Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 30-09-2008, 23:18   #81
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Kloss, Hans Kloss

Ocknął się, widząc nad sobą pochyloną Tanję. Po chwili poczuł jej ciepłą dłoń i usta, stykające się z jego ustami, język splatający się z jego. Świat powrócił do normalnych barw, zaś Axel leżał jeszcze przez chwilę, nie do końca świadomy słów kobiety. W zasadzie takie wizje mogły by się zdarzać nawet częściej, jeśli jej zakończeniem zawsze byłby pocałunek pięknej niewiasty. Inna sprawa, że było w diabły chore! Wykrzywił się, gdy poczuł guza na głowie, po chwili jednak na twarz wypełzł mu uśmiech.
-Nic mi nie jest, kotku. To tylko... uch, chyba po prostu zaraziłem się od Seleny.
Wstał, otrzepując się z kurzu. Saint i partyzant zabierali już ciało jakiegoś gościa. Czemu go nie zatłukli? Tego Axel nie wiedział i wiedzieć za bardzo nie chciał. Objął Tanję, chociaż kombinezony nie ułatwiały tego zadania.
-Nieźle całujesz.
Mrugnął do niej i roześmiał się. Tak, to była dobra broń przeciwko otaczającemu ich chaosowi. O dziwo udało mu się nią najwyraźniej zarazić fizyczkę, z czego zresztą był bardzo rad. Ale w końcu też dostrzegł te pytające spojrzenia.

-Pewnie w normalnych czasach nazwałybyście mnie wariatem, ale teraz? Cóż, miałem wizję. Normalnie jak prorocy z bajek albo coś. Mój mózg najwyraźniej wrócił do bunkra, widziałem uchlanego Barka i jego koleżków z Kombinatu, tych z krzyżami. I ten cały Bark mówił o nas, że nas posłał. Ale nie tylko. Gadał też coś o śledzeniu nas, niby sprawdzaniu jak sobie tu radzimy. I o Selene, że ukradli ją z jakiegoś laboratorium, gdzie na ludziach eksperymentowali. Tu się urwało, ale to i tak nie brzmiało dobrze. Zwłaszcza, że dupek był zalany w cholerę, musiał prawdę mówić.

Wzruszył ramionami, jakby tak na prawdę to wszystko nie liczyło się tak do końca. A bo się liczyło? Jeśli kogoś za nimi posłał, to prędzej czy później powinni się dowiedzieć. A jeśli jest tu szpieg? Chuj z nim. Marie odeśle do Neoberlina, optymalnie byłoby z Seleną. Te dwie były tu praktycznie bezużyteczne, a tylko przeszkadzały. Nagle przerwał rozmyślania, słysząc komentarz Tanji. Popatrzył na nią, po czym roześmiał się po raz kolejny. Ta dziewczyna miała potencjał.
-Oj nie, patrząc teraz na ciebie, mogę stwierdzić bez problemu, że miałaś w życiu zdecydowanie za mało seksu. Ale nie przejmuj się, dopiero zaczęliśmy.
Wyszczerzył się do niej i nie mogąc się opanować pocałował po raz kolejny.
-Chodźmy po to nasze OHU w takim razie. Ys, jak wrócimy to jednak trzeba przyjrzeć się tej małej. Jeśli to wszystko jest takie posrane, to czemu... ona nie mogłaby być szpiegiem Barka? Nie pytajcie skąd mi takie idiotyczne myśli do głowy przychodzą.

Gdy weszli do magazynu, Axel na wszelki wypadek wziął do ręki zawieszony wcześniej na plecach pistolet maszynowy. Lepiej było nie ryzykować. Kobiety coś popiskiwały, rzucając lekko przerażone komentarze. Cóż, miejsce może nie było szczególnie miłe, ale haker włączył wbudowaną w kombinezon latarkę, rozświetlając nieco ciemne pomieszczenia. W końcu usłyszeli jakiś hałas, kierując się w jego stronę.
-Trzymajcie kciuki, by nam się OHU nie popsuł. Szkoda by było.
Wyszczerzył się w ciemności, odbezpieczając broń.
 
Sekal jest offline  
Stary 04-10-2008, 12:46   #82
 
Irrlicht's Avatar
 
Reputacja: 1 Irrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znany
# Deus ex machina, czyli Frank Malak i Oleg Hass spotykają Nadzieję
Wesoło mi było, mimo tego, że Malak miał ostatecznie rację, to jest sufit naprawdę mógł się nam zwalić na łby. Gdy tak chodziłem po popekanej podłodze – czasami bardziej miałki kawałek gruntu osuwał się pod moją nogą, która zapadała się w spękany beton, wtedy kląłem pod niebiosa i spluwałem, poprawiałem broń, kopałem w popękaną podłogę, która pękała jeszcze bardziej.
W końcu doszliśmy do dziury. Puściłem Malaka przodem, bo miał lepszą latarkę w kombinezonie. I w ogóle był lepszy.
Gdy rzeczywiście zeszliśmy do tej dziury, okazało się, że był to korytarz. Nie mówiłem ostatecznie nic, a odgłos naszych kroków był tłumiony przez tumany kurzu.
W pewnym momencie zobaczyliśmy, że kurz się kończy i że wyglądało na to, że ktoś niedawno tutaj chodził. Ślady stóp, obitych całkiem ciężkimi butami – wszystko to zostawiło ślad.
Gdy szliśmy tym korytarzem, była jeszcze jedna rzecz. Po bokach było pełno takich małych pokoików, obskurnych jak cholera. Jak się to nazywa? A-cha. Cele, to były cele. No, i oczywiście była tam taka tabliczka.

GEBAUT UND AUSGESTATTET MIT DEM WILLE DER UNABHÄNGIGE ALLGEMEINE KORPORATION

Znak, że ten magazyn był prawdziwie od Korporacji, w czasach, gdy Frankfurt był jeszcze pod jurysdykcją Korporacji i przez UAK napędzany. W małych klitkach nie było nic, co mogłoby zdradzać obecność jakichkolwiek więźniów. Powiedziałem wtedy do Malaka:
Ty, ciekawe, co mogliby robić, pod magazynem pełnym Leidu, co nie?
Mogłem się zaledwie domyślać. Przeszliśmy kolejne paręnaście metrów.
I wtedy usłyszałem huk dubeltówki. Malak zdążył uskoczyć, ja też. Miałem łatwiej, bo byłem z tyłu. Ale i tak usłyszałem brzęk tarczy pola siłowego OHU. I potem szczęk metalu w strzelbie. Jakiś inny model Remingtona.
- No dobra, dobra! – usłyszeliśmy głos. Był niski i buczał trochę, jakby... – Może jestem trochę pijany, to prawda. Może dzisiaj nie jestem w jakiejś specjalnie jebanej dobrej kondycji, to prawda. Może macie pieprzone szczęście, że nie natrafiliście na Katję, którą zainstalowałem tam, na górze. Wiecie, kto to jest Katja? Nie? Może macie ją ochotę poznać? Hep!
Czknięcie przetoczyło się w ciemnym korytarzu.
- Światło... – zatoczył się tamten głos.
Pstryknęły światła, reflektory, oświetlając pomieszczenie i właściciela głosu.
Jak się okazało, było to laboratorium Leidengeist. Nieco przypominało te sektory magazynu, które znalazłem na górze, jednak ten lab był niepomiernie większy. Oprócz stołów z szajsem chemicznym, zlewów, i wszystkiego tego, co widziałem na górze, była także na środku tego pomieszczenia żelazna klatka. Nie było w niej nic.
Przed nami stał, dokładnie wymierzony w nas, karabin maszynowy – ktoś ustawił go akurat przy tym wejściu. Widziałem także inny, ustawiony naprzeciwko wejścia do szybu windy i jeszcze jeden, ustawiony po wschodniej stronie jakiejś dziury, skąd dochodził plusk wody.
Na środku stał jakiś dziwny facet. Wyglądał na naprawdę pojeba, wiesz, o co mi chodzi. Spotykasz takich ludzi i sądzisz, że oni są naprawdę szaleni.
No więc wyglądał tak: Czarne, połyskujące od potu włosy wylewały się grzywką na wysokie, choć pomarszczone czoło. Spod gęstych brwi wyglądały dobroduszne oczy, ni to szare, ni to zielone. Twarz krągła, policzki wypukłe, na zdjęciu nieco niedogolone, efekt maskował jednak wielki, sumiasty wąs, który wyłaniał się spod czerwonego nosa. Oczywiście teraz oczy nie wyglądały za dobrodusznie, szczególnie, gdy miał nas na muszce. Był ubrany w skórzany, brązowy płaszcz, na karku miał zawiązaną czarną chustę. Z jednej z jego kieszeni wystawał granat, pamiętam. Miał także wysokie kozaki. O, i detal taki. Na lewym ramieniu miał wyszywaną trupią główkę. Jego prawe oko w ogóle się nie poruszało; wyglądało na szklane.
Odchrząknął, splunął. Cały efekt zepsuło to, że się zatoczył, jednak nie spuścił z nas strzelby.
- Niby na fajne młodziaki wyglądacie, hy hy... Chociaż śmierdzicie portalami na kilometr – zaśmiał się. – No! – jego mina na powrót przybrała groźny wyraz. – Ale teraz legitymować mi się, ze wszystkiego, jak się nazywała mamusia, ile razy ją tatuś putał, i jakim cudem wyszliście z przeputanej mamusi – ponownie się zaśmiał. – Bo poznacie Nadzieję! – popukał parę razy w dwururkę; w istocie, na lewej rurze było wygrawerowane wielkimi literami: HOFFNUNG. – No chyba, że chcecie, żebym sam się przedstawił... Finneas Buchta, dla znajomych Herr Buchta. Po prostu. A teraz, albo powiecie, czemu rozpierdoliliście tamten korytarz, albo poślę was do piachu... Ha?

* * *

# Helga Stieffenhauer - John Saint
Tak właściwie to nadal nie mogłam się otrząsnąć z szoku po tym, co widziałam. Rzeczy, które widzisz, wyglądają jak sen, mimo tego, że to oczywiście nie było snem.
Mam nadzieję, że rozumiesz. Kiedy im opowiedziałam o tym, co się zdarzyło mi w obecności Selene, trudno było mi uwierzyć samej sobie. Coś się opowiadało – bo to nie ja opowiadałam – opowiadało się, a z ust po prostu wychodziły kolejne sceny, strzępy gestów, oderwana mimika i słowa. Dalej sądzę, że to był jakiś sen, bo Selene jest taka, jak dawniej, siedzi mi na kolanach, śmieje się i mówi do mnie „siostrzyczko”.

*

Wszedłem do tego cholernego szpitala ponownie; chyba coś było nie tak, pomyślałem, dlaczego wszyscy są na nogach, to też mi mignęło pewnie przez myśli. Zastanawiałem się, dlaczego Stieffenhauerowie, mimo tego, co przeszliśmy przez wczorajszy dzień, nie leżą w łóżku, Selene śmieje się i jest na kolanach Helgi. Zwróciłem się do Meiera, bo Habenburg gdzieś polazł. Stwierdził, że niewiele wie, czego zresztą mogłem się po nim spodziewać, jednak mówił, że Hahn wlazła w OHU i poszła sprawdzać coś pod prysznice. Chyba uniosłem wtedy brwi. „Pod prysznice? Po co, u licha?” Nie odpowiedział, więc zanieśliśmy nieprzytomnego szmaciarza do kotłowni. Postawiłem jednego partyzanta(Meier) na straży, poleciłem też skombinować jakieś wiadro wody, sznur albo pas. Wyszedłem znowu na górę, sprawdziłem moją broń – okazało się, że działała, tak jak trzeba. Po prostu zacięła się wtedy? Myślałem. Do diabła z tym, i tak pewnie dałbym sobie z nim rady, wyszedłbym tylko z więcej siniaków... Meier powiedział mi przez radio, że wszystko gotowe, świetnie, Meier, kochany z ciebie chłopak, już-już idę. Zaraz, czekaj tam, mam tu jeszcze parę spraw do załatwienia.
Spojrzałem na Selene siedząca na kolanach Helgi. Złapałem się na tym, że tak właściwie nie dziwi mnie, że coś takiego się dzieje – a powinno dziwić. Zapytałem się ją coś, nie pamiętam co, żeby podtrzymać rozmowę.

