Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-10-2008, 18:45   #211
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Widać trochę prawdy tkwiło w owych słowach, bo półelfka zadarła nosa, prychnęła i przestała się odzywać. Nawet na uprzejme:

- Dobranoc... - wypowiedziane przez Derricka nie raczyła zareagować.

Ranek niewiele przyniósł poprawy i śniadanie upłynęło w milczeniu. Dopiero gdy ruszyli w drogę widok otaczającej ich przyrody sprawił, że Liliel w cudowny sposób odzyskała głos. Nawiązując do nocnego spotkania w wiosce wyraziła swoje zdanie na temat chłopów, krasnoludów i ich kobiet.

A potem jakby się rozwiązał worek i z ust półelfki popłynęły, jedna za drugą, opowieści o okolicznych lasach oraz grasujących w nich potworach i ich spotkaniach z ludźmi. Które to spotkania rozmaicie się kończyły dla zainteresowanych stron...

Nagłe odzyskanie głosu przez półelfkę było zjawiskiem nader ciekawym, ale nie niepokojącym. Wyglądało to tak, jakby spod znanej Derrickowi powłoki cielesnej wydobywała się na świat inna Liliel, dotychczas głęboko ukryta za 'miejską', wrogą wobec ludzi powłoką. Chyba, że jakiś vexling, mimikiem również znany, zamienił się miejscami z półelfką... Ale w takim przypadku Derrick nie był w stanie rozpoznać podróbki.

Bez względu na powody owej przemiany Derrick wolał nie przerywać tego monologu. Opowieści były dość ciekawe, części z nich nie znał. W dodatku stanowiły dowód tego, że Liliel nie jest całkowitym milczkiem i mrukiem. I że może, przy odrobinie szczęścia, stać się całkiem miłym towarzyszem podróży.

Od czasu do czasu monolog zamieniał się w dialog, gdy Derrick, korzystając z chwilowej przerwy w przemowie, zadawał jakieś pytania, na które Liliel nawet raczyła odpowiadać. A jeśli zdarzało się, że zapadało milczenie, to nie ciążyło ono ani Derrickowi, ani półelfce.
W dodatku, przynajmniej na razie, nie ulotniła się chyłkiem...

(...)

Może za późno wstali, może za dużo czasu zmitrężyli w południe, a może po prostu zabyt wolno jechali... W każdym razie nie zdołali dotrzeć na czas do Krzyków. Kolejny nocleg pod chmurką... Akurat przeciw temu Derrick nic nie miał. Szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że skoro Liliel zmieniała się na lepsze wśród zieleni drzew, to w miejskich murach mogła wrócić do dawnej, ciężko strawnej towarzysko postaci.

- Panie, poszukacie drewna na ognisko. W końcu nie muszę cały czas dbać o to, byśmy nie zamarzli po nocy - usłyszał nagle Derrick.

Brzmiało to całkiem żartobliwie. W dodatku, gdyby słyszał ich ktoś obcy, nieco dwuznacznie...

- Nie ma sprawy - Derrick stłumił uśmiech i, nie komentując wypowiedzi, ani nie stwierdzając, że w takie upalne noce ognisko do grzania im potrzebne nie jest, ruszył do lasu.

Zbieranie gałęzi zdatnych na opał nie zajęło Derrickowi wiele czasu. Jednak nieco gorzej było z drogą powrotną. Zmierzch już zapadł, księżyc, leniwy nad podziw, albo równie złośliwy, ledwo oświetlał pogrążoną w mroku ziemię.


Odnalezienie obozowiska nie było w zasadzie rzeczą trudną... Wystarczyło iść kawałek do traktu, skręcić w prawo, przejść kilkanaście kroków, skręcić w las...
Można też było iść na skróty...

- Kto drogi prostuje... - Derrick przypomniał sobie stare powiedzenie, gdy na jego drodze wyrósł nagle gąszcz splątanych krzewów o nad wyraz długich kolcach, których ostrość zachwyciłaby każdą krawcową...

>>W prawo, czy w lewo...<< - rzuciłby monetą, gdyby nie to, że z pewnością byłby to pieniądz stracony.

W lewo prowadziła droga do traktu, zdecydowanie okrężna, zaś w prawo... Spróbować zawsze można było. A Liliel z pewnością za nim nie tęskniła, choć mogła się nieco zdziwić, że poszukiwania drewna tak długo trwają.

Szmer płynącej wody odwrócił uwagę Derricka od obozowiska i konieczności odnalezienia prowadzącej do niego drogi. Z wody można było skorzystać do uzupełnienia zapasów. Nie zwlekając Derrick skierował się w tamtą stronę. Nim jednak zdążył zrealizować ten zamiar zamarł na skraju urywającego się nagle lasu.
Strumyk gwałtownie się kończył, rozlewając się w niewielkie, wodne oczko. A słabe światło księżyca nie tylko umożliwiało zorientowanie się, kto zażywa w owym oczku kąpieli, ale również pozwalało rozróżnić niektóre szczegóły anatomii owej osoby.

Derrick zaklął pod nosem. Durna baba, zamiast szczerze go poinformować o zamiarze kąpieli, wysłała go po nikomu nie potrzebne gałęzie. Jakby się bała, że medyk, nie zważając na dobre wychowanie, wybierze się ją podglądać. I nie pomyślała, że świat jest nad wyraz mały...

Wiele możliwości nie stało przed Derrickiem, ale zawsze jakiś wybór miał. Mógł na przykład dołączyć się do półelfki i zaproponować umycie pleców. Co skończyłoby się karczemną awanturą i definitywnym końcem stosunków towarzyskich.
Mógł też stać i podziwiać widoczne mimo nienajlepszego oświetlenia nader interesujący zarys piersi Liliel. Ale nie był już młokosem i raczej wyrósł z etapu podglądania.
Pozostawała jeszcze trzecia możliwość...

Obrócił się na pięcie i, starając się poruszać ciszej niż kot, oddalił się od panny w kąpieli. Miał cichą nadzieję, że szmer wody zagłuszy ewentualny hałas, wywołany przez jego kroki...

(...)

