Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-10-2008, 23:28   #44
mataichi
 
mataichi's Avatar
 
Reputacja: 1 mataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie coś
Gelimycetes, Chatka Pana Kapelusznika, dzień pełnego wzrostu.

Wszyscy


- No nikt nie jest głodny? A takie dobre tosty przyrządziłem. – Kapelusznik pokręcił głową, niepocieszony najwyraźniej faktem, iż cała jego praca włożona w przygotowanie śniadania została niedoceniona. Oklapł na jedno z krzeseł przy stole i podrapał się po brodzie.

- Thimoty ma rację, rozdzielenie się to najszybszy sposób na wykonanie zadanek wszakże na czasie zależy nam najbardziej. – mrugnął porozumiewawczo. – Jak na mój gust składy drużyn powinny wyglądać następująco. Hmmm powiedzmy, że w pierwszej będzie Acheont, Thimoty i Dagata…tak to dobry pomysł. – ugryzł spory kawał tosta i przeżuwając zastanowił się jeszcze przez chwilę nad swoim wyborem.

- Czyli w drugiej drużynie zostali Lorelei, Nigel i Niaa.Kocica mogłaby przysiąc, że dostrzegła dziwny błysk w oku, gdy mężczyzna wyczytał jej imię. Sama nie dała nic po sobie poznać dalej przymilając się do „Pani Czarodziejki”, robiąc się przy tym coraz bardziej natarczywa.

Nigel obdarzył Wiedźmę długim i smutnym spojrzeniem, jednak zmilczał przydział do innej grupy.

- W każdej drużynie będzie znajdował się jeden pierścień, za pomocą, którego można się przemieszczać między światami. Wystarczy, że pomyślicie o grzybkach, jakie nas otaczają w tym świecie i przekręcicie pierścień trzy razy na palcu a portal otworzy się w pobliżu. Proste prawda? – klasnął dłonią w kolano i ponownie podniósł się gwałtownie z siedzenia. Wyciągnął z kieszeni małą kostkę złożoną z małych kwadratowych bloczków, przy czym część z nich była dziwnie ze sobą połączona. Paytonowi przypominała zwyczajną kostkę Rubika.



- A teraz czary-mary i…- palce Pana K. poruszały się w błyskawicznym tempie zmieniając i przestawiając miejsca bloczków. Nagle zatrzymały się osiągnąwszy najwyraźniej pożądany układ.

- Włącz się.– wyszeptał do sześcianu a ten zaczął się rozkładać lewitując w powietrzu…kwadraciki rozsuwały się tworząc szarą ramkę. Gdy ta była gotowa, niebieski przezroczysty obraz pojawił się w jej środku.



Kapelusznik nic dalej nie wyjaśniając, stukał palcami w dziwny „obrazek”, a po chwili wyświetliły się na nim rzędy dziwacznych liter.

- Aigen, świat, do którego uda się pierwsza drużyna.- krótko wyjaśnił i zaczął czytać. – Jest to jedyny świat, w którym to zwykłe istoty niższe korzystają z mocy boskiego przedmiotu Ech ciężko mi to sobie nawet wyobrazić, ale według moich informacji obróciło się to przeciwko nim. Specjalny Opiekun strażnik, który miał mieć pieczę nad tym światem został delikatnie mówiąc pozbawiony pracy w brutalny sposób i teraz istoty niższe rządzą się jak chcą. – prychnął podkreślając tym swoją odrazę. – W tym świecie znajduje się podobno grzebień. Nic więcej nie wiadomo, oprócz tego, iż miejsce, w którym znajduje się przedmiot da się rozpoznać na pierwszy rzut oka.

- Dobra teraz następny, Kaydoo. – znaki na ekranie zmieniły się diametralnie i wyglądały jak chaotycznie ułożone kółka na ekranie. – Oszz ten nooo… traficie do świata, którym włada Kalista, istota wyższa taka jak ja. Będziecie mieli ułatwione zadanie, bowiem wystarczy, że przekonacie ją, aby oddała wam przedmiot. Nikt jej o to nie podejrzewa, lecz ja jestem prawie pewien, iż jest strażniczką szkatułki. Powołajcie się na mnie gdyby nie chciała was wysłuchać. Poza tym bądźcie mili, ona jest dość wrażliwa i wybuchowa…

Kapelusznik wyraźnie zmieszał się gdy wspomniał o tajemniczej istocie i nie chcąc dalej ciągnąć tematu machnął parę razy ręką i przegryzł kolejnego tosta. Część z drużyny chcąc czy nie chcąc dosiadła się do stołu, głód zaczął im dokazywać, a tosty przygotowane przez gospodarza, smakowały wyśmienicie.

