Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-10-2008, 08:40   #33
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Utrata krwi zawsze powodowała gorączkę. Osłabiony organizm walczył, by wyprodukować kolejne czerwone ciałka wędrujące w żyłach i tętnicach. To go osłabiało, bardzo. Przez pewien czas nie otwierał oka. Było mu głupio. On, najemnik zawodowy, dał się podejść jak rekrut nieopierzony kupczykowi! Wstyd! Wstyd! Wstyd! Co tu dużo gadać, ale się zaprezentował przed właścicielką owych morskiej barwy cudowności, w które można było wpaść i nie chcieć wychodzić niczym pijak wrzucony do beczki z piwem. On się czuł właśnie tak, jakby wrzucono go do takiej beczki. Simone ze znów! Jakże inna od Simone z rzeczywistości. Nawet nie wiedział jak się nazywa. Zresztą, może przedstawiała mu się, ale nie pamiętał. Chyba nieco zbyt szybko stracił przytomność. Póki co, była dla niego Simone ze snów, albo, lepiej, Zielonooką ze snów, bo pewnie nie nazywa się Simone. A teraz leżał na jej kolanach i poddawał się delikatnej pieszczocie smukłej dziewczęcej dłoni, delikatnie gładzącej mu twarz. Czuł jej dotyk na policzku, czole, ustach. Jak przesuwa swe palce po brzegach opaski, której na szczęście nie zdjęła. To znaczy, gdyby zdjęła, Sept Tours nie miałby nic przeciwko temu. Opaska była jednym wielkim kłamstwem, a on nie chciał jej okłamywać. Ale z drugiej strony, wydawało mu się, iż jest tam ktoś jeszcze. Przed Zielonooką mógł się obnażyć, bowiem, w jakimś sensie, tajemnica jego oka była skrytym sekretem, którego nie wyciąga się na światło dzienne przed innymi. Identycznie, jak nagość zazwyczaj prezentuje się wyłącznie przed tym kimś szczególnie bliskim, tak samo traktował tą sprawę. Opaska była dla niego niczym bielizna skrywająca najbardziej osobistą intymność, którą mógł ukazać tylko naprawdę komuś wyjątkowemu.

Ale się wygłupił. Nie ma co. Spotkał dziewczynę ze snu i taki fatalny występ! Na pewno myśli o nim, jako zarozumiałym młokosie, który dla popisu ratuje dziewki, ale tak naprawdę niewiele potrafi, skoro byle kupiec potrafi go pochlastać. Zasadniczo zresztą, miała rację tak sądząc. Znaczy, nie zrobił tego dla popisu, ale, no ... bo tak po prostu trzeba. Nie był wprawdzie paladynem, rycerzem na białym koniu niosącym ratunek wszelkim dziewicom w potrzebie, ale nie znosił smarkaczy dręczących innych. A tutaj nagle ... taki wstrząs! Zielonooka ze snów! Stracił koncentrację i oberwał klingą.

Było mu dobrze, chociaż bolało mocno, ale nawet nie tak, jak się spodziewał. Dostał już kilka razy ostrzem po skórze, dlatego wiedział, jak działa to na ludzki organizm. Najpierw ból, potem zamroczenie, upływ krwi, gorączka. Jego bolało, mocno bolało, ale chyba nie tak, jak zwykle bywało podczas takich obrażeń. Pomogła mu, pewnie bardziej z litości niż wdzięczności.

Opatrzony bark. Dobrze. Pewnie dostał też coś przeciwbólowego, bowiem czuł się nieco zamroczony. Niby mógł myśleć całkiem logicznie, ale wszelkie odczucia cielesne były lekko stłumione. Szczęśliwie kolana oraz dotyk jej ręki czuł doskonale. Chciał coś powiedzieć, ale rozmyślił się. Pewnie teraz mu powie kilka nic nie znaczących słów oraz tyleż wartych podziękowań, no bo kto chciałby mieć do czynienia z kimś tak mało rozgarniętym. Póki co delektował się jeszcze jej pieszczotliwym dotykiem. Jednak poniekąd byłoby to także oszustwo, tymczasem nie chciał ją okłamywać.

Ruszył palcem od prawej ręki, bo lewa, obandażowana, spoczywała na temblaku. Leciutko, ale chyba odczuła to, bo jej dłoń przesuwająca się delikatni po twarzy nagle znieruchomiała i, niby za dotknięciem złej czarodziejskiej różdżki, nagle zniknęła. Szczęśliwie, nie zniknęły także kolana! Tak bardzo chciał, żeby zostały choć jeszcze chwilę. Oko! Otworzył. Raczej próbował wykonując heroiczna pracę.
- Dlaczego – zastanawiał się, – zawsze kiedy ranią cię w rękę czy w nogę najtrudniej jest otworzyć oko? – Była to zagadka zastanawiająca go za każdym razem, kiedy posmakował chłodu klingi.

Wreszcie otworzył po heroicznym wysiłku. Siedziała chyba nie zamierzając uciekać, a jej lekko zdziwiona i chyba niepewna twarz zdradzała, iż nie wie, jak się zachować. Może to sprawiło, że od razu nie odsunęła się od niego. Szmaragdowe oczy spojrzały na niego z bliska pesząc. Chciał coś powiedzieć. Właśnie pracował nad tym przeżuwając tonę, jak mu się wydawało, waty, by rozchylić wargi i wydukać jakieś grzeczne przeprosiny, ale ... nie był w stanie nic zrobić. Oczy jej świeciły niemal rozlewając blask na regularną, miłą twarz, prosty nosek i niewielkie usta.

Ernest był ostrożnym realistą wierzącym w głębokie uczucia, ale akurat miłość od pierwszego wejrzenia się do nich nie zaliczała. Niewątpliwie zapewne może, przypuszczalnie ... była to zwykła bajka. Owszem, znał pary naprawdę się kochające, ale byli to ludzie, którzy powoli dochodzili do odnalezienia siebie i budowania swoich uczuć. Ale teraz? Przecież to bez sensu! On nie zna tej dziewczyny, a jego pokaz prędzej przekonał ją, że jest fajtłapą niżeli czymkolwiek innym. Szans przecież nie ma żadnych. Ale, no ale przecież nie mógł tak zwyczajnie zrezygnować, a nawet gdyby mógł, to nie chciał. Musiał coś zrobić, choć nie wiedział co.

- Przepraszam – udało mu się wreszcie wydukać i co najdziwniejsze, jakby echo jego słów odezwała się Zielonooka ze snów:
- Przepraszam.
A potem jednocześnie powiedzieli:
- A za co? – Jakby obydwoje byli zmieszani i nie potrafiący się znaleźć w niezwyczajnej dla nich sytuacji.
 
Kelly jest offline