*

Wyglądał dziwnie, gdy wszedł – natychmiast zakomenderował swoim ludziom, żeby zabrali jakiegoś człowieka, którego wnieśli. Dokąd go chcieli zanieść? Mmm... Acha! Do kotłowni. Saint mówił też coś o pasach i sznurach. Niewiele mi to mówiło, ale to pewnie dlatego, że byłam zmęczona – jestem pewna, że wodziłam wtedy podkrążonymi oczyma jak pijana, a gaworzenie mojej siostry wlatywało mi jednym, a wylatywało drugim uchem. Pasy i sznury. Coś mi świtało w głowie, powoli.
- A gdzie jest Maria? – zapytał.
Zabrało mi parę chwil, żeby uzmysłowić sobie, o co właściwie pyta, podniosłam głowę i odparłam:
- A nie było jej z wami? Widziałam, jak wychodzi przez drzwi razem z Axelem, to wszystko. Aa, wcześniej jeszcze mnie zaczepiła, mówiła, żeby się nic nie martwić, bo musi coś komuś dać.
Zaklął.
- I to ma być misja? – westchnął, jakiś cień złośliwego uśmiechu przemknął mu przez usta. – Ta Kleiner to od Heintza jest? No tak, coś tam do niej gadał. Zgłupiała do reszty? Słyszałem, że ma dostarczyć jakąś walizkę, chyba tym od Kombinatu, bo w końcu o co Bark by się trudził posyłać kogoś... – zamyślił się przez parę chwil. – Mmm. Idiotka.
Pojawił się znowu Schlaufen, Hans Schlaufen, a Saint drgnął, zobaczywszy go. Brzuchaty handlarz broni, bo takim się mi swojego czasu przedstawił, mówił coś do Sainta ściszonym głosem. Saint tymczasem przykręcał tłumik do swojej broni, kiwał głową, robił różne miny, raz weselsze, raz kwaśne jakieś, raz smutne.
Zaraz, zaraz... Czy on nie powiedział „egzekucja więźnia”?

*

Doprawdy, czułem się jak urodzony morderca, wkręcając tłumik do Desert Eagle, który wytrzasnąłem z jeepa(a nuż tamten gnat by się znowu zaciął? A?). Nie było Marii Kleiner, świetnie, jeśli następnym razem spotkam Barka i przeżyję tą całą pieprzoną misję, na którą mnie wysłał, to roześmieję się mu w twarz. Posyłać zaledwie paru wyszkolonych ludzi do Świebodzina, razem z dzieckiem i nastolatką, która w środku nocy, w mieście bandyckim postanawia urządzać sobie wycieczkę.
Do diabła, znowu przedawkowałem z białym. Czy Stieffenhauer zauważyła, że moja żuchwa skacze jak oszalała? Zawsze wyglądam wtedy jak jakiś klaun, który robi głupie miny.
Przyszedł Schlaufen i już chciałem się go zapytać, czy ma jakieś informacje. Otwierałem usta, ale mnie uprzedził. Mówił ściszonym głosem, pewnie po to, by tamta nie usłyszała. Dlaczego po prostu nie wyszliśmy do kotłowni? Szeptał:
- Byłem pochodzić po mieście, wiesz, Saint, w takim mieście, jak się umie porządnie wycenić broń i podpieprzyło się trochę pieniędzy z bunkra... Sam wiesz. Pojawiają się odpowiednie ręce, które wskazują ci, do których ludzi masz się udać.
- A-cha – odparłem. Mógłbym okrzyczeć go za to, że samowolnie oddalił się, nie mówiąc niczego nikomu, ale ostatnio traciłem ochotę na pokazywanie innym dyscypliny.
- Był tam taki jeden kontakt, który prowadził do gościa zwanego Lichtenschweigerem. Znasz może?
Zaprzeczyłem.
- No, ale to nic nie szkodzi. Ten cały Lichtenschweiger to człowiek interesu, poznałem się z nim. Chociaż to pewnie był podstawiony gościu. Nie wiem, ale posłuchaj, co oni proponują. Powiedziałem im, że szukamy przejścia na drugą stronę Odry, jakiegoś bezpiecznego i nieobwarowanego patrolami Kombinatu. Odpowiedzieli, że znają miejsce i gotowi są przeprawić każdego, kto zapłaci.
- Ile?
- Pięć tysięcy marek od głowy, Saint.
- To śmieszne. Pewnie sam Bark tyle nie ma. Nie po Trzeciej Wojnie.
- No wiesz, dokładnie to samo im powiedziałem. Za kogo oni nas uważają? No to gadu-gadu, zapytałem się, czy nie potrzebują jakichś transportów broni, powiedziałem im, że umiem przemycać broń i znam się na tym. Wiesz, takie duperele, jakaś karta przetargowa.
- I co?
- Spokojnie, John, spokojnie. Stwierdził, że ostatnio dostał raporty, że zginął mu człowiek, który miał pilnować pewnego magazynu psychoaktywu. No, ten, jak to się...
- Leidengeist.
- O. Stwierdził, że jeśli byśmy odnaleźli tego człowieka, to byłby wdzięczny i policzyłby to lekko jako dziesięć tysięcy. Starczyłoby to dla nas dwóch.
- Dwóch? Zwariowałeś. A reszta? Co zrobimy bez wsparcia rebeliantów? Dokąd pójdziemy, gdy przedostaniemy się na wschodnią stronę?
- Wyobraź sobie, Saint, że mam kontakty z przemytnikami z Polski zachodniej. Można by się zaszyć w jakimś mieście i przetrwać dostatecznie długo, by skończyło się oblężenie Neoberlina. Po tej wojnie zobaczy się, Saint.
- Ale...
- Daj spokój, John. Mógłbym to zaoferować komu innemu, a powiedziałem to tobie. Doceń mnie. Naprawdę chcesz prowadzić dalej ten eksperyment Barka? Ja wiem, Bark lubi sobie pożartować, a ten kawał jest chyba jednym z jego najlepszych. Ale to zagrożenie dla życia wszystkich nas. Pomysl przez chwilę... Kogo cenisz bardziej – ich czy siebie?


* * *

# Tanja Hahn – Axel Heintz – Yseult Stein – Ktoś w ciemności
...a najgorsze jest to, jak już Wam wszystkim mówiłam, że człowiek, skorupa człowieka, traci na świadomości, to jest czuje, słyszy, patrzy, zagapi się raz, drugi i trzeci, to jednak staje się rzecz dziwna, bo pół godziny przeminęło w parę sekund, człowiek nie wie, co tak naprawdę się z nim dzieje, mimo że normalna świadomość wydaje się funkcjonować bez większych zarzutów. Pewnie wiecie, o co mi chodzi.
Tak więc w pewnym momencie przestało mi zależeć na tym, że nagle znalazłam się na moim tronie, który został przez kogoś rozgrzebany – napełniało mnie to wściekłością, jednak moja wściekłość diametralnie różni się od tej wściekłości, która była manifestowana w rzeczywistości.
Przyszli, przyszli, musieli przyjść, bo przedtem ktoś, coś w mojej głowie cisnął wałkiem taśmociągu o ziemię. Wałek był ciężki, któraś część mnie niewątpliwie zastanawiała się, jak mogłam rzucić tym cholerstwem tak daleko. Spojrzałam w stronę wyłamanej windy.
Chwilę później znowu siedziałam na tronie, jednak liny już nie było. Ciekawe, czy Buchta coś z tym zrobi. On pewnie znajdzie inną drogę, zupełnie inną.
Weszli jednak głównym wejściem, oświetlając tron latarką, a przy okazji mnie. Wyglądali jak dzieci z żydowskiego getta, takiego utworzonego po Trzeciej; przestraszone, zabiedzone, a jednak mające całkiem niezłą zabawę z tego, że znaleźli się właśnie w takim miejscu.
Zresztą, jakkolwiek. Błysnęła mi wtedy myśl:
„To strasznie wulgarne, że oni tu przychodzą z bronią. To strasznie wulgarne”.

*

Saint odszedł w ciemność, niewiele spoglądając za siebie. Zostali kompletnie sami, jako że wziął ze sobą partyzanta, który pomagał mu nieść tamtego.
Weszli do środka, gdy usłyszeli rytmiczne stukanie. Tannk-tannk-wannk! Tannk-tannk-wannk! Latarka Axela oświetliła sylwetkę kobiety, która kawałkiem gruzu dobijała tabliczkę. Napis na tabliczce głosił:

THRON DER RATTEN

Kobieta odwróciła się.
Miała znoszone kozaki, na to zaś nałożone podarte dżinsy, które miały zepsuty zamek; z zepsutego zamka wylewała się biała koszulka z różowym napisem „ICH LIEBE UAK” i krwistoczerwonym serduszkiem; koszulę okryła czarną, skórzaną kurtką, której prawy rękaw był podarty i ukazywał rękę, którą całkiem pokrywał tatuaż z kolczastymi motywami. Jej twarz wyglądała identycznie do twarzy Tanji Hahn, choć włosy opadały jej bezładnie na czoło, wypadały w dzikiej plątaninie na plecy. Była też o wiele chudsza, jakby od paru dni niewiele jadła. Patrząc na czerwony promień lasera padający na jej klatkę piersiową, rzekła:
- To strasznie wulgarnie z waszej strony, że wchodzicie do tego magazynu - zwróciła się do Axela. - Ciekawa jestem, chłopaczku, ile byś wytrzymał ze mną, gdybyś nie miał w łapach tego gnata. Parę minut, twardy z ciebie skurwiel, czuję to w kościach, ale nie masz takiej zajebistej ikry jak Buchta, hie, hie – zachichotala. W świetle latarki błyszczały jej oczy. Miała tik nerwowy – lewa powieka frenetycznie poruszała się w tę i w tę – mimo odległości, która dzieliła trójkę, Axel, Tanja i Yseult wyraźnie słyszeli jej chrapliwy oddech. – A – wydała z siebie dźwięk. – Więc po co tu przyszliście, dzieci, co? Musicie mi wybaczyć, ale byłam właśnie na polowaniu. Widziałam tamtą – wskazała palcem na Yseult. – Podpierdalała mi zdobycz, gdyby krócej trzymała tą małą, to już bym ją miała. Szkoda, co nie? Ludzie nie chodzą w stronę tego magazynu, więc trzeba schodzić do kanałów, żeby upolować coś lepszego... Rozumiecie, prawda, że rozumiecie, prawda?
Zamilkła przez parę chwil.
- Ale gdzie moje dobre maniery! – zawołała, wolno chodząc w tę i drugą stronę, przybliżając się do kratki ściekowej. – Może mnie nie poznaliście, co? Nazywają mnie tu Królową Szczurów... Albo Małgorzatą Misztalską.
Rozszerzyła oczy w zdziwieniu, jakby dopiero teraz zauważyła Tanję.
- Bliźniaczka, co? – uśmiech pękł na jej ustach jak rana. – Widziałam parę córek z naszej krwi. Też uciekłaś z Muru, co? Całkiem cwana z ciebie sunia, skoro doprawiłaś sobie takich znajomków i takie karnawałowe wdzianko. Nie, żebym zazdrościła, hie, hie.
Macie coś do żarcia, tak przy okazji?

*

Nie, żebym specjalnie miała ochotę ich zjeść, ale sami wiecie, w końcu ten bastard miał mnie na muszce, a ja miałam przy sobie tylko nóż. Miał dobry karabin, mało używany, chyba gwizdnął go prosto z faktorii. Sukinsyn, jestem ciekawa, czy potrafił się posługiwać takim zaawansowanym mechanizmem, jak broń palna. Nie wyglądał na takiego, naprawdę, dlaczego te sukinsyny chodzą w grupach i z bronią? Niby dziwki, chuje, a jednak mogą ugryźć.
No i jeszcze jedna z nas, ona, niewątpliwie ona. Jakaś taka niepozorna, niebojowa, chociaż widziałam sporo nożowników z naszej rasy. Naprawdę, będę musiała ją obczaić, zanim cokolwiek zrobię z tamtą resztą, może okaże się, że nie będzie miała tak nasrane we łbie jak niektóre z nas.

