Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-10-2008, 23:27   #247
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Veinsteel ruszył, razem z innymi, schodami na najwyższe piętro. W rękach trzymał łuk ze strzałą naciągniętą na cięciwę. Był gotowy do oddania precyzyjnego strzału. Szedł na przodzie, trzymając się ściany, a nie poręczy schodów, co miało swoje zastosowanie taktyczne. Gdyby szedł przy poręczach, łatwo byłoby go zestrzelić z niższych poziomów, a także nie miałby osłony na obu stronach korytarza. Idąc przy ścianie, ryzyko zostało zminimalizowane do około pięćdziesięciu procent, gdyż zagrożenia płynącego z sufitu również nie można było zlekceważyć. Cały czas uważnie obserwował górę oraz pozostały jeden korytarz, zaś gdy doszedł do rogu, wychylił się delikatnie i stwierdził, że nikogo tam nie ma.
Falco stwierdził, że najlepiej się rozdzielić. Faktycznie ten sposób siedmiokrotnie zwiększał szanse znalezienia odpowiedniej komnaty w krótszym czasie, ale również zmniejsza siedmiokrotnie szansę przeżycia przypadku trafienia na patrol lub na jakiekolwiek niebezpieczeństwo. Tu jednak zależało na czasie, więc skinął głową i ruszył korytarzem na prawo. Już po dwóch rozwidleniach został sam.
Okazało się, że korytarze twierdzy są bardzo kręte oraz rozległe, lecz w głowie Półelfa rozrysowywał się już plan twierdzy.
Natrafił na pierwsze drzwi. Liczył się z tym, że za każdymi stoi strażnik, więc ryzyko było duże, jednakże w każdej z nich mógł się kryć owy władca oraz Nami. Nie widział innego rozwiązania uniwersalnego niż gwałtowne otworzenie drzwi i błyskawiczny atak z zaskoczenia. Uchylenie wiązało się z ryzykiem zauważenia, gdyby strażnik stał bokiem lub przodem do drzwi. Szybkie otworzenie drzwi połączone z ewentualnym atakiem powinno wyeliminować ten problem.
Położył dłoń na klamce i szybko otworzył drzwi, lecz nikogo w środku nie było. Spojrzał na sypialnię. Wielkie łoże, szafa, lecz ogólnie nie było tam nic ciekawego, więc zamknął drzwi, postępując podobnie z kolejnymi. Dalej były jakieś pokoje z obrazami, figurami i innymi nie potrzebnymi nikomu rzeczami.
Różne komnaty widział, lecz w żadnej nie było strażników, władcy ani Nami.
Brak strażników co najmniej niepokoił Veinsteela, lecz nigdzie nie dostrzegał pułapek.
Wiele wejść prowadziło do kolejnych korytarzy z wieloma drzwiami. Półelf badał je wszystkie, ponieważ za każdymi mogło kryć się prawie wszystko i, paradoksalnie, zawsze nie znajdował prawie nic.
Kolejne drzwi przyniosły wzrokowi Veina to co zwykle, czyli nic ciekawego. Zwykła porcelana w zamkniętych szafach ze szklanymi drzwiami.
Następne wnętrze również nie przyniosło nic ciekawego. Zostały ostatnie drzwi, za którymi, jak nakazywała myśleć logika napędzana prawem serii, również miało nie być niczego godnego uwagi.
Gdy gwałtownie otworzył drzwi, jego oczom ukazało się coś, czego nie spodziewał sie ujrzeć. Patrzył na niestrzeżone przez nikogo, laboratorium, do którego szybko wśliznął się, zamykając za sobą drzwi.
Po prawej stronie zobaczył fartuchy laboratoryjne, więc szybko założył je na siebie, a to samo uczynił z rękawicami. Swoje zdjął, zaś założył ochronne.
Ruszył uważnym krokiem do przodu. W probówkach i fiolkach kręciło się wiele różnobarwnych substancji. Jedne kipiały, inne stały spokojnie. Część z nich była płynem, część ciałami stałymi, a w niektórych probówkach spoczywał gaz. Koło każdej substancji był opis jej działania.
Półelf podszedł do jednego ze stanowisk, zaczynając czytać. Pierwszą substancją była dimetylortęć zamknięta w kilku metalowych probówkach. Była to substancja silnie trująca i wystarczyło jedynie pięć setnych miligrama, które skapnie na skórę, by zabić. Śmierć jest powolna, a substancja w organizmie niewykrywalna dla współczesnych medyków ani naukowców. Po pół roku pokazują się pierwsze objawy w postaci zaburzenia koordynacji ruchowej, halucynacje czy utrata pamięci. Po roku następuje śmierć. Nie ma na to antidotum.
Trucizna idealna do cichych zabójstw na znaczną odległość. Podanie trucizny nie jest trudne, gdyż wystarczy tylko kropelka, której nikt nie zwiąże ze śmiercią w rok później, kiedy to dana osoba będzie daleko od miejsca zbrodni. Veinsteel zgarnął wszystkie probówki tej trucizny do swojego woreczka.
Kolejną substancją była rycyna. Dawką śmiertelną są trzy mikrogramy na każdy kilogram ciała, zaś śmierć przychodzi po kilku godzinach. Można się zatruć drogą pokarmową, poprzez nawdychanie się rycyny oraz przez iniekcję. Półelf zastanawiał się przez chwilę, po czym również te fiolki schował.
Kolejny był cyjanek potasu, dobrze rozpuszczalny w wodzie i bezbarwny w niej. Praktycznie niewykrywalny, zaś jego niewielka ilość wystarczy, by uśmiercić ofiarę. Schował również tą substancję.
Botulina powodowała śmierć w ilości ułamka mikrograma podanego dożylnie. Ta trucizna zdecydowanie była przydatna. Zabrał wszystkie pojemniki z jadem kiełbasianym.
Kurara powodowała natychmiastowe wiotczenie mięśni i była idealna do stosowania na ostrzach oraz strzałach, więc również to sobie przywłaszczył.
Odszedł od tego stanowiska i przeszedł do następnego. Przeczytał tam kolejną etykietkę, która mówiła, że tutaj znajduje się jad tajpana pustynnego. To najgroźniejsza toksyna, więc tą również zgarnął.
Kolejne stanowisko oferowało mu cez. Wiedział, że to bardzo reaktywny metal, więc zabrał go do swoich przedmiotów.
Kolejną substancją był termit. Pod wpływem płomienia, rozpala się ogromnym ogniem, przeżerając się przez wszystkie przedmioty. Schował całą paczkę.
Nagle Vein usłyszał krzyki, zaś jego Elfi słuch wychwycił każde słowo.
-Kim jesteś i co tu robisz!? Odpowiadaj bo cię zabiję!-krzyczał jakiś człowiek. Półelf wykonał szybką analizę głosu, po czym stwierdził, że nie należy do młodzieńca, a raczej do kogoś, kto ma na sobie karb kilkudziesięciu lat. Zdecydowanie nie był to również Aquodayro ani nikt z drużyny.
Ponadto z głosu emanowała jakaś siła, która nie zdarzała się u każdego starszego człowieka. Musiał to być władca twierdzy. Błyskawicznie zdjął z siebie fartuch i rękawice laboratoryjne, wybiegając z laboratorium oraz naciągając własne rękawice.
Dokonując analizy głosu, zidentyfikował miejsce, z którego owy głos dobiegał. Jego szybkość była większa niż dość szybkiego człowieka, więc bez najmniejszych problemów dotarł do miejsca, z którego dobiegał głos.
Wnętrze komnaty było bogato ozdobione z wielkim łożem, zaś po prawej stronie widniały kolejne drzwi, zaś w komnacie Thomas uchylał się przed pociskami starca, miotającego zaklęcia, zaś na łóżku leżała Nami.
-Jest was więcej! Zabiję was bez problemu!-krzyknął mag, zaś Veinsteel prychnął, a w jego rękach pojawił się miecz i sztylet.
-Chyba kpisz, starcze!-warknął, patrząc bez emocji na trzy latające gargulce.
-Ty ich tu sprowadziłaś! Zapłacisz mi za to!-krzyknął ponownie stary człowiek, wypowiadając zaklęcie. Półelf nawet nie rzucił się na pomoc, gdyż wiedział, że nie pomógłby Nami, a jedynie wystawiłby się na ataki wszystkich gargulców, więc patrzył bez emocji na błyskawicę przeszywającą ciało kobiety oraz krew płynącą na podłogę.
Thomas wpadł w szał i poszarżował na maga, lecz ten dobył rapiera, którym wiedział jak się posługiwać.
Gargulce tymczasem atakowały, pikując i wznosząc się z ogromną prędkością. Veinsteel nawet nie próbował ich zaatakować, jedynie blokując ostrzami uderzenia łap. Nie próbował, ponieważ czekał na dogodną okazję.
Za obok niego stał Tantalion również blokując ciosy. Nie było sensu ustawiania się do siebie pledami, gdyż uniki mogłyby wtedy spowodować jedynie dostęp do towarzysza oraz jego zranienie. Dopóki mieli do czynienia z jednym gargulcem, nie był potrzeby osłaniania swoich tyłów.
Niedaleko stała Adrila i Lukas. Zauważył, że Lukas przyjmował ataki na tarczę, zaś Adrila kontratakowała.
Aquodayro wraz z Falco próbowali swoich sił w czarach.
Nagle Thomas zranił starca, a gargulec Adrili i Lukasa spadł, roztrzaskując biurko. W umyśle Veina zrodziły się całe szeregi planów, a jego oczy zabłysły, lecz kiedy spróbował doskoczyć do starca, gargulec natarł na niego. Półelf sparował cios, przechodząc gładko za kamiennego stwora. Nie dało się pojedynczo odejść, ale ta opcja nie była jedyna.
Pierwszym planem, który wykrystalizował się w jego umyśle, było skorzystanie z łuku, którym miał trafić starca. Był to bardzo prosty, a za razem możliwe, że skuteczny plan. Wtedy jednak Tantalion musiałby blogować uderzenia za nich dwóch i zapewne podłożyłby się sam, żeby tylko nie zraniono Veinsteela. Przez to Vein odrzucił ten pomysł, kwalifikując go jako ostateczny.
Następnym z szeregu jego planów było skupienie na sobie uwagi przez trójkę z drużyny, a mianowicie podejście bliżej pokoju. Mógłby to zrobić Lukas, Aquodayro i Tantalion, tymczasem on, Adrila i Falco podeszliby bliżej pokoju, przez co skupiliby uwagę na sobie, zaś pierwsze trójka przeszłaby bliżej. Jeszcze jeden taki manewr i można by było dostać się do Thomasa i maga. Słabym punktem planu była Adrila, która mogłaby nie wytrzymać uderzenia gargulca.
Inną możliwością było zbliżanie się całymi grupami. On i Tantaliona daliby sobie radę ze względu na karwasze i nagolenniki, a także jego wrodzoną szybkość. Falco i Ruvulus mogliby dostać się tam przy pomocy zaklęć ochronnych, a Lukas i Adrila mogliby tam wejść dzięki tarczy Lukasa. Jeżeli ktoś się cofnie, atak na niego zmaleje, przerzucając siły natarcia na pozostałe dwie pary. W ten sposób ta para, która się cofnie, odciąży się z gargulca, przez co będzie mogła dostać się do pokoju i szybko unieszkodliwić starca. Dzięki temu reszta będzie musiała znieść trzy gargulce, lecz przez krótką chwilę, gdyż z pewnością stary nie byłby w stanie bronić się przed trzema napastnikami.
Nagle Thomas i władca wyprowadzili jednoczesne pchnięcia. Oba trafiły, zaś ciała runęły głucho na podłogę, tak jak gargulce.
Chwilę później z korytarza dobiegły głosy strażników, więc Półelf błyskawicznie zamknął drzwi, przewracając stół, który wcisnął na siłę pod klamkę, blokując drzwi.
Nie mogło to długo wytrzymać, więc Veinsteel rozejrzał się za czymś cięższym.
-Otwierać! Otwierać mówię!-krzyczał ktoś z drugiej strony.
-Musimy znaleźć jakieś wyjście-rzekł Falco, rozglądając się po pokoju.
-Wywarzyć drzwi!-wrzasnął ten sam głos, zaś za chwilę cała futryna zaczęła się trząść.
Półelf spokojnie wyjął większy ze swoich pakunków, które były bombami. Typowa bomba reagująca na płomień, gdyż nie miał zamiaru marnować rubidowej oraz wody.
