Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-10-2008, 21:12   #66
Johan Watherman
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
-Nie ma czegoś takiego jak mój i Twój Bóg. Bóg jest jeden i miłuje każdego człowieka
trzeba tylko umieć to dostrzec.


Ksiądz odpowiedział nawet bez pomyślunku, niemalże automatycznie. Tak czułeś każdy krok i brudzę na ziemi kiedy to dzień już wstał, a par był za wami. Ludzie, ten zapach która w pewne chwili przestał śmierdzieć, a stal się tylko irytująca wonią. Przyzwyczajenie? Czy do upadku też będzie się można przyzwyczaić?

-Bóg jest potęga i miłością tego świata. Pojąć te słowa to pojąć istotę wiary...

Skończył swój wywód zręcznie omijając jedna z kałuż która przetrwała do rana. Poczułeś w nozdrzach zapach świeżego dnia i nowego wydarzenia. Raz alejki Los Angeles mijały w Twym wzroku niczym stado ptaków. Innym razem ciągnęły się niemiłosiernie skazując oczęta na monotonie szarych ścian które co pewien czas rozweselało graffiti. Lecz to minęło kiedy dane było Ci przekroczyć ulicę, ta asfaltową rzekę z samochodami miast ryb. Czy człowiek już całkowicie zastąpił to co boże tym co... ludzie? Jak tak można było? Powolny krok Twój, Morfa oraz ludzi zaprowadził na drugą stronę jezdni, do tego miejsca...
Drzewa, trzy budynki ukryte w iglarkach jakby przed gwarem tego świata. Oczu dobiega widok małego kościółka, białego z prostym krzyżem na dachu i dzwonnicą. Nic nadzwyczajnego, wprost maluczka kruszyna w porównaniu z kompleksem budynku parafii oraz ośrodka. Te pną się dumnie przed Twymi oczami. Jakub ruszył szybko do ośrodka zamykając za sobą drzwi. Echo uderzenia chwile rozchodziło się w Twych uszach by dotrzeć do głowy.

Kościół. Sześciobok, trójwymiarowy prostokąt przykryty graniastosłupem. Te słowa, znowu one. Noga już nie krwawi. Wzrok powędrował na krzyż, krople polotu spłynęło po Twym czole muskając je.
Jahwe. On, to jego miejsce i dom. Jakby do kości wlano metal, jakby jaźń obleczono ołowiem, jakby nogi stały się zapałkami i pękły pod tonami.. mocy? Ukląkłeś w boleściach i pokorze rzucony przez swe niedoskonałe ciało. Głowa niczym przygniatana dłońmi stalowego kata, oczy przywiązane do ziemi, do tej ziemi. Kościół rósł przed Tobą i krzyż tryumfował. Czemu stał się symbolem Jehowy? Jedyne pytanie w tych chwilach.
Serafinowi wychwalający Pana nigdy nie patrzyli na niego, nie śmieli, ich stopy nie dotykały ziemi. Nawet nie mogli słuchać. Tylko Satanael i Metatron słuchali, jeden z nich mówił. Lecz nie dane im było spojrzeć. Tak i Ciebie przytłoczyła chwała i majestat rzucając na kolana. To było miejsca Boga. Raczej nie był Bo, lecz ta świadomość jego obecności, milczenia i obserwacji była straszna.

-Nic Ci nie jest?

Spytał Maurycy stając naprzeciwko Ciebie, pomiędzy tobą a kościołem. Niczym ostatnia tarcza która bezwstydnie nie klęka przez chwałą. Lecz w chwili zasłonięcia uciekła stal, mięśnie powróciły do mocy, zmysły do obserwacji.
Morf leżał nieopodal patrząc, jak się zdawało, w słońce.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline