Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-10-2008, 10:07   #86
Irrlicht
 
Irrlicht's Avatar
 
Reputacja: 1 Irrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znany
# Głos z ciemności | 1
- Aammm – oblizała purpurowym jęzorem sine wargi. – Jesteś całkiem szczęśliwym gnojkiem, że mnie trafiłeś, prawda? Bo trafiłeś mnie, czuję, moje lewe udo... Aaa... – jęknęła, a obleśny uśmiech rozlał się na jej ustach.
- Uciekłaś z Muru? Klonowano mnie? Ile razy? Jak dużo nas jest? Kto i po co was tworzył? Ktoś z Muru? Od jak dawna tu jesteś? Gdzie są inne? Jesz ludzi? Boże, powiedz mi, że po prostu chciałaś nas przestraszyć.
- No dobra, dobra, nie wiem w co grasz z tym, że jestem którąś tobą, może sama jesteś popierdolona... Sporo od nas jest tak z leksza popierdolonych, czaisz, że się ucieka się z Muru nie znaczy się, że się normalnym pozostaje się na zawsze, czaisz, sunia, czaisz, prawda?
Słowa leciały prędkim bełkotem w powietrze. Nagle wciągnęła spory haust powietrza i splunęła; ślina była zabarwiona na czerwono.
- Ostatnio się lubi się... Czaisz sama, a? No wiesz, ich małe pancerze i kości czasem trudno wchodzą. I wychodzą z powrotem, nie? A? A? A? No-o-o... Ale sama wiesz.... – jej głos załamał się i zakaszlała jeszcze raz. – Posłuchaj mnie uważnie teraz, bo mogę odlecieć. Nazywa-a-am się Urszula, dla przyjaciół suka Ula i wiesz, mam ogólnie problem, bo niewiele pamiętam. Zna-a-aczy się, bywa tak, że nie pamiętam, a czasem tak, że pamiętam. Teraz... Teraz pamiętam to, że nazywam się Kasia i uciekłam z czegoś, co nazywało się Mur. Di małer, pamiętam, jakiś człowiek tak to nazywał. Jakiś kompleks, czaicie. Acha. Pamiętam duże pomieszczenie, acha. I było tam dużo mnie, było dużo ciał, które wyglądały tak jak ja, mhm, acha. Miałam szczęście, bo wlazłam do takiej dziury, kraty jakieś.
Przez chwilę spoglądała tępo w przestrzeń.
- W każdym razie, kapujesz – jej głos był teraz nieco grubszy. – W tej komorze było sporo córek z naszego plemienia. Z naszej krwi. Niektóre umarły, niektóre obudziły się za wcześnie, niektóre udusiły się pod innymi. Wybacz, że przed chwilą mówiłam jak kompletna idiotka, ale tak mam. Tak bywa ze mną, sam rozumiesz. Byłam w Murze, pamiętam dobrze, jak zabiłam pierwszy raz. To był jakiś pedryl, pewnie z zespołu badawczego. Zabiłam go, chyba dokopałam się do jakiegoś żarcia. Wiecie, od czasu eksperymentu tam jest trochę inaczej. Jakoś tak. Miałam szczęście, rozbiłam mu głowę żelazną sztabą, taką od sufitu. Gdyby mnie wcześniej ujrzał, to pewnie by mnie zabił, he he he. Miał broń, taką, która sprawiała, że latały przedmioty. Zabił już parę pluskiew w ten sposób, że rzucił w nie czymś. A potem wzięłam broń i uciekłam. Pasuje? O, jeszcze coś. Potem pamiętam, jak spotykam Buchtę a on mi oferuje współpracę. Hie. Zapytaj się Buchty, co mi oferuje, ja tego nie pamiętam w tej chwili, naprawdę. O tym, co mi proponuje.
Jestem tu od paru tygodni. Jak pamiętam.

Jej twarz stężała na chwilę – po tej chwili jednak rozluźniła się i wstąpił na nią obojętny wyraz. Gmerała brudną ręką w krwawiącym udzie, głębiej i głębiej. Dopiero teraz Axel i Tanja zauważyli, że ma dość długie, choć połamane i ostre paznokcie. Zapewne znalazła gdzieś lakier do paznokci i próbowała je pomalować; przesadzony manicure wylewał się za paznokcie, wstępował na opuszki, rozmazywał się. Wionął podmuch, okrążył salę i wrócił głównym wyjściem, niosąc ze sobą zapach krwi.

