Jedzenie smakowało nie najlepiej. Częściowo przyczyną było zaginięcie Garnira i Guidonela, częściowo - wymierzona przez wieśniakom kara. W zasadzie słuszna, ale w końcu główny prowodyr, kapłan, który chciał ich wepchnąć w objęcia Południcy oraz podburzył chłopów, poniósł karę i to ostateczną.
Dodatkowym czynnikiem psującym humor i apetyt było zniknięcie Ishera. "Cholerny krasnolud" - po raz kolejny pomyślał Joseph. - "Oczywiście musiał gdzieś poleźć. Jakby nie mógł cierpliwie poczekać. Uparty głupek, jeden z tych, co najpierw coś robią, a potem dopiero myślą."
Wejście Gilesa przerwało bezproduktywne rozważania. Rycerz usiadł wraz z nimi i, posilając się, zaczął się rozwodzić na temat wymierzonej kary oraz demonicy, z którą mieli się zmierzyć.
- Isher z pewnością założył - stwierdził Joseph - że zapomnieliśmy o pozostałych i poczuł się z pewnością zawiedziony. Najwyraźniej postanowił na własną rękę przeprowadzić poszukiwania. Być może jest tak zawzięty, że postanowił szukać całą noc i pokazać nam, jakim to jest dobrym kompanem, w przeciwieństwie do nas... - powiódł wzrokiem po siedzących przy stole. - Jest jednak możliwe, że chociaż sama Południca wychodzi tylko w południe, to ten nieszczęsny zagajnik jest zaczarowany i funkcjonuje bez względu na porę dnia. A w takim razie nasz krasnolud po prostu utknął tam i nie wyjdzie aż do jutra. Ciekawe tylko, czy go znajdziemy... Może zagajnik prowadzi wszystkich w jedno miejsce...
- Jeśli zaś chodzi o wypadki - skierował te słowa do Santiago - o których nic nie wiesz, to dużo do opowiadania nie ma. Abrahim ruszył przodem, a że ma ciemną skórę, to chłopi pod wodzą kapłana chcieli go spalić. Uciekł do gaju Południcy i przepadł. Kapłan przedstawił Południcę jako ducha opiekuńcczego wioski, a gdy go nakłaniałem, by poszedł z nami, wezwał chłopów przeciwko nam. Giles zabił kapłana, co nie ostudziło zapału wieśniaków. Nagle uciekli z wrzaskiem, krzycząc o Południcy,
- Ładny duch opiekuńczy - dodał z ironią.
- Ruszyliśmy do lasu - nie sprecyzował, że był to pomysł Gilesa - a tam piękna panna zadała nam zagadkę. Razem z Gilesem odpowiedzieliśmy dobrze, ale Garnir, miast siedzieć cicho, zaczął pleść jakieś bzdury, więc panna go zabrała. Wciągnęła pod ziemię. Wraz z Guidonelem, który w pannie się zakochał i zapragnął spędzić z nią całą wieczność.
- Czym lub kim jest ta panna, trudno powiedzieć. Nimfa, rusałka, demonica... O co jej chodzi, to nie potrafię orzec. Może się nudzi i szuka towarzystwa, może jest złośliwa. A może chroni swój kawałek terenu przed bezmyślnymi ludźmi. Z tego, co raczej słusznie wnioskuje Giles, jutro w południe będziemy mogli się o tym przekonać. I siłą chyba niewiele zdziałamy... Pewnie spryt da nam więcej... |