Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-10-2008, 18:45   #211
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Widać trochę prawdy tkwiło w owych słowach, bo półelfka zadarła nosa, prychnęła i przestała się odzywać. Nawet na uprzejme:

- Dobranoc... - wypowiedziane przez Derricka nie raczyła zareagować.

Ranek niewiele przyniósł poprawy i śniadanie upłynęło w milczeniu. Dopiero gdy ruszyli w drogę widok otaczającej ich przyrody sprawił, że Liliel w cudowny sposób odzyskała głos. Nawiązując do nocnego spotkania w wiosce wyraziła swoje zdanie na temat chłopów, krasnoludów i ich kobiet.

A potem jakby się rozwiązał worek i z ust półelfki popłynęły, jedna za drugą, opowieści o okolicznych lasach oraz grasujących w nich potworach i ich spotkaniach z ludźmi. Które to spotkania rozmaicie się kończyły dla zainteresowanych stron...

Nagłe odzyskanie głosu przez półelfkę było zjawiskiem nader ciekawym, ale nie niepokojącym. Wyglądało to tak, jakby spod znanej Derrickowi powłoki cielesnej wydobywała się na świat inna Liliel, dotychczas głęboko ukryta za 'miejską', wrogą wobec ludzi powłoką. Chyba, że jakiś vexling, mimikiem również znany, zamienił się miejscami z półelfką... Ale w takim przypadku Derrick nie był w stanie rozpoznać podróbki.

Bez względu na powody owej przemiany Derrick wolał nie przerywać tego monologu. Opowieści były dość ciekawe, części z nich nie znał. W dodatku stanowiły dowód tego, że Liliel nie jest całkowitym milczkiem i mrukiem. I że może, przy odrobinie szczęścia, stać się całkiem miłym towarzyszem podróży.

Od czasu do czasu monolog zamieniał się w dialog, gdy Derrick, korzystając z chwilowej przerwy w przemowie, zadawał jakieś pytania, na które Liliel nawet raczyła odpowiadać. A jeśli zdarzało się, że zapadało milczenie, to nie ciążyło ono ani Derrickowi, ani półelfce.
W dodatku, przynajmniej na razie, nie ulotniła się chyłkiem...

(...)

Może za późno wstali, może za dużo czasu zmitrężyli w południe, a może po prostu zabyt wolno jechali... W każdym razie nie zdołali dotrzeć na czas do Krzyków. Kolejny nocleg pod chmurką... Akurat przeciw temu Derrick nic nie miał. Szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że skoro Liliel zmieniała się na lepsze wśród zieleni drzew, to w miejskich murach mogła wrócić do dawnej, ciężko strawnej towarzysko postaci.

- Panie, poszukacie drewna na ognisko. W końcu nie muszę cały czas dbać o to, byśmy nie zamarzli po nocy - usłyszał nagle Derrick.

Brzmiało to całkiem żartobliwie. W dodatku, gdyby słyszał ich ktoś obcy, nieco dwuznacznie...

- Nie ma sprawy - Derrick stłumił uśmiech i, nie komentując wypowiedzi, ani nie stwierdzając, że w takie upalne noce ognisko do grzania im potrzebne nie jest, ruszył do lasu.

Zbieranie gałęzi zdatnych na opał nie zajęło Derrickowi wiele czasu. Jednak nieco gorzej było z drogą powrotną. Zmierzch już zapadł, księżyc, leniwy nad podziw, albo równie złośliwy, ledwo oświetlał pogrążoną w mroku ziemię.


Odnalezienie obozowiska nie było w zasadzie rzeczą trudną... Wystarczyło iść kawałek do traktu, skręcić w prawo, przejść kilkanaście kroków, skręcić w las...
Można też było iść na skróty...

- Kto drogi prostuje... - Derrick przypomniał sobie stare powiedzenie, gdy na jego drodze wyrósł nagle gąszcz splątanych krzewów o nad wyraz długich kolcach, których ostrość zachwyciłaby każdą krawcową...

>>W prawo, czy w lewo...<< - rzuciłby monetą, gdyby nie to, że z pewnością byłby to pieniądz stracony.

W lewo prowadziła droga do traktu, zdecydowanie okrężna, zaś w prawo... Spróbować zawsze można było. A Liliel z pewnością za nim nie tęskniła, choć mogła się nieco zdziwić, że poszukiwania drewna tak długo trwają.

Szmer płynącej wody odwrócił uwagę Derricka od obozowiska i konieczności odnalezienia prowadzącej do niego drogi. Z wody można było skorzystać do uzupełnienia zapasów. Nie zwlekając Derrick skierował się w tamtą stronę. Nim jednak zdążył zrealizować ten zamiar zamarł na skraju urywającego się nagle lasu.
Strumyk gwałtownie się kończył, rozlewając się w niewielkie, wodne oczko. A słabe światło księżyca nie tylko umożliwiało zorientowanie się, kto zażywa w owym oczku kąpieli, ale również pozwalało rozróżnić niektóre szczegóły anatomii owej osoby.

Derrick zaklął pod nosem. Durna baba, zamiast szczerze go poinformować o zamiarze kąpieli, wysłała go po nikomu nie potrzebne gałęzie. Jakby się bała, że medyk, nie zważając na dobre wychowanie, wybierze się ją podglądać. I nie pomyślała, że świat jest nad wyraz mały...

Wiele możliwości nie stało przed Derrickiem, ale zawsze jakiś wybór miał. Mógł na przykład dołączyć się do półelfki i zaproponować umycie pleców. Co skończyłoby się karczemną awanturą i definitywnym końcem stosunków towarzyskich.
Mógł też stać i podziwiać widoczne mimo nienajlepszego oświetlenia nader interesujący zarys piersi Liliel. Ale nie był już młokosem i raczej wyrósł z etapu podglądania.
Pozostawała jeszcze trzecia możliwość...

Obrócił się na pięcie i, starając się poruszać ciszej niż kot, oddalił się od panny w kąpieli. Miał cichą nadzieję, że szmer wody zagłuszy ewentualny hałas, wywołany przez jego kroki...

(...)

Dotarł do obozu i rzucił na ziemię przyniesiony chrust.
Odrobina pracy, kilka uderzeń krzesiwa i na środku polanki zapłonęło niewielkie ognisko.


Derrick rozsiadł się wygodnie, nadział na długą gałązkę kawałek suszonego mięsa i zaczął je opiekać nad ogniskiem. Kiełbasa byłaby ciut lepsza, ale akurat tym produktem nie dysponował...

Liliel zjawiła się po paru minutach. Usiadła przy ognisku bez słowa. Najwyraźniej nie zamierzała niczego wyjaśniać.
Derrick przeniósł wzrok z ogniska na wilgotne włosy dziewczyny.
I nie powiedział ani słowa. Znów skupił wzrok na ogniu...
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 18-10-2008 o 08:51.
Kerm jest offline