[MEDIA]http://lmetacube.googlepages.com/testingchamber.png[/MEDIA]
 

Ostatnio edytowane przez Irrlicht : 04-10-2008 o 12:48.
Irrlicht jest offline  
Stary 04-10-2008, 22:16   #83
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Dobry nastrój prysł, gdy latarki oświetliły dziewczynę. Tanji wydała się dziwnie znajoma, ale musiała minąć dobra chwila nim zadała sobie sprawę, że patrzy na swoją kopię, na wychudzoną, wytatuowaną, dziwnie ubraną siebie. Miejscowa Tanja rozgadała się, a Tanja Hahn chłonęła każde słowo próbując zrozumieć, czego jest świadkiem. Ciało w Murze, dziwne zachowanie Adama, Malak, mówiący, że napatrzył się na jej zwłoki i teraz ta dziewczyna, elementy, które łączyły się w całość, zaprzeczając dotychczasowym domysłom Tanji.
Widziałam parę córek z naszej krwi. Też uciekłaś z Muru, co?
- O czym Ty mówisz? – bo przecież Tanja dotąd myślała, że ta martwa dziewczyna w Murze to była ona sama, sklonowana w procesie teleportacji. Ale ta tutaj? Ile Tań mogło wtedy powstać, przy dwóch przejściach przez portal? Dwie. Akurat. Jakaś część dziewczyny zanosiła się właśnie upiornym śmiechem. Ale ta miejscowa najwidoczniej mnie nie zna. Po prostu jest szalona. Córki mojej krwi? A jeśli to nie portal? Co oni zrobili? I kto, kto dokładnie to zrobił?
- Uciekłaś z Muru? Klonowano mnie? Ile razy? Jak dużo nas jest? Kto i po co was tworzył? Ktoś z Muru? Od jak dawna tu jesteś? Gdzie są inne? Jesz ludzi? Boże, powiedz mi, że po prostu chciałaś nas przestraszyć. – My, wy, ja wszystko pomieszane, wszystko na jednym wdechu, o krok od paniki, o krok od rozpaczy.
A potem zamilkła. Spojrzała na Axela, i dobrze, bo nawet, gdy stał tak z karabinem gotowym do strzału, jego widok przywracał Tanji względną równowagę.
- Nie skrzywdzisz jej prawda? Przecież to – ciężko przechodzą przez gardło niektóre słowa – przecież to jakaś ja.

- Proszę powiedz mi kim jesteś?
 
Hellian jest offline  
Stary 07-10-2008, 19:53   #84
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Kloss, Hans Kloss

Uniósł Mp-5 do oka już w chwili, gdy ujrzał tą kobietę. A po jej słowach, jedynym czynnikiem, który powstrzymał go przed wypruciem w nią całego magazynka była Tanja. Kiwnął jej głową, krzywiąc się nieładnie. Podszedł kilka kroków, tak jak to zawsze robili komandosi na filmach. Ostrożnie, na lekko ugiętych nogach.
-Nie zabiję jej.
Nie wiadomo czy mówił do siebie, czy może do Hahn, wzrok miał bowiem cały czas utkwiony w kobiecie. Była bardzo podobna a jednocześnie tak różna od tej, z którą uprawiał seks kilka godzin temu. Od tej myśli aż poczuł, że w żołądku zaczynają bulgotać mu wszystkie kwasy. Obrzydlistwo, czy to coś na prawdę jadło ludzi czy tylko tak gadało? Nie chciał tego sprawdzać. Za dużo filmów się naoglądał. Błyskawicznie obniżył lufę. Nacisnął spust, trzy razy. Odgłos wystrzałów rozległ się w całym pomieszczeniu, po chwili łuski zagrzechotały po podłodze, razem z głuchym łomotem ciała i strasznym wrzaskiem, jaki z siebie wydała domniemana kopia Tanji, teraz leżąca na ziemi i trzymająca się za przestrzeloną nogę.
-Owiń to sobie szmatą. Przeżyjesz. Chyba, że zrobisz coś jeszcze co mnie sprowokuje. Jak widzisz umiem tego używać.
Nie spuszczał jej z muszki, ale odwrócił się do Hahn na drobny moment.
-Wybacz, tak będzie bezpieczniej. To nie możesz być... ty, to raczej puste DNA, bez wspomnień. Może próbowali zrobić jakiegoś super zabójcę, bazując na twoim wyglądzie? To śmieszne, ale równie prawdopodobne co klon z portali chociażby. Ten lekarz, co go znałaś, może on coś kombinował?
Pozornie beztrosko usiadł sobie na jakimś rozwalającym się stole. Nie celował już bezpośrednio, ale palec wciąż miał na spuście. I tylko on wiedział jak bardzo ma napięte mięśnie pod tym całym kombinezonem.
-No dobra, pani Misztalska. Opowiadaj, najlepiej od początku. Bo mamy dwa wyjścia. Albo mówisz wszystko i jako osoba nam przydatna otrzymujesz pomoc i żyjesz. Albo cię po prostu zastrzelę, bo jest kurwa środek nocy a ja nie mam ochoty użerać się z obłąkaną kanibalką. Rozumiemy się, jak sądzę.
Patrzył na nią twardym wzrokiem, nie zostało nic po jego uśmiechu, z jakim wchodził do magazynu.
 
Sekal jest offline  
Stary 08-10-2008, 17:29   #85
 
wojto16's Avatar
 
Reputacja: 1 wojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumny
Pozostałości podłogi kruszyły się pod stopami wydając nieprzyjemnie brzmiące trzaski. Szczególnie nieprzyjemne brzmiące w ciemnościach i pustym magazynie. Każdy trzask wywoływał szybką reakcję w postaci obejrzenia się do tyłu i stwierdzenia, że nikt za nimi nie podąża.
Nie wiedział jak bardzo się mylił.
Poza klimatem grozy chamsko wręcz wdzierającym się do pomieszczeń niepokój wzbudzała sama podłoga. Każdy krok rozbrzmiewał na niej tak jakby jej grubość nie przekraczała średnicy małej drzazgi. Żałował, że tamci robotnicy nie zrobili remontu nim dane mu było zwiedzić ten magazyn. Każdy krok stawiał rozważnie ze względu na ciężki kombinezon OHU który nosił na sobie. W duchu przeklinał Sainta, że ten wcisnął mu taki wielki kawałek złomu, który zamiast pomagać tylko go spowalniał. Miał przynajmniej, kogo obwiniać, jeśli cała podłoga zawaliłaby mu się pod stopami. Na szczęście podłoga okazała się bardziej wytrwała niż z początku się zdawało.
Znaleźli się w korytarzu obsadzonym przez szereg cel, których przeznaczenia można było tylko zgadywać. Tabliczka w pobliżu celi zdradzała przynależność magazynu do Korporacji. Wtedy Oleg zadał pewne frapujące pytanie:
- Ty, ciekawe, co mogliby robić, pod magazynem pełnym Leidu, co nie?
- Trudno powiedzieć. Może Korporacja była zamieszana w jakieś brudne sprawki albo może ich robotnicy sobie jakoś dorabiali na boku? Gdybyś zapytał się, co robiłby tutaj taki Saint nie miałbym żadnych wątpliwości. Czasami mam go ochotę za to…
Oleg nie dowiedział się, co Malak czasami chciał zrobić z Saintem. Huk wystrzału rozległ się w całym korytarzu. Malak błyskawicznie odskoczył do tyłu prawie wpadając na stojącemu za plecami Olega. Tutaj przekonał się o tym, że nowoczesna technologia też może być przydatna. Szczególnie, kiedy ktoś do ciebie strzela w ciemności. Zaraz po huku rozległ się pijacki bełkot, który frank ledwie zrozumiał. O ile wcześniej nie podobała mu się panująca w magazynie pustka to w tym momencie zatęsknił za nią.
Po chwili zapaliły się światła i wreszcie mógł wyłączyć latarkę. I spojrzeć na strzelca. Ten raczej nie wyróżniał się wyglądem niczym od przeciętnych facetów, jakich widywał na ulicach Neoberlina. Może z wyjątkiem dzierżonej w dłoniach dubeltówki wymierzonej w ich kierunku. Sytuacja, wbrew pozorom, nie była całkowicie beznadziejna.
Niestety, jedyną nadzieją tutaj była strzelba. Strzelba „Nadzieja” by ująć to bardziej precyzyjnie.
Fakt, że napastnik był pijany powinien właściwie cieszyć. Ale nie cieszył. Poza spowolnieniem reakcji alkohol zaburzał również umysł. W każdej chwili pijak mógł wystrzelić bez ostrzeżenia z byle kaprysu. Kolejnym problemem był ciężki kombinezon, który spowalniał ruchy Malaka bardziej niż alkohol tamtego mężczyznę. Nawet podrapanie się w głowę było równorzędne zdobyciu Mount Everest w slipkach. Ostatnim problemem było prawdopodobieństwo zagrożenia z innej strony. Konkretniej mężczyzna mógł tu nie być sam. Wspominał o niejakiej Katji, którą pozostawił na górze, a poza tym ktoś musiał zapalić światło. Mógł to zrobić sam, ale w takim przypadku jego krzyk „światło” byłby bez sensu. Poza tym cały czas w nich celował nie spuszczając z nich oka ani na moment. A może starał się by uwierzyli, że jest ich tu więcej? Na razie frank nie miał innego wyjścia jak tylko odpowiedzieć na stawiane pytania.
Mężczyzna nie był pierwszym, lepszym żebrakiem. Dobrze wiedział o portalach i fachowo rozpoznał, że mieli z nimi do czynienia. Wiedział zapewne dużo więcej, ale chciał wiedzieć jeszcze trochę. Wtem mężczyzna przedstawił się jako Buchta. Frank od razu skojarzył to sobie z napisem, jaki widział wcześniej.
- Buchta, powiadasz. Można powiedzieć, że szukałem ciebie od kilku ostatnich minut. Przepraszam z góry za korytarz, ale mój niesforny kolega potknął się i stąd cała tragedia. Skoro już przy wymienianiu grzeczności jesteśmy mów mi Jack Travolta. Dla przyjaciół Jackie. Skoro już się znamy chciałbym wiedzieć czy mówią ci coś inicjały S.C albo nazwisko Sara Connor? Wiem, że ty zadajesz pytania jako facet z gnatem, ale muszę znać twoją odpowiedź by móc ci wszystko logicznie wyjaśnić.
Uważnie obserwował twarz Buchty.
 
wojto16 jest offline  
Stary 12-10-2008, 10:07   #86
 
Irrlicht's Avatar
 
Reputacja: 1 Irrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znany
# Głos z ciemności | 1
- Aammm – oblizała purpurowym jęzorem sine wargi. – Jesteś całkiem szczęśliwym gnojkiem, że mnie trafiłeś, prawda? Bo trafiłeś mnie, czuję, moje lewe udo... Aaa... – jęknęła, a obleśny uśmiech rozlał się na jej ustach.
- Uciekłaś z Muru? Klonowano mnie? Ile razy? Jak dużo nas jest? Kto i po co was tworzył? Ktoś z Muru? Od jak dawna tu jesteś? Gdzie są inne? Jesz ludzi? Boże, powiedz mi, że po prostu chciałaś nas przestraszyć.
- No dobra, dobra, nie wiem w co grasz z tym, że jestem którąś tobą, może sama jesteś popierdolona... Sporo od nas jest tak z leksza popierdolonych, czaisz, że się ucieka się z Muru nie znaczy się, że się normalnym pozostaje się na zawsze, czaisz, sunia, czaisz, prawda?
Słowa leciały prędkim bełkotem w powietrze. Nagle wciągnęła spory haust powietrza i splunęła; ślina była zabarwiona na czerwono.
- Ostatnio się lubi się... Czaisz sama, a? No wiesz, ich małe pancerze i kości czasem trudno wchodzą. I wychodzą z powrotem, nie? A? A? A? No-o-o... Ale sama wiesz.... – jej głos załamał się i zakaszlała jeszcze raz. – Posłuchaj mnie uważnie teraz, bo mogę odlecieć. Nazywa-a-am się Urszula, dla przyjaciół suka Ula i wiesz, mam ogólnie problem, bo niewiele pamiętam. Zna-a-aczy się, bywa tak, że nie pamiętam, a czasem tak, że pamiętam. Teraz... Teraz pamiętam to, że nazywam się Kasia i uciekłam z czegoś, co nazywało się Mur. Di małer, pamiętam, jakiś człowiek tak to nazywał. Jakiś kompleks, czaicie. Acha. Pamiętam duże pomieszczenie, acha. I było tam dużo mnie, było dużo ciał, które wyglądały tak jak ja, mhm, acha. Miałam szczęście, bo wlazłam do takiej dziury, kraty jakieś.
Przez chwilę spoglądała tępo w przestrzeń.
- W każdym razie, kapujesz – jej głos był teraz nieco grubszy. – W tej komorze było sporo córek z naszego plemienia. Z naszej krwi. Niektóre umarły, niektóre obudziły się za wcześnie, niektóre udusiły się pod innymi. Wybacz, że przed chwilą mówiłam jak kompletna idiotka, ale tak mam. Tak bywa ze mną, sam rozumiesz. Byłam w Murze, pamiętam dobrze, jak zabiłam pierwszy raz. To był jakiś pedryl, pewnie z zespołu badawczego. Zabiłam go, chyba dokopałam się do jakiegoś żarcia. Wiecie, od czasu eksperymentu tam jest trochę inaczej. Jakoś tak. Miałam szczęście, rozbiłam mu głowę żelazną sztabą, taką od sufitu. Gdyby mnie wcześniej ujrzał, to pewnie by mnie zabił, he he he. Miał broń, taką, która sprawiała, że latały przedmioty. Zabił już parę pluskiew w ten sposób, że rzucił w nie czymś. A potem wzięłam broń i uciekłam. Pasuje? O, jeszcze coś. Potem pamiętam, jak spotykam Buchtę a on mi oferuje współpracę. Hie. Zapytaj się Buchty, co mi oferuje, ja tego nie pamiętam w tej chwili, naprawdę. O tym, co mi proponuje.
Jestem tu od paru tygodni. Jak pamiętam.

Jej twarz stężała na chwilę – po tej chwili jednak rozluźniła się i wstąpił na nią obojętny wyraz. Gmerała brudną ręką w krwawiącym udzie, głębiej i głębiej. Dopiero teraz Axel i Tanja zauważyli, że ma dość długie, choć połamane i ostre paznokcie. Zapewne znalazła gdzieś lakier do paznokci i próbowała je pomalować; przesadzony manicure wylewał się za paznokcie, wstępował na opuszki, rozmazywał się. Wionął podmuch, okrążył salę i wrócił głównym wyjściem, niosąc ze sobą zapach krwi.

* * *

# Frank Malak/Jack Travolta – Oleg Hass – Herr Buchta
- Buchta, powiadasz. Można powiedzieć, że szukałem ciebie od kilku ostatnich minut. Przepraszam z góry za korytarz, ale mój niesforny kolega potknął się i stąd cała tragedia. Skoro już przy wymienianiu grzeczności jesteśmy mów mi Jack Travolta. Dla przyjaciół Jackie. Skoro już się znamy chciałbym wiedzieć czy mówią ci coś inicjały S.C albo nazwisko Sara Connor? Wiem, że ty zadajesz pytania jako facet z gnatem, ale muszę znać twoją odpowiedź by móc ci wszystko logicznie wyjaśnić.
- Mmm! – mruknął Finneas. – Sara Connor, a? Sara, Sara... Mmm!
Mruczał w ten sposób przez parę chwil, wodząc wzrokiem w tę i z powrotem, przygryzł wargi, potoczył oczyma po suficie, nie spuszczał jednak broni z Malaka i Hassa. Wreszcie z jego spoconego gardła wydobyło się coś na kształt chichotu. Opuścił strzelbę i już roześmiał się niskim basem.
- No! Wiedziałem, jak jakieś swojaki mi wyglądacie.
Podszedł do biurka, wyciągnął z szuflady butelkę bursztynowego trunku, odkręcił zakrętkę, łyknął sobie solidnie, skrzywił się, splunął, dał zapraszający gest.
- Była tutaj taka jedna. Mówiła, że będą jej szukać. Dobra dziewczyna. Miała szczęście, że na mnie trafiła. Mogłaby trafić na gorszych. Hy! Siadajcie, siadajcie – wskazał grubym paluchem na krzesła przy karabinie maszynowym. – Masz szczęście, żeś o niej wspomniał, bo już miałem nacisnąć na cyngiel. Nie, żebym miał coś osobiście, ale we Frankfurcie najpierw się strzela, a potem pyta. Jak ktoś umie potem odpowiedzieć, hy hy.
Omiótł wzrokiem pozostałą część pokoju. Prychnął:
- Fritz, wynocha.
Na ten czas coś poruszyło się między zlewkami w przy południowej ścianie, czmychnęło w startę mokrego drewna i szmat przy wschodniej dziurze. Buchta machnął ręką.
- To nieważne. Nie aż tak.
Dubeltówka leżała przed nim na stole, jednak wyciągnął jeszcze z kieszeni rewolwer. Położył go przed sobą tak, że mógł w każdej chwili za niego pociągnąć.
- Co prawda szukacie Sary Connor, jednak sami rozumiecie, we Frankfurcie każdy może się podać za kogoś z Berlina i zacząć jej szukać. Nie, żeby to było pospolite. Ale informacja może przecieknąć. I-te-pe. Sami rozumiecie. Hep! – czknął. – Kurwa, nie cierpię, jak mi wchodzi czkawka na rauszu. Yhy. Tak, ta Connor... My rozmawiamy o tej samej, prawda? Tej od świętej pamięci Thomasa Connora? No. Miło, miło.
Ziewnął.
- Do diabła, drugi dzień już nie śpię. Padam na pysk, ale chcę wam coś o niej powiedzieć. Skoro już przyszliście i się rozgościliście. Nie chcecie brandy? Przedwojenna. Chociaż to może być równie dobrze niezły denaturat, miałem tam parę. Nie mam kielonów, hy.
Spojrzał na radio po swojej prawej. Przeprosił na chwilę i podniósł mikrofon, pokręcił coś przy nim, przemówił:
- Słyszysz mnie?
- Aaa... –
przemówił szeptem jakiś kobiecy głos. – Jakiś pedał przestrzelił mi lewe udo.
Na Finneasie nie zrobiło to większego wrażenia.
- Tylko tyle? Wydłubałaś już sobie kulę?
- Szukam czegoś do dłubania.
- Tylko nie brudnego. Udo ci oparszywieje.
- Pff. Pognije sobie i przestanie.
- No! Lepiej nie ryzykować.
- Co to za jedni?
- Jakaś czarnowłosa idiotka, jakaś z naszej krwi i jakiś bastard, który mi przestrzelił nogę. Jakieś rozkazy?
- Co to za jedni, hm? –
zwrócił się do Malaka. – Przyszliście sami, czy ktoś z wami jeszcze jest?
- Możliwe. Nie będę ci ściemniał, że przyszliśmy sami, bo i tak nam nie uwierzysz. Inspekcję urządzaliśmy tylko my dwaj, ale ktoś z naszych mógł wejść.
- Hmm! Kat-

Z głośnika rozległ się się trzeszczący dźwięk. Buchta zaklął. Ożywił się.
- No, to dobrze, że się znaleźliście. Ktoś wreszcie będzie mnie pilnował, jak będę trzeźwiał. Hy! To co, wy coś chcieliście o Connor, co? No, to posłuchajcie.

* * *

# Herr Buchta mówi o Sarze Connor
Trzeźwiał w oczach. Cholerny bastard; jak teraz myślę nad tym, co się stało później, to pewnie powinienem mu ustrzelić łeb właśnie wtedy; kiedy był pijany i siedział rozwalony na krześle, z butlą jakiejś gorzały w lewym łapsku. Śmierdział; tak naprawdę nie wiedziałem, dlaczego toleruję jego obecność. Jego jedno oko, to szklane, nie ruszało się w ogóle – za to to drugie było nadzwyczaj ruchliwe, łypało jakimiś kretyńskimi ruchami to na sufit, to na ściany, to na nas wreszcie. Być tam – usłyszeć jego głos – brzmiał jak niskie, gardłowe burczenie – urrph, aaagh, ammrrr –
- No więc, Sara Connor – tu mu się odbiło, splunął brunatną flegmą. – Tak, była tutaj i chyba rozmawiamy o tym samym. Pamiętam, jak wyglądała. Kurewska chłopczyca. Małpiara taka. Obcinała się na krótko, ale teraz musiała się ogolić do czachy, bo dopadły ją wszy. Ciachnąłem jej włosy brzytwą, wyglądała jak lasunia z Nostromo. Pamiętacie? He! To były filmy. No...
W każdym razie trafiła tutaj wygłodzona. Wychudzona. Chucherko takie. Pewnie zoczył ją już jakiś pomagier albo inny adept i przekurwili ją gdzieś w krzakach. Wiem, bo musiałem potem jej wciskać w gardło tabletki. Mogłaby nie przeżyć ciąży. Sami rozumiecie. Ogólnie trudno było ją doprowadzić do porządku. Pieprzyła od rzeczy, bez sensu, pogryzła mnie nawet. Mówiła coś o tym, że jest jej więcej. Takie tam. Śmierdziała portalem, oj, tak. Ale wszyscy, który byli w Murze, zajeżdżają portalami.
Mówiła mi trochę o Mauer. Jak się już ogarnęła, oczywiście. Wygląda na to, że się tam trochę zmieniło, jak ostatni raz tam byłem. Jakiś człowiek, który nazywał się, he, dobrze zapamiętała imię, Tolle, zaczął coś robić z PAKT-ami. Pewnie wiecie, co to są PAKT-y, skoro byliście w Murze. Prawda? No. Ona sama chyba trochę oszalała po tym, co przeszła. Mówiła, że coś wyszło z dziury w centrum labu i zaczęło robić całkiem niezły syf.

Wyciągnął skądś fajkę; zamilkł na trochę. Położył ją na stole, obok tytoniu i nabijaka. Pogmerał trochę przy tytoniu; włożył go do cybucha, raz, ubił, drugi, ubił, trzeci, ubił trochę bardziej. Zapalił zapalniczką żarową.
- Co ja to...? A, Sara. No więc wyobraźcie sobie, że skądś dowiedziała się, że ktoś za nią podąża. Ciągle mi mówiła o tym: „Boże, Fin, musisz im to powiedzieć, kiedy ktoś się zjawi, musisz im powiedzieć o tym”. Takie tam pierdy. Szmery-bajery. Ale miała informacje. Trochę z tym nie wytrzymywała, ale nie miała.
Pewnie słyszeliście o tym, musieliście zresztą, że jej ojciec umarł. Zginął krótko po rozpoczęciu zamieszek w Mauer. Wypytała się jakichś diakonów od Kombinatu. Widzieli jego zwłoki. To wystarczyło. No cóż, w tych czasach to obojętne, kto zabił. Nie sądzicie? Hy. Mogli go zabić ci od partyzantki, mogła Korporacja, mógł jakiś trep, który znalazł pistolet. Bywa, bywa.
Tak, mówiła dokładnie, dokąd idzie. Ciężko to było z niej wydobyć, ostatecznie pracowałem jakiś czas dla rebeliantów, czyli do Kombinatu. Ale ugryzła to, że jestem po jej stronie. Chyba słusznie. Mówiła, że zamierza zabrać się najkrótszą drogą do Warszawy. Jak? Cholera, przysięgam, że nie wiem, jak zamierza się przedostać przez Polskę zachodnią, ani tym bardziej centralną. To sieć jednostek Kombinatu, pewnie wiecie, oni wszyscy mają gdzieś prawa sąsiadów, tym bardziej łapią takich, co samotnie łażą po ich terenach. Może znacie coś, czym można podróżować tak, żeby się przedostać przez te ich cholerne lasy? Gówno, jeep przez to może przejedzie. Jeśli się dostanie na drugą stronę obozu kombosów, hy hy. Ale to osobny problem.
Mówiła coś o jej klonach. Chyba się sklonowała, nie wiem. Ostatecznie, Connor była trochę dziwna. Zawsze. Lubiła się ciąć i często się biczowała. Cholerna wariatka, powiedziałby. Wiedzieliście o tym? Bicze można kupić od łowców niewolników, których się zaroiło na pasie tranzytowym Berlin – Frankfurt. Albo jak przejdzie jakaś fala biczowników, to oni czasem upuszczają coś. Nie tak trudno to zdobyć. Nie tak trudno.

Pogmerał nabijakiem w cybuchu; spojrzał na koniec żelaza, oblizał popiół z nabijaka. Ciągnął dalej.
- Dość sobie przeżyła tę stratę. Nie dziwię się. Najpierw śmierć ojca, potem ucieczka z Neoberlina, a potem Frankfurt. Nie dla takiej madeli takie cuda. Hy.
W każdym razie mówiła też coś o jakimś... Świe-coś tam. Świedzinie? Świerodzinie? Do diabła, nie wiem. Jeśli wiecie, to mi powiedzcie. To się z wami zabiorę.
Jest jeszcze jeden problem. Ona uciekła z Muru i, hm, przyniosła mi stamtąd jeszcze jedną wieść. Nie pamiętam imienia tego faceta, ale wygląda na to, że jakiś ważniejszy członek zespołu badawczego, który był przetrzymywany przez rebeliantów, po prostu uciekł. Przetrzymywał go Bark... To Bark was wysłał, co? Hy! Wiedziałem, sukinsyn zawsze posyła kogoś do Frankfurta. Mało wraca po tym, jak się dowiaduje, po co tak naprawdę jadą. A? Potem wam opowiem. A co do tego od zespołu badawczego – podobno był w strefie zero.
Swoją drogą, wy także wyglądacie na takich – a szczególnie ty – zwrócił się do Malaka – jakbyście co najmniej przeleźli przez superportal. W życiu nie widziałem tak silnego promieniowania...
...Jakieś pytania, zanim pójdziemy nyny?
Hy.

* * *

# Głos z ciemności | 2
Ktoś, kto nazwał się Małgorzatą Misztalską odchrząknął, splunął i kontynuował. W przestrzeń. Odezwał się jakiś trzeszczący głos:
- Słyszysz mnie?
- Aaa... –
przemówiła szeptem, który rozniósł się wszędzie. – Jakiś pedał przestrzelił mi lewe udo.
- Tylko tyle? Wydłubałaś już sobie kulę?
– tamten nalegał.
- Szukam czegoś do dłubania.
- Tylko nie brudnego. Udo ci oparszywieje.
- Pff. Pognije sobie i przestanie.
- No! Lepiej nie ryzykować.
- Co to za jedni?
- Jakaś czarnowłosa idiotka, jakaś z naszej krwi i jakiś bastard, który mi przestrzelił nogę. Jakieś rozkazy?

Cisza.
- Hmm! Kat-
Wyciągnęła słuchawkę z ucha i oderwała kabel zębami, pyk, odrzuciła za siebie, gryzła jeszcze jakiś czas plastik. Wypluła: Pulpa purpurowej śliny i ciemnoniebieskiego tworzywa wylądowała metr przed nią. Wyszczerzyła zęby na patrzących – ruszyła nogą – zaczęła wycofywać się powoli do kratki ściekowej. Krwawiło udo.
- Wracając, – jej głos zaczął grubieć – idę sobie wydłubać kulkę, którą mi zasadziłeś. To nic osobistego, czasem bywa tak, że się dostaje.
Jej głos stał się dziwny, ni to męski, ni żeński; hermafrodytyczny. Po chwili zaś...
- Niewątpliwie spotkamy się raz jeszcze.
...zabrzmiał staro, jak głos jakiegoś starego człowieka. Mężczyzny.
Uciekła w ciemność kratki ściekowej; uniknęła wszystkich kul, które być może w nią posłano. Rozległ się plusk, który wyszedł z czarnego szybu kratki – jedynym dowodem, że tu kiedyś była, była plama gęstej krwi.

* * *

# Dokąd chadzają koty
Poszedł wtedy do kotłowni, zaraz po tym, jak porozmawiał ze Schlaufenem. Jedyne, co zapytał się głośno Schlaufen, to chyba tylko to, gdzie jest reszta. Saint przybrał surową minę i powiedział mu, że ma iść do magazynu Leidengeist, zaraz koło ich. Tamten uśmiechnął się tylko i pobiegł do jeepa – spojrzała przez okno, wziął z jeepa karabin, jeden z tych dobrych H&K, pobiegł rzeczywiście w stronę magazynu. Zastanowiła się, dokąd pobiegł, jednak była tylko małą dziewczynką i wkrótce porzuciła tą myśl. Niewątpliwie myśl fruwała dookoła jej głowy, tylko po to, by znowu wejść przez ucho do miękkiego mózgu i znowu zacząć szeptać o tym, gdzie poszedł John Saint. Spojrzała na swoją siostrę – usnęła, zmęczona przygodami poprzedniego dnia i mijającej z wolna nocy -
(Bo to już pierwsze łuny, niby wypieki na zmęczonej twarzy pojawiały się na nocy, gdy wkraczał śmierdzący świt; w środku nocy, w dżungli, jest taka godzina, zazwyczaj między czwartą a szóstą, kiedy milkną wszystkie ptaki, a tygrysy przestają mruczeć; niewątpliwie symfonia zwierzęca, zmęczona swoim pomrukiem, na chwilę przestaje wydawać dźwięki, toteż tak mamy we Frankfurcie, gdzie na ulicy nie warknie nawet jeep – wszyscy śpią jak martwi...) -
Selene pisnęła; nie było tutaj nikogo, partyzanci rozeszli się na swoje stanowiska warty. W murze szpitala chrobotała mysz. Selene usłyszała kroki – czy były to kroki? Podeszła, przyłożyła ucho do drzwi – krrkk, krrkk, krrkk – skrzypi podłoga za drzwiami, niewiadomo, kto tam jest – rzuciła okiem na siostrę – jej oddech był spokojny, nieco chrapliwy, achrr, gachrr, mnak, gachrr – otwiera małą rączką drzwi, skrrrzyp, nienaoliwione zawiasy sypnęły płatkami rdzy, ale dobra siostra nie obudziła się –
(Dziecko nie mogło wiedzieć, że zaledwie schody i drzwi dalej ktoś, kto nazywał się Johnem Saintem niewątpliwie przykuł pewnego człowieka do żelaznej rury, wyciągnąwszy uprzednio pistolet, uczciwie dał mu po pysku razy pięć i trzy grosze, i zaczął go brać na spytki, to jest, kim byłeś, dlaczego nas zaatakowałeś, czy jesteś od Lichtenschweigera, a jeśli tak, to kim byłeś i dlaczego tam byłeś, gadaj, albo dostaniesz wpierdol tak, że się nie podniesiesz) –
Ćśś, siostrzyczko, moment, ja tylko na chwilę, chwilkę, chwileczkę, zaraz przyjdę – spojrzała w mrok korytarza – kroki małych nóżek, zupełnie takich, jak widziała razem z Helgą – niewątpliwie musimy to sprawdzić, acha, musimy koniecznie, acha, acha, acha – przeszła całą długość korytarza, zobaczyła mały kształt, to kot błysnął żółtymi ślepiami, a przez wybite okno wlała się gęsta mgła – niewątpliwie Selene Stieffenhauer poszła za nim, a kot, kocisko, bydlę czarne, pofrunęło przez okno –
(A więc pracujesz dla Lichtenschweigera, hmm? Jak to miło, jak to miło, jak widać, wreszcie zacząłeś gadać, ale to niewiele jeszcze świadczy o tobie, sądzę, że ukrywasz jeszcze wiele ciekawych tajemnic, jak na przykład wieści o szabrownikach we Frankfurcie, to nic, to kompletnie nic nie znaczy, że kichawa ci krwawi i masz wykręcone dłonie, kiedyś mnie nauczyli, że człowiek może mówić pewne rzeczy nawet bez mózgu, ha, a więc rozmawiajmy sobie dalej, dokładnie tak) –
Mała Selene Stieffenhauer także przefrunęła przez okno, hop, prościutko do ogrodu, spojrzała na kota, ogarnęła ją dziwna nie-senność, bo jak to ma być senność, skoro chce się spać, a się nie zasypia – jakiś pies zgwałcił ciszę i zawył jeden, długi raz – w ogrodzie szpitalnym zaczęły zbierać się cienie - senność ciążyła, puchła głowa od senności, była teraz już wielka jak dynia – cienie tańczyły, gdzieś błysnęła jakaś lisia morda – z białej mazi, która wypełzła z opuszków jej palców zaczęła się tworzyć jakże znajoma, hermafrodytyczna postać –
(Nie, nie mogła wiedzieć, że liczniki Geigera-Müllera w jeepach przez te parę chwil wyskakiwały ze skali, po czym nagle się uspokoiły).

* * *

# Głos z latarką, albo Głos z ciemności | 3
Schlaufen zaświecił latarką prosto na pozostałych w magazynie.
- Heintz? Hahn? O, tu jesteście. A gdzie jest Malak, do cholery? On chyba pierwszy wszedł do tej dziury... O, kurwa, zabiliście tu kogoś? Jedzie jak w rzeźni. Właściwie to szukałem Malaka, może wiecie, dokąd polazł...? Hie, nieważne, przynoszę wieści.
Jak wiecie, Berlin jest oblężony. Dowiedziałem się tutaj, że niektóre jednostki SD są przez to odcięte i działają na własną rękę. Słyszałem, że wyczaili to dopiero od niedawna, bo gdyby o tym wiedziano, to już by dawno załatwili niektóre posterunki dawno. Dogadałem się z niektórymi gościami stąd... Może słyszeliście o Heinem, Drieslu, albo o Lichtenschweigerze? Sądzą, że SD znają jakieś przejścia, niestrzeżone przez Kombinat. Wiem, bo ludzie opowiadają, że SD-Vans jeździły gdzieś na południu, to jest na tych, no... Polach Śmierci. Pytanie tylko, na ile możemy ufać tutejszym bandytom i jak bardzo niebezpieczna będzie misja jechania paru kilometrów, a potem przeprawiania się przez Odrę, która w niektórych częściach wydziela promieniowanie... He, he. Jesteście zainteresowani? Albo, szukaliście coś, by wydostać się z tego pierdolonego miasta?
A, i pytałem się, gdzie jest Malak? Muszę pogadać z tym bastardem...

Gdzieś w ciemności rozległ się furkot latającego psa.

[MEDIA]http://lmetacube.googlepages.com/drohnenfabrik.png[/MEDIA]
 
Irrlicht jest offline  
Stary 12-10-2008, 17:24   #87
 
wojto16's Avatar
 
Reputacja: 1 wojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumny
Po jego słowach Buchta na chwilę odbiegł myślami w dal, ale nie był na tyle głupi, aby spuszczać ich z celownika. Próba pozbawienia broni wciąż pozostawała próbą samobójczą. Inną nadzieją (poza strzelbą) był sam fakt intensywnego myślenia u mężczyzny. Musiało mu się coś przynajmniej obić o uszy, a może nawet wiedział coś więcej.
Przypuszczenia okazały się dość trafne, co pokazane zostało poprzez chichot pijaka i opuszczenie broni. Nagle stał się dla nich bardzo miły i nawet pozwolił im usiąść. Frank spojrzał na rewolwer, który Buchta położył na stole. Zachowując zewnętrzny spokój pokiwał głową.
- Na wszelki wypadek. Rozumiem, ale nie oczekuj krzywdy z naszej strony. Mów dalej.
Dalszy potok wymowy został przerwała rozmowa przez radio prawdopodobnie z Katją, o której wspominał na początku rozmowy. Z tego, co usłyszał wynikało, że dziewczyna została przez kogoś postrzelona. Frank domyślał się, kto mógł to zrobić. Buchta zwrócił się do niego z pytaniem dotyczącym ich towarzystwa. W odpowiedzi wzruszył tylko ramionami i by była jasność podkreślił ten gest słowami:
- Możliwe. Nie będę ci ściemniał, że przyszliśmy sami, bo i tak nam nie uwierzysz. Inspekcję urządzaliśmy tylko my dwaj, ale ktoś z naszych mógł wejść.
Radio wydało z siebie kilka trzasków i na tym cała rozmowa z Katją się zakończyła. Buchta nie wydawał się być zmartwiony zaistniałą sytuacją. Nie zwlekając przystąpił do wyjaśnień.


Podziękował za proponowaną brandy. Wobec takiego natłoku otrzymanych informacji musiał zachować trzeźwość umysłu. Buchta swego czasu bywał w Mauer, co tłumaczyło jego szeroki zakres wiedzy na tematy, o których przeciętny żul nie miałby najmniejszego pojęcia. Z Sarą minęli się tylko o jakieś kilka dni. Opisy serwowane przez Buchtę dawały precyzyjny ogląd na niewesołą sytuację Sary. Ktoś za nią podążał. I to na pewno nikt o dobrych zamiarach wobec niej. Wyczerpująca wędrówka i wszystko, na co musiała patrzeć w jej trakcie doprowadziły ją do szaleństwa. Malak sam sobie się dziwił, że jego to wszystko nie przytłoczyło.
„ A może jednak już przytłoczyło? Zacząłem wierzyć w to, że pochodzę z innego świata. No i mało, który szaleniec zdawał sobie sprawę z tego, iż jest szalony.” – pomyślał.
Szybko przestał się tym przejmować. Inny świat czy nie i tak ma tu jeszcze sporo do zrobienia. Jedną z tych rzeczy była sprawa Thomasa Connora. Słyszał plotki dotyczące jego śmierci, a teraz relacja Buchty zdawała się je potwierdzać. Ta wiadomość powinna go zasmucić. Nie zasmuciła. I nic tu nie miała do powiedzenia jego niezbyt sentymentalna natura. Po prostu coś mu tu bardzo nie pasowało.
Kolejna informacja dotyczyła jakiegoś naukowca, który zbiegł z rąk rebeliantów. Dla Malaka na razie nie było to nic przydatnego. Bardziej użyteczna była informacja o kolejnym celu podróży Sary Connor.
- Świebodzin – powiedział – Wybiera się do Świebodzina. To się nawet dobrze składa, bo jest to nam po drodze. Widzę, że się na mnie poznałeś. Faktycznie przechodziłem przez portal to tu, to tam. Nic specjalnie intrygującego. Przy okazji cieszę się, że przypomniałeś mi o PAKT-cie i Tolle’u. Teraz wiem, co mi nie pasowało w śmierci Thomasa Connora.
Zwilżył wyschłe na wiór wargi i kontynuował:
- Istnieje wielkie prawdopodobieństwo, że Thomas żyje. Powiedzmy… 50% na to, że żyje i drugie 50%, że nie. Mówisz, że jedynym, co świadczy o jego śmierci było ciało. Skoro wiesz o PAKT-ach nie przyszło ci do głowy, że mógł z niego zrobić użytek? Żyje, ale pozostawił po sobie ciało. Rzec można: sfingował własną śmierć. Jeśli żyje uciekł zapewne z Mauer i przebywa w sobie tylko znanym miejscu. Możliwe, że czegoś się na jego temat dowiemy w trakcie drogi.
Malak nie bacząc więcej na rewolwer wstał z krzesła.
- Musimy jak najszybciej wrócić na powierzchnię. Tutaj sprawdziliśmy już chyba wszystko. Lepiej już chodźmy. Trzymaj się lepiej za moimi plecami, panie Buchta. I lepiej schowaj broń. Nie ręczę za to, co pomyślą sobie moi towarzysze jak zobaczą cię z bronią. Podejrzewam, że masz jakieś wyjście awaryjne. Po drodze chciałbym żebyś opowiedział mi o tym co robiłeś w Mauer.
 
wojto16 jest offline  
Stary 13-10-2008, 19:10   #88
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Kloss, Hans Kloss

Słuchał tej szalonej bestii jednym uchem. Nie, żeby mówiła coś nieprzydatnego, lecz to było tak szalone, że ciężko było odróżnić prawdę od fałszu. Albo lepiej: od urojeń jej chorego umysłu, bo co do tego, to Axel wątpliwości nie miał. Z jej słów zapamiętał głównie tylko jedno z nich. Buchta. Sam fakt, że koleś z nią się zadawał, musiał świadczyć o tym, że o i on normalny nie był. Ale jakby się z nim skontaktować, kto wie? Może wiedział by więcej. We łbie tej małej siedziały bowiem co najmniej dwie osobowości, jak nie więcej. Imion chyba wymieniła więcej, nie wiedział, które z nich, o ile którekolwiek, może być prawdziwe. Zresztą miała jakieś urządzenie do komunikacji, czym zaskoczyła Axela. Uniósł broń, obserwując kobietę. Wydłubać kulę? Głos tamtego nie wydawał się zaskoczony, więc to nie pierwszy raz. Gdy poderwała się i zaczęła zwiewać, Heintz nawet nie celował. Nie naciskał spustu, szkoda było kul. Jego teoria o "nadkobiecie" wydawała się bardziej słuszna od zwykłych portalowych klonów.
-Żaden człowiek nie jest w stanie tak biegać z przestrzelonym udem. Przynajmniej nikt z tych normalnych. Wątpię by ona była hm, twojej krwi Tanju. A w każdym razie u niej dodali do tej krwi coś więcej.
Nagle ktoś zaświecił mu latarką po oczach. Automatycznie podniósł broń, klnąc pod nosem.
-Kurwa, pojebało cię? Zginać chcesz?
Opuścił Mp5, zbliżając się do Schlaufena, wysłuchując nowości.
-Słyszałem o tym na L. Miałem się z nim spotkać jutro wieczorem, znaczy dokładnie to Sainta chciałem wysłać. Najpierw jednak potrzebuję się wyspać. Ale chodź, poszukamy Malaka. I gościa co zwie się Buchta, może być w pobliżu.
Wrócił do Tanji. Czule dotknął jej policzka, zaś w oczach zobaczył, że wciąż przetrawia słowa tej kobiety. Wziął ją za rękę.
-Nie przejmuj się. W końcu się dowiemy o co tu chodzi.
Skinął na Ys, która dość wyglądała dość nieprzytomnie odkąd spotkali ją przy magazynie, po czym ruszył dalej, wgłąb ponurego budynku.

Magazyn nie był w najlepszym stanie. W dobrym czy średnim oczywiście też nie był. Maszerowanie po nim w środku nocy, oświetlając sobie drogę jedynie latarkami, nie było tym, co uważał za ciekawe. Po co oni w ogóle szli dalej? W końcu wystarczyłoby się dogadać z tutejszym światkiem podziemnym i przedostać na drugą stronę rzeki. Srał na Malaka i tego całego Buchtę, a fakt, że grasowała tu jakaś super-kobieta z nożem, nie poprawiał ogólnej sytuacji.
-Schlaufen, uważaj na tyły. Biega tu kobieta z przestrzeloną nogą, bynajmniej nie biega powoli.
Nagle przystanął i poświecił w dziurę w podłodze. Widać było kawałek liny, tylko kawałek, bowiem resztę ktoś obciął.
-Misztalska? Jeśli tak to małpa jest szybka. Ciekawe czy zlazła na dół. Bo jak Malak tu jest, to też właśnie tam. Takie liny nie pojawiają się znikąd.
Schlaufen miał linę, więc przywiązali zamiast przeciętej. Może ta cholera się nie zorientuje. Ale jak Buchta wcale nie był taki miły i pomocny, to Frank również mógł mieć kłopoty. Nie wiedział, czy umie walczyć, ale te przechwałki super-kobiety nie wydawały się bezpodstawne i Axel wolałby się z nią nie próbować.
-Teoretycznie ktoś powinien zostać na górze, ale nie będziemy ryzykować. Ja pierwszy, Schlaufen ostatni.
Zsunął się po linie bez większych problemów. Oświetlił otoczenie i skinął na resztę, przytrzymując linę. Gdy już byli na dole, gestem nakazał ciszę i powoli zagłębiał się w mrok. W końcu nie zawiódł się, słysząc głosy. Wyłączyli latarki i zbliżyli się, nasłuchując. Jakiś głos mówił o Barku, potem zaś odezwał się Malak. Dobrze. Poczekał aż skończą i ruszył w ich stronę, szybko wchodząc w pole widzenia. Buchta już sięgał po broń, ale go uprzedził unosząc swoją.

-E-e. Nie ma sensu, twojej dziewczynki nie zabiłem, więc po co miałbym ciebie. Buchta, prawda? Widzę, że pogadaliście już sobie z eee... - zaciął się na chwilę, przypominając sobie fałszywe nazwisko Franka -Travoltą. Wybacz kulkę w udzie tej kanibalki, ale źle zaczęła rozmowę, rozumiesz. Nie sądziłem, że będzie po tym biegać. Wiesz kim a może bardziej czym ona jest?
Wzruszył ramionami.
-Możesz mi mówić Hans. To Hermina. I Karolina, prawda, że podobna? Dlatego tu przyszliśmy, warto by się dowiedzieć co się tu dzieje. No i Bark. Nas tu wysłał byśmy agentów odszukali. A pozostałych? Na moje to bawi się z nami, wysyła jednych, za nimi kolejnych. Sram na to. Ale do Warszawy i tak dotrzeć musimy. Ale czy byli tu jacyś agenci to i chętnie bym się dowiedział. Mamy czas na pogaduszki po drodze, chyba, że ów dziewczynka znów linę nam przetnie. Bardzo usłużna jest...
Zapalił znów latarkę w kombinezonie, oglądając sobie jeszcze okolicę.
-Przydał by się nam w szpitalu jakiś taki karabin.
 
Sekal jest offline  
Stary 14-10-2008, 12:32   #89
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Układanka wielowymiarowa, prototypowa zabawka przyszłości niewdrożona do masowej produkcji, bo kto by kupował takie gadżety, elementy zawieszone w czasie, miejscu i przestrzeni, porządkowane jedynie w warunkach laboratoryjnych, olbrzymia kostka Rubika, tuż nad głowa Tanji, łatwiej ją rozsypać niż ułożyć. Więc o co teraz podejrzewam Adama, pana doktora grzebiącego w Paktach? Wielkie pomieszczenie pełne ciał o moim dna. Dlaczego? Natarczywie wpatrywała się w rosnącą plamę krwi, tak by nie widzieć ręki grzebiącej w mięsie uda. Niemojego uda. Dlaczego podobne do mnie? Przed oczyma oglądane w innym życiu tajne pliki w korporacyjnym komputerze, eksperymenty na rodzicach, wzmocniona odporność na choroby. Irytująco błacha przyczyna. Bo to zwykły przypadek. Pierdolony pech, każdego może dotknąć, każdego dotyka, tak już jest. Nie powinnam czuć wspólnoty z niesiostrami, Ulami, Kasiami, Gosiami, czemu czuję? Chuda, głodna i sponiewierana. Mam aż takie duże oczy? Bez kremu usta zaraz nam pękają.
Nie myślę o pomieszczeniu, gdzie umierały pod własnym ciężarem.
Dlaczego?

A potem, gdy Małgorzata Misztalska zniknęła w klatce ściekowej mówiąc jeszcze coś głosami innych ludzi Tanja nadal stała jakiś czas nieruchomo, nie uzyskawszy żadnych wyjaśnień.
-Żaden człowiek nie jest w stanie tak biegać z przestrzelonym udem. Przynajmniej nikt z tych normalnych. Wątpię by ona była hm, twojej krwi Tanju. A w każdym razie u niej dodali do tej krwi coś więcej.
Pokiwała głową przytakując Axelowi. Potem nadszedł Schlaufen, wszystko ruszyło, ponownie.
-Ys obejrzysz w szpitalu jej krew? – genetyczka przytaknęła na to pytanie Tanji, zadane całkiem normalnym tonem, głosem nie drżącym i spokojnym, coś zamoczyła w kałuży, starczyłoby tej krwi na tysiąc próbek.
Tanja włączyła w kombinezonie licznik promieniowania Tamma.
Popatrzyła na Axela, nie powiedziała wszystko porządku, rozumiem, dlaczego do niej strzeliłeś, dziękuję, że nie widzisz w niej mnie i że trzymasz moją dłoń. Uśmiechnęła się smutno.

Zjechała zaraz po hakerze, kiepsko jej poszło, dużo gorzej niż Axelowi, Ys i Schlaufenowi, ale wylądowała, kombinezon, który usztywniał ruchy przynajmniej chronił przed obtarciami.

No i udało się. Znaleźli Malaka, dzięki bogu żywego, dość makabry na tę noc. Ale Tanję pochłonął Buchta, Buchta Misztalskiej, Buchta, który wiedział coś o planach Barkach, otoczony bronią, pijany strażnik wiedzy.
Chciwie wpatrywała się w niego czekając, czy na jakieś pytania padną dzisiaj wyczerpujące odpowiedzi.
 
Hellian jest offline  
Stary 18-10-2008, 10:42   #90
 
Irrlicht's Avatar
 
Reputacja: 1 Irrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znany
# Antrakt
Więc, mój drogi, zapewne mnie pamiętasz. Och, oczywiście, że mnie pamiętasz, nikt nie mógłby zapomnieć mnie, nowo mianowanego diakona Kombinatu, Kowalskiego.

Kowalski patrzył przez chwilę krytycznie na kartkę. Mhm, mruknął, o to chodzi. Ci od Kombinatu lubią takie... Gierki. Okazywanie reputacji. Potrzebuję kontaktów. Y-hym.
Zmiął kartkę i wyrzucił do kosza. Wyciągnął następną.

Drogi Ryszardzie!
Zapewne pamiętasz mnie jeszcze z kaplicy poświęconej Maryi Matce Boskiej Ciernistej, tej, która została założona wczoraj na ruinach U-Bhf Opera, na wschodzie Neoberlina.
Dalej nic nie świta? Podpowiem ci: To pisze ten blondasek z niebieskimi oczyma, którego przyłapałeś w konfesjonale. A? Brawo!
Jakkolwiek, miły druhu, wiem, że Kombinat ostatnio solidnie zaopatruje swoje wojska także w sprzęt komputerowy. Jest to dla nas radosna nowina, ponieważ ja i mój nieodłączny towarzysz możemy być z Tobą w kontakcie. Pojawiają się jednak pewne niebezpieczeństwa takiej oto wymiany informacji. Chcielibyśmy Cię przestrzec przed Locus Iesus, naszej sieciowej wspólnoty Katolików. Jeśli ktoś by Cię do niej zapraszał, odmów stanowczo!
Chciałbym tutaj opisać tę wspólnotę. Ma ona charakter tak zwanego forum. Zapewne słyszałeś o tej formie organizacji społeczności internetowych, pozwalających na swobodną wymianę idei, a który wywodzi się jeszcze sprzed Trzeciej Wojny. Na nieszczęście, miałem okazję partycypować w tym oto forum.
Jak wiesz, bracie, Szatan często przemawia do nas podstępem, tak więc tym posłużył się i tutaj. Przejdźmy więc do meritum.
Już samo logo tej przeklętej strony napawa mnie lękiem, przedstawia ono bowiem cudacznie wyrzezany kamień spowity płomieniami, czerwony jak krew. Moderatorzy mówią, że jest to metafora aureoli otaczającej naszego Pana, lecz, zaklinam Cię, Ryszardzie, nie wierz im! Symbole, które znajdują się na nim paczą umysł i duszę.
Najgorsze rzeczy jednak dzieją w obrębie samego forum. Powiadam Ci, bracie Ryszardzie, istna Sodoma i Gomora.
Mówię o tym z najwyższym wstrętem, jednak są to konieczne ciernie do wypełniania Woli Pana; chcę przestrzeć jak najwięcej ludzi. Wiedz zatem, że jedną z form rozpusty tych niegodziwców jest umieszczanie zdjęć w swoich profilach użytkowników. Nie mogę nawet wspomnieć na ogrom obrzydliwości, które były tam umieszczane, jednak jeden grzeszny obraz zapadł w mój biedny umysł. O, Panie! Spraw, bym zapomniał twarz tej wszetecznicy, która tam to umieściła! Ujrzałem bowiem obrzydliwe oblicze, godne samego Lewiatana chyba. Włosy płowo-ryże, twarz pokraśniała, nos jak kartofel, chyba z chuci nadmiernej, ciało tłuste, choć piersi dziwnie wychudłe. Dość na tym! Jednak i ona nie jest najgorsza, bowiem oto już nadchodzi następna prostytutka diabła. Ruda, ruda, a jakże, toć już Magdalena była ruda, ta przeklętnica zaś została uznana za królową nierządu. Ach, bracie, powiadam Ci! Nie przychodź nigdy do tego gniazda rozpusty, bowiem i Ciebie wciągnie. A., A. się nazywała, imienia nie pomnę, dobrze, tak uczyń Pan, bym nie pamiętał! A., A., jak mawiali Żydzi: Agrat, pomocnica Samaela. Królowa chuci, bydlę jedne. Ostrzegłem!
Kolejnym obrzydlistwem, które jest na tej grzesznej stronie, są tak zwane „Zielone Punkciki”. Moderatorzy tego forum mówią, że ile masz „Punkcików”, tym bardziej sławny jesteś w ich wspólnocie. Nie ufaj temu, Ryszardzie! To tylko utwierdza ich w swojej pysze, łamiąc wiarę dobrych chrześcijan.
Nie dość na tym, dobry druhu. Ja sam słyszałem plotki, że – Boże, daj, by były przesadzone! – moderatorzy sami chętnie zapraszają do rozpusty, molestując niewinne a głupiutkie dziewczęta wstępujące w ranki tych grzeszników, zapraszając ich, kusząc, by wreszcie skończyły w ich smrodliwych barłogach, uginając swą cnotę pod opasłymi brzuszyskami tych obboli i opojów, niegodziwców i pochlebców.
I nie dopuszczą oni dobrych ludzi do przemawiania im do rozumu! Bym zrozumiał, zapamiętali heretycy – chrześcijan nie dopuszczają. Ale nie, gdy zwykły człowiek spojrzy na to gnojowisko, wstrząśnięty, podniesie krzyk – tamci natychmiast dławią wrzask sprawiedliwy, nakazują milczenie i uczestniczenie w tej głupocie. I mówią: Uśmiechaj się! Uśmiechaj się! Bądź dobry! Gdy tymczasem sami dobrzy nie są. Że już szkoda mi wspomnieć o tych „grach” w które ciągle grają na tym swoim forum.
Bo i też to miejsce ściąga samych łotrów i niegodziwców, ludzi niedobrych! Nie tylko złych, ale i miernych umysłów, czyli tępaków i durniów. Ich usta łakną potu przeniewieranych dziewic, ich kobiety szeroko uda rozwierają, pasibrzuchy, zbrodniarze, odstępcy prawa Bożego, Żydofile.
Unikaj takich, bracie Ryszardzie, unikaj, po trzykroć unikaj!
A tak poza tym, jak tam Pawełek? Całkiem konkretny z niego chłopaczek, musisz mnie z nim zapoznać. Szczególnie podoba mi się ten jego motyw z używaniem szminki podczas mszy, uwielbiam ten smak, który ma Paweł. Jak on go nazwał? Bananowo-truskawkowy? Pyszny! Przy okazji, musisz mi przypomnieć, jakiego pudru używałeś, gdy posługiwałeś przy winie, wyglądałeś jak sam Jezus, on zaś przy Tobie niczym Maryja Panna, zaś ten inny, którego imienia nie pomnę, jak dzieciątko Józef. Wszyscy tworzyliście przepiękną trójcę, nie mogę się doczekać, kiedy przybędziemy do Waszej jednostki, wszak wszyscy wiemy, że trójkąt to ulubiona figura Boga.

Buziaczki i siusiaczki,
Twój Józio


* * *

[MEDIA]http://lmetacube.googlepages.com/Crustation-01-Hey.mp3[/MEDIA]
# Przejdźmy do spraw poważniejszych, czyli jak Herr Buchta światło na sprawy rzucał
- Iść? Z wami? Pfch! – mruknął Finneas. – Tutaj jest moje siedlisko. Nigdzie stąd nie idę. Zresztą... Czekam na nią. Skoro dostała kulę, to w ciągu godziny albo do mnie przyjdzie, albo sama gdzieś się zaszyje... Hmm...
Spojrzał na zegarek.
- Czwarta dochodzi. Świta. Poczekamy do piątej. Hy. A co do was... – wskazał rewolwerem ciemny korytarz za Axelem. – Radzę się stamtąd wycofać. Rzadko chodzi tymi samymi drogami, co jej przeciwnicy, ale niewiadomo, co może jej strzelić do głowy. W końcu to nie człowiek. Nie do końca.
Spojrzał trzeźwiejącym wzrokiem na pozostałych. Zmitygował się:
- Co do was, możecie się tu zatrzymać. Co prawda rozpieprzyliście pół magazynu, ale naprawdę wątpię, żeby Kombinat tutaj zaglądał. Przynajmniej nie przez tę godzinę. Mam układ z Lichtenschweigerem. O, jego też znacie? Miło. Ale o czymś innym chciałem...
O! Więc pytacie się, czym jest Katja? No cóż... Ciężko powiedzieć. Sam nie do końca wiem. Ale powiem wam to, co wiem. Znaczy się, ja ją nazywam Katją. Takie imię. Jakieś być musi, co nie? Hy! Ale ona lubi się nazywać różnie. Czasem nazywa się Urszulą, czasem Kasią, czasem nazywa się Ulrike Keisenpfichte, czasem Lethermann, a czasem w ogóle się nie nazywa. Ona tak ma. Hmm... Kiedy przyszła? Pięć miesięcy temu z hakiem. Polowała. Daję jej żarcie, jeśli chce, a ona o tym wie, ale woli polować. To chyba jej duma.
Oczywiście to nie wyglądało tak różowo. Wygląda jak zwykła damulka, wiecie, jak taka, o, tutaj. Słaba niby. Jeśli chce, to udaje, że nic nie potrafi, ale potrafi ukręcić łeb nawet SD. Wiem, bo sam widziałem. Wiecie, co to jest SD? Aaa, no tak, zapomniałem, że wy z Neoberlina idziecie. Swoją drogą, jak się mają sprawy w starym Berlinie? Potem mi powiecie. Co ja to... Katja! Ona umie się posługiwać bronią palną, ale jej nie lubi. Woli noże, szczególnie takie do rzucania. Rzucała w was nożem? Nie? O, to macie szczęście. Może z wami zagrała.
No, ale wtedy, jak ją spotkałem, to miałem naprawdę dużo szczęścia. Ta cholera zaczaiła się na mnie akurat wtedy, gdy byłem zalany.

Zagarnął chustę z karku. Widnała na nim pokaźnej wielkości, sina blizna.
- Chlasnęła mnie wtedy po lewej stronie, do dzisiaj nie mogę zginać głowy na lewą stronę. Mówiłem o tym, że miałem szczęście? Więc wypaliłem jej prosto w cyce z Nadzieji. Ta dubeltówka zabija, możecie mi wierzyć. No więc co widzę, widziałem wtedy, jak poleciała pół metra i upadła. Ledwo co zatamowałem krwawienie, ale straciłem sporo krwi. Tak dużo, że właściwie nie mogłem się ruszyć z łóżka, a co dopiero dorwać się do tych drzwi i sprzątnąć trupa. Nie obchodziło mnie to zresztą. Ale, jak widzicie, jakoś dociągnąłem. Byłbym umarł, bo trochę mi posoka ciężko się goi. Nie, że hemofilia, ale wolniej. O wiele wolniej.
Pewnie nie wiecie, jak to jest, kiedy się ma mało krwi, a na karku jest kilogram zacisków i gumek, żeby nie ciekło. Byłem oszołomiony. Dopiero na trzeci dzień mogłem się pozbierać na tyle, żeby wezwać Irrlichta, żeby mi pomógł – rzekł Buchta, trzeci agent wywiadu rebeliantów, Lange. – Jak przyszedł, to zapytał się, jak w takim stanie mogłem jeszcze zabijać jakieś suki. Zapytałem się, o co mu chodzi. Doprowadził mnie do niej, wiecie, trzymał mnie, bo ledwo co na nogach chodziłem. Normalnie po trzech dniach trupa oblazują larwy, schnie, cokolwiek. Ona miała ranę, owszem. Ale taką, że można trzy palce włożyć. A nie dupę całą, bo taką zrobiłem na początku. A koło niej ładnie, w szyku poukładane naboje do Nadzieji. Uwierzycie?
Irrlicht wysłuchał mnie. Zaciekawił się. Powiedział, poczekajmy, ciekawe, co z tego wyjdzie. Nie słuchał mnie, zresztą ja ledwo co stałem. Ja, owszem, też chciałem to zbadać, ale dopiero po tym, jak bym władował jej serię w mózg. No, ale tamten mnie zapakował do łóżka i kazał się zamknąć. Co mogłem zrobić?
Gadał z nią. Słyszałem. Co prawda tamta na przemian na niego krzyczała, przeklinała, a później nazywała wybawcą, ale dogadał się z nią. Powiedział, że da jej jedzenie, i że jego przyjaciel, czyli ja, wpierdolił jej w pierś dwie rury przypadkiem. Zaatakowała, więc wpieprzyłem, tłumaczył jej. Próbowała go wtedy atakować, ale była za słaba. Więc postawił na swoim. Od tamtego czasu znamy się i pomagamy sobie. W miarę możliwości, oczywiście.
Nie sprawdziliśmy, co prawda, jakby się zachowała, gdyby jej walnąć kulę w łeb, nie chcieliśmy ryzykować. Ale gdy ma jakieś większe rany, to zwyczajnie zasypia. Wydłubuje kule i zasypia na jakiś czas. Jej rany leczą się w przeciągu paru dni. Nie choruje. Nie psychicznie, oczywiście, bo co do jej głowy, to, hm, nie mam wątpliwości, to pojebka. Nie ima się ją gangrena. Może ładować sobie toksyny i białe w żyły, nic ją nie ruszy. Jest odporna na wszelką chemię.
Lubi jeść ludzi. To nie żart. Może wam o tym mówiła? Y-hy. Jak ktoś jej się trafi, podżyna gardło, zabiera zwłoki. Kiedyś pozwoliła mi spojrzeć na to jej miejsce w kanałach. Jak w normalnej rzeźni, tylko z haków zwieszały się kawały ludzkiego mięsa. Zdziera skórę, suszy, oddziela mięso od kości. Szyje skórę, odżyna kapały i ubiera się w kości, czaszki, skórę. Tak od święta, bo normalnie z tym się nie obnosi. Mówiła mi, że wyczytała to w jakiejś książce. Że tak robili jacyś Indianie, kurwa, nie wiem.
Tak więc, czy da się ją zabić? Pewnie da. Jeśli władujesz w nią dostatecznie dużo kul, rozczłonkujesz i sfajczysz zwłoki, pewnie wtedy już nie da rady. To nie terminator, prawda? Ale tak poza tym to trudno schodzi. Testowaliśmy ją. Ja i Irrlicht. Trudno jej przetrącić kości, trudno ogłuszyć. Jeśli ktoś strzeli jej w nogę, to za mało, bo przeżywała gorsze rzeczy. I takie tam... Sami sobie to dopowiecie.
Jej głowa? Przecież mówiłem, że to psychopatka. Czasem mówi tak, jakby to był facet. Wtedy grubieje jej głos i kończy słowa na –em. Zabiłem, zapierdoliłem. Sami rozumiecie. Nie, żeby mnie to ruszało. Przyzwyczaiłem się.
Czym ona jest? Tak naprawdę? Mówiłem, do diabła, że nie wiem. Jak się pytaliśmy, skąd przyszła, to z Muru. I tyle. Mówiła coś o ciałach, tysiącach ciał pogrzebanych w jakiejś komorze. Dla nas to możliwe, znając interesy i eksperymenty Korporacji. Może wiecie coś więcej o tym? Dla mnie to bez znaczenia, ostatecznie liczy się cel, dla którego ją szkoliliśmy. Dla celu bardzo prozaicznego: Katja jest naszym zabójcą, i tyle. Używamy jej, żeby sprzątnąć tego i owego. Ktoś myśli, że ma do czynienia z chorą idiotką, chora idiotka urywa mu głowę. Tak się zawsze to wszystko kończy. Zazwyczaj. Ktoś ją zrani, to sama się leczy. Pamięta, co się dla niej zrobiło. To prawda, jest pokręcona, ale na pewno nie nazwałbym jej głupią.

