Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-10-2008, 20:03   #63
Asenat
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Jolanta Jawornicka

Wrocław, 31 lipca


Night night

Piiiiiiiiiiip - zapiszczał domofon. Jola podniosła słuchawkę.
- Trzecie piętro - tchnęła głębokim głosem.
Wydęła do lustra umalowane wargi, starła spod oka grudkę tuszu, która spłynęła z długich rzęs. Obciągnęła sukienkę na biuście i odwróciła się, żeby sprawdzić, czy nie strzeliło jej oczko na złocistej pończosze.
Była ze swojego wyglądu bardziej niż zadowolona.
Dobre samopoczucie psuło jej tylko wspomnienie zdjęcia wiszącego w Kalamburze. Na zdjęciu młody Kamil obejmował swoją przyszłą żonę. Wiotką blondynkę w typie świtezianki. A Jola nijak nie przypominała eterycznej rusałki. I zdecydowanie brakowało jej nieśmiałości, widocznej na zdjęciu w oczach Marii, przyszłej pani Świeczko.
A, do diabła. To było dawno. A teraz jest teraz.
Lubiła go. Po prostu. Na tle barwnych, ale na dłuższą metę męczących w swej krzykliwości przedstawicieli wrocławskiego Kultu był oazą spokoju. Zawsze kulturalny i uprzejmy, ferował wyważone wyroki zza oparów papierosowego dymu. I rządził... ale jak rządził! Jola nigdy nie słyszała, żeby Kamil podniósł głos. On tylko delikatnie sterował myślami rozmówcy. Nie narzucał swojego zdania, tylko tłumaczył, jak widzi sprawę. Cudownie grał, wyrażał się kunsztownie i każda chwila spędzona w jego towarzystwie była nadzwyczajna.
Jola ceniła go jako maga, szanowała jako przywódcę tradycji i lubiła jako człowieka.
A gówno prawda - skomentował uczciwie wewnętrzny głos sumienia Joli.
- No dobrze. Lecę na niego. Od kiedy to coś złego? - powiedziała swojemu odbiciu.
Był przystojny. Pomimo swojego wieku, a może właśnie dlatego. Joli podobały się drobne zmarszczki wokół oczu maga, delikatnie siwiejące włosy i dłonie. Najpiękniejsze dłonie, jakie widziała w swoim życiu. Zadbane, o długich, zręcznych palcach i wyraźnych mięśniach. Dłonie muzyka. Dłonie artysty. Jola od dwóch miesięcy nie opuściła żadnego koncertu Kamila, a pozwalała się nieść dźwiękom saksofonu i z przymkniętymi oczami marzyła o melodii, którą dłonie maga wygrałyby na jej ciele.
A tymczasem Kamil traktował Jolę z wyszukaną kurtuazją. Czyli dokładnie tak samo, jak traktował wszystkie kobiety. Niestety. Nie wiadomo było, czy w ogóle kogoś ma... albo nie, albo był wyjątkowo dyskretny, bo żadna elektryzująca plotka nie krążyła z ust do ust.
Jola nie miałaby nic na przeciwko, gdyby jednak Kamil wykazał się wobec niej... pewnym brakiem szacunku. Miał na to ochotę, tego Jola była pewna, potrafiła bezbłędnie wyczuć, kiedy ktoś jej pragnął. Tylko najwyraźniej Kamil miał jakieś opory, zapewne związane z tzw. "szacunkiem dla kobiet" i tym podobnymi przeżytkami. Ale nie było to nic, z czym Jola w swoim mniemaniu nie potrafiłaby sobie poradzić.Dość długo czekała na reakcję Kamila. Po dwóch miesiącach prób subtelnych flirtów i bezowocnego kuszenia coraz obszerniejszymi dekoltami, JJ przeszła do bardziej otwartych działań. Dopadła Kamila na dziedzińcu w Kalamburze po koncercie, osaczyła w wykuszu okiennym pomiędzy dekoracjami z ostatniego przedstawienia Roberta i zaproponowała wspólne wyjście na wesele do Wojnowic. Przyparty do muru Kamil mógł się zgodzić, albo wyjść na chama.
Jeśli miałabym czekać na rozwój wydarzeń, on stałby się bezzębnym dziadem, a ja ryczącą czterdziestką.
Rozmyślania przerwało jej pukanie do drzwi. Otworzyła i uraczyła przywódcę wrocławskich kultystów najbardziej olśniewającym ze swych uśmiechów.
- Witam, pani Jolu - Kamil przestąpił próg i musnął ustami jej dłoń. - Będę musiał usiąść z panią w jakimś ciemnym kącie. Świeża przysięga wierności pana młodego może nie wytrzymać takich widoków.
- Nawet jeśli, nie zamierzam się nad nim litować - zaśmiała się Jola. Zastanawiała się, ile kieliszków będzie musiała wlać w Kamila Świeczkę, żeby ten zszedł z tonu nienagannej uprzejmości i zaczął jej mówić po imieniu. Nigdy nie widziałam go pijanego. Na rauszu, owszem, ale nigdy pijanego. To może być ciężka noc.... Ilość wódki, po której magowi puściłyby hamulce, musiała być niewyobrażalna. Kamil wyglądał na lekko onieśmielonego.