- Dobrze, to chyba wszystko. Pan K. niespodziewanie spoważniał i jednym dotknięciem spowodował, że lewitujący ekran znów zmienił się w niewielką kostkę. - Żałuje, że nie mam więcej informacji na temat tamtych światów. Musi wam się udać. Pamiętajcie, do komunikacji między grupami będzie służyła wam Karolinka

- Tak, tak! Damy z siebie wszystko.
- Nie macie się czego bać.
- Ja pójdą z Koteczkiem i panią Różą.
- A ja z siostrzyczką, panem Żołnierzykiem i panem Świetlikiem.
- Tak!

Obie Karolinki przybiły sobie piątki, roześmiane jak mało kiedy. Nawet wspomnienie wczorajszej walki o życie i zapłakanych twarzyczek, wydawało się mało realne patrząc na ich uśmiech. Wesołe szczebiotanie przerwał wreszcie Kapelusznik głośno chrząkając

- No już dobrze, dobrze. Napełnijcie wszyscy żołądki i przygotujcie się, a za trzy kwadranse spotkamy się w ogródku. On jest chroniony przed grzybkami. – dodał na pożegnanie i zniknął w drzwiach.

Niektórzy szybciej, niektórzy wolnej, ale wreszcie wszyscy zebrali się w małym ogródku. Wiedźma zdecydowanie czuła się kiepsko widząc unoszącą się zaledwie parę metrów od nich ścianę fioletowej śmierci. „Jeden łyk powietrza wystarczyłby, żeby uśmiercić każdą istotę.” – słowa Kapelusznika, choć niechciane same wpakowały jej się do głowy.

W końcu pojawił się i sam gospodarz, ubrany w…garnitur. Sprawiał zupełnie inne wrażenie niż przez całe ich spotkanie, a przynajmniej wyglądał pozytywniej, bo nie pozbył się swojego denerwującego tonu…


- No to co? Powodzonka, nie muszę wam przypominać jaka jest stawka. Jestem pewien, że dacie z siebie wszystko. – Uśmiechnął się szeroko, i wykonał kilka dziwnych gestów dłońmi w powietrzu. Wszyscy poczuli dziwne serie dreszczy na ciele, a przed nimi powoli zaczęły otwierać się portale. Wyglądała zupełnie inaczej, niż kiedy Karolinka je robiła…zdecydowanie przyjaźniej. Były to po prostu dwie proste futryny najzwyklejszych drzwi. Z lewej dobywało się zielone światło, z prawej czerwone.

- Nic ładniejszego nie wyczaruje…ech bzdurne zabezpieczenia, dobrze, że was uda mi się, choć przepchnąć. Drużyna pierwsza do prawego portalu, a drużyna druga do lewego. Na co czekacie? Śpieszcie się, długo ich nie utrzymam aktywnych. – Na twarzy Pana K pokazał się grymas sporego wysiłku. Musiał mocować się z nie lada siłami.

Wreszcie nadszedł na was czas opuszczenia chatki Szalonego Kapelusznika. Może nigdy już nie będzie wam dane zobaczyć jej ponownie?

Mężczyzna zamknął portale jak tylko zniknęła za nimi ostatnia osoba. Stał jeszcze przez chwilę wpatrując się w pusty ogród, gdzie jeszcze przed minutą stała drużyna bohaterów, której powierzył zdobycie przedmiotów, mogących ocalić wszechświat…kolejna drużyna.

- Pora samemu zabrać się do pracy…


***


Aigen, 135 rok, 5 miesiąc, 54 dzień Nowego Porządku

Acheont, Dagata, Thimoty


To się nazywa mieć szczęście. Trafili z ładnej zielonej polanki wprost do cuchnącego odpadkami zapyziałego zaułka, w którym było całe składowisko pustych kartonów. Wokół nich wyrastały potężne, toporne betonowe budowle, pokryte głównie sadzą. Powietrze było, aż ciężkie od pyłów a niebo pokrywały ciemne gęste chmury. Wokół nich nie było żadnej żywej duszy, jednak w oddali słuchać było ciche odgłosy…Rangers rozpoznał, że były to odgłosy wystrzałów..

- Fuuuj, ale tu śmierdzi. - marudziła Karolinka i oddała całą salwę kichając.