Spojrzał na zegarek. Minęło pierwsze pół godziny.
- W każdym razie, mnie słucha. I nie zaatakuje was, jeśli ujrzy mnie z wami. Więc spokojnie.
Umilkł na chwilę, zmrużywszy oczy. Uniósł je, spojrzawszy w przestrzeń nad Axelem. Podniósł brwi, krzyknął:
- O kurwa, Fritz, nie wolno!
Było już jednak za późno. Pluskwa, która zeskoczyła z szybu wentylacyjnego zacisnęła się na twarzy Axela. Tamten upadł.
- Nie strzelać! – wrzasnął Buchta. – Kurwa, mówię, żeby nie strzelać – susem doskoczył do Axela i zerwał mu pluskwę z głowy. Tamten odetchnął. Buchta ukrył pluskwę pod płaszczem. Cofnął się. – Do diabła, opuśćcie tą broń... Co z wami? To mój zwierzak.
Odczekał jeszcze parę chwil.
- No co? Jeden ma kota, drugi ma psa, trzeci ma pluskwę z laboratorium... Kurwa, broń! Fritz jest niegroźny. Lubi ssać twarze, taki nawyk, ale nie może przemienić nikogo w zombie. Jest po operacji. Słowo.
Pluskwa wydawała burczące dźwięki, jakby na potwierdzenie jego słów.
- Już? Już skończyliście? Może usiądę. Mam go dopiero od miesiąca, nie jest tresowany. To dlatego jeszcze rzuca się na ludzi. Cholera, naprawdę, czy ja muszę tłumaczyć, żebyście kurwa opuścili tą broń? Przecież mówiłem, że was nie zje.
Ale tu przechodzimy do pytania, które zadał mi tamten... Travolta, tak? A-cha.
No więc musicie wiedzieć, że pracowałem przez równe dziesięć lat dla Muru w laboratoriach teleportacji czasoprzestrzennej. To my wymyśliliśmy PAKT-y... Wiecie, co to są PAKT-y, nie? No.

Podszedł do skrzyni, pogmerał trochę przy zamku, tamten szczęknął, odpiął zaciski, wyciągnął stamtąd pewne urządzenie.
- To też wymyśliliśmy. Oczywiście nie uniosłem tego przez całą drogę z Mauer do tutaj. Katja to przyniosła. Zabiła chyba któregoś z moich kolegów, bo tylko ludzie z zarezerwowanych sektorów bloku D mogli używać takich pukawek.
Urządzenie miało uchwyt, a przy nim pomarańczowy, choć nieco wytarty spust. Powyżej uchwytu, od strony trzymającego był mały cyferblat. Gdy Buchta nacisnął przycisk po prawej stronie, wskazówka zaczęła lekko drżeć. Chuchnął na niego, przetarł chustą. Tam, gdzie powinna być lufa niezwykłej broni, był jedynie wielki cylinder zrobiony w pewnej części z pancernego szkła. Za szkłem zaczęła wibrować teraz dawka pomarańczowej energii; z cylindra wystawały także trzy ramiona operacyjne, które także lekko podrygiwały.
- Nazywam to działem grawitacyjnym – rzekł Finneas. – Ale ekipa badawcza nadała oczywiście swoją nazwę. Schwarze Energie Manipulator, w skrócie Seemann. Albo SEM. Albo projekt ROTA-8947612, hie, hie. Wybaczcie, ale nie dam wam go. Jest mój. Działa prosto...
Skierował cylinder w stronę skrzyni leżącej w rogu i nacisnął spust. Powietrze pomiędzy cylindrem zgęstniało i zrobiło się mętne, zaś sam cylinder zaczął wibrować i cicho buczeć. Skrzynia, pociągnięta siłą z cylindra, wyskoczyła ze sterty szmat i zawisnęła w powietrzu.
- Używaliśmy go do przenoszenia niebezpiecznych materiałów albo po prostu do ciężkiego cholerstwa. Może podnosić do czterystu kilogramów. Potem nie uniesie. Ma zabezpieczenie programowe. Ludzi też nie podniesie, chociaż może. Testowaliśmy. W polu magnetycznym wywoływanym przez to cacko ludzie rzygają, tracą przytomność, takie tam. Więc nie używaliśmy tego na ludziach.
Ramiona operacyjne drgały jak odnóża pająka. Buchta wyłączył pole, a skrzynia stuknęła o podłogę.
- Zasilane akumulatorem naszej roboty. Tajemnica. Powiem tylko, że są tam ulepszone ogniwa węglowe, takie same, które są w reaktorach w Mauer. Trzyma trzy dni ciągłego użytku. Potem wam wytłumaczę, jak działa.
Spojrzał znowu na zegarek.
- Jeszcze piętnaście minut. No, to powiem wam, co robiłem w Murze. Blok D, sektor 49, badania nad teleportacją czasoprzestrzenną. Materiały anomalne. To tam, gdzie pracował taki jeden, nazywał się Konrad Hahn. Łebski gościu. Dzięki niemu odkryliśmy, jak zrobić tunel czasoprzestrzenny. To wtedy, trzy lata temu, zaczęły się pierwsze badania nad światem zwanym Externus. Kupa gadania, więcej niż na jedną noc.
W każdym razie odkryliśmy tam taki kryształ. Żółty taki. Wydzielał promieniowanie Thamma. Tak więc nie musieliśmy rozgrzewać paru reaktorów tylko po to, by otworzyć mały tunel czasoprzestrzenny dla jednego człowieka. Jeden taki kryształ wystarczał, żeby otworzyć portal dla całej armii i utrzymywać go przez jeden dzień. To nie żart. Gdy odkryliśmy te kryształy, zaczęliśmy mieć realne szanse na eksplorowania Externusa.
Gdy to odkryto, miałem już doktorat i własny dział. Znaleźliśmy tam takie rzeczy, jak pluskwy. Badaliśmy je. Sprawdzaliśmy, czy byli tam nosiciele dla tych stworzeń. Cóż, byli. Hy, to też jest do obgadania na następny raz. Badaliśmy neurotoksynę, którą one wydzielają, takie tam rzeczy. Mieliśmy nawet całą ekipę, która badała i katalogowała stwory z Externusa.
Mówiłem, że mógłbym o tym gadać sporo? Chcę wam powiedzieć jednak jedną rzecz, zanim się stąd wyniesiemy. Pomimo tego, że istnieją rejony Externusa, które mają jakąś stałą materię, to całkiem spory obszar jest zbudowany z pewnej dziwnej materii, którą nazwaliśmy psychoplazmą.
Psychoplazma, widzicie, reaguje na to, o czym się myśli. Co się ma w głowie. Na to, czego się pragnie, czego się boi. Reaguje na silne emocje. Myślicie że żartuję? To wcale nie jest żart. Pluskwy i inne stwory stamtąd są w pewnym stopniu ukształtowane przez ludzi. Przez nas, stamtąd. Tak więc nie dziwię się, że Externus wygląda tak, jak wygląda, to jest jak jakieś pieprzone piekło. Od czasu, gdy zaczęto tunelować do tamtego świata, granice czasoprzestrzenne zaczęły topnieć. W jakiś sposób, nie wiem, mieliśmy byli to badać, ale, sami wiecie, mamy wojnę. Nie ma czasu na takie pierdoły. Tak więc pomyślcie sobie, jaką formę może przybrać substancja reagująca na myśli kształtowana przez społeczeństwo po nuklearnej katastrofie? Sami rozumiecie. Mówiłem o pluskwach. One takie nie były, kiedy je znaleźliśmy po raz pierwszy. Owszem, były wszystkożerne, ale nie atakowały ludzi, kiedy nie musiały. Tego tu – wskazał na Fritza, który przelazł na jego drugie ramię – karmię arbuzami. Te stwory właściwie nie były drapieżne na początku. One zaczęły takie być po spotkaniu z ludźmi. Mówię prawdę, bo badam tamten świat od dziesięciu lat. Tak więc, jeśli do Externusa dostałby się Budda, to dzisiaj żyjemy w kwiatkach. Ale cóż, Korporacja była pierwsza. Pech.

Zamrugał. Spojrzał na zegarek, westchnął, wziął plecak, zapakował do niego manipulator. Wskazał brodą na plecak i powiedział:
- Fritz, ty też.
Pluskwa zasyczała w odpowiedzi, jednak wskoczyła do plecaka, a Buchta zasunął zaciski.
- Idziemy? Ona się już pewnie nie pojawi.
Było pięć po piątej. Poszli. Po drodze do szpitala Finneas jeszcze dodał, wspomniawszy pytanie Axela:
- Agenci? Aaa, no tak. Mówiłem, że jestem jednym z nich. Kryptonim Lange, do usług. Czy są inni? Byli, pewnie. Dürer nie żyje, jak mówił Irrlicht, a ja mu wierzę. Co do Irrlichta... Polazł w diabły. Nie wiem, gdzie jest. Nie miałem z nim kontaktu od dwóch miesięcy. A? Co to ma wszystko do Barka? Hy-hy-hy...
Bark to skurwiel, co do tego nie mam wątpliwości. Ale jest pewna logika w jego działaniu. Tak to widzę. O Berlin i miasto dba, jak umie, a Frankfurt... Frankfurt to jego zabawka. Kiedyś Dürer mi o tym opowiadał. Jak to Bark mu się chwalił, że szuka kogoś najlepszego. I dlatego testuje kolejnych ludzi, którzy mu wpadają w ręce. Mówił mu: „Jak ktoś przeżyje Frankfurt i dostarczy mi chociaż jednego z nich, to zrobię go, kurwa, generałem”. Wystawcie to sobie.
Tak więc, jasne, było tutaj paru takich jak wy. Jedni wyglądali lepiej, drudzy gorzej. Jednych musiałem zabijać, drudzy, po dowiedzeniu się prawdy, po prostu odchodzili. Sytuacja ciągnie się przez jakiś rok. Jak Bark traci kontakt, powiedzmy, na pół roku, to zaczyna szukać nowych. I tak to się kręci. Nie słyszałem, żeby ktoś do niego wrócił. Zresztą, Bark sam jest wariatem. Skąd wie, że jesteśmy dalej we Frankfurcie? Ktoś z naszych musiał mu donosić. Może Dürer, nigdy nie ufałem temu sukinsynowi. To i tak nie miało zresztą większego przełożenia na rzeczywistość. Siedzieliśmy we Frankfurcie, bo tu było bezpiecznie. O wiele bezpieczniej, niż w Berlinie czy w Polsce. Do czasu, gdy wszedł Kombinat. Teraz już mało gdzie jest bezpiecznie. Naprawdę.
Macie może jeszcze jakieś pytania? –
zapytał przed bramą szpitalną. – Co zamierzacie zrobić, ha? W tym sensie, jak się dostać do tego... Świe... Świe... Świerzbodzina. Ja też znam pewną drogę ucieczki z tego miasta.
Hy.


[MEDIA]http://lmetacube.googlepages.com/testingchamber.png[/MEDIA]
 

Ostatnio edytowane przez Irrlicht : 18-10-2008 o 11:00.
Irrlicht jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:20.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172