-Mam! Mam! Lustro magiczne znalazłem!-odezwał się czarodziej.
-To magiczne lustro pozwoli nam wydostać się stąd. Gdybym miał więcej czasu mógłbym spróbować przenieść nas na wyspę… Musimy zadowolić się tym co mamy-wymruczał Falco, rozpoczynając aktywację portalu.
Lustro zabłysło na niebiesko, po czym ukazał im się rozmazany obraz plaży i małej, drewnianej chaty.
Półelf wiedział, że drzwi za chwilę zostaną wyważone, więc podpalił lont bomby, umieszczając ją tak, by po wejściu strażników, wybuchła im w twarz, a także tak, by jej nie zauważyli. Cała futryna zostanie wywarzona, mało tego, już się wysunęła ze ściany, więc to na niej umieścił bombę. Kiedy wpadnie do środka, pakunek zsunie się do zewnątrz, upadając przed pierwsze szeregi. Oczywiście zapewne pomyślą, że to kawałek gruzu i zdadzą sobie sprawę z pomyłki wtedy, gdy będzie już a późno. Poza tym stojący z tyłu strażnicy, nie dadzą uciec tym z pierwszego rzędu, gdyż nie będą wiedzieli nawet co się dzieje. Ogólny chaos i zniszczenie da im trochę czasu.
-Udało się! Wskakujcie-krzyknął Falco, zaś Veinsteel widział jak drzwi zostają wywarzone. Nie miał czasu patrzeć na efekty wybuchu, gdyż rzucił się ku portalowi, do którego wskoczył jako przedostatni, przed Falco.
Nagle ściemniło mu się przed oczami, gdy nagle poczuł pod palcami dłoni drobną materię, którą był piasek. Szybko odzyskał zdolność widzenia i zobaczył, że reszta również dochodzi do siebie. Reszta oprócz Falco, który siedział oparty o drzewo z uśmiechem na twarzy i pustymi oczami. W jego brzuchu tkwił bełt.
-Jedynym pocieszeniem jest to, że zostawiłem im tam bombę-uśmiechnął się krzywo, podchodząc do Falco, by zamknąć mu oczy. Po tym zaczął kopać głęboki dół w dosyć dużej odległości od morza. Pomyślał o tym, żeby grobu nie wymyła woda, odsłaniając ciało.
Zajęło mi to około godziny, a dół o głębokości pięciu metrów został wykopany. Uprzednio przywiązał do drzewa swoją własną linę, by móc się wdrapać z powrotem. Kiedy to uczynił, przełożył sobie ciało Maga przez ramie i zszedł na dół, kładąc go.
-Nie martw się. Smoczy Władca umrze-poklepał ciało po ramieniu, zaczynając się wspinać, a kiedy był na powierzchni, odwiązał linę, chowając ją. Po tym zasypał grób, przykrywając warstwą suchego, sypkiego piachu. Po grobie nie było nawet śladu, tak jakby nigdy go tu nie było. W ten sposób zabezpieczył ciało przywódcy ruchu oporu przed wygrzebaniem go przez sługi Smoczego Pana.
-Pierwsze co należy zrobić, to zidentyfikować teren. Tantalionie, myślę, że ty zrobisz to najszybciej, a na tym nam najbardziej zależy. Będziemy w chacie. Nie zapomnij o zacieraniu śladów. Jeżeli chcesz, to przechowam twoją tarczę i nie zdziw się, jeżeli nie będzie tu śladów naszej obecności-powiedział do zakonnika.
-Proponuję udać się do chaty i w niej ukryć do pewnego czasu. W ten sposób osłonimy się przed wykryciem z powietrza, lądu i morza, a jeżeli będziemy cicho, nikt nas nie usłyszy-rzekł. Jeśli Tantalion uda się na zwiad, zaś reszta do chaty, zatrze ślady obecności, również zamykając się w chacie.
-Teraz należy ustalić system obserwacyjny. Proponuję najprostszy, a mianowicie każda osoba pilnuje jednej ściany chaty do powrotu Tantaliona-powiedział, rozglądając się po pomieszczeniu. Musiał mieć chwilę spokoju, żeby zebrać myśli.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline