Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-10-2008, 15:27   #11
Nicolas
 
Reputacja: 1 Nicolas nie jest za bardzo znany
Trójka Spokrewnionych przeszła przez drzwi i trafiła do średniej wielkości pomieszczenia. Typowa sala konferencyjna z długim stołem po środku i fotelami dookoła. Na stole znajdował się pilot. Zwykły pilot wyglądający jak każdy inny do telewizora, DVD, bądź jeszcze czegoś innego. Pod dwoma przeciwległymi ścianami znajdowały się wysokie regały z książkami, natomiast naprzeciw drzwi wejściowych było okno, zasłonięte w tej chwili tak samo, jak te w głównej sali Elizjum. W pokoju do ich przybycia nie było nikogo, Książę musiał zniknąć za kolejnymi drzwiami, w tej chwili zamkniętymi. W sali panował zaduch. Okno było zamknięte i pewnie rzadko kiedy było inaczej niż teraz. Dla osób innych niż kainici przebywanie tu na pewno nie było czymś przyjemnym. Dość szybko robiło się duszno, gorąco. Gdy dochodziła do tego nerwowa atmosfera ludzie stawali się coraz bardziej zdenerwowani, ulegli. Jeśli ktoś potrafił wytrzymać takie warunki to z pewnością potrafił zapanować nad innymi będącymi w tym pomieszczeniu.

Szeryf zamknęła z trzaskiem drzwi tuż po tym jak wszyscy już weszli i od razu chwyciła pilot celując w jedną ze ścian. Nie czekała nawet na to by wszyscy zdążyli usiąść. Jedynie Langhammer zdążył to zrobić manifestując swój styl bycia, bądź taki styl bycia jaki, jego zdaniem, w tej chwili da mu najwięcej korzyści. Szeryf skomentowała to lekkim uśmiechem na ustach. Ci, którzy to zauważyli mogli zastanawiać się co miał oznaczać ten uśmiech, jednak nie mieli na to zbyt wiele czasu.

-A teraz wszyscy macie się zamknąć i oglądać.

Po tych słowach z sufitu wyłonił się 18-sto calowy ekran LCD. Wysunął się niemal bezszelestnie, więc mógł zaskoczyć osoby, które były w tej sali po raz pierwszy. Wpierw na ekranie pojawiło się niebieskie tło, które dość szybko przerodziło się w obraz jakieś ciemnej uliczki, już po zmierzchu...

***

-Proszę tędy Frau Hirsch.

Z wciąż niezmiennym kamiennym wyrazem twarzy Primogen Ventrue otworzyła drzwi do sali konferencyjnej wpuszczając tam Malin i wchodząc zaraz za nią. Drothea była, mimo swych wewnętrznych odczuć, dużo bardziej opanowana niż szeryf, więc tym razem drzwi nie zamknęły się z trzaskiem, lecz cichym skrzypnięciem- od razu odnotowanym w pamięci Ventrue.

Niemalże w tym samym momencie, w którym Dorothea dotknęła klamki drzwi, szeryf zatrzymał odtwarzany obraz i odwróciła się gwałtownym ruchem. Na jej twarzy znów było widać zdenerwowanie. Spojrzała wpierw na wchodzącą Malin, a potem na Dorotheę:

-A co ona tu kurwa robi?- Ręką wskazała na Malin.
-Przypominam Ci, że powinnaś się lepiej zachowywać. Zwłaszcza w takiej sytuacji.
-Mam w dupie jakieś twoje konwenanse, zwłaszcza w takiej sytuacji.- Regine zaakcentowała ostatnią część zdania patrząc prosto w oczy primogen Ventrue.
-Frau Hirsch z chęcią wspomoże nas tak, jak i pozostała trójka.- Dorothea obmiotła spojrzeniem pomieszczenie i zebranych w nim Kainitów, jednak żadnemu nie poświęciła więcej czasu i uwagi niż parę sekund.- Musisz więc przekazać informacje również jej. Mam nadzieję, że się rozumiemy.- Wymowne spojrzenie Ventrue i ton jej głosu sprawiły, że szeryf zamilkła.- Cieszę się, że doszłyśmy do konsensusu. A teraz żegnam.

Dorothea uśmiechnęła się bardzo delikatnie, rzuciła okiem na Malin i wyszła z pomieszczenia. Tymczasem szeryf patrząc na drzwi wyszeptała:

-Pieprzona suka.- Po chwili dodała już głośniej patrząc na Malin.
- Nie wiem czym jej podpadłaś i mam to głęboko w dupie, ale masz się teraz zamknąć i patrzeć na ekran.[/i]

Po tych słowach po raz kolejny wcisnęła przycisk pilota i na ekranie zaczął odtwarzać się film...