Dotarł do obozu i rzucił na ziemię przyniesiony chrust.
Odrobina pracy, kilka uderzeń krzesiwa i na środku polanki zapłonęło niewielkie ognisko.


Derrick rozsiadł się wygodnie, nadział na długą gałązkę kawałek suszonego mięsa i zaczął je opiekać nad ogniskiem. Kiełbasa byłaby ciut lepsza, ale akurat tym produktem nie dysponował...

Liliel zjawiła się po paru minutach. Usiadła przy ognisku bez słowa. Najwyraźniej nie zamierzała niczego wyjaśniać.
Derrick przeniósł wzrok z ogniska na wilgotne włosy dziewczyny.
I nie powiedział ani słowa. Znów skupił wzrok na ogniu...
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 18-10-2008 o 08:51.
Kerm jest offline  
Stary 19-10-2008, 12:19   #212
 
Asmorinne's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemu
- Niebywałe, słyszałam chyba kiedyś o takim mieczu, nie przypuszczałam, ze go kiedyś ujrzę - >>>och co za szczęście<<<
Francesca skinęła głową, poczekała aż siądzie Kentan i przysiadła się najbliżej niego.
- Miał Pan racje Tu jest o wiele wygodniej – uśmiechnęła się i zajęła się winem. Kiedy ostatnio takie piła? Cóż za słodycz, esencja doskonałości...
Przypomniała sobie spotkała kiedyś pewnego bogacza, wykorzystała wszystkie swoje uroki aby go uwieść. Ten opowiadał jej o swoim bogactwie o swoim dworze i kilkunastu służkach. Francesca uśmiechnęła się do siebie, zaiste ten jego dwór wyglądał by właśnie tak. Okazało się że mężczyzna bogaczem okazał się tylko z nazwy i starania Liska poszły na marne.
Francesca wyrwała się z zamyślenia.
- Wyśmienite te wino...
Francesca nie przejęła się nawet , ze Kentan nic nie wie o Lionorze, martwiły ją tylko strażniczki i czarodziejka na górze oraz wszystko to o czym mężczyzna nie powiedział. Jakby dworek nie był dobrze zabezpieczony Carl na pewno to by wykorzystał. Cos tu było nie tak, jednak ryzyko opłacało się i zwracało dwukrotnie. A wapirka nie miała nic do stracenia.
Francesca z początku nie zauważyła zranienia Nessy, lecz w tępię prawie ze natychmiastowym wyczuła krew. Spojrzała mrużąc oczy na czarodziejkę, a pyzatym nie zrobiła niczego umiała się powstrzymywać .
- Miło słyszeć, ze w końcu jakiś mężczyzna docenia płeć piękną i rozumie więcej spraw od innych...Tacy mężczyźni jak Pan to istnie kwiaty paproci... mam rozumieć, ze Pan jest tu jedynym przedstawicielem swojej płci?
- Ten pokój jest niesamowity... mógłby Pan oprowadzić nas po pozostałych , nie wątpię, ze są równie piękne...Widać, ze projektant wnętrz włożył w to serce i ciekawi mnie jak wygląda reszta.– Francesca spojrzała na Granda wyczekująco
 
__________________
Cisza barwą mego życia Szarość pieśnią brzemienną, którą śpiewam w drodze na ścieżkę wojenną istnienia...
Asmorinne jest offline  
Stary 20-10-2008, 16:49   #213
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
do Folkena Legary

czerwiec, Trakt Zachodni do Mahakamu, Aedirn

Klacz jechała żwawo i nie dawała poznać po sobie zmęczenia, czego oczywiście nie można było powiedzieć o jeźdźcy. Ale czysta determinacja i wściekłość pchała go do przodu mimo osłabienia i ogólnie kiepskiej kondycji. Byle do przodu, byle szybko. Strata malała z każdą pokonaną milą, z każdą przejechaną godziną.
Niestety bezkresne zdawałoby się pola i łąki dawały Legarze ułudę, że wcale się nie posuwa. Jakimś punktem orientacyjnym mogłyby być wzgórza na południu, ale łowca patrzył uparcie przed siebie. Paradoksalnie jednak ten pozorny brak postępów jeszcze bardziej potęgował jego gniew. Spięta Śnieżka dawała z siebie wszystko, bez boczenia się służąc swemu panu.

Mordercze tępo przyniosło dwojaki efekt. Ten pozytywny był taki, że Folken dotarł do wspomnianego przez mijaną karawanę postoju jeszcze przed wieczorem. Negatyw objawił się tym, że Legara dosłownie spadał z konia. Kiedy klacz stanęła grzecznie pod ochronną wiatą


wyczerpany mężczyzna zsunął się z siodła i od razu zapadł w sen. Co więksi hipochondrycy powiedzieli by pewnie, że zemdlał, ale to przecież twardy gość...

(...)

Folkena obudziła Śnieżka trącając go chrapami. Było jasno, więc albo jeszcze nie zapadła noc, albo wręcz przeciwnie- zmarnował mnóstwo czasu na spanie. Otaczające postój drzewa uniemożliwiały zobaczenie pozycji słońca, tedy łowca wyszedł na Trakt.
I oczywiście było tuż po wschodzie! Powinien był odpocząć tylko kilka godzin, a tu figa. Znowu trzeba będzie gnać na złamanie karku. Wściekły i bynajmniej nie wypoczęty Legara wrócił po klacz i pognał dalej.

(...)

7 czerwca, Trakt Zachodni do Mahakamu, Aedirn

Na Trakcie mijał pojedyncze osoby, lub pary. Raz musiał wymijać karawanę jadącą ku Aldersbergowi, ale w sumie tempo było duże, a przeszkód niewiele i mało uciążliwych.
Jeszcze przed południem łowca dotarł do punktu od którego znowu rozciągał się las. Pochylone po północnej stronie drzewa tworzyły coś na kształt tunelu wjazdowego, choć szczerze mówiąc łowcę mało to obchodziło.


I pewnie w ogóle przejazd przez las nie zapadł by mu w pamięć, gdyby nie jedno dość nieciekawe wydarzenie, które go czekało.

