w cień. Wszędzie ciągle panowała cisza.

Po dwóch godzinach, takie miał przynajmniej wrażenie, obudził Liliel. Z cieniem zazdrości patrzył, jak dziewczyna błyskawicznie przechodzi od snu do czuwania.
>>> Chyba, że wcale nie spała <<< - pomyślał z cieniem rozbawienia - >>> bojąc się, że zasnę na warcie. Albo się do niej zacznę dobierać po nocy. <<<

Półelfka zaczęła się ubierać, zatem Derrick, nie ulegając pokusie podglądania, skierował się w stronę swojego posłania, położonego po drugiej stronie ogniska.
I pewnie miał równie czyste sumienie jak Liliel, bowiem zasnął natychmiast. A może po prostu czuł się zmęczony...

Obudził się z nieco większymi oporami niż jego towarzyszka. Nie bardzo palił się do wstawania w środku nocy. W końcu nikt nie potrzebował pomocy medyka, zatem pospiech nie był aż tak konieczny.
Z pewnym trudem tłumiąc chęć ziewania zaczął zwijać posłanie. W parę minut był gotów do drogi.
Po ich obozowisku został tylko wygnieciony mech i stygnący krąg popiołu.

Jazda przez środek uśpionej wsi nie wydała się Derrickowi najlepszym pomysłem. Sądząc z nazwy, w wiosce było psów pod dostatkiem, a stworzenia te miały nieprzyjemny zwyczaj budzenia się nawet w środku nocy i obszczekiwania niewinnych przechodniów.
Ale Liliel była uparta.

- Te kmiotki śpią. I to twardo. Nawet jeśli kundle narobią hałasu, to my i tak już będziemy daleko. Poza tym nie mam zamiaru tracić czasu na objeżdżanie jakiegoś zaścianka... A jeśli pan ma zamiar przedzierać się przez jakieś chaszcze, to niech pan jedzie sam...

Z zawziętą i upartą babą nie było co dyskutować. Ruszyli przez wieś.

Niewyraźny cień, który wyskoczył zza wielkiej beczki okazał się być uzbrojonym w sierp kmiotkiem, który najwyraźniej cierpiał na bezsenność, skoro włóczył się po wsi, zamiast legnąć z żoną pod pierzyną. A może szukał żony, która gdzieś się zadziała ciemną nocą...

Zanim Derrick zdążył przemyśleć wszystkie możliwości sprawa się wyjaśniła, bo chłop raczył przemówić.

- Zbójeście, że jedzieta w nocy? Tłumaczyć się, albo zara wezwa melicję - powiedział.

Najwyraźniej nie pomyślał, ciężko myślący biedaczyna, że zbóje daliby mu po łbie, nim by ową 'melicję' wezwać zdążył, a i wtedy po brzuchach wezwanych posiłków by przejechali.

Zanim Liliel na pomysł z rozdeptaniem kmiotka i przejechaniem galopem przez wieś wpadła Derrick rzekł:

- A człeka jednego ścigamy - powiedział spokojnie - jako to nam w mieście zlecono.

Sięgnął za pazuchę i wyciągnął listy gończe. Na powrót schował ten, który przedstawiał wampirzycę, za to tym drugim pomachał kmiotkowi przed oczami.


- To ten człowiek - powiedział. - uzbrojony i niebezpieczny. Ludzi paru usiekł i gniew hrabiego na nim spoczywa... Bandę ma ponoć swoją - dodał, koloryzując znacznie - i ku nim jakoby ciągnie. Rudy jest, jak powiadali...

Księżyc był za chmurami i ciemno było, więc 'melicyjant' nosem po papierze wodził, by choć trochę rysy rozpoznać. W końcu spokój dał i rzekł:

- Gęba jakby znajoma, ale... Nie - zdecydował w końcu. - U nas był jeden taki jeden taki, czarne miał włosy i wielki chłop solidnie, złoto ukradł i psy pobił.

Splunął z oburzeniem na ziemię, jakby zdziwiony, że takich drani jeszcze ziemia raczy nosić. Potem oddał list gończy.

- To dlatego ta straż? - spytał Derrick chowając papier. Raczej go to dziwiło, bo nie sądził, by najbardziej nawet bezczelny bandyta chciał wracać do tej mizernej wioszczyny.

- Ależ tam, panie - zaprzeczył chłop. - Ruch nieludziów się zaczął.

Zanim Derrick zdążył poprosić o wyjaśnienia chłop mówił dalej:

- Pięciu krasnoludów tu przeszło onegdaj i awanturę wszczęli. Pobili paru naszych... Stąd ludziska i po nocach nie śpią, by więcej nieludziów nie puszczać. - W jego słowach brzmiała zawziętość. - I nie puścim! - podkreślił.

- Ale wy jechać możecie. A skoro bandytów ścigacie, to tym bardziej trzymać was nie będę. Chyba, żebyśta noclegu chcieli?

Derrick głową pokręcił, czego chłop w ciemnościach zauważyć nie musiał, a potem rzekł:

- W pana hrabiego służbie odpoczynek nam nie pisany. Gdyby pan hrabia się dowiedział, że stoimy gdzieś, miast robotę swą czynić, okrutnie zły by był na nas. Za gościnę zatem dziękujemy i ruszać nam czas w drogę.

- Anzelm - chłopek się odwrócił, a zza beczki wyłonił się drugi cień, z widłami. - Przeprowadź panów przez wieś, co by insze ich nie wstrzymywali. Jeno widły ostaw, co byś kogo nie dziabnął po ciemnicy. I wracaj chybko. A nuż kto jeszcze jechać będzie.

>> Panów? << - Derrick obrócił się i spojrzał na Liliel. Ujrzał postać w kapturze. Najwyraźniej w czasie, gdy on wiódł dyskurs z chłopem, dziewczyna zdążyła zakryć głowę.

Przewodnik w zasadzie potrzebny był w jednym miejscu. Przez sam środek wsi ustawiono malutką zaporę z wozów. Przez sam środek drogi. I gdyby czasem zdecydowali przebijać się na siłę nadzialiby się na kolejne widły, które trzymało trzech ludzi.

- Puśćta ich - rzekł Anzelm. - To ludzie hrabiego - dodał.

"Melicja" przejście zrobiła. Nie przemęczając się, zatem wąskie było. Takie, co by tylko jeden koń na raz przejść zdołał.

- Dzięki za pomoc - zwrócił się Derrick do Anzelma. - Przyznać muszę, że podziwu pełen jestem dla waszej zaradności. A zatrzyma mnie kto tam jeszcze? Na końcu wsi?

- Nie panie - odrzekł jeden z pilnujących barykady. - Od wsi jedziecie, to wiedzą, że was przepuścilim. Żaden słowa nie powie. Niech bogowie was prowadzą - rzucił na pożegnanie.

- I was niech strzegą - odpowiedział Derrick.

Ruszyli dalej.
Nie niepokojeni przez nikogo dojechali do końca wioski. Gdy mijali ostatnie opłotki jakiś niewyraźny cień zamajaczył na skraju drogi, ale nie zareagował na ich przejazd.



- Ludzie hrabiego? - powiedziała z przekąsem dziewczyna, gdy już mieli wieś kawałek za sobą mieli. - Ciekawe...

- Lepsze to - rzekł nieco zgryźliwie Derrick - niźli medyk, co z półelfem podróżuje. Owe 'melicyjanty' z przyjemnością by sprawdzili, czym się kobieta-nieludź od zwykłej białki różni. A nam trupów nie trza na drodze ostawiać.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 09-10-2008 o 22:22. Powód: Przemarsz krasnoludów przez wioskę
Kerm jest offline