* * *

# Frank Malak/Jack Travolta – Oleg Hass – Herr Buchta
- Buchta, powiadasz. Można powiedzieć, że szukałem ciebie od kilku ostatnich minut. Przepraszam z góry za korytarz, ale mój niesforny kolega potknął się i stąd cała tragedia. Skoro już przy wymienianiu grzeczności jesteśmy mów mi Jack Travolta. Dla przyjaciół Jackie. Skoro już się znamy chciałbym wiedzieć czy mówią ci coś inicjały S.C albo nazwisko Sara Connor? Wiem, że ty zadajesz pytania jako facet z gnatem, ale muszę znać twoją odpowiedź by móc ci wszystko logicznie wyjaśnić.
- Mmm! – mruknął Finneas. – Sara Connor, a? Sara, Sara... Mmm!
Mruczał w ten sposób przez parę chwil, wodząc wzrokiem w tę i z powrotem, przygryzł wargi, potoczył oczyma po suficie, nie spuszczał jednak broni z Malaka i Hassa. Wreszcie z jego spoconego gardła wydobyło się coś na kształt chichotu. Opuścił strzelbę i już roześmiał się niskim basem.
- No! Wiedziałem, jak jakieś swojaki mi wyglądacie.
Podszedł do biurka, wyciągnął z szuflady butelkę bursztynowego trunku, odkręcił zakrętkę, łyknął sobie solidnie, skrzywił się, splunął, dał zapraszający gest.
- Była tutaj taka jedna. Mówiła, że będą jej szukać. Dobra dziewczyna. Miała szczęście, że na mnie trafiła. Mogłaby trafić na gorszych. Hy! Siadajcie, siadajcie – wskazał grubym paluchem na krzesła przy karabinie maszynowym. – Masz szczęście, żeś o niej wspomniał, bo już miałem nacisnąć na cyngiel. Nie, żebym miał coś osobiście, ale we Frankfurcie najpierw się strzela, a potem pyta. Jak ktoś umie potem odpowiedzieć, hy hy.
Omiótł wzrokiem pozostałą część pokoju. Prychnął:
- Fritz, wynocha.
Na ten czas coś poruszyło się między zlewkami w przy południowej ścianie, czmychnęło w startę mokrego drewna i szmat przy wschodniej dziurze. Buchta machnął ręką.
- To nieważne. Nie aż tak.
Dubeltówka leżała przed nim na stole, jednak wyciągnął jeszcze z kieszeni rewolwer. Położył go przed sobą tak, że mógł w każdej chwili za niego pociągnąć.
- Co prawda szukacie Sary Connor, jednak sami rozumiecie, we Frankfurcie każdy może się podać za kogoś z Berlina i zacząć jej szukać. Nie, żeby to było pospolite. Ale informacja może przecieknąć. I-te-pe. Sami rozumiecie. Hep! – czknął. – Kurwa, nie cierpię, jak mi wchodzi czkawka na rauszu. Yhy. Tak, ta Connor... My rozmawiamy o tej samej, prawda? Tej od świętej pamięci Thomasa Connora? No. Miło, miło.
Ziewnął.
- Do diabła, drugi dzień już nie śpię. Padam na pysk, ale chcę wam coś o niej powiedzieć. Skoro już przyszliście i się rozgościliście. Nie chcecie brandy? Przedwojenna. Chociaż to może być równie dobrze niezły denaturat, miałem tam parę. Nie mam kielonów, hy.
Spojrzał na radio po swojej prawej. Przeprosił na chwilę i podniósł mikrofon, pokręcił coś przy nim, przemówił:
- Słyszysz mnie?
- Aaa... –
przemówił szeptem jakiś kobiecy głos. – Jakiś pedał przestrzelił mi lewe udo.
Na Finneasie nie zrobiło to większego wrażenia.
- Tylko tyle? Wydłubałaś już sobie kulę?
- Szukam czegoś do dłubania.
- Tylko nie brudnego. Udo ci oparszywieje.
- Pff. Pognije sobie i przestanie.
- No! Lepiej nie ryzykować.
- Co to za jedni?
- Jakaś czarnowłosa idiotka, jakaś z naszej krwi i jakiś bastard, który mi przestrzelił nogę. Jakieś rozkazy?
- Co to za jedni, hm? –
zwrócił się do Malaka. – Przyszliście sami, czy ktoś z wami jeszcze jest?
- Możliwe. Nie będę ci ściemniał, że przyszliśmy sami, bo i tak nam nie uwierzysz. Inspekcję urządzaliśmy tylko my dwaj, ale ktoś z naszych mógł wejść.
- Hmm! Kat-