Było niemal dokładnie południe, Trakt ciągnął przez gęsty las, zarówno na wschodzie jak i zachodzie nie było widać żadnych podróżnych. Folken usłyszał hałas dobiegający zza drzew i to zbliżający się bardzo szybko. Zresztą już teraz nie był daleko, zmęczenie przytępiło zmysły łowcy. Nim zdążył na dobre zareagować na drogę wypadł jakiś mężczyzna wyglądający na drwala. Przynajmniej był marnie ubrany, a w ręce trzymał siekierę. Lecz i teraz zanim Legara zdążył wszystko przeanalizować uprzedziło go nadciągające wydarzenie.
Otóż drwal padł na ziemię, w sposób jasno dający do zrozumienia, że nie żyje. Teorię potwierdzała strzała, która teraz wystawała mu z pleców. Wśród drzew są jacyś łucznicy! Zbóje? W sumie nieważne kto to, ważne, że łowca znalazł się w złym miejscu o złym czasie.

do Derricka Talbitt

6 czerwca, Trakt Zachodni, Aedirn

Dziewczyna nie milczała jednak zbyt długo, patrząc na piekące się mięso westchnęła
-Ech, niepotrzebnie pan się wziął tak szybko do kucharzenia. Znalazłam króliczą norę. Mięso i tak trzeba będzie teraz przygotować, więc zmarnował pan zapasy.

Faktycznie Liliel rzuciła przed palący się ogień dość sporego królika. No i trzeba jej przyznać, że i wymówka czemu to Derrick miał zebrać drewno wyszła z tego całkiem niezła. Efekt psuły jedynie mokre włosy, ale medyk i tak taktownie nie miał zamiaru wytykać tego szczegółu. Nie zrażona tym jednak półelfka wyjęła nóż i zaczęła zręcznie oprawiać zdobycz. Po kilku minutach świeże mięso przypiekało się już nad ogniskiem.
Było całkiem niezłe, może odrobinę łykowate, ale nie ma się co spodziewać że przygodnie spotkane zwierze będzie okazem zdrowia godnym królewskiego stołu. Grunt, że kolacja była pożywna- siły przydadzą się do dalszej drogi... A Talbittowi również do wytrzymania z tą postrzeloną dziewczyną.

A może to po prostu różnice rasowe? Inna mentalność, wychowanie i tradycje. Medyk mógł nie być rasistą, ale co tak naprawdę wiedział o nieludziach? Że krasnoludy to znamienici górnicy i kowale, gnomy są niedoścignione w metalurgii? A ich tradycje, obrządki, święta?

(...)

7 czerwca, okolice miasta Krzyki, Aedirn

Kolejna noc spędzona w lesie minęła spokojnie i bez żadnych przykrych niespodzianek. Zresztą czego się było bać? Siedziby ludzkie są zbyt blisko aby pałętały się tu dzikie zwierzęta, a czerwcowa pogoda na razie odznaczała się wysokimi nasłonecznieniem i temperaturami. Tak więc medyk i półelfka mogli ruszyć dalej.

Niestety okazało się, że nad Derrickiem ciążyło jakieś fatum. Tuż przed miastem bowiem napatoczył się na kolejną scenę prześladowania nieludzi, chociaż trudno tutaj tak naprawdę mówić o prześladowaniu. Raczej o nadciągającej bójce.
Mianowicie oczom Talbita i Liliel ukazały się dwie małe grupki: jedna składająca się z trójki krasnoludów


i druga w której skład wchodziło pięciu rosłych mężczyzn. Pomiędzy nimi stało dwóch blondwłosych mężczyzn, z których jeden bogato gestykulował.


Zaintrygowana dziewczyna pośpieszyła swojego konia, Derrick był trochę ostrożniejszy. Wkrótce jednak jego uszu dobiegły wykrzykiwane inwektywy.

-Wasza ostatnia karawana spłoszyła mi konia wy cholerne kurduple. Okulawiał mi na korzeniu!- gorączkował się najbardziej wysunięty z byczków.
-Było lepszą chabetę kupić matole, a nie z pretensjami do nas. Poza tym mówił żem ci debilu, że nie jeździmy z karawanami!- odpyskował jeden z krasnoludów.
-Wszystkieście takie same konusy cholerne, jeden z was zawinił, to teraz płaćta za szkodę!
-Takiego wała!- odryknął rudobrody krasnolud, dla podkreślenia swojej opinii pokazując powszechnie znany obraźliwy gest.

Pomiędzy tymi dwoma burzowymi frontami stali zaś owaj blondyni, z których jeden (choć zagłuszany) próbował przemówić grupkom do rozsądku.
-Po co te kłótnie panowie? Sprawę da się załatwić pokojowo, trochę dobrej woli.
Drugi, z brodą, ciągnął swego towarzysza za rękaw wyraźnie pragnąć odciągnąć go spomiędzy młota i kowadła.

Czy ta podróż do Mahakamu nie może przebiegać spokojnie?

do Nessy z Thanedd i Francesci De Riue

7 czerwca, okolice miasta Asenerg, Aedirn

- Miło słyszeć, ze w końcu jakiś mężczyzna docenia płeć piękną i rozumie więcej spraw od innych...Tacy mężczyźni jak Pan to istne kwiaty paproci... mam rozumieć, ze Pan jest tu jedynym przedstawicielem swojej płci?

Kentan nawet nie zastanawiał się nad odpowiedzią, stłumił śmiech jaki wywołało to pytanie i odrzekł:
-Jestem prawdziwym rodzynkiem w tym budynku. Wszak zgodnie z twierdzeniem mieszkańców Asenergu jestem samolubnym rozpustnikiem, czyhającym na cnotę i dobre imię każdej niewiasty- wydeklamował uroczyście, co dało efekt komiczny.
-Proszę się jednak nie obawiać, opinie o mojej osobie są dalece przesadzone. Mam też naturalnie pracowników płci męskiej, oni jednak doglądają moich spraw w Carbonie, Aldersbergu czy Vengersbergu. Dzięki temu nie muszę się ciągle użerać z ich przerostem ambicji.

