Wątek: Serce Nocy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-10-2008, 23:44   #115
Mijikai
 
Mijikai's Avatar
 
Reputacja: 1 Mijikai ma wyłączoną reputację
Kimmuriel przękręcił się z jęknięciem na drugi bok, spróbował otworzyć oczy, które strasznie go szczypały i ze zdziwieniem wyczuł czyjąś obecność, w pomieszczeniu, w którym się znajdował. Przetarł szybko piąstkami oczy i ujrzał brodatego krasnoluda, który zaczął się na niego wydzierać.

- No nareszcie otworzyłeś te swoje zasrane ślepia! Ile można leżeć w tym cholernym bezruchu, bez cholernej pracy! I te psie wymoczki dziwią się, że nie potrafią podnieść kufla swoich szczyn do mordy. Przy takich flakach, które śmią nazywać mięśniami! Żeby ich pies wytarmosił!

Kimmuriel nachmurzył się słysząc te słowa, ale nic nie powiedział. Obserwował bowiem długobrodego, który walnął kuflem z zieloną substancją o maleńki stoliczek, aż wysoki elf skrzywił się myśląc, że ten pójdzie w drzazgi. Impraezl sięgnął powoli po naczynie i podniósł je do ust, przez chwilę przyglądał się zawartości, jednak wyczuł wzrastającą irytację karzełka i uśmiechnął się do niego, po czym opróżnił kufel. Elf starał się nie krzywić, lecz substancja była na tyle obrzydliwa, że nie mógł się powstrzymać i zastrzygł swymi kocimi uszami, szybko jednak zreflektował się i opuścił je pokornie, gdyż mogłyby się stać obiektem komentarzy krasnala - Kimmuriel nie miał pojęcia jaki stosunek ma to społeczeństwo do likantropów." Prawdopodobnie dopóki będę im pomagał w pracy, nawet tego nie zauważą..." - opadł na łóżko ciężko, kiedy krasnolud opuścił niski pokoik.

Skrzywił się i przymknął oczy. Leniwie z powrotem je otworzył i usiadł na łóżku. Nagle zdał sobie sprawę, że kompletnie nie wie, gdzie jest. Założył, że w czymś, co z grubsza można by określić szpitalem, ale nie był pewien, z uwagi na serwowane tu leki. Omiótł salę wzrokiem - w suficie była wmontowana płyta, emanująca bladym światłem, a pobokach zwisały lampy emitujące blask o tej samej barwie, co jeszcze bardziej podkreślało kredową cerę Kimmuriela. Westchnął i usiadł skrzyżnie, po czym spróbował sobie przypomnieć jak tu trafił. " Ścieżka, marsz, ścieżka, spacerek, ścieżka, radosne podskoki - jasne. " - ze złością zmrużył oczy - " Kimmurielu, jak możesz być tak nieostrożny...? Gdzie twój spryt, rozwaga, hę ?" Pokręcił z niezadowoleniem głową i obiektywnie uznając, że jest na siłach by się przejść, wstał po czym pchnął delikatnie drzwiczki. " No i co ja tu zamierzam robić...? Kopalnia to ostatnie miejsce, dla kogoś takiego jak ja, a ta brutalna rasa, prawdopodobnie nie dostrzeże mych naturalnych atrybutów" - tutaj przejechał dłonią po kształtnej twarzy. Pozostawało jedno. To w czym każdy był dobry, o ile kiedykolwiek zetknął się z bronią. Nagle zorientował się, że nie sprawdził czy ma swój ekwipunek i panicznie spojrzał na siebie. " Zostać pozbawionym swoich rzeczy wśród tego narodu, byłoby jak stracić obie ręce." - oczywistą oczywistością pozostaje to, że Kimmuriel był bardzo przywiązany do swych obu rąk.
 
__________________
Młot na czarownice.
Mijikai jest offline