Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-10-2008, 19:45   #38
alathriel
 
alathriel's Avatar
 
Reputacja: 1 alathriel nie jest za bardzo znanyalathriel nie jest za bardzo znanyalathriel nie jest za bardzo znanyalathriel nie jest za bardzo znanyalathriel nie jest za bardzo znany
Dante odbiegł i teraz Maike naprawdę nie wiedziała, co ma zrobić.
- zawsze możesz zeskoczyć, uparte kocisko spadnie z tobą a pzy uderzeniu o ziemię powinien się odczepić - zaśmiał się głos
- nie mów tak, a jeśli coś mu się stanie? - zbuntowała się przerażona pomysłem Maike
- to była tylko luźna propozycja - mruknęła odpowiedź - jak tam chcesz.. Radź sobie sama
Maike została sama ze swoim problemem. Po chwili jednak zjawił się młody chłopaczek.
- Jestem posłańcem. Założyciel zaprasza panienkę Maike Natalie Siversten i signior Luca Luccini'ego na herbatę, abyście mogli razem porozmawiać na tematy wam bliskie. Jednak prosiłbym chwilę jeszcze zaczekać, aby tłum zmniejszył się nieco i Dante was zaprowadzi na miejsce spotkania. - dygnął jeszcze raz i czekał na reakcję.
Dziewczyna obróciła się na tyle na ile mogła i spojrzała na mężczyznę o nazwisku Luccini. Niewątpliwie voddaccianin. Ciemniejsza karencja i to nazwisko. Do tej pory, nie bardzo zwracała na niego uwagę, ale skoro miał uczestniczyć w wyprawie... Skłoniła się grzecznie.
Spróbowała się podnieść, ale nie mogła. Znowu odwróciła się do Cypriana
-przepraszam, ale chwilowo jestem trochę … uziemiona. Jak tylko uda mi się jakoś temu zaradzić, chętnie spotkam się z - tu zatrzymała się na jedną setną sekundy. W jej głosie zabrzmiała ledwo dostrzegalna nutka niepewności - założycielem
Ciekawe cóż to był za człowiek. Sam jego „tytuł” mimowolnie wytworzył w głowie Maike obraz wiekowego staruszka. Chłopak zaczekał jeszcze chwilę. Spojrzał na zjeżonego Sevillo i po chwili zastanowienia postanowił się stamtąd ulotnić. Musiał widocznie uznać, iż Dante zajmie się problemem dziewczyny, znacznie lepiej w pojedynkę, nie mieszając do tego osób postronnych, na przykład – jego. Skłonił się głęboko i skierował w jedynie sobie znanym kierunku.
Maike postanowiła sama sobie poradzić z niechcianym balastem. Nie wiedziała, kiedy zjawi się sympatyczny malec o klejących całusach, a spędzić na dachu reszty dnia, nie miała zamiaru. Problem pozbycia się futrzaka był jednak dość zasadniczy. Jeden ale za to spory. JAK? .
Wcześniejszy pomysł prawdopodobnie okazałby się skuteczny, ale... no właśnie, dziewczyna nie potrafiłaby zrobić krzywdy nikomu, nawet kotu, a może zwłaszcza kotu? Musiała spróbować łagodniej. Schyliła się do zwierzaka, podrapała go za uchem i zaczęła najsłodziej jak tylko potrafiła
- proszę cię, zejdź, ja naprawdę muszę iść - szepnęła mu do ucha. Kot nie zareagował, w każdym razie tak to wyglądało. Nie wydał z siebie, co prawda żadnego przerażającego dźwięku, ale i nie ruszył się z miejsca. Zapanowała chwila ciszy i jako takiej konsternacji. Jemu na kolanach pasowało i niewiele więcej się dla niego liczyło. Ponowiła prośbę.
- bardzo cię proszę – jej wysiłki okazały się bezskuteczne. Kot leżał jak zaklęty. Postanowiła wsunąć palce pod jego, jak się okazało dość chude, ale za to ciężkie, cielsko niestety przywarł do Maike niczym olbrzymia pijawka.
Dziewczyna poddała się. No ładnie. Zostanie tutaj, zdana na łaskę zwierzęcia. Odchylona do tyłu, oparła się na wyprostowanych rękach.
W pewnym momencie poczuła, że mięśnie kota wyraźnie się rozluźniają. Podniósł łeb, z satysfakcją powiedział „miau” i poprawił sobie pozycję na jeszcze wygodniejszą. Wygrał i był z tego bardzo dumny.
- bardzo śmieszne - burknęła teatralnie nadąsana dziewczyna i położyła się na podłożu. Mogła, co prawda teraz spróbować podnieść intruza, ale nie miało to najmniejszego sensu. Zanim zdążyłaby go chwycić, ten z powrotem przywarłby do jej kolan. Oby Dante szybko wrócił.
Leżąc na dachu widziała przesuwające się leniwie chmury. Jedna z nich niezaprzeczalnie przypominała kota. Złośliwość losu. Podniosła minimalnie głowę. Zwierzak nadal leżał na jej kolanach i był z siebie bardzo zadowolony. Podłamana opuściła głowę na drewniane podłoże z taką z takim impetem, iż nabiła sobie guza. Siła bezwładności również nie stała dzisiaj po jej stronie.
- ała - szepnęła i mimowolnie przymknęła oczy. Namierzyła palcami obolałe miejsce i zaczęła rozmasowywać sińca. Nagle poczuła, że kot sztywnieje i przykleja się do jej nóg nawet bardziej niż poprzednio. Kilka sekund później nastąpiła cała seria syknięć i prychnięć. Zaintrygowana otworzyła oczy. Zaraz nad nią stał Dante i uśmiechał się przymilnie.
- wróciłem - zaczął entuzjastycznie - i przyprowadziłem pomoc!
Maike zamrugała ze zdziwienia kilka razy i rozejrzała się dookoła. Dopiero po kilku sekundach w miejscu, w którym znajdowała się drabinka pojawiła się czyjaś głowa. Po chwili kompletna już postać stała obok chłopca. Pomocnikiem okazał się niezbyt zadowolony z rozwoju wydarzeń, Cyprian, którego Dante najprawdopodobniej zgarnął gdzieś po drodze.
Futrzak (na chwilę obecną bacznie mierzący wzrokiem dwóch chłopców) skutecznie uniemożliwiał dziewczynie jakiekolwiek ruchy, w końcu uśmiechnęła się zażenowana z faktu, że sama sobie nie poradziła i powiedziała:
- bardzo mi przykro, ale nadal nie bardzo mogę wstać.
- już niedługo - wtrącił z niezwykłym przekonaniem i ożywieniem malec. Podszedł do kota od przodu, Cyprian natomiast od tyłu. Zwierze się zjeżyło i wydało z siebie długie syknięcie. Jedno z tych, które można by odczytać jako "nie waż się!". Ale chłopiec w nosie miał humory kocura. Chwycił go za przednie łapy, pomocnik zaś za tylnie i po chwili udało im się uwolnić unieruchomioną wcześniej, dziewczynę. Kot starał się jakoś wyrwać, potem ugryźć chłopca w rękę, jednak Dante miał już najwidoczniej trochę dłuższy staż ze swoim pupilem i jakoś udało mu się ominąć kiełki niezadowolonego Sevillo.
Po dziwnych akrobacjach, w których Maike nie udało się zbytnio połapać, futrzak wylądował na szyi chłopca i stworzył żywy szalik.
Starszy chłopiec otrzepał się z nieistniejącego kurzu, skłonił uprzejmie i po chwili znowu zniknął w tłumie.
- No to możemy iść - uśmiechnął się Dante i z uśmiechem zszedł po drabince. Kot bez większych problemów utrzymywał się na jego karku. Nie miał już jednak tak zadowolonej miny jak wcześniej. Właściwie to ciężko było określić emocje, jakie się w nim teraz mieszały.