Wielkiego szoku doznała Wiedźma. Wychowana w lasach, pierwszy raz miała styczność z tak potężnie skażonym środowiskiem. Kaszlała co chwilę, a oczy nie chciały przestać łzawić. Nawet Acheont musiał przyznać, że mając za sobą odwiedziny w wielu światach nie widział nigdy czegoś tak paskudnego…no może, poza dziwnym uniwersum znajdującym się w żołądku pewnej gigantycznej żaby, jednak to wspomnienie, wolał wyrzucić z pamięci.

- Patrzcie.Thimoty zauważył to pierwszy i wskazał palcem w niebo. Ogromna dziwaczna budowla wybijała się ponad szczyty paskudnych budynków, a jej czubek ginął gdzieś dopiero w chmurach. Zdecydowanie wyróżniał się spośród tutejszej architektury i znajdował się zaledwie parę kilometrów od nich.

Nie czekał ich jednak przyjemny spacerek…

Hałasy przybliżyły się niespodziewanie szybko, za szybko żeby móc na nie odpowiednio zareagować. Zza rogu budynku w tej samej chwili wybiegło trzech mężczyzn ubranych w łachmany. Pędzili co sił w nogach w kierunku drużyny. Uciekali, nie trzeba było specjalnej dedukcji, żeby być tego pewnym.

Za rogiem coś niepokojąco hałasowało, zbliżało się…

- Uciekajcie, puszka się zbliża! – Krzyknął jeden z mężczyzn i dopiero teraz trójka bohaterów mogła dostrzec na jego twarzy wyraz wielkiego przerażenia.

- Ojoj kłopociki - stwierdziła Karolinka i wyciągnęła parasolkę przed siebie.

Cokolwiek nadchodziło, oznaczało kłopoty.


***


Kaydoo, dzień.

Lorelei, Niaa, Nigel


- Ale nam się trafiło, ciekawe czy druga grupa ma równie dobrze? – odezwał się po paru minutach Nigel nie mogąc uwierzyć własnym oczom.

Wylądowali w samym środku cudnego ogrodu, gdzie zewsząd otaczały ich przeróżne okazy drzew i rozmaita roślinność. Ptaszki pięknie wygrywały melodyjki na swoich dziobach, słonko przyjemnie ogrzewało. Po prostu istny raj.

Lodowa Róża pierwszy raz w życiu zobaczyła tyle zieleni w jednym miejscu, na Lodowych Pustkowiach trzymanie przy życiu jakiejkolwiek roślinności wymagało wysiłku. Niaa za to radośnie ganiała za parą żółtych motylków motylów, robiących powietrzne piruety nieopodal, choć miało cały czas oko na Obdarzoną, do której lgnęła przy każdej lepszej okazji. A Karolinka...Karolinka po prostu wąchała co rusz jakieś kwiatki, kręcąc się wokoło.

Zebranym nie pozostało nic więcej poza, udaniem się wytyczoną ścieżką. Mijali piękne oczka wodne, stare i drewniane mosty i ozdobne rzeźby o rozmaitych kształtach. Im dłużej szli tym coraz bardziej stawało ich coś niepokoić. Las ucichł stopniowo, nawet żaden owad nie bzyczał w pobliżu. Tak jakby to drzewa i krzewy ich nasłuchiwały. To dziwne przeczycie udzieliło się wszystkim.

Nie zważając na to, szli dalej, aż dróżka doprowadziła ich do drewnianej, wielkiej bramy, stojącej tuż za gęstszym zagajnikiem. Z każdym kolejnym krokiem tajemnicze wrażenie bycia obserwowanym narastało…

Pierwsza zareagowała Niaa odskakując w porę, zanim jeden z korzeni zdołał owinąć się jej wokół kostki. Na wszystkich drzewach zaczęły pojawiać się twarze ludzi, a korzenie i gałęzie z zadziwiającą prędkością pognały w kierunku bohaterów. Zagajnik był pułapką na nich. Nigel, Lorelei i Karolinka, byli zbyt wolni by uniknąć uwięzienie, jedynie Kocica jakimś cudem unikała ataków, lecz i ona po paru sekundach została uwięziona. Pnącza co raz bardziej się zacieśniały.

- Nasza pani, chce wiedzieć, po co przybiliście do jej świata? Odpowiedzcie a może daruje wam życie. – jedna z drewnianych głów oznajmiła grubym męskim głosem.

- A jak nie, to rozerwiemy was na strzępy hi hi hi. – zaśmiała się inna szpakowata twarz.

Zdecydowanie nie tak miało wyglądać ich powitanie. Czy wyjdą cało z zasadzki i czy Opiekunka tego świata ich wysłucha?
 

Ostatnio edytowane przez mataichi : 17-10-2008 o 23:39.
mataichi jest offline