Miejsce w którym się znaleźli nasi bohaterowie przyprawiało Garnira o tysiące różnych myśli, były one od skrajności w skrajność.
"Abrahim? Jak on się tutaj pojawił, później mi wszystko wyjaśni. Wiedziałem, że nie zginie, czułem to poprzez medalion, tak czuję jego moc"
"Czuję, że w Karak Norn dzieją się złe rzeczy, odczuwam wielkią moc chaosu, przelewa się przez moje serce jak rzeka pełna czystej krwi ofiar wojny. O czym ja w ogóle pieprze"
- Ej Abrahim, przebijaj się przez te drzwi - powiedział do odnalezionego towarzysza. Był pewien, że nic go nie zmieniło podczas pobytu na terenie leśnym.
Chciał zejść z łóżka, jednak przez tą nawałnicę kwiatów upadł szybko na ziemię, a jego ciało truchło z hałasem. Oby nikogo to nie wezwało. Garnir pozbierał się z ziemi i uświadomił sobie, że jest nierozważny i powinien z tych zdradzieckich róż zchodzić powoli. Ostatnie płatki spadły z jego ubrania.
Rozejrzał się wokół. Zobaczył trzy małe pokoiki i jeden prowadzący do swego rodzaju drzwi. Ruszył wraz z czarciskórym do wyjścia lecz wtedy Guidonel zaprosił go do jedzenia. Uaktywniła się pewna cecha krasnoludów:
- Żarcie? Jedzonko yhy, prowadź Guidonelku, może będzie tam jakieś piwo.
Powędrował do pokoju z miską pełnych owoców i zaczął szamać ze smakiem pierwsze z brzegu. Jakie dobre.. mniam mniam. A uśmiech na jego twarzy nie schodził przez dłuższy okres czasu |