Voddaccianin, mimo iż stał bliżej zejścia, ustąpił Maike miejsca. Ta uśmiechnęła się delikatnie i podążyła za Dante.
Z początku prowadził ich pomiędzy przerzedzającym się tłumem ludzi, potem jednak skręcili w stronę wozów cyrkowych. Tutaj osób postronnych pałętało się naprawdę niewiele. Pojedyncze zagubione jednostki starały się przebrnąć między domkami na kółkach do olbrzymiego namiotu.
Dante znał drogę doskonale. Przeprowadzał swoich towarzyszy pomiędzy najróżniejszymi wozami. Od kolorowych po szarobure. W końcu przeciskając się pomiędzy wozem jakiegoś brodacza a gabinetem luster dotarli do płachty namiotu. Nie było tam jednak żadnego wejścia tyko olbrzymia, materiałowa ściana. Chłopiec ani na chwilę się nie zatrzymał. Bez zastanowienia skręcił w lewo, prowadząc ich wzdłuż jaskrawej konstrukcji. Po chwili doszli do mniejszego namiotu i tuż przed nim się zatrzymali.
- to tutaj - powiedział chłopiec i uśmiechnął się promiennie, dokładnie tak jak to miał w zwyczaju. Mężczyzna, który pewnym sensie towarzyszył do tej pory dziewczynie zrobił dziwną minę jakby nie do końca był o czymś przekonany, po czym poprawił ubranie i wszedł do środka. Dziewczyna poczochrała przyjaźnie główkę dzieciaka i kilka sekund później poszła w ślady Voddaccianina.
W środku mniejszego namiotu panowała przedziwna i trudna do opisania. Z jednej strony czuło się jakiś respekt, może lęk, a jednak nie było tam bardzo nie komfortowo. Trochę jak u babci czy dziadka na strychu. Założyciel, owszem, okazał się starszym człowiekiem, chociaż Maike wyobrażała go sobie trochę inaczej.
Ukłoniła się grzecznie przy wejściu i usiadła na miejscu wskazanym przez gospodarza. Poza wymianą powitań nic więcej nie zostało jeszcze powiedziane. Starszy pan z delikatnym, przyjaznym uśmiechem, jedynie przyglądał się swoim gościom.
Herbata, można powiedzieć, już na nich czekała. Jakaś dziewczyna, niewątpliwie cyganka, podała ją dosłownie minutę po zajęciu przez dwójkę młodych ludzi, miejsc. Sceneria zmieniła się jednak bardzo szybko gdyż niecałe kilka minut później do zebranych dołączyła jakaś zielonooka dziewczyna oraz … kawaler Sept Torus, przez nią właśnie podtrzymywany. Maike aż zamurowało, kiedy się odwróciła. Wyglądał nie najlepiej. Czyżby to o nim Dante jej wspominał? Bohater, który uratował biedną dziewczynę, napastowaną przez jakiegoś gbura. Doprawdy wspaniały musiał być to człowiek.
Kiedy wszedł ukłoniła się mu nie wstając jednak z krzesła. Trzymała w rękach filiżankę a nie chciała rozlać jej zawartości, co przy poderwaniu się do góry, byłoby bardzo prawdopodobne.
Zielonooka dziewczyna o wybitnie miękkich ruchach pomogła mężczyźnie usiąść w fotelu, sama natomiast skierowała się w stronę założyciela i tam już pozostała. Było w jej oczach coś dziwnego, coś przerażająco wręcz, znajomego. Takie same oczy widziała już u kogoś. I to dość niedawno.
Czy nie przypadkiem u ...?
Niemożliwe.
 
__________________
Pióro mocniejsze jest od miecza (...) wyłącznie jeśli miecz jest bardzo mały, a pióro bardzo ostre. - Terry Pratchett
alathriel jest offline