Otworzył drzwi do odblaskowo zielonego volkswagena z ogromną, styropianową truskawką na dachu i uśmiechnął się przepraszająco.
- Musiałem oddać samochód córce.
- DJ Truskawa nie jedzie na wesele?
- Z mętnych cokolwiek tłumaczeń zrozumiałem tyle, że niejaka Teresa porzuciła z dnia na dzień niewdzięczny zarobek przy myciu kurczaków w irlandzkiej fabryce i obecnie znajduje się w autokarze zmierzającym do Polski. Dominik liczy, że zdąży wyremontować mieszkanie po ostatniej imprezie, żeby zaoszczędzić swej wybrance przykrych widoków. Szkoda trochę. Słyszałem, że świetnie się u niego bawiliście...
Kącik ust drgnął mu w tłumionym śmiechu. Jola nie zamierzała się powstrzymywać. Ciekawe, jak Truskawa zakryje wierną kopię grafiki Picassa ilustrującej Pieśni miłosne Petroniusza, którą Jola wyrżnęła nożem w ścianie w sypialni, fantazyjnie podkreślając miejsca strategiczne przy użyciu keczapu?

Pół godziny później - kiedy auto DJ-a Truskawy dzielnie pruło szutrówką, Kamil twardo trzymał dystans, i opowiadał anegdoty z życia filharmonii, a Jola obserwowała zręczne, wypielęgnowane dłonie maga na kierownicy i pogrążała się w słodkich marzeniach - nagle oblała ją fala gorąca, niemająca nic wspólnego z napiętą atmosferą i oczekiwaniami Joli co do dzisiejszego wieczoru. Po chwili zrobiło się jej zimno, aż przeszły ją dreszcze, a przedramiona pokryły się gęsią skórką. Kamil zatrzymał samochód i zgasił silnik.
- Czy pani to słyszała?
- Nic nie słyszałam. Ale poczułam. Najpierw ciepło, potem mróz.
- Ja słyszałem minutkę... - rzucił okiem na zdziwioną twarz Joli i uzupełnił. - Minutkę, taki stoper do kuchni. Do gotowania jajek na miękko. Sprawdzę, co się dzieje. Idzie pani ze mną?
- Jak się bawić, to we dwoje.
Kamil wydobył z kieszeni płaszcza ołówek, pogrzebał w schowku na drzwiach, i pośliniwszy rysik czubkiem języka, zaczął smarować coś na odwrocie paragonu. Mruczał cicho jakąś melodię i wyglądał na bardzo skoncentrowanego. Drobne zmarszczki wokół oczu pogłębiły się. Jola nachyliła się ciekawie, łowiąc zapach perfum i zerknęła na paragon...



