Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-10-2008, 21:50   #125
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Marianne

Nawet nie zdążyła zamienić paru słów z nieznajomym, z którym razem uciekli spod miecza i deszczu, gdy do izby wpakował się nieproszony gość. Słuch wcześniej jej nie mylił. Cholerny truposz ze skręconym karkiem pozbierał się jakoś i wybrał się z wizytą. Za nim przytelepał się woźnica, ten sam, który tak nachalnie wpatrywał się w jej biust.

- Niby cywilizowane miasto, a byle kto pcha się bez zaproszenia - powiedziała, zapominając równocześnie o tym, jak sama dostała się do tej izby. - I nie rozumieją, co to znaczy, kiedy kobieta mówi 'nie'.

Chwyciła pierwszy z brzegu przedmiot i rzuciła w woźnicę. Po izbie rozniósł się zapach, który w małych ilościach byłby może przyjemny, ale w tej chwili wydał się jej przeokropnym smrodem.

Co za świństwa używają w tych miastach - pomyślała, odczuwając gwałtowną tęsknotę do świeżego powietrza. Ale od tego powietrza odgradzała ją powykrzywiana sylwetka truposza, który najwyraźniej nie potrafił zrozumieć, że trup powinien spokojnie leżeć i się nie ruszać...

- Baby ci się zachciało, łachmyto? - spytała widząc, że chodzące zwłoki kierują się w jej stronę.

Miska, ciosem na odlew umieszczona na facjacie umarlaka, powstrzymała na chwilę jego marsz. A w sekundę później solidne kopnięcie w kolano zwaliło go na podłogę.
Problem polegał na tym, że trup nie zamierzał tam pozostać i zaczął się z wolna podnosić.

- Jeszcze nie pojąłeś, że rolą zwłok jest leżeć? - wrzasnęła oburzona Marianne. Odrzuciła trzymaną miskę i chwyciła ciężkie nożyce. Silnym ciosem przygwoździła prawe ramię trupa do drewnianej podłogi. I poprawiła kopniakiem w głowę.

Odwróciła się w stronę walczącego mężczyzny. Ten właśnie kończył swój pojedynek.

- Co tak długo? - spytała.

Marianne i Eryk

Eryk uśmiechnął się. Ciut krzywo. Sarkazm w głosie dziewczyny niezbyt mu odpowiadał.

- Nie chciałem go zabijać. Trupy mają jakąś wadę i nie chcą spokojnie leżeć... Poza tym nie są tak rozmowne, jak żywi - dodał.

Błysk w jego oku poinformował dziewczynę, że rozmowa z woźnicą nie będzie spokojną pogawędką przy kuflu piwa...
Podniósł się i wyciągnął dłoń do Marianne.

- Eryk - przedstawił się. Obejrzał Marianne od stóp do głowy. - Eryk Halsdorf. Nie szuka pani czasem pracy?

- Marianne - odpowiedziała uściskiem na uścisk. Schyliła się, podniosła leżący na podłodze miecz. - Odpowiednia praca byłaby mile widziana - dodała. Była bez grosza, a ten gość, Eryk, dysponował gotówką.

Eryk schylił się, by podnieść kilka monet, które wcześniej spadły na podłogę. Gdy sięgał po ostatnią tuż nad jego głową śmignął bełt.

Oboje podnieśli głowy.
Na schodach stał balwierz i przeładowywał kuszę. Zanim którekolwiek z nich zdążyło coś powiedzieć broń została skierowana w ich stronę.

- Raz, dwa... - usłyszeli.

Nie czekając na magiczne 'trzy' znaleźli się na dworze.

- Gdzie jest reszta? – pytanie Marianne zostało niemal zagłuszone przez lejący się strumieniami deszcz.

Eryk nie odpowiedział od razu. Wokół nikogo nie było widać.

- Może pójdziemy tam - wskazał wylot ulicy, nieco zatarasowany przez leżące pojazdy. – Jest duża szansa, że któryś z nich pobiegł w tamtą stronę...
 
Kerm jest offline