Święty obudził się jakby ze snu. Komunikat wzywał na specjalne spotkanie - znak czegoś niezwykłego. Wtem dostrzegł Blaine'a, który powiedział tylko "cześć", jednak z takim wyrazem twarzy, jakby to Michael był twórcą wszelkiego zła na tym świecie. Grunt, że przynajmniej nie będzie żadnych głupot z jego strony. - pomyślał Michael. Ucałował Angelę w policzek, po czym udał się spokojnym krokiem w stronę miejsca zbiórki. Według jego punktualnego zegarka pozostało jeszcze dość czasu, by dojść na miejsce spotkania. Właśnie wyszedł na korytarz, gdzie znajdowały się drzwi prowadzące do gabinetu pułkownika Jeffersona. W chwili obecnej przechodził przez nie John - widać sprawa musiała być naprawdę pilna, skoro zaczynali przed czasem. Święty przyspieszył kroku, by zdążyć przejść przez drzwi, zanim się one zamkną. |