Kamil schował ołówek do kieszeni, ujął Jolę za dłoń i...
...stała pośrodku wielkiej bieli, na czarnej linii o szerokości stopy, nad nią wznosiła się ogromna nuta, nabrzmiała jak brzuch ciężarnej kobiety. Kamil próbował coś jej tłumaczyć, ale go nie słyszała. W wielkiej bieli, w której nie można było określić odległości ani perspektywy, słyszała tylko prostą melodię graną na pianinie i płacz dwójki dzieci.
Zachwiała się i noga omsknęła się jej z linii.

- Jolu, otwórz oczy. Słyszysz, co mówię?
JJ jednocześnie czuła, że spada, i że stoi. Czuła dotyk wiatru i silne dłonie ściskające ją za nadgarstki.
- Jolu, otwórz oczy.
Posłuchała. Kamil pomału puścił jej nadgarstki. Stali pod drzewem. Wiotkie gałązki dygotały lekko w rytm niesłyszalnej melodii. Niebieskie liście szemrały cicho, jakby powtarzały sobie w wielkiej tajemnicy jakieś opowieści.



- Już w porządku? Przepraszam. Mogłem się domyślić, że się przestraszysz.
- Co to było?
- Grzegorz nazywa to śluzą. Przebudziłem się w mało komfortowym momencie życia. Po śmierci Marii sam opiekowałem się córką. Przebudzenie nadeszło gdzieś między karmieniem, zmianą pieluszek i wizytami u lekarza. Wstyd przyznać, ale jako ojciec karmiący nie stroniłem od kieliszka. Wyparłem to, co się ze mną stało. Dlatego awatar stworzył śluzę - przejście do świata duchów, wypełnione tym, co było mi znane. Płacz córki i pierwsza kołysanka, którą dla niej napisałem. Śluza powinna się wchłonąć... ale została. Lubię ją. Nuty są żywe. Mruczą, kiedy ich dotkniesz.
Joli zajęło chwilę, zanim zrozumiała, że Grzegorz, to Bohatyrowicz, stary Werbena ze Ślęży.
- Jakie są w dotyku? Nuty?
- Trochę jak skóra. Są ciepłe. Mają krótkie włoski, i uginają się pod naporem.
Spokojny głos maga ukoił Jolę i wrażenie, że leci w dół z zawrotną szybkością ustało.
- Patrz.
Za ścianą lasu kręcił się opalizujący wir światła. Rozświetlał część nieba, a jego długi palec schodził w dół.
- Komuś się energia ulała. Ale już ją ściąga. Możemy wracać.
Wyciągnął z kieszeni paragon i ołówek, ale Jola nie miała zamiaru ponownie stanąć na pięciolinii, przynajmniej nie teraz. Znała też kilka znacznie przyjemniejszych sposobów na podróże pomiędzy światami. Odsunęła mu sprzed oczu karteluszkę, na której w napięciu skrobał nuty i przylgnęła do ciepłych, wrażliwych ust.
Kamil zareagował nad wyraz właściwie. Czyli najpierw zbaraniał, a potem objął Jolę i oddał pocałunek z ochotą i wprawą. Jego dłonie prześliznęły się po talii kobiety i powędrowały wyżej. JJ wsunęła mu dłonie za płaszcz na karku i wszystko w niej aż wrzeszczało z wszechogarniającego uczucia triumfu. Uderzyło ją dziwne uczucie, jakby ktoś w dusznym pokoju otworzył nagle okno, jakby na końcu tonącego w ciemności korytarza uchyliły się drzwi, a przez szparę wpadła wąska strużka światła, szmer i zapach deszczu.
A potem faktycznie spadła na nich ściana deszczu. Kamil syknął i skoczył otwierać drzwi od samochodu, Jola już miała ruszyć za nim...



Liść. Błękitny liść drzewa z Umbry zsunął się z ramienia maga i opadł na ziemię, obok zmiętej kartki z nakreślonymi nutami. JJ schyliła się gwałtownie, zgarnęła oba przedmioty.
- Coś się stało?
- Nic, kolczyk mi wypadł.
I kiedy Kamil zamknął za nią drzwi i obiegał samochód w ulewnym deszczu, Jola umieściła liść i kartkę za dekoltem. Nigdy nie wiadomo, do czego może się przydać.