Wampirzycy w głowie ciągle biegały myśli o bogactwach znajdujących się w dworku, korzystając więc z okazji zapytała:
- Ten pokój jest niesamowity... mógłby Pan oprowadzić nas po pozostałych? Nie wątpię, ze są równie piękne...Widać, ze projektant wnętrz włożył w to serce i ciekawi mnie jak wygląda reszta.

Grand jednym łykiem dopił wino i odłożył puchar na stół.
-To bardzo stary dwór, a jego fundamenty są jeszcze starsze. Kiedyś, jeszcze przed powstaniem Aedirn, stał tutaj prawdziwy elfi dwór, ale pożoga wypaliła go niemal do cna. Potem został odbudowany na podobieństwo pierwowzoru. Przechodził przez lata jeszcze kilka renowacji, aż do stanu obecnego. Gdyby te mury potrafiły mówić, pewnie podzieliłyby się niejedną ciekawą historią.
Gospodarz wstał i zgodnie z nakazami etykiety odsunął krzesła Liskowi i Żmijce.
-Skoro chcą panie obejrzeć moją siedzibę nie widzę żadnych przeciwwskazań.- Nagle wpadła mu do głowy jakaś myśl, gdyż zupełnie innym tonem zapytał.- Domyślam się, że miłe panie nie szukają Lionory zupełnie w ciemno. Mogę wiedzieć dokąd prowadzą ślady?
 
Zapatashura jest offline  
Stary 20-10-2008, 22:05   #214
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Żmijka naprawdę doceniała tę przygodę. Nawet historii domostwa mogłaby wysłuchać szczegółowej, tak samo jak przygód związanych z kolekcją żelastwa. Kentan był, co tu dużo ukrywać, śliczny i kiedy wyobrażała sobie te silne ramiona oplatające jej kibić, ten brzuch lekko spocony, obok jej brzucha… może lepiej nie będzie sobie tego wyobrażać, bo mina zdradzi ją na pewno a po co na darmo z siebie przedstawienie robić.

Bo Żmijka była prostolinijna i zdecydowanie lubiła upraszczać sytuacje, obrazowo rzecz ujmując z działań matematycznych najbardziej pasowało jej dzielenie, skracanie i uzyskiwanie liczb prostych, choćby przy zastosowaniu dużych przybliżeń.
A teraz, skoro uroda i czar pana domu uczyniły jej myśli tak natrętnie monotematycznymi, fakt, że gospodarz wydawał bawić się samą rozmową i że jeśli snuł jakieś plany miały one zbyt daleką perspektywę i zbyt trójkątny kształt zaczął Nessie przeszkadzać.

- Francesca na pewno wszystko Panu opowie. Przypomniałam sobie, że muszę iść. Proszę mnie nie odprowadzać.


***

Pogoda i okolica nadal były piękne. Ale tym razem czarodziejka chyba tego nie widziała. Myślała o tym, że na świecie nie ma prawdziwych mężczyzn, i że przeciętna dziewczyna dowiaduje się o tym w wieku dwudziestu siedmiu lat.
 
Hellian jest offline  
Stary 22-10-2008, 12:21   #215
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Tłumaczenie Liliel było całkiem nieźle umotywowane. A dowód, choć nieco łykowaty, smakował całkiem nieźle.

Nie komentując pewnych niedociągnięć w relacji Derrick udał, że nie dostrzega nic dziwnego w wyglądzie półelfki. I niezbyt go interesowało, czy dziewczyna uzna go za ślepego i łatwowiernego głupca, czy też nie. Dużo wyżej, niż opinię Liliel o sobie cenił święty spokój i nawiązującą się nić porozumienia.


Zbiegowisko składające się z trzech diametralnie się różniących grup Derrick normalnie ominąłby szerokim łukiem. Albo, całkiem racjonalnie, poczekałby i opatrzyłby tych, którzy przeżyli.
W tę awanturę z pewnością by się nie mieszał, gdyby nie Liliel, która z ochotą wyrwała się do przodu, najwyraźniej znudzona brakiem atrakcji urozmaicających podróż.

Oczywiście mógłby ją zostawić. Mógłby... Gdyby nie to, że czuł się za nią nieco odpowiedzialny, jako że miał półelfce towarzyszyć. Wzdychając za urokami samotnej podróży ruszył za dziewczyną.

Spotkanie było bez wątpienia nie należało do przyjacielskich, o czym świadczyły zarówno słowa, jak i spojrzenia, jakimi obrzucały się dwie grupki - pięciu ludzi i trzy krasnoludy. I wyglądało na to, że słowa, jakie padły z ust z jednego z bardów, wzywające do pokojowego rozwiązania sprawy są słowami wypowiadanymi niepotrzebnie. Bo jak przekonać kogokolwiek, że nie ma czegoś takiego jak zbiorowa odpowiedzialność...

Derrick dojechał do zwaśnionych grup i odezwał się, zanim Liliel zdążyła zabrać głos.

- Panowie - poparł barda - może jednak spróbujecie się dogadać.

- Dogadać się? - wrzasnął krasnolud. - Z nimi? Tym - klepnął rękojeść solidnego topora - sobie pogadamy!

- Dogadamy się jak nam zapłacą! - wrzasnął najbardziej zapalczywy z piątki ludzi. - Też umiemy machać żelazem!

Wizja pokojowego rozwiązania sprawy oddalała się galopem.

- Panowie, spokojnie. Nie kłóćcie się, tylko pogadajcie - powiedział Derrick.

Najwyraźniej jednak nie miał daru przekonywania i jego słowa spotkały się tylko i wyłącznie z uznaniem barda, gdyż reszta skierowała na Derricka nader ponure spojrzenia, zdające się mówić 'Nie wtrącaj się, bo oberwiesz...'

Zanim jednak niechętne spojrzenia zamieniły się w czyny głos zabrała Liliel.

- Panowie - powiedziała, a jej głos sprawił, że antagoniści zwrócili się w jej stronę, najwyraźniej zaskoczeni faktem, że kolejna osoba, tym razem baba, wtrąca się w ich sprawy - moglibyście mi odpowiedzieć na jedno pytanie?

Najwyraźniej to samo zaskoczenie sprawiło, że nikt się nie odezwał

Liliel odwróciła się w stronę Derricka i syknęła: - Daj mi te obrazki, medyku! - częstując przy okazji kuksańcem. Niemal wyrwała listy gończe z ręki Derricka i pokazując je wszem i wobec spytała:

- Widzieliście może którąś z tych osób?

- Albo czarodziejkę - dodała po sekundzie. Spojrzała wyczekująco na Derricka, ale ten nic nie powiedział.

- Nessę - uzupełniła swą wypowiedź Liliel.

Spojrzała na Derricka z wyrzutem. Najwyraźniej miała pretensje o to, że nie raczył opisać swej byłej towarzyszki.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 22-10-2008 o 12:28.
Kerm jest offline  
Stary 25-10-2008, 17:26   #216
 
Asmorinne's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemu
Francesca dokładnie słuchała wypowiedzi Kentana już sama nie była pewna czy wolała zmierzyć się z nieobliczalnymi kobietami w walce, czy też z mężczyznami. W końcu doszła do wniosku iż wszystko jej jedno bo nie ma w planach się z nikim bić, gdyż wszystko pójdzie gładko. Skąd tyle optymizmu w myślach wampirki? Może to po prostu towarzysz rozmowy i jego niesamowity urok osobisty tak na nią podziałał?
Kobieta zaplanowała już, że przyjdzie tu w nocy, gdyż przeczuwała pełnię.
Francesca przeciągnęła się na cudownie wyrzeźbionym krześle, gospodarz zgodził się oprowadzić je po dalszych częściach dworku.
-Domyślam się, że miłe panie nie szukają Lionory zupełnie w ciemno. Mogę wiedzieć dokąd prowadzą ślady?-

Francesca spojrzała pytająco na Nessę, która oznajmiła, ze musi coś załatwić w mieście.
>>> Do czego to wszystko zmierza?<<< spytała samą siebie. Nie miała zamiaru iść z czarodziejką, musiała przecież zostać i zobaczyć inne błyskotki i skarby tego dworku.

- Ślady nie są wyraziste, ani wiarygodne. Jedyny trop który posiadamy pochodzi z ballady, a jest tym miejscem górniczy obóz krasnoludów...-
Powiedziała prawdę, jakże to rzadko się zdarzało. Idąc z Kentanem starała się zapamiętać każdy szczegół i każdą możliwość ucieczki.
Nie zamierzała zostać tutaj długo i przy pierwszej lepszej sposobności chciała się ulotnić. Żałowała trochę, perspektywa spędzenia tu nocy była kusząca tak samo jak wyobrażenie słodyczy krwi gospodarza. Musiała jednak zachować siły.
 
__________________
Cisza barwą mego życia Szarość pieśnią brzemienną, którą śpiewam w drodze na ścieżkę wojenną istnienia...
Asmorinne jest offline  
Stary 25-10-2008, 20:30   #217
 
Zaelis's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znany
Folken po okrutnym obudzeniu ziewnął przeciągle i poprawił pozycję, chcąc jeszcze przespać kilka godzin. On nie był zmęczony, nie..był wyczerpany. Dlatego też nie był zadowolony z pobudki. Ale niezadowolenie przerodziło się w gniew, kiedy ujrzał pozycję słońca. Wsiadł na konia i ruszył dalej, po zjedzeniu skromnego śniadania. Ale tym razem, nie gnał na złamanie karku, wolał oszczędzać chociaż trochę siły swoje i konia. Niemniej tempo było ostre.
***
Kiedy dotarł do dziwnego tunelu jego wściekłość już trochę ochłonęła. Widząc drwala nawet się uśmiechnął, mając nadzieję na zdobycie informacji.
Ale wtedy strzała posłała go do piachu.
Zaklął głośno i natychmiast spiął konia, do galopu. Jechał jednak tylko kilkanaście metrów nim nie gwałtownie szarpnął wodzami, zmuszając Śnieżkę do wjechania w las. Jechał jeszcze kilka chwil, wolniej i przywiązał klacz do jednego z drzew. Potem wrócił ostrożnie do miejsca, gdzie zabito drwala. Może i nie powinien tego robić, ale ciekawość była zbyt duża. Ostrożnie zakradł się do drogi tak by pozostać niezauważonym i obserwował.
 
Zaelis jest offline  
Stary 28-10-2008, 19:51   #218
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
do Derricka Talbitt

7 czerwca, miasteczko Krzyki, Aedirn

W powietrzu zawisła dziwna cisza. Wszyscy przedstawiciele płci zgodnie uznawanej za brzydszą patrzyli na Liliel i zastanawiali się co tak w ogóle miało miejsce.
Jeszcze przed chwilą kłócili się w sposób sugerujący rychłą bójkę, a ta paniusia jakby nigdy nic wlazła między nich i zadaje pytania. Sytuacja była tak absurdalna, że nikt jakoś nie kwapił się by na nią zareagować. Pierwszy rezon odzyskał brodaty bard.

-No proszę, proszę. Tak, ja i mój towarzysz widzieliśmy ob...- dalszą część zdania urwało jęknięcie bólu, gdyż drugi blondyn nadepnął mówiącemu na stopę.

-Och, przydepnąłem? Wybacz, wiesz jaki bywam niezgrabny. Otóż to prawda, widzieliśmy obwiesia z tego listu. Nie dalej jak dwa dni temu przejeżdżał przez miasto kierując się na zachód.

Kłamstwo, a raczej półprawda, była szyta tak grubymi nićmi, że nadawały by się na cumę. Mimo to mężczyzna uśmiechał się szczerze i spoglądał na półelfkę cielęcym wzrokiem. Ta zapewne powiedziałaby mu parę miłych słów na temat prawdomówności, ale zamiast tego wydała z siebie przeszywający pisk.
Dźwięk ten zaś spowodowany był przez jednego z krasnoludów, który z rozmachem klepnął dziewczynę w tyłek.

-A niech mnie nazwą brodatym gnomem, jeśli to nie nasza mała Lili. Co cię tu sprowadza serdeńko?- Derrick zapewne używał w myślach różnych określeń swojej towarzyszki, ale serdeńko z całą pewnością się wśród nich nie znajdowało. Spowodowało za to jeszcze większe otępienie wśród uczestników rozgrywającej się sceny.
-A zresztą nie będziesz mleć ozorem na sucho, bo ci te krasne usteczka popękają. Idziemy natychmiast do karczmy i nawet nie próbuj mi się sprzeciwiać pannico!

To, że Talbitt był oniemiały to zrozumiałe. To, że mięśniaki szukające zwady zgubiły grunt pod nogami zresztą też. Lecz widok kompletnie zbitej z tropu i rumieniącej się ze wstydu Liliel był dla medyka czymś godnym zapamiętania na długo.

-Drunin dobrze gada dziewczyno, dawnośmy się nie widzieli, trzeba koniecznie skorzystać z okazji- zawtórował jeden z dwójki krasnoludów, który Druninem nie był.

-Ale, ale nasz koń...- człowiek desperackim rzutem próbował jeszcze skierować sytuację na poprzednie tory.

-Lili, zatkaj no spiczaste uszęta- rzucił Drunin. A potem zaczął wiązankę, która swoją siłą przebiłaby się nawet przez palisadę, a co dopiero dłonie. -Stul ten oparszywiały ryj psi fiucie, albo bogowie mi świadkiem, że ci upierdolę ten durny łeb przy samej dupie, a potem zakopię tak głęboko, że te otępiałe kozie syny przy tobie wysrają flaki ze zmęczenia nim go odzyskają. Jak ci tak brak klaczy coś ją chędożył po nocach, to se drugą kup, zamiast szukać fizyczności z krasnoludzkimi pięściami.

Gdzieś od połowy tego monologu, którego żaden poeta nie uwieczniłby nigdy na papierze, rzeczony artysta-rozjemca energicznie machał rękami by zatrzymać potok słów. Naturalnie bez żadnego efektu.
Paradoksalnie jednak ten pokaz werbalnej agresji zamiast stać się przysłowiową iskrą na beczce prochu, zupełnie już zbił osiłków z pantałyku. Ich ptasie móżdżki nie były najwyraźniej w stanie zrozumieć co się w ogóle stało.
Choć po prawdzie o wiele sprawniejszy umysł Talbitta znajdował się w bardzo zbliżonej sytuacji.

-Niczego nie słyszałaś, prawda Lili?- spytał podejrzliwie trzeci z krasnoludów. Gdy dziewczyna wciąż przyciskając dłonie do uszu pokręciła przecząco głową, nieludź parsknął zadowolony. -I bardzo dobrze, bo to nie były słowa jakie dobrze ułożona panienka znać powinna. A teraz do karczmy, tak?
Półelfka posłusznie skinęła głową i dopiero po chwili opuściła ręce. Tak zagubionej medyk nie zobaczy jej chyba nigdy.

(...)

Kiedy i jak Derrick znalazł się w "Jutrzence" to dwa pytania, na które nie istnieje dobra odpowiedź. W ogólnym zamieszaniu po utarczce ludzi z krasnoludami ktoś musiał chyba przenieść cały budyneczek i postawić go nad głowami Talbitta, Liliel i nieludzi, nie znalazł już niestety miejsca na bardów, którzy mieli styczność ze 'znajomymi" medyka.
Towarzyszami Drunina byli Korin i Gurd. Wszyscy trzej przy garncach trójniaka opowiadali o tym, co to im się ostatnimi czasy przytrafiło. Otóż tuż przed wybuchem rewolty w Aldersbergu skrzyknęli się z kilkoma innymi krasnoludami do stworzenia patrolu mającego bronić dzielnicy nieludzi przed napadamy wściekłego mieszczaństwa. Opisów wybijanych ludzkich zębów i kopanych tyłków było bez liku, a każdy barwniejszy od poprzedniego.
W czasie ruchawki jednak całą trójka siedziała w swych domach, zgodnie bowiem twierdzili, że targnięcie się na Aldersberga było jak próba cofnięcią kijem Dyfne- człek się jedynie namacha i ryby spłoszy.
Teraz cała trójka postanowiła skorzystać z okazji szybkiego i dużego zarobku szukając elfiej kapłanki dla hrabiego. W przeciwieństwie do większości łasych na tytuł i skarb poszukiwaczy, krasnoludy miały cynk, że nie ma co walić na oślep do Doliny Kwiatów, a wręcz przeciwnie na zachód ruszać. I na razie szło im prosto, tylko w jakiejś wsi po drodze kmioty szukały zaczepki, nomen omen chcąc z niewiadomych przyczyn konia, toteż nieludzie musieli zmitrężyć trochę czasu na kopanie tyłków.

-Mówię ci serdeńko- skończył Drunin. -Tych ludzi to do reszty porąbało. Co oni mają teraz z tymi końmi? No, ale gadaj co u ciebie.

-Pst, pst, pst...- półelfka bąkała coś pod nosem.

-Ale głośniej, głośniej pannico.

-Ja też szukam Lionory, wraz z tym oto medykiem: Derrickiem Talbitt.
Trzy pary oczu na raz spoczęły na wyżej wymienionym. Ich spojrzenia sugerowały, że nieludzie dotąd w ogóle medyka nie zauważyli. Chcąc się jakoś z tego zrehabilitować Korin zagaił:

-O proszę, proszę. Tosz panie jesteście lubym naszej Lili?- To serdeczne zdanie sprawiło, że dziewczyna zmieniła kolor cery na ceglano-czerwony aż po czubki uszu.

do Francesci de Riue

7 czerwca, okolice miasta Asenerg, Aedirn

Gospodarz postanowił usłuchać prośby Nessy i faktycznie nie odprowadził jej do wyjścia. Cóż za cudowna okazja, by podprowadzić coś cennego, ale przecież czarodziejka z niej nie skorzysta. Pod okiem Granda zaś Francesca musiała odgrywać grzeczną panną.

- Ślady nie są wyraziste, ani wiarygodne. Jedyny trop który posiadamy pochodzi z ballady, a jest tym miejscem górniczy obóz krasnoludów...- wampirzyca postanowiła tym razem powiedzieć prawdę. Czyżby to przez naturalny urok Kentana, czy też instynktownie wyczuwała, że może się jej to opłacić? Tak czy inaczej odpowiedź jaką otrzymała wydała się intrygująca.

-Och, obóz w Carbonie? Odnoszę wrażenie, że nie odwiedziły mnie panie z czystego przypadku i pod wpływem plotek. Szanowna Francesco, jutro do Asenergu przyjeżdża moja karawana z Carbonu. Gdybyś zechciała trochę poczekać, może oszczędziłabyś drogi i zdobyła potrzebne informacje? oczywiście oferuję w takim wypadku swoja gościnę.

Perspektywa spędzenia nocy w dworku stała sie o tyle bardziej kusząca.

Lecz z drugiej strony Kentan prezentował złodziejce swoje bogactwa. Najpierw na cel oprowadzania wybrał biblioteczkę.
Parę regałów z dębowego drewna zapełnionych było przez książki i manuskrypty. Nie był to księgozbiór jakoś specjalnie pokaźny, ale z pewnością elegancko wyeksponowany. Na każdym grzbiecie równym pismem wyszczególniony był autor i tytuł dzieła.


-Poza porywaniem dziewic, spiskowaniem z nieludźmi i prowadzeniem interesów lubię również czytać. To doprawdy wielka szkoda, że n luksus ten pozwalają sobie jedynie nieliczni i bogaci. Pismo niesie ogromną wiedzę o świecie, historii, kulturze. O ileż biedniejsi byśmy byli, gdyby te wszystkie informacje nie zostały utrwalone?- Gospodarz podszedł do najbliższego regału i wziął do ręki pierwszą z brzegu książkę.

-Na przykład ta pozycja: "Tajemnicza i dzika Zerrikania"- Grand skrzywił się po przeczytaniu tytułu. -No dobra, to zły przykład. Tanika pewnie ucięłaby mi głowę, gdyby wiedziała, że wiedzę o jej ojczyźnie czerpałem kiedyś z tego tomu.
Tanika: kolejna służąca gospodarza. Nie ma się co dziwić, że miejscowi uważają, że stworzył sobie tutaj haremik.

Jeśli coś nie wyjdzie ci za pierwszym razem, próbuj dalej. Wedle tej zasady gospodarz sięgnął na ślepo po następną książkę.
-Więc może ta?- spytał swego gościa i dopiero wtedy spojrzał na obco brzmiący Francesce tytuł: "Kamasutra". Grand przeczytał go bezgłośnie i odchrząknął speszony. -No to chyba jest kolejny zły wybór...

do Nessy z Thanedd

7 czerwca, okolice miasta Asenerg, Aedirn

Jakkolwiek wizyta w domostwie Granda byłą całkiem przyjemna, to jednak oczekiwań czarodziejki nie spełniła. Właściciel tak dobrze wyrzeźbionego ciała okazał się bowiem być rozmownym dżentelmenem. A nawet jeśli nie, to trzech to już tłum.

Ale przynajmniej pogoda była ładna, a cel podróży coraz bliżej. Wizja bogactwa i tytułu szlacheckiego wydawała się coraz bardziej osiągalna, choć przecież czarodziejka wcale się do niej nie zbliżyła. Tym radosnym myślą, towarzyszyły też te trochę bardziej ponure. Przez pamięć Nessy przetoczyły się słowa przyśpiewki nuconej przez dziewczęta w Aretuzie: "ach gdzie ci mężczyźni, prawdziwi tacy"? Żmijka była zdecydowana odnaleźć Celine i po babsku ponarzekać na facetów.

I pewnie wszystko poszłoby po jej myśli, gdyby na trakcie przed miastem nie natknęła się na tego, na kogo się natknęła.

do Folkena Legary

7 czerwca, Trakt Zachodni, Aedirn

Kop adrenaliny dodał Folkenowi potrzebnych mu sił. Wierna Śnieżka w mig zrobiła to, czego jeździec od niej potrzebował. Wjechała w las, ostrożnie omijając korzenie i wertepy. Dała się spokojnie przywiązać do pnia i zachowywała ciszę. Legara miał szczęście, że odnalazł ją w tamtym siole.

Tymczasem jednak przyszła pora na oględziny trupa i okolicy. Czając się w krzakach i obserwując łowca nie dostrzegł zupełnie niczego. Żadnego poruszenia, żadnych sylwetek. Brak jakichkolwiek nietypowych hałasów, jedynie szum wiatru wśród liści i ćwierkanie ptaków. Zupełnie normalna okolica, gdyby nie zwłoki ze strzałą wbitą w plecy. W końcu Folken zdecydował się je sprawdzić. Ostatecznie gdyby ktoś czyhał na świadków morderstwa, to strzeliłby gdy łowca jeszcze był na koniu.

Po pierwsze trup był z całą pewnością trupem. Nie oddychał, nie ruszał się, nawet nie rzęził. Wystający grot był nietypowo wąski, jakaś precyzyjna robota, nie to co można kupić u zbrojmistrzów. Legara spróbował uwolnić drzewiec z ciała i z zaskoczeniem stwierdził, że ten wyszedł bez problemu. Przecież grot powinien się zakleszczyć gdzieś między zebrami.
Sek w tym, że z grotu niewiele zostało, raptem jego nasada. Legara słyszał o podobnej amunicji. Specjalnie przygotowane groty, które pękały wbijając się w cel i rozrzucały odłamki po całych wnętrznościach zostawiając z nich krwawą masę. Nieprzydatne w starciu ze zbrojnymi, ale do zabicia drwala były w sam raz. Nawet Folken nie miałby ochoty sprawdzać, jak teraz wyglądają płuca nieboszczyka.

Nie ma co tutaj zwlekać i kusić losu. Łowca wrócił do Śnieżki i ruszył w dalszą drogę. W najbliższym osiedlu poinformuje kogoś o zwłokach znalezionych na Trakcie, żeby nikomu nie przyszło do głowy wiązać go z tym zabójstwem.
Albo jeszcze lepiej, nic nie powie, nie będzie rzucał się w oczy i niech problemem zajmie się kolejny przejezdny.

(...)

Było już dobrze po południu gdy Legara dojeżdżał do miasta. Już z oddali widział mury fortu, pewnie kiedyś był to ważny punkt obronny, teraz z racji oddalenia od granic był tylko drugo, albo i trzeciorzędnym zabezpieczeniem.
I kiedy tak Folken zastanawiał się ile dać sobie czasu na odpoczynek nim znowu zacznie gonić Nessę i Francescę, z bocznej dróżki wyszła ona.

do Nessy z Thanedd i Folkena Legary

7 czerwca, okolice miasta Asenerg, Aedirn

No i wytrwałość i upartość łowcy dała efekty. Oto stał przed gonioną czarodziejką, która w dodatku byłą sama. Rudowłosej nie było widać nigdzie w pobliżu.
I chociaż Żmijka widziała po legarze zmęczenie, to w jego oczach tlił się jakiś niepokojący ogień.

Są takie momenty, kiedy nawet bogowie nie wiedzą co się zaraz stanie. Całkiem możliwe, że to właśnie jedna z takich chwil.
 
Zapatashura jest offline  
Stary 28-10-2008, 20:25   #219
 
Zaelis's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znany
Oczy Folkena zalśniły złowrogo gdy ujrzał czarodziejkę. Momentalnie jego ciało opuściło zmęczenie, kiedy podjechał, do niej, trzymając ręce na pozór z dala od broni. Jednak w rękawach koszuli skrywał dwa ząbkowane noże, te same, którymi zazwyczaj podcinał gardła swoim ofiarom. Legara spojrzał na nią i jej uroda znowu go poraziła. Wpatrywał się w jej długie, kruczoczarne włosy z prawie że zachwytem. Perfekcyjna sylwetka i oszałamiająca uroda mogła złapać w swe sidła serce nie jednego mężczyzny. Ale nie jego. Zbyt wielka furia otaczała go. Zeskoczył z konia i podszedł do niej.

-Dawno się nie widzieliśmy, prawda, moja droga? - szepnął Legara uśmiechając się do niej. W oczach nie było gniewu, nie..były całkowicie zimne i obojętne. Ten chłód, bijący z przystojnej, opanowanej twarzy mężczyzny to najlepszy dowód na trwającej w jego środku zimnej furii. -Czekaj...kiedy to było? Tak, kiedy uratowałaś mi życie, a potem wraz z Franceską zostawiłyście mnie tam, chorego i wyczerpanego..mam rację? - uśmiechnął się ponownie spoglądając na nią. Jego twarz w końcu się poddała. Widać na niej było skrajne wyczerpanie i zmęczenie. Chwiał się stojąc na przeciw Nessy, a przynajmniej tak to wyglądało z jej strony.
 
Zaelis jest offline  
Stary 29-10-2008, 13:14   #220
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Może i było to dziwne spotkanie. Ale Nessy nie zaniepokoiło. Oczywiście Legara, mężczyzna o ponurym wzroku, poszukiwany w Aldersbergu za zabójstwo, prowokował pewną ostrożność we wzajemnych kontaktach. Minimalną. No bo po pierwsze przecież uratowała mu życie, bezinteresownie w dodatku, prawda że dla własnego kaprysu, ale przecież czyn tak szlachetny musiał w nim obudzić podziw i szacunek, na który ze wszech miar zasługiwał. Po drugie, cóż, Legara był tylko drobnym bandytą, utrapieniem władz miejskich. Czarodziejki nie przejmują się takimi za bardzo. Na świecie jest dużo straszniejszych rzeczy. Żmijkę mogły przerażać perspektywy jednostajnej podróży, złego jedzenia, braku trunków, widoku nieumytych włosów u wszystkich spotkanych przejezdnych, braków we wszystkim tym, co było zdobyczami cywilizacji. Czyli rzeczy prawdziwie niepokojące i straszne. Co prawda nawet z nimi magia potrafiła sobie radzić. Istniały iluzje zdolne pokonać każdą monotonię. Szkoda tylko, że nie dało się wyczarować prawdziwego mężczyzny. Choć można uwodzić za pomocą zaklęć i eliksirów, Żmijka jak dotąd nie korzystała z tej drogi, uważając, że to jednak cynizmu tak skracać drogę flirtu. Jak widać była romantyczką i tradycjonalistką. Ale znała i takie kolekcjonerki, co nie traciły czasu na ceregiele.

Wracając do tematu mężczyzn w lesie, nie jest źle wiecznie ich spotykać. Przynajmniej tak pomyślała w pierwszej chwili.

Legara wyglądał okropnie. Ciekawe czy to z tęsknoty za wampirzycą Francescą, goszczącą u niezwykle zamożnego drwala? Złośliwy uśmiech przemknął przez twarz Nessy.
Niestety jego słowa diametralnie zmieniły nastawienie Nessy.
- Biedne dziecko – odpowiedziała na wymówki Legary wyraźnie zszokowana – Jak mogłyśmy się nie zaopiekować. Uratować, a potem pielęgnować. Doprawdy zadziwiające, że zrezygnowałam z tego przywileju.
- Radzę też nie mówić do mnie moja droga. Za mniejsze winy karałam prostaków. Daruję Panu ze względu na rany. I ponieważ moja romantyczna dusza wierzy, że po prostu cierpi Pan z miłości. Szkoda, że tak poważnie zaszkodziło to Panu na głowę.
- Choć pewnie w rodzinnym przysiółku mężczyźni chleją a kobiety zapieprzają. Nie zastanawiał się Pan nad powrotem w ojczyste strony?
- Uratowałam życie i odtransportowałam do karczmy. I śmiałam nie zostać niańczyć.
- To nauczka dla mnie. Nie leczyć prowincjuszy. Żegnam Pana.

Nie odwróciła się jednak tyłem. Naprawdę lubiła przystojnych mężczyzn, ale musieli pachnieć i mieć dobre maniery. Sposób, w jaki zachował się przyjaciel Francesci oburzył ją okrutnie. Czekała aż odsunie się od niej i zniknie z pola widzenia. Gotowa w każdej chwili mu w tym pomóc.
 
Hellian jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:21.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172