Z głośnika rozległ się się trzeszczący dźwięk. Buchta zaklął. Ożywił się.
- No, to dobrze, że się znaleźliście. Ktoś wreszcie będzie mnie pilnował, jak będę trzeźwiał. Hy! To co, wy coś chcieliście o Connor, co? No, to posłuchajcie.

* * *

# Herr Buchta mówi o Sarze Connor
Trzeźwiał w oczach. Cholerny bastard; jak teraz myślę nad tym, co się stało później, to pewnie powinienem mu ustrzelić łeb właśnie wtedy; kiedy był pijany i siedział rozwalony na krześle, z butlą jakiejś gorzały w lewym łapsku. Śmierdział; tak naprawdę nie wiedziałem, dlaczego toleruję jego obecność. Jego jedno oko, to szklane, nie ruszało się w ogóle – za to to drugie było nadzwyczaj ruchliwe, łypało jakimiś kretyńskimi ruchami to na sufit, to na ściany, to na nas wreszcie. Być tam – usłyszeć jego głos – brzmiał jak niskie, gardłowe burczenie – urrph, aaagh, ammrrr –
- No więc, Sara Connor – tu mu się odbiło, splunął brunatną flegmą. – Tak, była tutaj i chyba rozmawiamy o tym samym. Pamiętam, jak wyglądała. Kurewska chłopczyca. Małpiara taka. Obcinała się na krótko, ale teraz musiała się ogolić do czachy, bo dopadły ją wszy. Ciachnąłem jej włosy brzytwą, wyglądała jak lasunia z Nostromo. Pamiętacie? He! To były filmy. No...
W każdym razie trafiła tutaj wygłodzona. Wychudzona. Chucherko takie. Pewnie zoczył ją już jakiś pomagier albo inny adept i przekurwili ją gdzieś w krzakach. Wiem, bo musiałem potem jej wciskać w gardło tabletki. Mogłaby nie przeżyć ciąży. Sami rozumiecie. Ogólnie trudno było ją doprowadzić do porządku. Pieprzyła od rzeczy, bez sensu, pogryzła mnie nawet. Mówiła coś o tym, że jest jej więcej. Takie tam. Śmierdziała portalem, oj, tak. Ale wszyscy, który byli w Murze, zajeżdżają portalami.
Mówiła mi trochę o Mauer. Jak się już ogarnęła, oczywiście. Wygląda na to, że się tam trochę zmieniło, jak ostatni raz tam byłem. Jakiś człowiek, który nazywał się, he, dobrze zapamiętała imię, Tolle, zaczął coś robić z PAKT-ami. Pewnie wiecie, co to są PAKT-y, skoro byliście w Murze. Prawda? No. Ona sama chyba trochę oszalała po tym, co przeszła. Mówiła, że coś wyszło z dziury w centrum labu i zaczęło robić całkiem niezły syf.