Kamil zapalił silnik i przestał zachowywać się właściwie. Mianowicie zamiast kontynuować to, co im tak dobrze szło, grzebał po schowkach w poszukiwaniu chusteczek. Nie odzywał się, i JJ widziała, że na jego twarz powoli wypełza zdradziecki rumieniec. Opadły ją wątpliowości - czy aby na pewno dobrze zinterpretowała wszelkie znaki na niebie i ziemi.
- Kamil? Chyba się nie gniewasz?
Mag porzucił przetrząsanie skrytki na płyty. Otarł wilgotną od deszczu twarz rękawem płaszcza. Spojrzenie siwych oczu stało się miękkie jak mgła.
- Gniewam? Nie. Jak mógłbym się na ciebie gniewać... Jolu?


Jolanta Jawornicka, Krzysztof Bursztyński


Zamek na wodzie w Wojnowicach, 31 lipca

Kamil pomógł Joli ściągnąć płaszcz i zawiesił go na wieszaku. Przeciągnął pieszczotliwie dłonią po jej plecach. Jola najchętniej odpuściłaby sobie już weselne picie wódki i jedzenie krokietów na rzecz głównego dania wieczoru, ale zdawała sobie sprawę, że Kamil jako przywódca wrocławskich kultystów będzie chciał odbębnić obowiązki towarzyskie. Byle nie za długo.
Z sali ktoś całkiem udatnie ryczał "Czerwone korale".
- Kamil!
Chris, uczeń Kamila wynurzył się z oparów papierosowego dymu. Miał na sobie dżinsy i niedopasowaną marynarkę, a sposób mówienia zdradzał, że był już po paru głębszych. Miał jednak w sobie ten szczególny urok drania, któremu wszystko uchodzi płazem, bo tak łatwo mu się wybacza. Jola uścisnęła podaną dłoń.
- Kamil… słuchaj... Słyszałem, że chcesz mnie posadzić na jakimś nowym węźle, czy coś… Myślę, że się nie nadaję. Nie znam się na tym. W dodatku mi nie rzutuje jakoś czy będę w tym… projekcie, czy nie. Wybierz kogoś innego, na bank znasz ludzi, którym bardziej zależy, żeby w tym uczestniczyć, niż mi… Może posadź Arlettę? Myślę, że bardzo by tego chciała...
Kamil przerwał jego słowotok, kładąc palec na ustach.
- Cichoo... ani to czas, ani miejsce, żebyśmy o tym rozmawiali. Znajdź sobie jakąś miłą dziewczynę, zaśpiewaj coś...
- O wilku mowa - wtrąciła Jola, bo z głównej sali pędziła właśnie Arletta. Podkasała powyżej kolan wiktoriańską suknię, jak zwykle twarz miała pokrytą bielidłem, ale JJ miała wrażenie, że coś z twarzą dziewczyny jest nie tak. Jakby pokryte teatralnym makijażem rysy się zmieniały.
Arletta stanęła przed ojcem, puściła nakrochmalone suknie. A potem z rozmachem trzasnęła Kamila w twarz.
- W twoim wieku powinieneś już przestać myśleć fiutem! - to nawet nie był ludzki głos. Arletta warczała jak pies. - A ty milcz! - ryknęła na Chrisa. - Mało ci, że zająłeś moje miejsce?
I zawinąwszy suknią, rzuciła JJ ostatnie spojrzenie pełne odrazy i wypadła na deszcz.
Kamil przyciskał palce do policzka, chyba bardziej z szoku niż z bólu. Zamknął oczy.
- Przepraszam was. Obydwoje. Za wszystko. - w jego głosie przebijał paraliżujący wstyd. I żal. - Ciebie przede wszystkim, Jolu. Za Arlettę. I za siebie.
- Kamil, masz krew na twarzy...
Ale mag delikatnie odsunął ręce Joli, otworzył drzwi i pobiegł za córką.
 

Ostatnio edytowane przez Asenat : 05-12-2008 o 10:07. Powód: zmiany pod skonkretyzowaną postać Jolki
Asenat jest offline