Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-10-2008, 14:19   #34
alathriel
 
alathriel's Avatar
 
Reputacja: 1 alathriel nie jest za bardzo znanyalathriel nie jest za bardzo znanyalathriel nie jest za bardzo znanyalathriel nie jest za bardzo znanyalathriel nie jest za bardzo znany
- Naprawdę? - rozpromienił się chłopiec i zamachał nóżkami co miało oznaczać aby postawić go na ziemi.
- tak - uśmiechnęła się - a tak przy okazji, jestem Maike - dodała stawiając chłopca na ziemi - a tobie jak na imię?
- Dante - odpowiedział chłopiec z zadowoloną minką, która zdawała się nie opuszczać jego twarzy i pociągnął ją na rękaw - chodź, zaraz ruszamy - parę kroków dalej w wóz wbite było kilka prętów, które stanowiły pewnego rodzaju schodki. Właśnie na tą drabinkę malec wskazywał teraz paluszkiem. Przyjrzała się konstrukcji.
"To już dzisiaj druga" Przeleciało jej przez myśl.
"No" odparł znużony głos "Zupełnie jak w domu, nie sądzisz?"
Nawet się nie zdziwiła. Czas był najwyższy. Zignorowała nieistotną dla niej wypowiedź jak miała to w zwyczaju (w każdym razie dopóki nie domagała się zarejestrowania swojej egzystencji).
- na dach? - spytała upewniają się czy na pewno to chłopczyk miał na myśli.
- mhmm - pokiwał entuzjastycznie główką - tak jest taaak fajnie! – ucieszył się malec, był niesamowicie kochany. Mogła przyjąć zaproszenie i tak nie miała lepszych planów.
- no dobrze - dodała i delikatnie się śmiejąc, chwyciła za metalowy pręt. Nie miała problemów ze wspinaniem się. Codziennie będąc w bibliotece, jakieś kilkadziesiąt razy wchodziła i schodziła po drewnianej drabince. Nie wspominając już o tym, że Nathalie dbała o jej kondycję jako taką.
Kilka stopni wyżej zatrzymała się. Dokładnie w momencie, kiedy dach znalazł się na wysokości jej oczu, ujrzała połowę człowieka zwisającą z wozu. Nie byłoby to nic takiego gdyby nie fakt iż była to dolna część jakiegoś mężczyzny (z wypiętym lekko do góry siedzeniem), górna zaś niknęła za drugą ścianą wozu. Speszona zeszła o stopień niżej, rezygnując tym samym z oryginalnych widoków.
"a temu co? nudzi się?" głos znowu zabrzęczał i tym razem ociekał sarkazmem.
- może chwilę zaczekamy? - spytała chłopca niepewnie, ale ten już wdrapywał się na górę
- dlaczego? - spytał a po chwili i kiedy przesunęła się w bok ustępując mu miejsca, wyminął ją. Dante spojrzał na dziewczynę z dachu, potem na połowę człowieka aż wreszcie uśmiechnął się - ja to załatwię i zniknął jej z widoku.
Weszła znowu o stopień wyżej i zobaczyła chłopca wychylającego się do przodu ponad czyimiś nogami. Było głośno dookoła więc dosłyszała niewiele
-przepraszam pana, ale .. - zaczęło dziecko. Więcej niestety nie usłyszała, ponieważ coś ze świstem przeleciało za plecami dziewczyny i odwróciło jej uwagę. Obejrzała się za siebie, ale nie zlokalizowała źródła dźwięku natomiast, kiedy obróciła się z powrotem do nóg i dzieciaka, ich już tam nie było. Mogłaby natomiast przysiąc, że słyszała głuche uderzenie, ale w takich warunkach trudno było stwierdzić coś z całą pewnością. Zaintrygowana weszła na dach . Naprawdę ich nie było.