Wyciągnął skądś fajkę; zamilkł na trochę. Położył ją na stole, obok tytoniu i nabijaka. Pogmerał trochę przy tytoniu; włożył go do cybucha, raz, ubił, drugi, ubił, trzeci, ubił trochę bardziej. Zapalił zapalniczką żarową.
- Co ja to...? A, Sara. No więc wyobraźcie sobie, że skądś dowiedziała się, że ktoś za nią podąża. Ciągle mi mówiła o tym: „Boże, Fin, musisz im to powiedzieć, kiedy ktoś się zjawi, musisz im powiedzieć o tym”. Takie tam pierdy. Szmery-bajery. Ale miała informacje. Trochę z tym nie wytrzymywała, ale nie miała.
Pewnie słyszeliście o tym, musieliście zresztą, że jej ojciec umarł. Zginął krótko po rozpoczęciu zamieszek w Mauer. Wypytała się jakichś diakonów od Kombinatu. Widzieli jego zwłoki. To wystarczyło. No cóż, w tych czasach to obojętne, kto zabił. Nie sądzicie? Hy. Mogli go zabić ci od partyzantki, mogła Korporacja, mógł jakiś trep, który znalazł pistolet. Bywa, bywa.
Tak, mówiła dokładnie, dokąd idzie. Ciężko to było z niej wydobyć, ostatecznie pracowałem jakiś czas dla rebeliantów, czyli do Kombinatu. Ale ugryzła to, że jestem po jej stronie. Chyba słusznie. Mówiła, że zamierza zabrać się najkrótszą drogą do Warszawy. Jak? Cholera, przysięgam, że nie wiem, jak zamierza się przedostać przez Polskę zachodnią, ani tym bardziej centralną. To sieć jednostek Kombinatu, pewnie wiecie, oni wszyscy mają gdzieś prawa sąsiadów, tym bardziej łapią takich, co samotnie łażą po ich terenach. Może znacie coś, czym można podróżować tak, żeby się przedostać przez te ich cholerne lasy? Gówno, jeep przez to może przejedzie. Jeśli się dostanie na drugą stronę obozu kombosów, hy hy. Ale to osobny problem.
Mówiła coś o jej klonach. Chyba się sklonowała, nie wiem. Ostatecznie, Connor była trochę dziwna. Zawsze. Lubiła się ciąć i często się biczowała. Cholerna wariatka, powiedziałby. Wiedzieliście o tym? Bicze można kupić od łowców niewolników, których się zaroiło na pasie tranzytowym Berlin – Frankfurt. Albo jak przejdzie jakaś fala biczowników, to oni czasem upuszczają coś. Nie tak trudno to zdobyć. Nie tak trudno.

Pogmerał nabijakiem w cybuchu; spojrzał na koniec żelaza, oblizał popiół z nabijaka. Ciągnął dalej.
- Dość sobie przeżyła tę stratę. Nie dziwię się. Najpierw śmierć ojca, potem ucieczka z Neoberlina, a potem Frankfurt. Nie dla takiej madeli takie cuda. Hy.
W każdym razie mówiła też coś o jakimś... Świe-coś tam. Świedzinie? Świerodzinie? Do diabła, nie wiem. Jeśli wiecie, to mi powiedzcie. To się z wami zabiorę.
Jest jeszcze jeden problem. Ona uciekła z Muru i, hm, przyniosła mi stamtąd jeszcze jedną wieść. Nie pamiętam imienia tego faceta, ale wygląda na to, że jakiś ważniejszy członek zespołu badawczego, który był przetrzymywany przez rebeliantów, po prostu uciekł. Przetrzymywał go Bark... To Bark was wysłał, co? Hy! Wiedziałem, sukinsyn zawsze posyła kogoś do Frankfurta. Mało wraca po tym, jak się dowiaduje, po co tak naprawdę jadą. A? Potem wam opowiem. A co do tego od zespołu badawczego – podobno był w strefie zero.
Swoją drogą, wy także wyglądacie na takich – a szczególnie ty – zwrócił się do Malaka – jakbyście co najmniej przeleźli przez superportal. W życiu nie widziałem tak silnego promieniowania...
...Jakieś pytania, zanim pójdziemy nyny?
Hy.

* * *

# Głos z ciemności | 2
Ktoś, kto nazwał się Małgorzatą Misztalską odchrząknął, splunął i kontynuował. W przestrzeń. Odezwał się jakiś trzeszczący głos:
- Słyszysz mnie?
- Aaa... –
przemówiła szeptem, który rozniósł się wszędzie. – Jakiś pedał przestrzelił mi lewe udo.
- Tylko tyle? Wydłubałaś już sobie kulę?
– tamten nalegał.
- Szukam czegoś do dłubania.
- Tylko nie brudnego. Udo ci oparszywieje.
- Pff. Pognije sobie i przestanie.
- No! Lepiej nie ryzykować.
- Co to za jedni?
- Jakaś czarnowłosa idiotka, jakaś z naszej krwi i jakiś bastard, który mi przestrzelił nogę. Jakieś rozkazy?

Cisza.
- Hmm! Kat-
Wyciągnęła słuchawkę z ucha i oderwała kabel zębami, pyk, odrzuciła za siebie, gryzła jeszcze jakiś czas plastik. Wypluła: Pulpa purpurowej śliny i ciemnoniebieskiego tworzywa wylądowała metr przed nią. Wyszczerzyła zęby na patrzących – ruszyła nogą – zaczęła wycofywać się powoli do kratki ściekowej. Krwawiło udo.
- Wracając, – jej głos zaczął grubieć – idę sobie wydłubać kulkę, którą mi zasadziłeś. To nic osobistego, czasem bywa tak, że się dostaje.
Jej głos stał się dziwny, ni to męski, ni żeński; hermafrodytyczny. Po chwili zaś...
- Niewątpliwie spotkamy się raz jeszcze.
...zabrzmiał staro, jak głos jakiegoś starego człowieka. Mężczyzny.
Uciekła w ciemność kratki ściekowej; uniknęła wszystkich kul, które być może w nią posłano. Rozległ się plusk, który wyszedł z czarnego szybu kratki – jedynym dowodem, że tu kiedyś była, była plama gęstej krwi.

* * *

# Dokąd chadzają koty
Poszedł wtedy do kotłowni, zaraz po tym, jak porozmawiał ze Schlaufenem. Jedyne, co zapytał się głośno Schlaufen, to chyba tylko to, gdzie jest reszta. Saint przybrał surową minę i powiedział mu, że ma iść do magazynu Leidengeist, zaraz koło ich. Tamten uśmiechnął się tylko i pobiegł do jeepa – spojrzała przez okno, wziął z jeepa karabin, jeden z tych dobrych H&K, pobiegł rzeczywiście w stronę magazynu. Zastanowiła się, dokąd pobiegł, jednak była tylko małą dziewczynką i wkrótce porzuciła tą myśl. Niewątpliwie myśl fruwała dookoła jej głowy, tylko po to, by znowu wejść przez ucho do miękkiego mózgu i znowu zacząć szeptać o tym, gdzie poszedł John Saint. Spojrzała na swoją siostrę – usnęła, zmęczona przygodami poprzedniego dnia i mijającej z wolna nocy -
(Bo to już pierwsze łuny, niby wypieki na zmęczonej twarzy pojawiały się na nocy, gdy wkraczał śmierdzący świt; w środku nocy, w dżungli, jest taka godzina, zazwyczaj między czwartą a szóstą, kiedy milkną wszystkie ptaki, a tygrysy przestają mruczeć; niewątpliwie symfonia zwierzęca, zmęczona swoim pomrukiem, na chwilę przestaje wydawać dźwięki, toteż tak mamy we Frankfurcie, gdzie na ulicy nie warknie nawet jeep – wszyscy śpią jak martwi...) -
Selene pisnęła; nie było tutaj nikogo, partyzanci rozeszli się na swoje stanowiska warty. W murze szpitala chrobotała mysz. Selene usłyszała kroki – czy były to kroki? Podeszła, przyłożyła ucho do drzwi – krrkk, krrkk, krrkk – skrzypi podłoga za drzwiami, niewiadomo, kto tam jest – rzuciła okiem na siostrę – jej oddech był spokojny, nieco chrapliwy, achrr, gachrr, mnak, gachrr – otwiera małą rączką drzwi, skrrrzyp, nienaoliwione zawiasy sypnęły płatkami rdzy, ale dobra siostra nie obudziła się –
(Dziecko nie mogło wiedzieć, że zaledwie schody i drzwi dalej ktoś, kto nazywał się Johnem Saintem niewątpliwie przykuł pewnego człowieka do żelaznej rury, wyciągnąwszy uprzednio pistolet, uczciwie dał mu po pysku razy pięć i trzy grosze, i zaczął go brać na spytki, to jest, kim byłeś, dlaczego nas zaatakowałeś, czy jesteś od Lichtenschweigera, a jeśli tak, to kim byłeś i dlaczego tam byłeś, gadaj, albo dostaniesz wpierdol tak, że się nie podniesiesz) –
Ćśś, siostrzyczko, moment, ja tylko na chwilę, chwilkę, chwileczkę, zaraz przyjdę – spojrzała w mrok korytarza – kroki małych nóżek, zupełnie takich, jak widziała razem z Helgą – niewątpliwie musimy to sprawdzić, acha, musimy koniecznie, acha, acha, acha – przeszła całą długość korytarza, zobaczyła mały kształt, to kot błysnął żółtymi ślepiami, a przez wybite okno wlała się gęsta mgła – niewątpliwie Selene Stieffenhauer poszła za nim, a kot, kocisko, bydlę czarne, pofrunęło przez okno –
(A więc pracujesz dla Lichtenschweigera, hmm? Jak to miło, jak to miło, jak widać, wreszcie zacząłeś gadać, ale to niewiele jeszcze świadczy o tobie, sądzę, że ukrywasz jeszcze wiele ciekawych tajemnic, jak na przykład wieści o szabrownikach we Frankfurcie, to nic, to kompletnie nic nie znaczy, że kichawa ci krwawi i masz wykręcone dłonie, kiedyś mnie nauczyli, że człowiek może mówić pewne rzeczy nawet bez mózgu, ha, a więc rozmawiajmy sobie dalej, dokładnie tak) –
Mała Selene Stieffenhauer także przefrunęła przez okno, hop, prościutko do ogrodu, spojrzała na kota, ogarnęła ją dziwna nie-senność, bo jak to ma być senność, skoro chce się spać, a się nie zasypia – jakiś pies zgwałcił ciszę i zawył jeden, długi raz – w ogrodzie szpitalnym zaczęły zbierać się cienie - senność ciążyła, puchła głowa od senności, była teraz już wielka jak dynia – cienie tańczyły, gdzieś błysnęła jakaś lisia morda – z białej mazi, która wypełzła z opuszków jej palców zaczęła się tworzyć jakże znajoma, hermafrodytyczna postać –
(Nie, nie mogła wiedzieć, że liczniki Geigera-Müllera w jeepach przez te parę chwil wyskakiwały ze skali, po czym nagle się uspokoiły).

* * *

# Głos z latarką, albo Głos z ciemności | 3
Schlaufen zaświecił latarką prosto na pozostałych w magazynie.
- Heintz? Hahn? O, tu jesteście. A gdzie jest Malak, do cholery? On chyba pierwszy wszedł do tej dziury... O, kurwa, zabiliście tu kogoś? Jedzie jak w rzeźni. Właściwie to szukałem Malaka, może wiecie, dokąd polazł...? Hie, nieważne, przynoszę wieści.
Jak wiecie, Berlin jest oblężony. Dowiedziałem się tutaj, że niektóre jednostki SD są przez to odcięte i działają na własną rękę. Słyszałem, że wyczaili to dopiero od niedawna, bo gdyby o tym wiedziano, to już by dawno załatwili niektóre posterunki dawno. Dogadałem się z niektórymi gościami stąd... Może słyszeliście o Heinem, Drieslu, albo o Lichtenschweigerze? Sądzą, że SD znają jakieś przejścia, niestrzeżone przez Kombinat. Wiem, bo ludzie opowiadają, że SD-Vans jeździły gdzieś na południu, to jest na tych, no... Polach Śmierci. Pytanie tylko, na ile możemy ufać tutejszym bandytom i jak bardzo niebezpieczna będzie misja jechania paru kilometrów, a potem przeprawiania się przez Odrę, która w niektórych częściach wydziela promieniowanie... He, he. Jesteście zainteresowani? Albo, szukaliście coś, by wydostać się z tego pierdolonego miasta?
A, i pytałem się, gdzie jest Malak? Muszę pogadać z tym bastardem...

Gdzieś w ciemności rozległ się furkot latającego psa.

[MEDIA]http://lmetacube.googlepages.com/drohnenfabrik.png[/MEDIA]
 
Irrlicht jest offline