Łuna księżyca oraz latarni oświetlały uliczkę pomiędzy jakimiś dwoma kamienicami. Nie dało się określić jakiś ważniejszych budynków- ot, jedna z wielu uliczek w ponad półmilionowym mieście. Dwa wąskie chodniki, a pomiędzy nimi brukowana droga. Nagle rozległ się hałas.

To wiatr pchnął pustą aluminiową puszkę po piwie lub jakimś napoju gazowanym, ale w tym miejscu wydawało się to być bardzo głośne i nagłe. Z tego jak wszystko wyglądało ocenić można było, że pora była dość późna. Z pewnością noc, a nawet jej środek. W pewnym momencie w uliczce pojawiła się jakaś postać. Wysoka ubrana w długi, szary płaszcz. Szła dość wolno kulejąc na lewą nogę. Na głowie miała czapkę, czarną wełnianą czapkę zakrywającą głowę i uszy. Na pewno przydatna część garderoby o tej porze roku, zwłaszcza nocą, gdy jest jeszcze zimniej. Co do temperatury to można było ją określić po tym, że z ust ofiary wydobywały się strużki pary przy każdym oddechu. Zaraz... ofiary?

Nagle rozległ się krzyk. Męski krzyk, po którym można było określić, że osoba albo była już starsza, albo miała problemy z gardłem. Lekka chrypa, trochę drżący głos. Choć z drugiej strony może to przerażenie wywołało taki, a nie inny ton? Minęło parę sekund nim dało się zauważyć przyczynę owego krzyku. Zgarbiona postać rzuciła się na mężczyznę uderzając go wpierw w brzuch, a potem w twarz. Ofiara zawyła z bólu, ale odpowiedziała napastnikowi. Uderzenie trafiło prosto w szczękę. Dosłownie. Zagłębiło się wewnątrz jamy ustnej, która z dzikim spełnieniem i radością zacisnęła się miażdżąc kości. Popłynęła krew, która dodała wigoru atakującemu. Odepchnął z całej siły mężczyznę tak, że ten uderzył o ścianę kamienicy. Parę cegieł ukruszyło się i spadło na ziemię. Swoją drogą napastnik nie wypuścił dłoni ofiary z ust co sprawiło, że gwałtowność uderzenia wyrwała samotną teraz już dłoń. Kolejny krzyk, ten jednak się szybko urwał. Zgarbiona postać podskoczyła do zaatakowanego i zbliżyła głowę do jego szyi. Zamarła w takiej postawie na najbliższe pół minuty, po których to mężczyzna padł martwy na chodnik. Napastnik natomiast chwilę przyglądał się ciału, a potem zniknął. Nie, nie jest to metafora. On nie odszedł w którąś ze stron tylko najzwyczajniej... lub i niezwyczajnie zniknął.


Obraz znów zmienił się na niebieski by po chwili zniknąć. Szeryf wcisnęła kolejny guzik, co sprawiło, że ekran schował się w sufit, i odłożyła pilota. Przyglądała się twarzom zgromadzonych, by po chwili wypowiedzieć to, co dla niej było jasne od początku. To, czemu ich tu wezwała. Co prawda nie planowała, że to będą właśnie oni... ale to oni się napatoczyli. Cóż, ich pech.

-Macie dorwać tego Spokrewnionego. Nie wiem kim on jest, do jakiego klanu należy, ani co do jasnej cholery robi we Frankfurcie, ale macie go dorwać. Wpierw dowiedzcie się kim on jest by Książę mógł ogłosić Krwawe Łowy, a potem go dorwijcie i zabijcie. Od razu mówię, że nie obchodzi mnie jak to zrobicie, ale jeśli czegoś potrzebujecie by tego dokonać to teraz macie jedyną okazję by o to poprosić.- Przyjrzała się zebranym raz jeszcze.- Nie dostaniecie wszystkiego co się wam zamarzy, więc nie mówić mi tu o swoich pieprzonych marzeniach. Zresztą i tak wszystko, czego teraz będziecie chcieli będziecie musieli zwrócić.- Uśmiechnęła się zadziornie.- W stanie takim, w jakim dostaniecie. A teraz jeszcze co do tego ścierwa co łazi po mieście i jawnie łamie Tradycje, to wiemy, że coś się działo wczorajszej nocy w Kościele na Juliusstrasse. Tam powinniście zacząć poszukiwania.- Zamilkła. Gdyby wciąż oddychała to pewnie właśnie w tej chwili nastąpiłby tak zwany „głębszy oddech”, jednak tak mogła jedynie zamilknąć.- Jakieś pytania?
 
Nicolas jest offline