Stała tam przez chwilę lekko zdezorientowana. Osoba, która ją tam zaprosiła gdzieś się zapodziała. Nie wiedziała, co ze sobą zrobić a nie miała zamiaru nikomu zawadzać.
Poza nią na dachu znajdowało się również dwóch żonglerów nożami, harmonista oraz ... kot. Kiedy wreszcie zdecydowała się na opuszczenie górnej części wozu, ten ruszył i nieomal straciła równowagę. Cofnęła nogę do tyłu do tyłu, aby się nie przewrócić. Wóz nie jechał szybko, właściwie to wlókł się naprawdę ślimaczym tempem.
"No skoro już tu jestem..." przeleciało jej przez głowę. Usiadła na skraju dachu. Nogi zwisały jej bezwładnie w dół, słońce grzało w najlepsze, wszechobecna muzyka przyjemnie krążyła wokół niej. W pobliżu leżał Sevillo i wygrzewał się na słonku. Wołała mu się nie narzucać. Co prawda nigdy nie miała problemu ze zwierzętami. Właściwie, nie wiadomo dlaczego wszystkie pałały do niej sympatią. Jednak, co do tego kota miała wątpliwości. Coś z nim było nie do końca „tak”, więc postanowiła odpuścić sobie poufałości.
Dosłownie w momencie, kiedy skończyła Sewillo tą myśl Sevillo otworzył jedno ślepie i zmierzył ja wzrokiem. Po chwili leniwie wstał, przeciągnął się, podszedł do niej i bez pardonu, nie biorąc jej zdania zupełnie pod uwagę, wlazł Maike na kolana. "Drap mnie" zdawało się mówić jego zachowanie. Oho, książę sobie wymyślił.
Był duży, ale ułożył się w jakiś taki dziwny sposób ze zupełnie nie wydawał się ciężki. Położyła dłoń na rozgrzanym futrze i zaczęła go głaskać. Czuła spokojny oddech kiedy grzbiet unosił się minimalnie żeby zaraz opaść. Po chwili zaczął cicho mruczeć. Ewidentnie był zadowolony.
Kilka minut później pojawił się Dante. Wszedł po tej samej drabince, co poprzednio. Zdziwiła się. Jakim cudem tego dokonał?
"Może spadł" zauważył głos.
"Nawet tak nie mów!" odpowiedziała mimowolnie Maike
"No ale nawet jeśli… to nic mu się nie stało" odpowiedział głos lekko zirytowany paniką dziewczyny.
Chłopiec natomiast podbiegł do niej i usiadł obok.
- już jestem - zaśmiał się radośnie. Nie zdążyła mu odpowiedzieć, bo chłopiec nagle przeszedł z uśmiechu do stanu kolosalnego zdziwienia
- on.. - zaczął zdumiony wskazując na kota i przysunął ucho nieco bliżej zwierzaka - on mruczy! - Oczy chłopca stały się nagle ogromne jak dwa spodki. Kot jakby na sekundę przestał oddychać, mruczenie automatycznie ustało. Sevillo przełożył łeb o kilka milimetrów jakby lekko zażenowany a może zirytowany i postanowił drzemać dalej. Już nie mruczał. Co prawda, raz na jakiś czas znowu zaczynał ale za kaczym razem kiedy się na tym przyłapywał, natychmiast przestawał. Doprawdy dziwny był to kot.
Wóz toczył się spokojnie do przodu. Rozradowani ludzie podążali za nim. Cyganki wokoło nie ustawały w tańcu i śpiewie. Wszędzie było kolorowo. Panowała atmosfera wesołości. Wszyscy wspaniale się bawili.
Chwile później do Maike i Dantego przysiadł się uśmiechnięty harmonista. W tym momencie dziewczyna była dosłownie otoczona. Z jednej strony chłopiec z drugiej muzyk a na kolanach kocur. Mimo to jakoś bardzo jej to nie krepowało. Z dziećmi i zwierzętami nie miała nigdy problemów. Nie komfortowo mogłaby się czuć, co prawda w obecności tego mężczyzny, ale ten jakoś wybitnie wydawał się sympatyczny. Nie przyglądał się jej za bardzo, nie oceniał, po prostu przysiadł się do nich, a w każdym razie takie odniosła wrażenie.
W międzyczasie zarejestrowała powtórne pojawienie się na dachu właściciela owych nieszczęsnych nóg sprzed dziesięciu minut, ale jakoś nie zwracała na niego większej uwagi. Nawet gdyby chciała się mu przyjrzeć, to po prostu nie miała jak sie obejrzeć, więc dała sobie spokój.
Jechali, a właściwie toczyli się powoli do przodu. Siedząc tak na skraju dachu mogła śmiało obserwować cudne kamieniczki. Było to naprawdę duże miasto, z czego zadawała sobie wcześniej sprawę, ale dopiero teraz tak naprawdę to do niej docierało. Pięknie zdobione kamieniczki budowane z białego kamienia, który tak niesamowicie pasował do tego miejsca. Długie, wąskie uliczki ciągnące się w nieskończoność. To miejsce miało swój niesamowity klimat. Prawie mogłaby przyznać ze Nathalie miała nienajgorszy pomysł, ale to przez gardło nigdy by jej nie przeszło.
Kiedy tak oglądało się to wszystko z góry, całość przypominała jakiś nierealny, kolorowy sen W którym wszyscy są szczęśliwi. Nie przeszkadzało jej to zupełnie. Miła atmosfera, radosna muzyka, nawet słonce już tak nie dokuczało. Rozmawiała co jakiś czas z chłopczykiem który, jak zdążyła już zauważyć, pochłaniał niesamowite ilości słodyczy. Dowiedziała się od niego że w trakcie występu „The tiger lillies”, przed wejściem doszło do nieprzyjemnego incydentu w wyniku którego ktoś został ranny. Ponoć był to mężczyzna, który starał się pomóc jednej z cyganek. Biedny człowiek, maił dobre intencje a spotkało go coś takiego. Powinni złapać sprawcę. Następnie z promiennym uśmiechem na twarzy (jednym z tych, które byłyby w stanie stopić nawet górę lodową) Dante dodał, że owym mężczyzną zajęły się cyganki i że wyjdzie z tego. Powiedział tez coś, czego Maike do końca nie zrozumiała, a mianowicie:
- ... skoro Sevillo się nie martwi to znaczy ze będzie dobrze.
Nie skomentowała tego. Doprawdy nie wiedziała jak.
Po niecałej godzinie wyjechali z miasta. Czekał tam na nich kolejny wóz, który dość zabawnie podskakiwał podczas jazdy. Droga nie była już tak gładka jak ta w mieście, bo co jakiś czas zdarzały się niewielkie dziury sprawiające, że wpadające w nie wozy potrząsały niesympatycznie pasażerami, ale na szczęście takie zagłębienia zakażały się sporadycznie. Właściwie w porównaniu do tych lepszych dróg Eisen ( nie licząc oczywiście Freiburga w którym mieszkała), to był luksus. Jakiś kilometr przed nimi majaczył już olbrzymi namiot cyrkowy. Jednym słowem było blisko. Swoim ślimaczym tempem dotarli na miejsce po około 40 minutach. Miedzy czasie jakieś 50 metrów przed samym namiotem usłyszała głośny ryk. Prawdopodobnie dużego kota, może lwa albo tygrysa? W każdym razie nie mogła sie już doczekać przedstawienia. Nie często, bowiem zdarzały jej się takie okazje. Właściwi , było to drugie przedstawienie w życiu (jeżeli poprzedni raz można w ogóle zaliczyć do JEJ doświadczeń)
 
__________________
Pióro mocniejsze jest od miecza (...) wyłącznie jeśli miecz jest bardzo mały, a pióro bardzo ostre. - Terry Pratchett
alathriel jest offline